środa, 29 sierpnia 2018

"Głębia. Bezkres" - Marcin Podlewski


Tytuł: Głębia. Bezkres
Cykl: Głębia (tom 4)
Autor: Marcin Podlewski
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Data wydania: 27.06.2018r.
Liczba stron: 814


Czy dacie się pochłonąć Bezkresowi?

To czwarta już wyprawa prosto w Głębię wraz z Marcinem Podlewskim (recenzja trzeciego tomu tutaj). Czwarta i... ostatnia? Naprawdę??? Mój Boże, na to wygląda... Pierwsza refleksja? - smutek!... (przez wielkie, ogromne "S"...).

Kosmos... Galaktyka... GŁĘBIA... Historia stworzona przez Podlewskiego rozkręcała się z każdym kolejnym tomem i choć do łatwych (zwłaszcza na początku tej przygody) nie należała, to... porwała :) Stąd ten żal, że to już koniec. Żal i niedowierzanie... z domieszką maleńkiej nadziei, że może jednak... coś - cokolwiek jeszcze w tym cyklu powstanie? :) ... Oj, chciałbym...

Przy ostatniej recenzji Głębi już o tym pisałem, ale powtórzę - temat w jakikolwiek sposób związany z kosmosem i wszechświatem jest w fantastyce mocno wyeksploatowany, stąd wielkie brawa i ukłony dla autora za to, że wycisnął z tej cytrynki COŚ TAKIEGO. Niby nic odkrywczego nie ma w temacie walki z wrogiem, gdzie dysproporcja sił jest - delikatnie mówiąc- niekorzystna, niby nie ma nic nowego w pomyśle na fabułę, a jednak... kolejny raz można się przekonać, że o wartości książki (czy cyklu) nie decyduje tylko sam pomysł, ale i jego wykonanie w praktyce. Podlewski napisał coś, co na długo zapadnie mi w pamięć.

Jako że koniec wieńczy dzieło, w pamięć najbardziej zapadnie mi finałowa, obszerna relacja batalistyczna z decydującej o losach wszystkich kosmicznej batalii. Warto było przebrnąć przez 814 stron aż do tej ostatniej :) ... Nie mogę się tylko uwolnić od tego nieszczęsnego rozczarowania faktem, że to, wedle wszelkich znaków na niebie i ziemi, naprawdę koniec cyklu...

Gorąco polecam zarówno niniejszy tom finałowy, jak i wszystkie poprzednie (gorąco!). Nie rozczarujecie się, nie ma takiej opcji :) 

Dziękuję Fabryce Słów za egzemplarz recenzencki!



"Mówczyni" - Traci Chee


Tytuł: Mówczyni (tytuł oryginału: The Speaker)
Cykl: Morze Atramentu i Złota (tom 2)
Autor: Traci Chee
Wydawnictwo: Bukowy Las
Data wydania: 18.07.2018r.
Liczba stron: 400


Magia powraca!

Kontynuacja fantastycznej zeszłorocznej premiery - "Czytelniczki". Wracamy do świata pełnego magii, tajemnic i mocy płynącej... z książek :) Książki, jak może pamiętacie, są bowiem w wykreowanym na potrzeby cyklu Morze atramentu i złota cyklu artefaktami o wielkiej mocy, która nie dla każdego jest dostępna :)

Zaskakującym plusem lektury jest to, że dorównuje pierwszemu tomowi. Z reguły kontynuacje są nieco (mocno?) gorsze niż książki rozpoczynające jakiś cykl... Tutaj tom drugi dorównuje pierwszemu :) Co bardzo cieszy, "Czytelniczka" bowiem zostawiła po sobie świetne wspomnienia.

Akcja tomu drugiego rozpoczyna się dokładnie tam, gdzie skończyła się w pierwszym. Sefia i Łucznik, główni bohaterowie, uciekają tropiącej ich Straży. Wędrują przez królestwo Deliene, po drodze zaś ratują porywanych przez ich wcześniejszych prześladowców chłopców. Sefia zaś, korzystając z tajemniczej Książki, nabiera coraz większej mocy, a także wprawy nad panowaniem nad nią... Tajemnica śmierci jej bliskich wciąż pozostaje nierozwiązana, lecz z każdym krokiem Sefia zbliża się do rozwiązania tej zagadki. Lecz nic nie idzie tak do końca gładko i przyjemnie - Łucznik odnajduje coraz bardziej mroczną przyjemność w toczonej ze wspólnym wrogiem walce, co nie pcha go bynajmniej w żadne dobre rejony własnego "ja". Coraz bardziej możliwym staje się to, iż nie czeka go wesołe przeznaczenie...

Książka ma wciąż, ten sam co tom pierwszy, niesamowity klimat magii, tajemnic... Wykreowany przez Traci Chee świat pociąga swoimi barwami, sekretami... Piękne wydanie (okładka! :) ) tylko utrwala te wrażenia :) Na tym najbardziej wygrywa cykl Morza atramentu i złota - na niepowtarzalnym klimacie stworzonej przez autorkę opowieści. 

Mogę być szczery? Nie mogę się doczekać kolejnego tomu! :)

Polecam!

Dziękuję Wydawnictwu Bukowy Las za egzemplarz recenzencki.



niedziela, 26 sierpnia 2018

WYNIKI KONKURSU

LOSOWANIE ZA NAMI, WYNIKI NA STRONIE BLOGA NA FACEBOOKU:
https://www.facebook.com/cosnapolce/

DZIĘKUJEMY WSZYSTKIM ZA UDZIAŁ !!! :) :) :)






"Moje życie bez ciebie" - Anna Wysocka-Kalkowska


Tytuł: Moje życie bez ciebie
Autor: Anna Wysocka-Kalkowska
Wydawnictwo: Psychoskok
Data wydania: 08.12.2015r.
Liczba stron: 202


Nauka życia od nowa.

Piękna opowieść o szczęściu, stracie, rozpaczy i drodze ku zbudowaniu wszystkiego od nowa. Samego siebie, własnego życia... To też opowieść o tym, jak bardzo można się związać z drugą osobą i co strata takiej osoby jest w stanie nam uczynić. Zwłaszcza na płaszczyźnie emocjonalnej. To wiele kosztuje. Lecz... wszystko da się zacząć jeszcze raz.

Szczęście jest czymś co uskrzydla, lecz równie łatwo jak oszołamia - równie łatwo można je stracić. W wyniku wielu okoliczności, niekoniecznie z własnej winy. Tak właśnie rzecz ma się w odniesieniu do głównej bohaterki. Kiedy ginie jej ukochany - zostaje pustka. Rozpacz każdego dnia, łzy, smutek, całkowite załamanie... Prawdopodobnie nie widziała żadnego wyjścia z tej sytuacji, lecz... życzliwi ludzie wokół, cierpliwość otoczenia, spokój i cisza miejsca, w którym pęd codzienności nie jest najważniejszy, a także pewna opieka z zewnątrz (o czym troszkę później)... to wszystko razem wzięte, dzień po dniu... pozwala Agacie wrócić na właściwe tory. Nie od razu... powoli. Lecz we właściwą stronę.

Książka to w zasadzie jedno wielkie studium smutku i drogi ku pogodzeniu się ze stratą. Lecz droga ta jest, przynajmniej w tej opowieści, konstruktywna. Po prostu... "da się". Nie jest to łatwe, kosztuje wiele sił, energii, cierpliwości, łez... ale jest wykonalne. I - kto wie? - może nawet na końcu można będzie sobie przypomnieć... jak wygląda własny uśmiech? :) ...

Lektura pouczająca, choć smutna... Na pewno wartościowa. Jedynym, co według mnie jest małym minusem (choć w sumie jako element całości fajnie się ten zabieg w całość wkomponował) to fakt użycia przez autorkę, o czym już wspomniałem, pewnej "opieki z zewnątrz", pojmowanej jako siła wyższa płynąca z niebios... To się ładnie ze wszystkim innym komponuje, lecz... czy rzeczywiście konieczne było łączenie tej historii z aż tak mocno zarysowanym elementem wiary, duchowości i sprowadzeniem tego elementu tak mocno... "na ziemię"?... To chyba w aż takim stopniu nie było - według mnie - potrzebne.

Polecam.

Dziękuję Wydawnictwu Psychoskok za egzemplarz recenzencki.



"Sypiając z Panią G. Historia przemocy" - Adaśq Kowalczuk


Tytuł: Sypiając z Panią G. Historia przemocy
Autor: Adaśq Kowalczuk
Wydawnictwo: Psychoskok
Data wydania: 19.06.2018r.
Liczba stron: 164


Facet to świnia? O nie, nie zawsze.

Jak widać po tej książce - może być DOKŁADNIE na odwrót. Lekko się można po wielu opisach w tej lekturze wzdrygnąć... choć cała książka ma humorystyczny i pogodny wydźwięk ;) Nie powinno to jednak przesłaniać czytelnikowi istoty rzeczy, którą jest opis piekła między dwojgiem ludzi... piekło to zaś stwarza nie mężczyzna (obdarzony w książce pseudonimem "Prosiaczek"), lecz... kobieta (obdarzona znamiennym pseudonimem... "Gestapo").

Pozytyw tej opowieści to przede wszystkim wniosek, że z każdego piekła na ziemi da się wyjść. Że można poukładać rzeczywistość na nowo, odcinając całkowicie to, co toksyczne, to co pęta działanie i podcina skrzydła. To jest wykonalne - o czym przekonać ma ta historia... 

Co jest potrzebne do wyjścia w życiu na prostą? Przede wszystkim poczucie własnej wartości. Nie można pozwolić go w sobie zniszczyć, nie można pozwolić na to, żeby kazano nam myśleć o sobie w negatywny sposób. Rzeczy nazywać trzeba po imieniu, te złe również. I nie można się im poddać. Trzeba za to spróbować znaleźć w sobie siłę na to, żeby się pozbierać, otrzepać kurz... i zbudować wszystko od nowa. W poczuciu własnej wartości - to naprawdę szalenie ważne.

Książka cieszy mnie o tyle, że pokazuje - bez wdawania się w rozważania na temat tego, czy to czysta fikcja, czy pisana pod pseudonimem forma mrocznego pamiętnika z dawką ironii i końcowego optymizmu - iż nie tylko męska część populacji jest powodem domowego zła w każdej możliwej postaci. Kobiety też to potrafią - oj, i to jak potrafią! :) ... Tylko że się o tym głośno nie mówi. Brawo - takie książki jak ta pokazują, że nie wszystko jest tylko czarne i białe. Rzeczywistość ma też mnóstwo odcieni szarości, a zło nie jest domeną tylko jednej, od zawsze określonej w społecznych stereotypach, strony.

Dziękuję Wydawnictwu Psychoskok za egzemplarz recenzencki.



"Taniec z motylami" - Anna Wysocka-Kalkowska


Tytuł: Taniec z motylami
Autor: Anna Wysocka-Kalkowska
Wydawnictwo: Psychoskok
Data wydania: 11.10.2017r.
Liczba stron: 240


Emocje, wspomnienia... i wiele innych.

Powieść pełna wartości, które powinny być w życiu ludzkim najważniejsze. Przyjaźń, miłość, bezpieczeństwo, swoje miejsce w świecie... Wszystko zaś zbudowane jako pewien obraz z połączonych skrawków myśli, wspomnień, emocji... Metafor w książce mnóstwo, a najładniejsza z nich, to ta o tańcu z motylami :) ... W końcu "Piękne, wartościowe życie jest jak taniec z motylami." ;)

"Taniec z motylami" to historia Zuzanny, która mierzy się z własną przeszłością, z rodzinnymi tajemnicami i z własnym wnętrzem, które - tak naprawdę - musi na nowo poukładać w jedną całość. Książka to historia momentami wesoła, czasami smutna... bardzo sugestywnie ukazująca, jak mogą się potoczyć koleje ludzkiego losu, z naczelnym płynącym z tego wnioskiem - bardzo różnie... Wniosek kolejny jest taki, że należy wyciągnąć naukę z wszystkiego, lecz zająć się tylko tym, na co mamy rzeczywisty wpływ. Tylko tym, co realnie możemy zmienić, ukształtować wedle naszej woli. A cała reszta... po wyciągnięciu (właściwych) wniosków trzeba się z nią po prostu pogodzić.

Refleksji po lekturze można mieć mnóstwo. Jeśli wczytać się uważnie... można chyba odnaleźć w tej książce coś dla siebie. Historie innych ludzi, nawet fikcyjne, mogą być użyteczne. Nawet jeśli są fikcją... Fikcja też może mieć swoją wartość :) (i, wierzcie na słowo - ma tę wartość z całą pewnością).

Polecam.

Dziękuję Wydawnictwu Psychoskok za egzemplarz recenzencki.



"Preludium. Skalani grzechem" - Konrad Morowski


Tytuł: Preludium. Skalani grzechem
Autor: Konrad Morowski
Wydawnictwo: Psychoskok
Data wydania: 19.06.2018r.
Liczba stron: 284


Dark fantasy :)

Ciekawy tytuł autora, którego dotąd nie znałem :) Fantastyka to bardzo wdzięczny z twórczego punktu widzenia gatunek, ale także gatunek wymagający. Konrad Morowski dość dobrze sobie w tych warunkach poradził.

Upadłe królestwo, a w nim miasto Dellan. Rzeczywistość pełna korupcji, wszechobecnego prawa silniejszego, mordów, krwi i naiwnych marzeń tych, których ta rzeczywistość jeszcze nie pochłonęła i nie zawładnęła ich duszami. Zaiste, mroczny jest klimat tej książki... Co ciekawe, nie brakuje tu też Inkwizycji ;)

Główny bohater to Nevo, uczeń mistrza Inkwizycji. Istotnych bohaterów książka ma o wielu więcej, co jest ciekawe o tyle, że dzięki ich perspektywie i sposobie postrzegania świata lepiej i w bardziej zróżnicowany sposób widzimy czym jest Dellan i jak funkcjonują rządzące nim prawa. Jak na stosunkowo niedoświadczonego twórcę (czego w ogóle nie widać po sposobie pisania) Morowski popisał się bardzo dobrym warsztatem jeśli chodzi o kreację postaci i ich poczynań. Dla książki to bardzo dobrze.
Jeśli chcielibyście przeczytać coś znanego (dark fantasy wszak do pionierskich gatunków literackich nie należy), lecz pokazanego w nowym wydaniu, to ta książka jest dla Was. Wielu odkrywczych elementów, jak wspomniałem, w tej lekturze nie znajdziecie, lecz wykonanie jest na tyle dobre, że sięgnięcie po "Skalanych grzechem" nie będzie raczej czasem straconym ;)

Dziękuję Wydawnictwu Psychoskok za egzemplarz recenzencki.



"Wszystkie dobre rzeczy" - Clare Fisher


Tytuł: Wszystkie dobre rzeczy (tytuł oryginału: All the good things)
Autor: Clare Fisher
Wydawnioctwo: Czarna Owca
Data wydania: 04.07.2018r.
Liczba stron: 320


Czy zasługujemy na kolejne szanse od życia?

Książka trochę trudna, przy tym bardzo mądra... a i wzruszyć potrafi. "Wszystkie dobre rzeczy" to pewna zamknięta historia głównej bohaterki, lecz to również coś więcej - to pewna metafora człowieczeństwa, zła i dobra jakie ono ze sobą niesie, a także suma rozważań na temat tego, czy - mimo wyrządzenia w życiu wielu krzywd innym - czy zasługuje się mimo tego na drugą i kolejne szanse...

Główna bohaterka jest osadzona w więzieniu. Stopniowo dowiadujemy się dlaczego, poznajemy także prawdę na temat tego, co nią kierowało kiedy dopuściła się karalnego czynu... Sama w sobie ta opowieść jest ciekawa, już tylko dla tej historii warto tę książkę przeczytać, lecz... mimo że jest to sedno fabuły, to jednak to tylko tło dla czegoś dużo ważniejszego w tej książce.

Zło... Każdy się go dopuszcza. Czasem nieświadomie, czasem celowo. Często krzywdząc tym innych. Ale i samego siebie, jeśli bowiem ma się pewien poziom samoświadomości, to popełnione czyny zawsze ciążą na sumieniu. Cieżko jest nieraz wtedy przetrwać... samemu ze sobą. W książce terapeutka głównej bohaterki daje jej zadanie - wypisać wszystkie dobre rzeczy, jakie zrobiła w życiu, jakich doświadczyła... i zestawić je z wyrządzonym przez nią złem. Po co?... Główna bohaterka w gruncie rzeczy nie jest złym człowiekiem. Zabieg ten jest więc po to, żeby uświadomić Beth, że ma w sobie wartość. Że jest mimo wszystko kimś dobrym. A finalnie, zabieg ten ma na celu uleczenie jej udręczonej duszy... Czy się uda? Tego się dowiecie z książki.

Druga szansa w życiu... I kolejne... Mówi się, że każdy na tę drugą zasługuje. W zasadzie to prawda... Czasem wiele kosztuje, żeby tę drugą szansę dać. Ale, jeśli ten ktoś jest jednak kimś dobrym... wtedy warto. Nie zawsze rzecz jasna, ale... dokąd zaszlibyśmy jako ludzie, gdybyśmy każdego ostatecznie i na zawsze skreślali? Każdy popełnia błędy. Niektóre można wybaczyć.

Polecam :)

Dziękuję Wydawnictwu Czarna Owca za egzemplarz recenzencki.



sobota, 25 sierpnia 2018

"Toksyczne słowa. Słowna agresja w związkach" - Patricia Evans


Tytuł: Toksyczne słowa. Słowna agresja w związkach (tytuł oryginału: The Verbally Abusive Relationships)
Autor: Patricia Evans
Wydawnictwo: Czarna Owca
Data wydania: 04.07.2018r.
Liczba stron: 320


Słowa to też przemoc.

Agresja... Zwykło się uważać, że słowo to dotyczy i określa (jedynie?) wszelkiego rodzaju agresywne zachowania i wynikające z nich, niejednokrotnie, rękoczyny. Nic bardziej mylnego. Słowa również są przejawem agresji. Również ranią. To, tak często pomijana i bagatelizowana, agresja psychiczna - wyrządzająca nie mniej szkód niż ta fizyczna.

Niniejsza książka za nadrzędną omawianą płaszczyznę agresji i przemocy słownej przyjmuje płaszczyznę związków. Przykładów na niedopuszczalne zachowania na tej płaszczyźnie znajdziemy w książce multum... Niestety... Jeśli jednak zło już się stało, książka ta pomoże nam w kilku rzeczach. 

Po pierwsze - książka pomoże rozpoznać i nazwać problem. Nie jest on bowiem tak oczywisty i nieraz wymaga wyraźnego wskazania palcem (przyczyn takiego stanu rzeczy jest wiele, jak bagatelizowanie problemu, czasem obwinianie samego siebie i usprawiedliwianie takich zachowań, czasem elementy syndromu współuzależnienia... a tak, słowna agresja bowiem, w pewnym przejawie patologicznym, jak każda inna patologia może być przedmiotem współuzależnienia strony, która jest jej ofiarą). 

Po drugie - lektura ta pozwala (w pewnym stopniu) na przepracowanie tego, co się stało. W samym sobie. Jak wiele razy bowiem przy okazji innych recenzji wspominałem, negatywne rzeczy dotyczące nas samych wymagają pewnego przepracowania. Choćby po to, żeby zrozumieć co i dlaczego się dzieje. I co to z nami "robi". Nie inaczej jest i w przypadku agresji słownej.

Po trzecie - po przeczytaniu (uważnym) można spróbować się zastanowić, co należy zrobić. Jak przeciwstawić się destrukcji kryjącej się w tym, co jest złem, i jak skutecznie walczyć. Nie tylko ze wspomnianym obszarem agresji. Również jak walczyć... o siebie. O własną wartość, dobre samopoczucie, samoocenę, jak poprawić stan własnej psychiki, emocji, nerwów... Autorka nazywa te wszystkie rzeczy dużo bardziej fachowo niż ja w tej recenzji, ale do tego się rzecz sprowadza. Walka ze słowną agresją, powiedzenie jej "nie" to przede wszystkim walka o samego siebie.

Książka jest świetnym studium wielu złych rzeczy, jakie mogą się dziać w związku między dwojgiem ludzi. Warto ją przeczytać, chociażby ku przestrodze, dla własnej edukacji - chociażby prewencyjnej. Jedyne co jest w moich oczach minusem książki, to narracja oparta na relacjach kobiet. Relacji mężczyzn tu się nie uświadczy, co może prowadzić do wniosku, że tylko i wyłącznie oni odpowiadają za przejawy agresji słownej i jakiejkolwiek innej. Nic bardziej mylnego! To również domena kobiet. Niekiedy w bardzo żenujący sposób domena kobiet, dodajmy... Tego wypośrodkowania w książce mi, niestety, brakuje. Szkoda, bo - niechcący - można wyciągnąć po lekturze zbyt wiele pochopnych wniosków opartych na uproszczeniach i żenujących stereotypach społecznych. Troszkę (mocno?) nie tędy droga.

Poza tym minusem - jak najbardziej polecam.

Dziękuję Wydawnictwu Czarna Owca za egzemplarz recenzencki.




"Strach ucieleśniony. Mózg, umysł i ciało w terapii traumy" - Bessel van der Kolk


Tytuł: Strach ucieleśniony. Mózg, umysł i ciało w terapii traumy (tytuł oryginału: The Body Keeps the Score: Brain, Mind, and Body in the Healing of Trauma)
Seria: Terapia traumy
Autor: Bessel van der Kolk
Wydawnictwo: Czarna Owca
Data wydania: 09.05.2018r.
Liczba stron: 496


Trauma...

Rzecz będąca często udziałem każdego z nas. Zresztą - źle powiedziane... Rzecz? Nie... Zespół odczuć raczej, odczuć smutnych, przytłaczających, nieraz podcinających skrzydła, budzących strach, lęk (a nawet rozpacz), zniechęcenie, poczucie beznadziejności i pustki. Trauma nie jest ani dobra ani bezpieczna na dłuższa metę dla nas samych - jeśli nic się z nią nie robi. "Strach ucieleśniony" ma z założeniu pokazać, co konkretnie zrobić można.

Pouczająca to lektura. Trauma jako taka jest przez autora na początek bardzo dogłębnie zanalizowana - przede wszystkim jako zjawisko, z przedstawieniem koncepcji psychiatrycznych, psychologicznych i neurologicznych włącznie (przedstawiono nawet obrazowe schematy działania ludzkiego mózgu w trakcie przeżywania traumy jako takiej, ze wskazaniem które jego obszary są za to przeżywanie odpowiedzialne - i jak to wpływa na całość "systemu" którym jest ludzki mózg). Teoria to bardzo mocna strona tej pozycji.

A praktyka? Również. Tu już przechodzimy na pole bardziej mentalne rzecz jasna, van der Kolk skupia się bowiem na przykładach z życia wziętych. Ludzkie tragedie... Jeśli niewiele o nich wiemy (czego każdemu życzę), to wiele można się o nich dowiedzieć z tej właśnie książki... Przekrój pełen - pustka, rozpacz, dogłębny i nieustający smutek, strach... a wszystko to konsekwencje różnych wydarzeń, odciskających na ludziach niezatarte piętno. Traumę może powodować tak naprawdę wszystko, co jest lub było w stanie nami dogłębnie, w negatywnym sensie, wstrząsnąć. Takie przeżycia... zawsze zostawiają ślady. Odbijają się na tym, jak człowiek funkcjonuje. I dochodzimy do tego, o czym wspomniałem na wstępie - zostawienie takich przeżyć samym sobie, jeśli były silne, nie spowoduje na dłuższą metę nic dobrego. Nic, oprócz coraz większych spustoszeń. W każdej w zasadzie dziedzinie życia. Wiele przykładów z pracy terapeutycznej, które przytacza autor, to kopalnia wiedzy, sposobów, pomysłów... Wartych uwagi. Traumy bowiem naprawdę nie powinno się zostawiać samej sobie.

Oczywiście, można mówić, że wszystko to kwestia siły charakteru, odporności psychicznej, itd. Racja. Lecz racją jest także twierdzenie, że pewne rzeczy mogą się z nami dziać "za kulisami", nawet jeśli nie zdajemy sobie z tego sprawy. I potem objawić się w najmniej stosownym momencie. Człowiek jest sumą pewnych doświadczeń, a te o szczególnie emocjonalnym charakterze zawsze zostawiają w nas ślad, choćbyśmy nie wiem jak bardzo oszukiwali samych siebie, że tak nie jest. Wniosek? Warto to wszystko, po jakimkolwiek traumatycznym fakcie, przepracować. Z kimś drugim, lub nawet samodzielnie - zależy kto jakiej formy przepracowania problemu potrzebuje. Społecznie pokutuje wciąż twierdzenie, że jakiekolwiek problemy wewnętrzne, natury emocjonalnej lub psychologicznej, to śmiechu warta farsa... Cóż - już nie te, ciemnogrodowe, czasy. Człowiek świadomy samego siebie powinien na wszystko zwracać uwagę. I niczego nie zaniedbywać. Dobrostanu emocjonalnego również (przede wszystkim?). To także część składowa naszego zdrowia, pojmowanego jako pewna całość. Ciało to nie wszystko. A w zdrowym ciele nie zawsze jest tylko "zdrowy duch". O tym właśnie "duchu" warto pamiętać - i nie zostawiać go samemu sobie.

Dziękuję Wydawnictwu Czarna Owca za egzemplarz recenzencki.



"Stając się sobą. Pamiętnik psychiatry" - Irvin David Yalom


Tytuł: Stając się sobą. Pamiętnik psychiatry (tytuł oryginału: Becoming Myself: A Psychiatrist's Memoir)
Autor: Irvin David Yalom
Wydawnictwo: Czarna Owca
Data wydania: 06.06.2018r.
Liczba stron: 464


Psychiatra - o sobie samym.

Szalenie ciekawa książka już w chwili, gdy bierze się ją do ręki tuż po lekturze opisu. Autobiografia psychiatry? Czyż nie będzie to ciekawe? Będzie :) Nawet bardzo :)

Słów kilka tytułem małego wstępu. Yalom to światowej sławy amerykański psychiatra, obecnie emerytowany. To jeden z pionierów psychoterapii grupowej, twórca (i to chyba w jego rysie zawodowym najważniejsze) koncepcji psychoterapii egzystencjalnej, która skupia się w swoim sednie na nieodłącznych i najważniejszych składnikach ludzkiego losu: samotności, wolności, lęku, śmierci i na potrzebie sensu. Nieszablonowy w podejściu do pacjenta, niejednokrotnie sięgający daleko do przodu w swoich pomysłach, wielka postać w obszarze psychiatrii. To bez wątpienia.

A jaki to człowiek? O tym bowiem jest (i w założeniu miała być) ta książka... To człowiek o trudnych relacjach rodzinnych, już od czasów dzieciństwa, ktoś przeżywający także swoje wnętrze, nie tylko wnętrza własnych pacjentów - przez to prawdopodobnie to tak dobry specjalista w swoim fachu. Próbując bowiem zrozumieć samego siebie, na gruncie własnych traum i problemów, chyba łatwiej jest odnaleźć ścieżki i drogi wiodące do kogoś drugiego, do kogoś kto potrzebuje pomocy. Paradoksalnie więc, być może własne problemy życiowe autora i sposób ich zrozumienia sprawiły, że był w stanie pomagać skutecznie innym.

Yalom to także człowiek o wielkim, czasami irytującym wręcz ego (lub, inaczej mówiąc, ktoś o skrajnie niezachwianej pewności siebie, żeby ująć to łagodniej), ale także ktoś, kto świadomy jest zbliżającego się kresu życia, a zatem ktoś bynajmniej wcale nie wolny od lęku przed śmiercią i końcem własnej egzystencji. Z książki wyłania się obraz kogoś bardzo świadomego własnego "ja", samego siebie, kogoś pełnego przemyśleń na temat siebie, innych, przemyśleń na temat sensu życia, istnienia oraz tego, co w tej egzystencji jest ważne. Naprawdę ważne, czasem bowiem za takie rzeczy bierzemy błahostki, a istotne jest zdrowie, dobrostan własny i umiejętność zachowania wewnętrznej równowagi, także w złych, przytłaczających chwilach. Ta książka może nas, czytających, wcale do tego nie przybliża, ale pokazując pewien przykład tychże przemyśleń, w i na osobie autora, pokazuje pewną drogę. To czy nią pójdziemy i - ewentualnie - usiądziemy by pomyśleć nad samym sobą, to już nasz wybór i nasza sprawa. Poczytać jednak chyba na ten temat nie zaszkodzi.

Polecam :)

Dziękuję Wydawnictwu Czarna Owca za egzemplarz recenzencki.



"Mama i sens życia. Opowieści psychoterapeutyczne" - Irvin David Yalom


Tytuł: Mama i sens życia. Opowieści psychoterapeutyczne (tytuł oryginału: Momma and The Meaning of Life)
Autor: Irvin David Yalom
Wydawnictwo: Czarna Owca
Data wydania: 13.08.2014r.
Liczba stron: 256


"Niektórzy ludzie tak boją się śmierci, że rezygnują z życia".

To nie jest tylko i wyłącznie, co sugerować może tytuł, książka o relacjach z matką, napisana z perspektywy obserwacji poczynionych w gabinecie psychiatrycznym (autor to emerytowany, światowej sławy amerykański psychiatra). Też, ale nie tylko. "Mama i sens życia" to bardzo mądra książka o poszukiwaniu... sensu. Często tam, gdzie tego sensu nie ma... lub gdzie nie sposób go dostrzec. To także opowieść o lękach, które są udziałem każdego z nas, a ponad wszystko spisana na 256 stronach rzecz, która pokazuje, że ktoś z problemem dotyczącym własnego wnętrza nie jest kimś gorszym niż ktoś, kto takiego problemu nie ma. Ten stereotyp wciąż istnieje w zbiorowej świadomości ludzkiej... a to spory błąd i wielka niesprawiedliwość w stosunku do innych.

Yalom ma wielki dar, który sprawia, że książka będąca z założenia pewnym podręcznikiem, staje się także barwną opowieścią o ludzkiej naturze, która ma wiele oblicz, również tych złych... Lecz właśnie do tego sprowadza się sens człowieczeństwa - do pokazania, że jest ono sumą zalet i wad, stron silnych i słabych, a wszystko to pod szyldem "Człowiek". To jest wielka wartość pozycji tego autora. Sam siebie Yalom przy okazji też wcale nie gloryfikuje, pokazuje czytelnikom siebie takiego, jakim jest - a więc także jako człowieka pełnego wad, słabości, lęków... Jako kogoś niedoskonałego, kto próbuje pomóć drugiemu niedoskonałemu komuś. Ludzkie podejście do człowieka - tak można by w skrócie przedstawić myśl przewodnią tej lektury.

Sedno lektury zaś? Lęki. Przed śmiercią, przed nieszczęściem, przed wszystkim, co pęta człowieka na co dzień z tych czy innych powodów. Kilka zawartych w tej książce opowieści to historie kilku pacjentów zmagających się z własnymi lękami. To taka trochę... podróż w głąb innego człowieka. Odbyta kilka razy - bo w kilku różnych przypadkach - lecz za każdym razem odmienna. I za każdym razem, choć trudna, to niosąca pozytywne przesłanie. Każdemu bowiem można pomóc. Przynajmniej w teorii... Praktyka jest trudniejsza, jeśli uwierzy się w to, że zawsze będzie już źle i widzi się tylko ścianę, lecz - tak przynajmniej każe wierzyć ta lektura - nie ma sytuacji bez wyjścia. Podobno... ;)

Dla kogo jest ta książka... Wbrew pozorom nie tylko dla psychiatrów, psychologów, ich pacjentów... Nie tylko. To książka dla każdego, kto chciałby poznać z trochę innej strony ludzką naturę, stronę pełną słabości, lęków i braku wiary w coś więcej, w coś dobrego. Coś dobrego (podobno) zawsze istnieje. Czasem tylko schowane za naszym wzrokiem, gdzieś za zakrętem. I czasem ciężko to dostrzec. Takie lektury - być może - pomogą to zobaczyć i się... nie poddać ;)

Polecam.

Dziękuję Wydawnictwu Czarna Owca za egzemplarz recenzencki.



niedziela, 19 sierpnia 2018

"Harib" - Zdzisław A. Raczyński


Tytuł: Harib
Seria: Editio Black
Autor: Zdzisław A. Raczyński
Wydawnictwo: Editio
Data wydania: 18.04.2018r.
Liczba stron: 544


Afryka Północna - sensacyjnie!

Ciekawa pozycja, i to z kilku powodów. Przede wszystkim ciekawa z uwagi na połączenie tematyczne sensacji, powieści szpiegowskiej, barwnego odwzorowania życia współczesnych Tuaregów, wplecenie w to wszystko historii miłosnej i osadzenie całości w realiach początków drugiej dekady XXI wieku, gdy w Afryce Północnej wybucha seria rewolucji w kilku kolejnych państwach.

Powyższy opis już brzmi zachęcająco, prawda? ;) 

Jako się rzekło - rok 2011. Północna Afryka. Konkretnie Libia. Upada reżim Kaddafiego, w kraju szaleje wojna domowa. Ron Harib, polski korespondent, wraz z norweską ekipą telewizyjną, trafia w sam środek zamieszania. Na swojej drodze spotyka przedstawicieli rosyjskiego wywiadu, trafia do obozu Tuaregów, by w końcu trafić na ślad wywiezionych w ogólnym zamieszaniu materiałów kompromitujących wielu ważnych zachodnich oficjeli. Uff... sporo wątków ;) ...

Raczyński jednak umiejętnie je prowadzi i, nawet, dosyć skutecznie i zrozumiale je zamyka. Książka i jej główny plus to, mimo że to głównie tło powieści, ukazanie kulisów północnoafrykańskich rewolucji, a także ciekawe studium zwyczajów Tuaregów, plemienia znanego, lecz wciąż nie do końca odkrytego i zrozumianego. Do tego mamy grę wywiadów i wartką akcję. 

Jest więc coś dla wielu zainteresowanych ;) Sądzę, że warto sięgnąć po tę pozycję. I to z wielu powodów ;)

Polecam

Dziękuję Wydawnictwu Editio za egzemplarz recenzencki.



"Fotografowanie mężczyzn. 500 kreatywnych ujęć" - Michelle Perkins


Tytuł: Fotografowanie mężczyzn. 500 kreatywnych ujęć (tytuł oryginału: 500 Poses for Photographing Men: A Visual Sourcebook for Digital Portrait Photographers)
Autor: Michelle Perkins
Wydawnictwo: Helion
Data wydania: 16.05.2013r.
Liczba stron: 128


Aparaty w dłoń ;) ...

Fotografia męska... piekielnie ciężka rzecz ;) ... Głównie dlatego, że faceci, bądźmy szczerzy, dużo mniej chętnie pozują do zdjęć niż kobiety. Co za tym idzie, współpraca na linii fotograf - "obiekt" jest mocno utrudniona, ponieważ "obiekt" (pomijając oczywiste wyjątki w osobach profesjonalnych modeli) uważa współpracę przed obiektywem za wysoce nienaturalną ;) ... Stąd, w dużej mierze, pomysł na tę książkę.

Pomysł sprowadza się do tytułowych 500 kreatywnych ujęć. I, wiele w tym prawdy, inspiracje wszelakie można tu bardzo łatwo odnaleźć. W każdej z możliwych konwencji - plenery, wnętrza, portrety twarzy, trzy czwarte, portrety całej sylwetki (ważna rzecz bowiem - książka poświęcona jest głównie portretom). Książka jest pomocna zarówno profesjonalistom jak amatorom, wszak o zaczerpnięte z niej inspiracje głównie chodzi ;) ... Dla amatorów jednak jest dodatkowo o tyle pomocna, że zawiera wiele użytecznych wskazówek sprzętowych, czy technicznych, jak porady dotyczące operowania światłem, czy sposoby na samo choćby ustawienie modela. Przydatna rzecz.

Książka na piątkę z plusem :) , biorąc się jednak za robienie zdjęć trzeba przede wszystkim pamiętać o kilku rzeczach - o wizji, pomyśle, o nawiązaniu fajnego kontaktu, i to od początku, z fotografowaną osobą. Bez tego ani rusz. A jeśli w trakcie długiej lub krótkiej choćby sesji ma być fajnie... wizja, pomysły i współpraca muszą być..

Jeśli lubicie robić zdjęcia, to, nieważne na jakim etapie zaawansowania jesteście, ta książka jest właśnie dla Was :)

Polecam!

Dziękuję Wydawnictwu Helion za egzemplarz recenzencki.






"USA. Część północno-wschodnia" - praca zbiorowa


Tytuł: USA. Część północno-wschodnia
Seria: Zielony przewodnik Michelin
Autor: praca zbiorowa
Wydawnictwo: Bezdroża
Data wydania: 06.06.2018r.
Liczba stron: 480


Welcome to USA :)

Coś dla planujących podróż do USA - bez dwóch zdań! :) Przewodnik ograniczony jest do stanów północno-wschodnich, co - z uwagi na rozległość terytorialną Stanów Zjednoczonych - jest zrozumiałe i, z podróżniczego punktu widzenia, logiczne. Nie oznacza to jednak, że ograniczając się tylko do wspomnianych stanów będziemy się nudzić ;) Z pewnością tak nie będzie :)

Tak zwana "stara Unia", a jednocześnie tereny dawnej Konfederacji z czasów wojny secesyjnej między Północą a Południem. Wielkie miasta, ale też majestatyczne Appalachy, Niagara, Wielkie Jeziora... nikt mi nie powie, że nie chciałby tego zobaczyć ;) Z tym przewodnikiem będzie to trochę prostsze ;) 

Rys historyczny, opisowy w zakresie geografii, wartych odwiedzenia miejsc i zabytków, do tego szczegółowe mapy i plany miast, ogromna baza restauracyjna, hotelowa - wszystko znajdziemy na kolejnych stronach. Przewodnik skupia się głównie - i chyba słusznie - na największych miastach Wschodniego Wybrzeża. Osobiście troszeczkę żałuję, że nie ma choć kilku stron poświęconych Bangor w Maine (mieszka tam nie kto inny, jak Stephen King :) :) ), ale jestem realistą - Bangor nie jest najważniejszym z masowego, turystycznego punktu widzenia, miejscem na mapie USA ;) ... (choć dla mnie jest ;) ).

Seria Zielonych przewodników Michelin raz jeszcze udowadnia swoją jakość. Jeśli miałbym odpowiednią ilość czasu, funduszy i gdybym tylko mógł na kilka tygodni zostawić sprawy samym sobie (abstrakcja, ale miło sobie pomarzyć o takich wakacjach ;) ), to myślę, że lecąc do USA z pewnością miałbym ten przewodnik pod pachą :)

Polecam!

Dziękuję Wydawnictwu Bezdroża za egzemplarz recenzencki.



"Norwegia, Szwecja, Dania" - praca zbiorowa


Tytuł: Norwegia, Szwecja, Dania
Seria: Zielony przewodnik Michelin
Autor: praca zbiorowa
Wydawnictwo: Bezdroża
Data wydania: 05.06.2015r.
Liczba stron: 552


Skandynawia :)

Fantastyczny przewodnik turystyczny po krajach Skandynawii. Bogactwo informacji zawartych na kolejnych stronach może przytłoczyć, wszystkie są jednak usystematyzowane i tematycznie podzielone, jeśli więc nawet można się w pierwszym momencie poczuć zagubionym w tej lekturze, to jest to tylko pierwsze wrażenie, które szybko mija ;)

Skandynawia niezaprzeczalnie na swój urok... :) Multum spokojnych, często niedotkniętych na większą skalę stopą człowieka miejsc, fiordy, szwedzka Laponia, piaszczyste plaże, ciche urokliwe miasteczka, tysiące jezior... :) To tylko maleńkie przykłady z brzegu dla tych, którzy planują wakacje, lub tylko wycieczkę, we wspomniane rejony. Brzmi zachęcająco, prawda? ;)

Przewodnik pełen jest rzecz jasna opisów wartych odwiedzenia zabytków, miejsc, z gwiazdkową skalą odniesioną do poziomu atrakcyjności danych lokalizacji. Mamy też bazę hotelową, restauracyjną, bogate i szczegółowe plany miast - nic tylko się pakować i jechać! :) 

Książka ma też kilka wad, głównie językowych, ale myślę, że przy ogromie przydatnych informacji na kolejnych stronach można te małe niedociągnięcia wybaczyć autorom.

Polecam!

Dziękuję Wydawnictwu Bezdroża za egzemplarz recenzencki.



"Tata plecie. Jak uczesać córkę w idealny warkocz" - Matti Airola


Tytuł: Tata plecie. Jak uczesać córkę w idealny warkocz (tytuł oryginału: Isin ja tyttöjen lettikirja)
Autor: Matti Airola
Wydawnictwo: Media Rodzina
Data wydania: 15.05.2018r.
liczba stron: 96


Warkoczowe-love ;) :)

Genialna książka! :) Pięknie wydana, pełna fachowych porad, ślicznych zdjęć i obrazowych rysunków  pokazujących jak krok po kroku wykonać to, co jest treścią tej książki - WARKOCZE! :) I to przeróżne, każdy inny od poprzedniego, a wszystkie - piękne :)

Na początek - przedmowa, z której dowiadujemy się, dlaczego ojciec dwójki córek wziął się za plecenie warkoczy ;) Później - kilka istotnych stron z fachowymi poradami, że tak powiem, "technicznymi" (gumka do włosów innej gumce bowiem nierówna, a na samych gumkach i grzebieniu kwestie techniczne się bynajmniej w pleceniu warkoczy nie kończą). Po tych kilku stronach wstępu, rzecz właściwa - warkocze!

I to warkocze naprawdę różne-różniste. Podzielono je na kilka części tematycznych, jak warkocze francuskie i holenderskie, kucyki z warkoczem, warkocze cztero- i pięcioczęściowe, warkocze ze wstążką, warkocze wyjściowe. Każda kategoria zawiera opisy wykonania krok po kroku od czterech do siedmiu osobnych rodzajów warkoczy, finalnie zatem, dzięki książce, mamy ładnych kilkadziesiąt opcji do wyboru i do... zaplecenia ;)

Świetna rzecz :) Nie tylko dla ojców, ale bardzo fajnie właśnie, że temat podjęto z perspektywy ojca - tatusiowie też mogą, umieją i potrafią :) Nie tylko pleść warkocze ;) , ale skoro o nich tutaj mowa - jak widać domeną ojca też mogą być :)

Gorąco polecam!

Dziękuję Media Rodzina za egzemplarz recenzencki.



"Roztańczona krew" - Gard Sveen


Tytuł: Roztańczona krew (tytuł orginału: Blod i dans)
Seria: Gorzka czekolada
Autor: Gard Sveen
Wydawnictwo: Media Rodzina
Data wydania: 15.05.2018r.
Liczba stron: 280


Kryminał na raz-dwa.

Przyjemny, wciągający, w sam raz na kilka seansów szybkiego czytania ;) - taki to właśnie kryminał ;) Skandynawski styl pisania tego rodzaju książek, jak widać, w dalszym ciągu może się sprawdzać na papierze :)

Tommy Bergmann, jako śledczy, nie pierwszy raz pojawia się na kartach książek Garda Sveena. Tym razem przyjdzie mu rozwiązać zagadkę, która wcale nie jest łatwa... Na początek mamy zwęglone ludzkie szczątki. Policja jest przekonana, że to szczątki seryjnego mordercy, jakiś czas potem jednak Bergmann zaczyna podejrzewać, że zbrodniarz jednak żyje... Kolejny element układanki to zaginiona nastolatka i mająca swe korzenie na Litwie sekta, której wyznawcy wierzą, że zbawienia można dostąpić przez okaleczanie dziewczynki urodzonej pod znakiem Barana... Zaginiona urodziła się pod takim właśnie znakiem - przypadek?...

Książka nie jest może arcydziełem, nie powala też niczym odkrywczym, ale dobrze się czyta. Akcja stoi na przyzwoitym poziomie, jej tempo również, sama historia zaś jest na tyle ciekawa, że skutecznie wciąga. Zresztą, tak to już bywa w kryminałach - pewne schematy w każdym z nich są nie do uniknięcia, a o tym czy książka wciąga, decyduje pomysł na fabułę. Tutaj pomysł ten jak najbardziej się sprawdza :)

Polecam :)

Dziękuję Media Rodzina za egzemplarz recenzencki.



"Gra szklanych paciorków" - Hermann Hesse


Tytuł: Gra szklanych paciorków (tytuł oryginału: Das Glasperlenspiel)
Autor: Hermann Hesse
Wydawnictwo: Media Rodzina
Data wydania: 15.05.2018r.
Liczba stron: 808


Opus magnum autora.

Prawdopodobnie najlepsza rzecz, jaką Hesse kiedykolwiek napisał. Bardzo osobista, a jednocześnie w uniwersalny sposób uchwycająca istotę życia, myśli i tego, do czego powinno się w życiu zmierzać. Książka w dużej mierze o utopii - o utopii pięknej, momentami irytującej, a w zestawieniu z tłem historycznym, w czasie którego Hesse pisał tę książkę - utopii, mimo jej nierealności, tym bardziej jednak wymownej...

Kastalia - twór Hessego, kraina idealna, w której każdy rozwija się w najwłaściwszy dla siebie sposób, a cała zbiorowość ludzka zmierza ku powodzeniu i dobrobycie - również duchowemu - możliwym do osiągnięcia dzięki międzyludzkiej harmonii. Zaiste, piękna wizja... Szalenie wymowna wobec faktu, że niniejsza książka powstała na przestrzeni od 1932 do 1942 roku, w czasie gdy Hesse naocznie obserwował co dzieje się w hitlerowskich Niemczech. Kraina terroru przeciwstawiona krainie ideałów... Wymowny kontrast.

To nie jest łatwa książka. Zarówno przez swą objętość jak i przez ogrom treści, którą trzeba przeczytać, przyswoić i przetłumaczyć sobie po swojemu. Z pewnością jednak jest to książka warta przeczytania. Z wieloma rzeczami i wnioskami Hessego można się nie zgodzić (jak chociażby z kwestiami, nazwijmy to, "ubezwłasnowolnienia" w wyborze życiowej drogi przez mieszkańców Kastalii, droga ta jest bowiem od początku w pewnym sensie wyznaczona, gdzie więc tu miejsce na wolną wolę, indywidualizm?), lecz jako całość książka z całą pewnością zasługuje na uwagę.

Polecam!

Dziękuję Media Rodzina za egzemplarz recenzencki.





Konkurs!!!


 URODZINOWY KONKURS
Zgodnie z zapowiedzią - będzie szybki urodzinowy konkurs Organizatorzy: Coś na półce i https://egmont.pl/

ZASADY :
 polub post konkursowy na FB
 udostępnij post konkursowy na swojej tablicy
 wpisz w komentarzu, którą z trzech książeczek chcesz wygrać (możesz dodatkowo napisać dlaczego )

Co do wygrania Jedna z trzech fantastycznych czytanek na dobranoc dla maluchów :
 https://egmont.pl/Wspolna-zabawa.-Bing.-Czytanka-dla-maluch…
 https://egmont.pl/Masza-i-Niedzwiedz.-Czytanka-dla-malucha,…
 https://egmont.pl/Pora-spac.-Bing.-Czytanka-dla-malucha,103…
Nagrody zostaną rozlosowane spośród polubiających, udostępniających i tych, którzy wpiszą w komentarzu którą książeczkę chcą wygrać

KONKURS TRWA DO KOŃCA NIEDZIELI 19.08.2018 WŁĄCZNIE

czwartek, 16 sierpnia 2018

Blog ma już dwa lata!


Coś na półce​ stuknęły dwa lata ‼️😁🎉🎈🎂
Fajnie jest móc to robić i wiedzieć, że tu zaglądacie, więc dzięki piękne dla wszystkich, którzy tu są 😁😁😁
Dziękuję także wszystkim wydawnictwom z którymi współpracuję razem wziętym i każdemu z osobna 😁😁😁, a więc: Bezdroża​, GWP Gdańskie Wydawnictwo Psychologiczne​GWP , Wydawnictwo Edukacyjne​, Helion, Fabryka Słów​, Wydawnictwo Albatros​  , Wydawnictwo Insignis​ , https://egmont.pl/, Wydawnictwo Psychoskok - książki​, Wydawnictwo Napoleon V​, Forever Young Books​, Bukowy Las​, Wydawnictwo CzyTam​, Sensus​, Media Rodzina​, Czarna Owca​ :D
Dziękuję! :)


środa, 15 sierpnia 2018

"Będzie bolało" - Adam Kay

Tytuł: Będzie bolało (tytul oryginału: This is Going to Hurt. Secret Diaries of a Junior Doctor)
Autor: Adam Kay
Wydawnictwo: Insignis
Data wydania: 06.06.2018r.
Liczba stron: 320


"Botoks" wiecznie żywy! :) :)

Nie, nie ma w tym cienia przesady nawet... ;) Były lekarz opisujący swój dawny zawód... Brrr!... Boże drogi, jakże wiele jest prawdy w stwierdzeniu "trzeba mieć zdrowie żeby nie chorować" :) ...

Przykład cytatami? Proszę bardzo:

"Pacjentka G.L. (...) oznajmia w trakcie porodu, że chciałaby zjeść własne łożysko. Zarówno położna, jak i ja udajemy, że tego nie słyszymy"


"(...) zerknąłem do jej karty: <Dobra wiadomość: w końcu przyszedł do niej fizjoterapeuta. Zła wiadomość: Pacjentka śpi. Nie ma z nią kontaktu.> Kiedy składam jej wizytę, okazuje się, że nie żyje."

Trochę w tej książce Barei, trochę czarnego humoru... U czytającego zaś jest mnóstwo niedowierzania, a jeszcze więcej przerażenia w trakcie i po lekturze. Brytyjskie poczucie humoru jest tu więcej niż widoczne, przez co poziom przerażenia u czytającego wzrasta tak naprawdę z każdą kolejną stroną... ;) Cóż... okazuje się, że medyczna rzeczywistość w Wielkiej Brytanii nie różni się tak bardzo od tej naszej, rodzimej. Straszne jest tylko to, że tak rzeczywiście i naprawdę jest...

Nic dziwnego, że ta książka stała się bestsellerem. To świetny, trafny, zapewne niewygodny - dla całej, że tak powiem, branży - obraz lekarskiego środowiska, który przełamuje tak naprawdę pewne tabu i zmowę milczenia. Jak jest każdy bowiem się domyśla, lecz rzadko kiedy ktoś mówi o tym głośno. Adam Kay się na to odważył i chwała mu za to.

Gorąco polecam. W celach i ku uzyskaniu efektów wszelakich - książka może być traktowana zarówno jako przestroga, jako ironiczna opowieść pełna czarnego humoru, jako satyra na szeroko pojęte środowisko medyczne, a częstymi chwilami jako niezły thriller oparty na faktach... :)

Dziękuję Wydawnictwu Insignis za egzemplarz recenzencki.




"Shinrin-yoku. Sztuka i teoria kąpieli leśnych" - Qing Li


Tytuł: Shinrin-yoku. Sztuka i teoria kąpieli leśnych (tytuł oryginału: Shinrin-Yoku. The Art and Science of Forest Bathing)
Autor: Qing Li
Wydawnictwo: Insignis
Data wydania: 18.04.2018r.
Liczba stron: 321


Japońskie obcowanie z naturą.

Konkretnie i przede wszystkim - z drzewami ;) (co sugeruje już sam tytuł). Zacząć jednak wypadałoby od tego, czym tak naprawdę jest shinrin-yoku. Hm... W największym skrócie mówiąc (w skrócie i w uproszczeniu, japońska myśl bowiem jest często ciężko przetłumaczalna, w sensie dosłownym, na europejski sposób rozumowania; tak samo czasem trudno jest złapać japoński sens do przekazania w treści, no ale... spróbujmy) jest to sztuka obcowania z naturą. I na łonie natury. To sztuka pomagająca odnaleźć wewnętrzną harmonię, spokój, wyciszenie, zgodę z samym sobą... Ale się filozoficznie zrobiło, prawda? ;) :D 

Kąpiele leśne to ciekawy aspekt wspomnianego shinrin-yoku. Bardzo ciekawy, skupiony bowiem na drzewach ;) ... Ale w sumie... przetłumaczając "na europejskie" (znów w wielkim skrócie) chodzi głównie o... trywialne spacery :) O spokój wśród zieleni - czy to skąpanej słońcem, czy w morzu kolorowych, jesiennych liści, czy nawet wśród rozwijających się dopiero wiosną pąków i zalążków liści (zimę, z przyczyn oczywistych, wykluczamy w tym małym zestawieniu). 

Kto spaceruje - ten zrozumie ;)
To baaardzo mocno uspokajające zajęcie :)
Czy to w parku, czy to w lesie, czy pod drzewem nad jeziorkiem... :) 
Byleby być choć chwilę wśród zieleni :)

Książka, prócz filozoficznych wywodów i całej "zieloności", żeby nie było zbyt nudno ;) , daje też mnóstwo przykładów na to, jak zaadoptować leśny / parkowy spokój np. w domu. I w życiu ; ) Od filozoficznych elementów uciec tutaj bowiem nie sposób ;) , ale taka chyba cecha każdej sztuki ducha i ciała - połączenie wszystkiego w całość, niosącą coś pozytywnego dla ducha i umysłu. Nie inaczej jest w przypadku shinrin-yoku ;) 

Polecam.

Dziękuję Wydawnictwu Insignis za egzemplarz recenzencki.



"Moja europejska rodzina. Pierwsze 54 000 lat" - Karin Bojs


Tytuł: Moja europejska rodzina. Pierwsze 54 000 lat (tytuł oryginalu: My European Family: The First 54,000 Years)
Autor: Karin Bojs
Wydawnictwo: Insignis
Data wydania: 23.05.2018r.
Liczba stron: 448


Dzieje nas wszystkich? ;)

Dobre pytanie, na które odpowiedź brzmi... "tak" ;) Ta książka to dzieje ludzkości w pigułce, z uwzględnieniem wielkiej europejskiej rodziny narodów na czele. Pomysł na rzecz do napisania fantastyczny, choć motywacja wcale nie była tak tylko i wyłącznie opisowo-naukowa. Motywacja do napisania "Mojej europejskiej rodziny" wzięła się tak naprawdę, mówiąc wprost, z czystej ciekawości autorki ;)

Karin Bojs zapragnęła pewnego dnia dotrzeć do swoich korzeni. Do bardzo dalekich i dawnych korzeni, od razu to dodajmy. Przyczyna prozaiczna, lecz zrozumiała - utrata bliskiej osoby... Cóż... chęć zbadania własnej (dalekiej) przeszłości zawiodła autorkę w tereny mocno związane z antropologią, genetyką... Wnioski zaś przeszły - podejrzewam - jej własne oczekiwania.

Co ciekawe, wnioski te można odnieść w zasadzie do całej współczesnej populacji europejskiej. Jakie to wnioski? Jedno wielkie spokrewnienie... :) To przede wszystkim. Każdy w zasadzie Europejczyk ma podobną, nazwijmy to, wspólną pulę genów, geny te zaś (jako pewna pula) to efekt mieszania się ze sobą ras, narodów... Gdyby te wnioski przeczytali przedstawiciele faszystowskiej eugeniki, zapewne przewróciliby się w grobie ;) ... Ale taka jest prawda: pomijając kwestie narodowościowe, Europejczycy jako pewna wspólnota ludzka posiadają wspólną bazę genomu. 

Kolejnym intrygującym elementem książki są wnioski natury antropologicznej. Ciekawie czyta się o wzajemnych kontaktach i mieszaniu się homo sapiens z neandertalczykami, czy o wielokrotnych zasiedleniach Cypru po wyginięciu (wielokrotnym) całej zamieszkującej go populacji. Dzieje Europy to dzieje nieustannych wędrówek ludów, co po raz kolejny znajduje potwierdzenie.

Bardzo fajne w "Mojej europejskiej rodzinie" jest to, że bynajmniej nie czyta się jej jak jakiś naukowy podręcznik czy opracowanie. Wcale nie :) To pasjonująca podróż w przeszłość Europy, pojmowanej zarówno jako kontynent, lecz - przede wszystkim - jako, wprawdzie pełna podziałów, ale posiadająca mnóstwo cech wspólnych, zbiorowość ludzka.

Polecam :)

Dziękuję Wydawnictwu Insignis za egzemplarz recenzencki.





niedziela, 12 sierpnia 2018

"Relacje na huśtawce. Jak uwolnić się od negatywnych wzorców zachowań?" - Patrick Fanning, Matthew McKay, Avigail Lev, Michelle Skeen

Tytuł: Relacje na huśtawce. Jak uwolnić się od negatywnych wzorców zachowań? (tytuł oryginału: The Interpersonal problems workbook : ACT to End Painful Relationship Patterns)
Autor: Patrick Fanning, Matthew McKay, Avigail Lev, Michelle Skeen
Wydawnictwo: Gdańskie Wydawnictwo Psychologiczne
Data wydania: 04.07.2018r.
Liczba stron: 176



W życiu jest czasem jak na huśtawce...

I nie ma w tym cienia przesady ;) - o czym przekonują autorzy tej książki. Książki... bardzo mądrej, zrożnicowanej... napisanej językiem fachowym, a jednocześnie przystępnym; książki pełnej przykładów, a także ćwiczeń i małych eksperymentów, dzięki którym można pokusić się o pewnego rodzaju auto-sprawdzenie, czy treść tej pozycji może odnosić się także do czytającego.

Kto by pomyślał, że na zaledwie 176 stronach będzie tyle istotnej treści? :)
Ta objętość może być, to fakt, myląca, jednak warto przekonać się samemu, że jest w tym i jakość.
Czasem jakość objawia się bowiem właśnie tam, gdzie ilość (stron) może być myląca ;)
Bardzo polecam - przed moim przejściem do recenzji - sprawdzenie tego później samemu ;)

Autorzy "Relacji na huśtawce" stawiają tezę, zgodnie z którą całość nieporozumień (w jakichkolwiek relacjach międzyludzkich) wynika z przeżyć mających źródło w dzieciństwie. Hm... Nie zgodzić się, podejrzewam, nie sposób, choć prawda bywa i taka, że geneza jakichkolwiek zgrzytów w relacjach może być też osadzona w czasie dużo później niż dzieciństwo. W każdym razie - to pewien punkt wyjścia autorów.

Dużo ważniejsze od punktu wyjścia w dyskusji o relacjach na huśtawce jest to, co dzieje się już po tym "czymś", po tym (wyłowionym później) powodzie, który powoduje cały problem - dużo ważniejsze jest innymi słowy to, jak wyglądają zaburzone relacje. I dlaczego. Niniejsza książka jest głównie o tym, jak to zjawisko rozpoznać, jak je oswoić i jak sobie z nim radzić. Na zasadzie i w oparciu o teorię i terapię akceptacji, często bowiem właśnie nie wypieranie problemu, ale jego akceptacja, a przez to jego oswojenie, to najbardzej skuteczna metoda.

W każdym problemie o którym piszą autorzy, a dotyczącym relacji z kimś innym, tkwi pewien schemat. Trzeba go więc, zgodnie z zaleceniem autorów, rozpoznać... Autorzy przytaczają na tę okoliczność kilka bardzo ciekawie wyglądających ćwiczeń, jak prowadzenie dziennika relacji interpersonalnych, czy określenie - w innym zadaniu - co jest najbardziej stresogenne i najtrudniejsze dla nas samych w relacji z kimś innym... To mogą być naprawdę konstruktywne ćwiczenia. Cel to wychwycić schemat i jego przyczyny...

Kiedy to już się uda, można spróbować ten schemat w pewien sposób oswoić. Nie da się tego - podejrzewam - zrobić całkowicie, ani z dnia na dzień, lecz autorzy przekonują, że jest to możliwe. W sumie ma to bardzo ciekawy - i zapewne zamierzony - skutek uboczny... Oswojony demon w końcu mniej przeraża, prawda? ;) O to właśnie, pokrótce, chodzi... 

Wniosek płynący z książki jest przede wszystkim taki, że nawet w czymś, co wygląda jak relacja na huśtawce, można nie tylko trwać, ale i trwać będąc szczęśliwym. Każdy problem można rozwiązać :) I nieważne, czy chodzi o zamykanie sią na kogoś drugiego, czy o znikanie, a póżniej o powroty do czyjegoś życia... :) Wszystko się, po prostu, da. Wystarczy tylko tego chcieć i, powoli, coś z tym robić. Rozmawiać. Zrozumieć siebie i innych, i starać się to robić na co dzień. Najważniejsza bowiem powinna być pewna puenta na koniec dnia, a puentą tą powinno być to, że jakaś relacja jest ważna. Jeśli więc taka jest - trzeba o nią walczyć. To co ważne, nie powinno znikać i nie powinniśmy sobie tego zabierać. Bo jest po prostu... ważne :) I żaden problem nie powinien tego przesłonić.

W końcu każdy potwór z szafy, widziany w ciemnościach nocy, po zapaleniu światła jest tylko niegroźną stertą rzeczy, prawda? ;) Wniosek jest prosty - trzeba zapalić światło ;) :)

Polecam!

Dziękuję Gdańskiemu Wydawnictwu Psychologicznemu za egzemplarz recenzencki.






"Vampirina. Imprezka z dreszczykiem" - Chelsea Beyl


Tytuł: Vampirina. Imprezka z dreszczykiem
Seria: Akademia Mądrego Dziecka
Autor: Chelsea Beyl
Wydawnictwo: Egmont Polska
Data wydania: 16.07.2018r.
Liczba stron: 24


Booo! ;)

Vampirina zaprasza koleżanki do siebie do domu na noc. Wszystko byłoby pięknie, lecz fakt bycia wampirzycą i związane z tym konsekwencje... łatwo tak do końca nie będzie ;) Na przykład bowiem, taki mały, milutki, domowy piesek - przywykłej na co dzień wampirzycy może umnkąć fakt, że w czasie pełni staje się on wilkołakiem, co jej przyjaciołom może nie przypaść do gustu ;) ... Tak jak i smartfonom tychże przyjaciół, które wilkołak może niechcący... pożreć ;) (a wtedy stworzenie kolejnej odsłony na vlogu przez kolegę Vampiriny może stanąć pod znakiem zapytania).

Mimo mylącej może konwencji - bardzo przyjemna i ciepła bajka :) Wspominałem już o tym, ale warto to podkreślić - to bajka przede wszystkim o przyjaźni i o jej sile :) Trochę też o tolerancji (choć może w ciut pokrętny sposób, ale jednak). Całość uzupełnia fajne poczucie humoru autorów i bohaterów książeczki (no i oczywiście serialu).

Polecam :)

Dziękuję Egmont Polska za egzemplarz recenzencki.