niedziela, 30 września 2018

"Virion: Obława" - Andrzej Ziemiański


Tytuł: Virion: Obława
Cykl: Imperium Achai (tom 2)
Autor: Andrzej Ziemiański
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Data wydania: 19.09.2018r.
Liczba stron: 512


Virion one more time :)

Wiele sobie obiecywałem po tej książce. Jako wierny fan pierwszej trylogii z uniwersum, "Achai" (uwielbianej i w równej mierze odsądzanej od czci i wiary jako cykl literacki) nie mogłem inaczej ;) ... Jak wyszło? Nawet nawet... :)

Szermierz natchniony, legenda stworzona przez Ziemiańskiego, postać która urosła do rozmiarów, które nie mogły nie spowodować powstania osobnej książki na jej temat. Ba!, teraz to już dwie książki ;) , a druga bynajmniej nie będzie na temat Viriona ostatnią (mała ściąga z tomu pierwszego - tutaj). To dobrze, bardzo dobrze :) Mam tylko nadzieję, że historia ta nieco się rozpędzi... ;) Póki co - ok, idzie do przodu, ale jakby trochę wolno... Może to dobrze? Będzie więcej czasu żeby się tym wszystkim nacieszyć ;) ... Choć Ziemiański mógłby trochę fabularnie przyspieszyć - Virionowi z "Viriona" do Viriona z "Achai" jeszcze sporo brakuje.

Tom drugi "Viriona", jak sam tytuł wskazuje, to jedna wielka obława. Na tytułowego bohatera rzecz jasna. Znalazł on z żoną swój kąt na ziemi, chwilę wytchnienia, towarzystwo fajnych ludzi, chociaż zbirów... nie jest mu jednak dane wytchnąć w spokoju. Jak to ma miejsce co kilka lat, rusza bowiem wielka imperialna obława na uciekinierów, zbrodniarzy i na wszelkie męty, które powinny zgnić przykute do więziennych łańcuchów. Pewna znana z pierwszego tomu Pani Prefekt macza w tym swoje palce - a sama obława, choć  trafnie przez wszystkich przewidywana, rusza nieco wcześniej niż zazwyczaj. Smaczku zaś całej sytuacji dodaje fakt, że Szanowna Pani Prefekt ma teraz na swoich usługach pewną czarownicę, która poczytuje sobie za punkt honoru schwytanie Viriona. Chociaż... czy tylko Viriona? Jego żona jest chyba dla Pani Czarownicy dużo bardziej interesująca ... ;)

Chyba nie ma co spoilerować na temat tego, co się wydarzy w tym tomie... Już sam fakt tego, że kolejny tom na pewno powstanie może być odpowiedzią na to, czy imperialna obława ukróciła życie Viriona, czy też nie ;) ... Tutaj dochodzimy (nieuchronnie) do kwestii tego, czy aby pomysł Ziemiańskiego na to uniwersum się nie wyczerpuje... powoli, a jednak skutecznie... Z bólem serca to piszę, ale boję się, że tak właśnie jest... Niby wszystko tu na papierze gra, niby humor wciąż ten sam, akcja wartka, postacie ciekawe, dialogi ostre i mocne, wydarzenia ciekawe - a jednak... czegoś powoli brak... Coś się chyba powoli wypala... Obym się mylił. Czasem bowiem jest tak, że pewne tomy w cyklach literackich tak właśnie wyglądają - z pozoru takie trochę "wyblakłe", przewidywalne, powtarzające schematy... Wierzę głęboko, że kolejny tom zaskoczy czytelników na tyle, żeby nie musieć mówić, że seria powoli... dogorywa...

To takie moje prywatne obawy (wynikające z szalonej sympatii do całej serii i całego uniwersum). Sama "Obława" wcale nie jest zła, jeśli się na nią nie spojrzy krytycznym okiem fana ;) A nawet ten krytyczny fan, mimo pewnej powtarzalności schematów, dostrzeże wątki ciekawe, pozostawione bez odpowiedzi, a przez to intrygujące na przyszłość. Kim bowiem np. tak naprawdę jest żona Viriona? Jak ma się jej postać do znanych z "Achai" potworów z leśnych, pradawnych mateczników? (to nie spoiler :) , lecz luźne pytanie rzucone w przestrzeń, żeby nie było ;) ). Kiedy sam Virion osiągnie stan ducha, ciała i umysłu, w którym będzie totalnie niepokonany? Obserwowanie samej drogi ku temu wiodącej jest ciekawe, aczkolwiek... wierni uniwersum czytelnicy na tysiąc procent czekają na chwilę, kiedy szermierz natchniony stanie się wreszcie tą legendarną, niepokonaną maszyną do zabijania... :) 

Na wszystkie te pytanie Ziemiański zdaje się odpowiadać: "Cierpliwości"... Uch!... :) Czasem nie chciałbym musieć czekać... ;) Ale wyjścia nie ma, poczekać na ciąg dalszy trzeba... Oby tylko w dobrym wydaniu, na poziomie. "Obława" nie jest zła, ale, jak pisałem wyżej, rodzi obawy o przyszłość świata który wykreował Pan Andrzej, każe się zastanowić nad tym, czy to się nie przerodzi w odcinanie kuponów... BARDZO bym tego nie chciał... Będę się więc uparcie trzymał pamięci o tym, co kiedyś napisał o swoich książkach sam autor, a napisał mianowicie, że nieraz piszą się poniekąd same, i nawet on czasem nie wie, w jaką podążą stronę, bo może tylko dać się nieść z prądem i pisać... :)

Pomimo obaw na przyszłość - POLECAM! :) To tylko moje prywatne obawy - tak naprawdę wciąż w świecie Achai dzieje się dobrze :)

Dziękuję Fabryce Słów za egzemplarz recenzencki.




#czytamviriona




"Paradoks" - Charlie Fletcher


Tytuł: Paradoks (tytuł oryginału: The Paradox)
Cykl: Trylogia Nadzoru (tom 2)
Autor: Charlie Fletcher
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Data wydania: 12.09.2018r.
Liczba stron: 480


Na granicy tego, co nadprzyrodzone...

Trylogia Nadzoru - jakże zaskakujący to cykl! Trzymam w rękach drugi tom i z podziwu wyjść nie mogę :) Czemu? Przede wszystkim głównie przez konwencję (!) - wiktoriańska Anglia sprawdza się znakomicie jako tło tej opowieści. Opowieści o granicy między tym, co naturalne, a tym, co NADPRZYRODZONE... :) 

Wielka Brytania w okresie historycznym o którym mowa, to idealne tło opowieści o czymś, czego nie widać, a co jednak nieustannie zagraża, i przed czym trzeba chronić ludzkość. Nadzór - organizacja tajemnicza, nieustraszona, niegdyś liczna... Dziś słabnąca, ostatnia zasłona przed... no właśnie, przed czym? Przed tym, co nieznane zwykłym zjadaczom chleba, przed wszystkim co NADPRZYRODZONE... :) Usytuowanie tej opowieści w czasach największego chyba zainteresowania tym, co niezbadane przez naukę = strzał w dziesiątkę!

Nadzór, jako organizację, poznaliśmy w pierwszym tomie trylogii. W niniejszym tomie organizacja jako taka wcale nie ma się lepiej niż tak niedawno... Członków, w jakiejś rozsądnej, biorąc pod uwagę zagrożenie, liczbie - brak; starzy są zmęczeni, nowym brak wiedzy, wyszkolenia... a zagrożenie nie słabnie. W drugim tomie tej historii poznamy samo zagrożenie nieco lepiej. Jego istotę konkretnie. Poznamy też co nieco faktów z przeszłości Nadzoru - uprzedzam, będzie trochę szoku... Sprawy nie ułatwi tajemnica Czarnych Luster oraz sedno niebezpieczeństwa, którego - jak sugeruje już sam opis - sedno kryje się w miejscu, w którym utknęli Sharp i Sara.

Książka jest przefajna :) Trzeba lubić takie klimaty, ale jeśli już się je lubi... :) - to będzie po prostu FAJNIE w trakcie czytania. Bez dwóch zdań. Można się rzecz jasna czepiać - bo i czemu by nie, zawsze się znajdą głosy krytyczne - języka, wykonania na papierze, sprzężenia opowieści z tłem epoki, stanowiącym pewną konwencję, można szukać niedociągnięć... Tylko po co tak naprawdę? ;) Nie lepiej cieszyć się samą historią i docenić fakt umiejscowienia jej w bardzo ciekawej epoce? Myślę, że lepiej się po prostu NIE CZEPIAĆ ;)

Czekamy na tom nr 3 ;)

Polecam :) 

Dziękuję Fabryce Słów za egzemplarz recenzencki.



"Drugie oblicze" - Adam Zalewski RECENZJA WKRÓTCE!!!

"Drugie oblicze"... Własnego "ja"?, własnych emocji?... O, tak... Drugie oblicze wypełzające na światło dzienne w sytuacjach, w których PRAWDA O CZŁOWIEKU ZNAJDUJE DROGĘ NA POWIERZCHNIĘ...


... USA, połowa lat 60-tych XX wieku; małe miasteczko w stanie Oregon, lokalna społeczność, słoneczne, wesołe dni... nikt nie spodziewa się nadchodzącej masakry i krwi, która poplami (dosłownie i w przenośni) dłonie szanowanych obywateli małej społeczności...

"DRUGIE OBLICZE" ADAM ZALEWSKI - RECENZJA WKRÓTCE!!!

Dom Horroru - dziękuję :) :) [ na dobry początek fajnej współpracy :) :) ]





"Zgwałcony" - Raymond M. Douglas


Tytuł: Zgwałcony (tytuł oryginału: On Being Raped)
Autor: Raymond M. Douglas
Wydawnictwo: Media Rodzina
Data wydania: 10.09.2018r.
Liczba stron: 120



Nie ma co udawać, że tego tematu NIE MA.

Tytuł jest wymowny... Aż nadto. Ma jednak większą nieco wymowę, jeśli przeczyta się (chociażby) opis książki - że o przeczytaniu samej książki nie wspomnę. Opowiada ona bowiem o akcie gwałtu dokonanym na mężczyźnie (dokładnie tak - oni też są ofiarami tego rodzaju przemocy) przez innego mężczyznę... W SUTANNIE... A to już podnosi tę książkę do zupełnie innej, szalenie ważnej, rangi... O tematach tabu trzeba bowiem mówić. Głośno.

Trudny temat. Bardzo. Zwłaszcza w Polsce... Zastanawiam się tak po cichu, czy dlatego właśnie - czy z tego właśnie powodu, że książka ta ukazała się w Polsce?... - czy z tego oto powodu, kiedy szukałem niedawno informacji na temat tej książki w sieci, nie zobaczyłem ani jednej wystawionej dla niej oceny? Ani jednej opinii na jej temat?... Aż tak boimy się w naszym kraju ruszania czegokolwiek związanego ze złem, które tkwi w Kościele? ... NAWET JEŚLI TO TYLKO KSIĄŻKA?... Smutny wniosek.... Mam nadzieję, że tylko przypadkowy, ale boję się, że w tym akurat temacie "przypadku" jest niewiele... A szkoda. Pachnie to bowiem po prostu HIPOKRYZJĄ. Wolę więc myśleć, że to tylko niewiedza czytelnicza na temat istnienia tej książki. Może, choć w małym stopniu, zmieni się to po zamieszczeniu tej recenzji w sieci (jako bodaj czy nie pierwszej...).

Książka ta jest autentyczną historią, która opisanymi w niej wydarzeniami jest, w rozumieniu usytuowania geograficznego, w ogóle z polskim Kościołem niezwiązana. Nie oznacza to jednak, że w polskim Kościele takie przypadki się nie zdarzają. ZDARZAJĄ SIĘ. Autor, Raymond M. Douglas, z Polską jako taką nie ma kompletnie nic wspólnego. Jego historia wydarzyła się w zupełnie innym kraju, w zupełnie innych realiach. Mimo terytorialnego oddalenia od naszego własnego podwórka myślę jednak, że tę historię warto przeczytać...

Nie jest ona, jak wspomniałem (i jak można się domyślać nawet bez moich uwag) łatwa. Jest okrutna w wydźwięku dotyczącym ofiary i zapierająca dech w piersiach jeśli chodzi o cynizm, wyrachowanie napastnika, a w pewnej (niestety, wcale nie budzącej zdziwienia...) konsekwencji, zapierająca dech z oburzenia także w kwestii dotyczącej hipokryzji i udawania, że "nie ma tematu", jeśli rzecz rozpatrywać pod kątem "reakcji" (czytaj: braku reakcji) instytucji kościelnych, którym napastnik podlega(ł) i które władne były (i są, w dalszym ciągu są - w obliczu wielu innych przypadków tego rodzaju) coś w tej sprawie uczynić.

To w pewnym sensie książka autobiograficzna. Autor doświadczył gwałtu, który przypłacił niezaprzeczalnym urazem psychicznym. Nieprzemijającą traumą, przez którą opuścił ojczyznę (autor jest obecnie profesorem historii w zupełnie innym państwie) i przeszedł przez piekło procesu "dochodzenia do siebie", z pomocą (i tą fachową, ale i tą totalnie nieprofesjonalną, merytorycznie nieprzygotowaną) wielu terapeutów i, rzecz jasna, bliskich sobie osób. Sfera przeżyć własnych, z poziomu przeżyć psychicznych, jest w "Zgwałconym" bardzo rozbudowana. Widać, że słowa spisane na temat tamtych wydarzeń przelano na papier po wielu latach, przez co (tak podejrzewam), dzięki dystansowi lat, w ogóle było to możliwe... Co wcale nie umniejsza traumy tamtych chwil. Przeciwnie - skoro bowiem dopiero po upływie lat autor był w stanie o tym wszystkim opowiedzieć, to jak wielkiego urazu przez to wszystko doświadczył? Można się tylko domyślać... Cóż bowiem może czuć ktoś, kto będąc nastolatkiem doznaje nie tylko zawodu, ale i brutalnej przemocy najgorszego możliwego rodzaju ze strony kogoś, kto był jego mentorem, duchowym przewodnikiem, W ŚWIETLE DOKTRYNY KOŚCIOŁA KATOLICKIEGO - "PASTERZEM" (!...), przyjacielem nieomal, autorytetem? Dramat... a jednak dramat, który się wydarzył. Dlatego właśnie trzeba o tym mówić głośno.

Mam wielką nadzieję, że ta książka stanie się znana szerokiemu kręgowi publiczności, odbiorców, czytelników. Nie tylko z powodu, będącej trochę na czasie również za sprawą pewnego filmu w kinach (kryptoreklamy robić nie będę, wszyscy zapewne wiedzą o jakim filmie mówię), nie tylko z powodu kwestii piętnowania kościelnych nieprawości, ale po prostu z ludzkiego punktu widzenia. Mężczyźni bowiem, co jest totalnie przez ogół społeczeństwa ignorowane, także bywają ofiarami przemocy. Również tej w najgorszym możliwym wydaniu. Fakt dokonania aktu przemocy przez osobnika w koloratce nie ma zaś na celu stwierdzenia, że w Kościele panuje tylko i wyłącznie zło... otóż nie - ten fakt ma za zadanie podnieść w pewnej publicznej debacie (podkreślę raz jeszcze: RÓWNIEŻ W POLSCE) temat, który jest tematem tabu. Wytykanie zła w pewnej sferze nie jest twierdzeniem, że zła jest cała organizacja. To po prostu wskazywanie palcem zła, A TAKIE DZIAŁANIE JEST ZAWSZE CZYMŚ KONIECZNYM. Koniecznym w sposób niepodlegający ŻADNEJ dyskusji.

Odwołując się do - wspomnianego już - pewnego filmu, goszczącego od kilku dni w polskich kinach, można przywołać jakże właściwy cytat: "Kościół jest święty, ale tworzą go ludzie grzeszni". To święta prawda... Niektóre grzechy powinno się po prostu pokazywać. Wręcz wskazywać palcem. I to bardzo wyraźnie. Tak, żeby nie było żadnych wątpliwości, że zło jest złem. Przede wszystkim zaś trzeba słuchać pewnych głosów prawdy i poznawać pewne jej świadectwa - takie właśnie jak w tej książce.

Polecam. Dla świadomości własnej każdego z Was.

Jak dla mnie - LEKTURA OBOWIĄZKOWA.

Dziękuję Wydawnictwu Media Rodzina za egzemplarz recenzencki.




"Kicia Kocia i Nunuś. Nie, Nunusiu! Tak, Nunusiu!" - Anita Głowińska

Tytuł: Kicia Kocia i Nunuś. Nie, Nunusiu! Tak, Nunusiu!
Seria: Kicia Kocia i Nunuś
Autor: Anita Głowińska
Wydawnictwo: Media Rodzina
Data wydania: 22.05.2018r/
Liczba stron: 16


Co wolno, a czego nie.

Miła edukacyjna książeczka z Kicią Kocią i jej młodszym braciszkiem w rolach głównych ;) Tym razem wspólnie z Nunusiem dowiemy się, co wolno robić, a czego nie - a co za tym idzie, co jest właściwe, a co nie jako codzienne zachowanie w wielu sytuacjach ;)

I tak dowiadujemy się, że nie można kopać krzesełka bo od kopania jest piłka, że podlewać należy kwiatki, a niekoniecznie stolik (herbatą... ;) ) , a także, że zamiast bić siostrę lepiej ją przytulić, no i jeszcze (co ważne z perspektywy miejsca gdzie ukazuje się ta recenzja, jesteście w końcu na stronie bloga o książkach ;) ), że książek bynajmniej się nie gryzie ;)

Edukacyjnie - jak zwykle bardzo fajny poziom, czytelne komunikaty, sporo banalnych, ale ważnych dla najmłodszych, nauk. Wiekowa grupa docelowa tej książeczki tylko taka trochę mało czytelna, na tylnej okładce bowiem mamy informację, że książeczka przeznaczona jest dla dzieci w wieku 1-3 lat, a zaraz obok, że seria skierowana jest dla dzieciaków w wieku 2-6 lat. Ta akurat książeczka dotyczy serii "Kicia Kocia i Nunuś", informacja o tym "2-6" dotyczy serii "Kicia Kocia" (podobne, ale to jednak osobna seria), no ale można to było jednak (chyba) troszkę czytelniej opisać na okładce... ;) Poza tym minusów brak ;)

Troszkę nie rozumiem tego całego fenomenu z Kicią Kocią, ale fajnie, że pojawia się kolejna postać polskich twórców, która podoba się maluchom :) Takich postaci nigdy za wiele, a więc nie pozostaje nic innego, jak tylko cieszyć się z tego, że dzieci lubią coś nowego ;)

Polecam.

Dziękuję Wydawnictwu Media Rodzina za egzemplarz recenzencki.





"Kicia Kocia i Nunuś. Gdzie jest szczurek?" - Anita Głowińska


Tytuł: Kicia Kocia i Nunuś. Gdzie jest szczurek?
Seria: Kicia Kocia i Nunuś
Autor: Anita Głowińska
Wydawnictwo: Media Rodzina
Data wydania: 22.05.2018r.
Liczba stron: 14


To jak - gdzie jest szczurek? ;)

Tytułem wyjaśnienia - szczurek to ulubiona maskotka tytułowego Nunusia ;) Nunuś i jego starsza siostra, Kicia Kocia, wybierają się na spacer, ale szczurek gdzieś przepadł, a Nunuś raczej nie ruszy się bez niego z domu... Cóż począć? Wyjścia nie ma - maskotki trzeba poszukać ;)

Szukamy więc razem z rodzeństwem, a do przejrzenia mamy 57 otwieranych, kartonowych okienek. Usytuowanych w całym domu: w pokojach dzieci, w salonie, w kuchni, w łazience i w przedpokoju... Sens książeczki byłby "bez sensu" gdyby pluszak znalazł się przed jej końcem, więc dużym spoilerem chyba nie będzie, jeśli zdradzę, że znajdziemy szczurka na ostatniej stronie :) (nie zdradzę tylko konkretnie gdzie ;) ).

Pod kątem edukacyjnym - bardzo fajna rzecz. Dzięki otwieranym okienkom i ich rozmieszczeniu w praktycznie wszystkich możliwych pomieszczeniach w domu można świetnie zaznajomić małego współ-czytelnika z nazwami wielu miejsc, przedmiotów, mebli, itp. (przy założeniu, że maluch ich jeszcze nie zna). To zaś świetny pretekst do krótszych i dłuższych rozmów na temat ich przeznaczenia i zastosowania. 

Forma wykonania książeczki też jest na duży plus. Mamy tutaj trwały karton dużego formatu plus otwierane okienka, które trochę otwierań, tak myślę, przetrwają (przy założeniu, że nikt ich nie będzie przypadkiem lub celowo odrywał ;) ). Do tego bardzo ładna szata graficzna i tworzące spójną graficzną całość rysunki. 

Książeczka ładna, miła i przyjemna. I pożyteczna zarazem ;) Dziecko może się nią zarówno bawić, jak również może się dzięki niej czegoś nauczyć. A przecież w książeczkach dla dzieci właśnie o to chodzi :)

Polecam.

Dziękuję Wydawnictwu Media Rodzina za egzemplarz recenzencki.



czwartek, 27 września 2018

"Renezja" - Renata Grześkowiak


Tytuł: Renezja
Autor: Renata Grześkowiak
Wydawnictwo: Psychoskok
Data wydania: 07.03.2018r.
Liczba stron: 88


Pełna gama barw ;)

I to nie tylko w przenośni (czymże bowiem jest poezja, jeśli nie jedną wielką przenośnią życia i wszystkiego, co może ono ze sobą przynieść? ;) ) , ale i dosłownie - kolejne wiersze Renaty Grześkowiak zilustrowano fantastycznymi pracami Marka Haładudy, które bardzo fajnie wpisują się w tematykę wierszy :) A same wiersze?... Jak na wstępie - jest tu pełna gama barw :)

Na kolejnych stronach znajdziecie coś... w sumie "coś o wszystkim" :) I "wszystko o czymś" :) Jest i radość i smutek; łzy i uśmiech; opis rozczarowania, ale i nadzieja; tęsknota, lecz zestawiona z  radosnym oczekiwaniem... Z tomika biją emocje - w każdej postaci. To niełatwa sztuka umieć je złapać i zamknąć w jakiejś formie, zwłaszcza w formie wiersza - tym większe brawa zatem dla autorki!

Wiecie co jest piękne w poezji? Piękne jest to, że od zawsze oddaje ona wciąż te same ludzkie odczucia, emocje, wartości, tęsknoty i nadzieje, ale zawsze znajduje sposób na to, żeby zrobić to inaczej :) I przez to nie nudzi, lecz zachwyca. Dlatego tak wielkim darem jest umiejętność pisania wierszy. Sztuka znalezienia coraz to innych przenośni, metafor, poetyckich porównań, służących oddaniu na papierze tego, co od zawsze jest udziałem i częścią ludzkiego wnętrza - to po prostu wielka umiejętność :) ... I coś, co naprawdę można, a wręcz trzeba nazwać tym, czym jest w istocie: sztuką.

Renata Grześkowiak ma na swoim koncie już kilka tomików wierszy. Przyznam, że ten jest pierwszym jaki miałem okazję czytać, ale niewykluczone, że skuszę się również na inne ;) Jestem ciekaw, co autorka miała (i ma) do powiedzenia gdzie indziej ;) ... Wam też to polecam. To zawsze cenne zobaczyć trochę inny punkt widzenia, ale dotyczący tego, co może być udziałem każdego z nas. W wierszach z niniejszego tomika znalazłem, sam dla siebie, bardzo dużo przyjemności - wierzę, że też ją znajdziecie :)

Polecam!

Dziękuję Wydawnictwu Psychoskok za egzemplarz recenzencki.



"Ulotność chwili" - Ilona Adamczyk


Tytuł: Ulotność chwili
Autor: Ilona Adamczyk
Wydawnictwo: Psychoskok
Data wydania: 04.07.2018r.
Liczba stron: 110


Złapane, ulotne chwile...

Tak to już bywa z poezją - wiersz jest jak mały kadr rzeczywistości, złapany w kilku / kilkunastu / kilkudziesięciu wersach ;) ... Nie inaczej jest w przypadku tego tomika autorstwa Ilony Adamczyk: złapała na chwilę dla czytelnika kilkadziesiąt naprawdę wartych spisania wierszem chwil :)

Szalenie dawno nie czytałem niczego, co choćby zahaczałoby o poezję. Warto było sięgnąć po coś takiego :) To zawsze inny rodzaj perspektywy, jedna wielka "przenośnia wszystkiego", uwieczniona na papierze. Ilonie Adamczyk bardzo fajnie udało się to zrobić :) ... I to pomimo faktu, że złapane przez Nią chwile nie należą, i w odbiorze i podczas odczuwania w trakcie lektury, do tych przyjemnych...

Tomik jest głównie o emocjach, które nie dają, lecz... zabierają... Co zabierają? Głównie radość... i uśmiech. Przemijanie, smutek, ale głównie rozczarowanie, refleksje na temat kłamstwa, poczucie wewnętrznego nieszczęścia - tego rodzaju emocje to temat przewodni wierszy. Autorka często pisze o nieszczęśliwej miłości, o związanym z nią rozczarowaniu, o towarzyszących jej emocjach, łzach... Wydźwięk tomika jest przez to niezaprzeczalnie smutny, najważniejsze jednak - jak często w przypadku poezji bywa - jest to, że jeśli się przyjrzy temu wszystkiemu z boku... jest w tym po prostu, prócz smutku, całe mnóstwo piękna :) O takich emocjach jak powyżej (o każdych zresztą) pisać trzeba, najzwyczajniej w świecie, umieć. Ilona Adamczyk nie tylko to umie i potrafi, ale robi to naprawdę bardzo dobrze.

Nie chciałbym, żeby ta recenzja pozostawiła wrażenie, że ten tomik jest tak "szarobury" jak jesień, która za chwilę na dobre rozgości się za oknami ;) ... Nie, wcale tak nie jest. Zgoda, królujące tutaj emocje są często trudne i smutne, ale o takich jak one też warto czasem coś przeczytać. Można bowiem wyciągnąć z tego (zawsze) coś budującego. Takie dobre, przyszłościowe wnioski ;) A każdy rodzaj poezji, dla mnie osobiście, jest w sposób niepodlegający dyskusji sztuką - większą nieraz niż jakakolwiek proza. 

Czy warto zatem? Jak najbardziej :)

Dziękuję Wydawnictwu Psychoskok za egzemplarz recenzencki.



Psychoskok - październikowe nowości

Już w październiku kolejne nowości od Wydawnictwa Psychoskok :)




Jak zawsze każdy znajdzie coś dla siebie ;) 

Więcej na:




piątek, 21 września 2018

"Dziwna pogoda" - Joe Hill


Tytuł: Dziwna pogoda (tytuł oryginału: Strange Weather)
Autor: Joe Hill
Wydawnictwo: Albatros
Data wydania: 05.09.2018r.
Liczba stron: 512


GROZA + KLIMAT = JOE HILL!

Zbiór nowel udowadniający swoim poziomem, że nowela jako forma literacka, zwłaszcza w kontekście użycia jej na gruncie opowieści z nurtu grozy... DZIAŁA :) I może się nie tylko podobać, ale dać taki sam dreszczyk emocji jak, dajmy na to, pełnowymiarowa powieść. Bardzo dobrze! :) , nowele grozy bowiem nie zawsze cieszą się uznaniem - TUTAJ POWINNY SIĘ NIM CIESZYĆ W PEŁNI ZASŁUŻENIE :)

Joe Hill (a właściwie - Joseph Hillstorm King, syn przesławnego Stephena Kinga) znany jest głównie dzięki komiksom ("Locke & Key"), a także dzięki napisanym przez siebie powieściom ("Pudełko w kształcie serca", tytuł obecnie prawie w Polsce nie do zdobycia, "Strażak", "Rogi", znakomite "NOS4A2"). Zbiór opowiadań jednak też swego czasu popełnił ("Upiory XX wieku") - "Dziwna pogoda" właśnie ten zbiór mi przypomina. Przede wszystkim dzięki widocznym podobieństwom w sposobie tworzenia krótkich opowieści i stopniowania napięcia, co jest niełatwą sztuką jeśli pracuje się nad krótką formą i autor, siłą rzeczy, nie ma się jak "rozpędzić". Hillowi się to udaje :) Nowela to coś więcej niż opowiadanie co prawda, to już prawie (choć jeszcze nie do końca) powieść, ale miejsca na rozpęd wciąż jest mało. Zamknąć historię, trzymać napięcie, wzbudzić dreszczyk emocji - to się wszystko Hillowi udało w każdej z czterech zamieszczonych w tej książce nowel :)

Każda z nich jest troszkę inna od poprzednich, ale wszystkie sprytnie łączy wspólny mianownik - tytułowa dziwna pogoda. Czasem pogoda ta jest tylko tłem wydarzeń (szalejący pożar w "Naładowanym", burza w tle w "Zdjęciu"), czasem zaś jest ich sednem (śmiercionośne odłamki zamiast deszczu w... "Deszczu" ;) , czy dziwna chmura na której rozgrywa się akcja "Wniebowziętego"). Pomysł na połączenie nowel tym mianownikiem jest bardzo fajny ;) Jako pewien zabieg nakręca to czytelnika na czytanie już od samego początku - i nie sposób tu nie wspomnieć o świetnej, bardzo sugestywnej okładce :)

Ok - NOWELE! :) "Zdjęcie" to historia pewnej staruszki cierpiącej na demencję. Czy to aby jednak na pewno tylko demencja?... Młody chłopak odkrywa, że stan jego dawnej niani może mieć związek z pewnym niezbyt przyjemnym typem i jego jeszcze dziwniejszym polaroidem, który robiąc człowiekowi zdjęcia... pozbywa go sukcesywnie wspomnień i pamięci... 

"Naładowany" to w zasadzie thriller-kryminał, którego bohater, sklepowy ochroniarz, jest typowym psychopatą lubującym się w broni palnej i w grożeniu jej innym. Splot przypadków sprawi, że wydarzy się tragedia... i to niejedna - wielką w tym zaś rolę odegra pewna dziennikarka, która tropiąc prawdę pokaże światu, że "bohater, który ocalił ludzi przed strzelaniną w supermarkecie" jest tak naprawdę niebezpiecznym przemocowcem... 

Konwencja "Wniebowziętego" to wielka metafora samotności, naiwności jaka staje się naszym udziałem w nieodwzajemnionej miłości i odbicie wewnętrznego lęku przed lataniem & wysokością. Skok ze spadochronu i wylądowanie przez pewnego skoczka na dziwnej, unoszącej go w powietrzu chmurze, będzie nie tylko pełne grozy, ale i czymś, co odmieni życie niedzielnego spadochroniarza z lękiem wysokości... 

Na koniec dostajemy od Hilla "Deszcz" - świetną opowieść postapo :) , w której obok apokalipsy jaką niesie deszcz pełen śmiercionośnych odłamków dostajemy obraz tego, co się dzieje z ludźmi i ludzkością, kiedy puszczają hamulce, a normy społeczne przestają obowiązywać... Świrów z pewnej sekty głoszącej koniec świata, owiniętych w stroje z folii aluminiowej, też nie zabraknie ;) ...

Uff... :) Oj, SZALENIE DOBRY TO BYŁ ZBIÓR NOWEL :) Jako fan Stephena Kinga, Joe'ego Hilla nie lubić nie mogę ;) , więc ta recenzja w jakimś stopniu już na starcie i w zamyśle była przychylna ;) , ale muszę powiedzieć, że z Hilla zrobił się naprawdę dobry pisarz. Obiektywnie - jest serio coraz lepszy w te klocki. Fajnie jest obserwować jak z każdą książką poprawia warsztat pisarski, jak coraz zręczniej snuje kolejne opowieści - to zdaje egzamin i na papierze i w czytelniczym odbiorze :) 

Dla fana Kinga dodatkowym smaczkiem jest to, jak bardzo widać niekiedy u Hilla fascynację twórczością ojca. Zachowanie religijnych świrów z "Deszczu" i ich ideologia szalenie przypominają pewną religijną fanatyczkę z "Mgły", Panią Carmody konkretnie, jeśli może takową postać pamiętacie :) ("Mgła" ukazała się zarówno jako głośny kilka lat temu film, a jako nowela zamieszczona jest w zbiorze "Szkieletowa załoga" Stephena Kinga). Cały "Deszcz" zresztą to taki mały, ale bardzo fajny, ukłon Hilla w stronę "Bastionu" Kinga - cała akcja dzieje się przecież w Boulder w Kolorado!, w tym samym Boulder, które w "Bastionie" było schronieniem "tych dobrych" w dniach apokalipsy ;) (sama konwencja apokalipsy w obydwóch pozycjach też jest zbieżna - przypadek?; nie, nie sądzę :) ). 

Cóż dodać... KONIECZNIE SIĘGNIJCIE PO TĘ KSIĄŻKĘ! Nie powala ona może na kolana strachem, nie będziecie drżeć jak osika pod kołdrą w bezsenne po lekturze noce, ale fajny dreszczyk emocji poczujecie ;) Do tego Hill pisze naprawdę mądrze o ludzkich emocjach, mimo że używa konwencji grozy jako narzędzia - niemoc będąca udziałem starości, strach przed śmiercią od kuli psychopaty, głupia, nieodwzajemniona miłość, ironiczny uśmiech pod nosem po zrozumieniu jej bezcelowości, groza związana z końcem świata, pełne lęku spojrzenia rzucane ukradkiem w niebo... To są bardzo ludzkie zachowania, do bólu ludzkie emocje... Hill potrafi tym żonglować, pokazywać to wszystko na papierze. Jego historie to nie tylko strach. To też coś, co można sobie przemyśleć i choć na chwilę przystanąć, patrząc sobie na te obrazki w książce. Refleksja, choćby mała i chwilowa... to zawsze jest cenne... :)

POLECAM!!!!! :) :) :) 

Dziękuję Wydawnictwu Albatros za egzemplarz recenzencki.










czwartek, 20 września 2018

"Virion: Obława" - Andrzej Ziemiański RECENZJA WKRÓTCE!


"VIRION: OBŁAWA" - kolejna opowieść z Imperium Achai , druga część opowieści o szermierzu natchnionym autorstwa Andrzeja Ziemiańskiego... JUŻ JEST!!! 

Będziecie czytać? Oj, JA TAK! :) :) :) 
#czytamviriona




- RECENZJA WKRÓTCE -




"Do zobaczenia w zaświatach" - Pierre Lemaitre

Tytuł: Do zobaczenia w zaświatach (tytuł oryginału: Au revoir la-haut)
Autor: Pierre Lemaitre
Wydawnictwo: Albatros
Data wydania: 22.08.2018r.
Liczba stron: 544


Wojna nie kończy się wraz z ostatnim wystrzałem...

Ta książka nie bez powodu została obsypana nagrodami i doceniona na całym świecie. Tak precyzyjnego, oddającego klimat epoki i trafnego obrazu rzeczywistości w ostatnich dniach i tuż po zakończeniu I Wojny Światowej, przyznam szczerze, nie miałem dotąd w rękach w formie książki. Jest co poczytać! A jeszcze więcej można sobie później przemyśleć... Najwięcej jednak w tym wszystkim emocji W TRAKCIE - od pierwszej do ostatniej strony!

Ni to powieść łotrzykowska, ni to w jakimś sensie dramat, ni to do końca sensacja... To wszystko powyżej po trosze ;) ... Bardzo emocjonalna to książka, w sensie zaangażowania czytelnika, i to od pierwszych stron... Ciężko to wszystko podsumować na gorąco w jakichś konkretnych, zawężonych ramach, jedno wszak dzieje się poniekąd samo - ręce same klaszczą... :) 

I Woja Światowa. Ostatnie starcia z Niemcami, szturm na Wzgórze 113, w trakcie którego poznajemy głównych (choć nie jedynych ciekawych) bohaterów: Alberta Maillarda, młodzieńca ze smykałką do liczb, Edouarda Pericourta, młodego artystę uwielbiającego rysować oraz Henriego D'Aulnaya-Pradelle, dowódcę ze skłonnościami sadystycznymi, można powiedzieć totalnie nieokrzesanego wręcz buraka, prostaka i chama. Szturm się kończy, wojna także... "Zwycięstwo"... Jakże gorzkie to słowo! Lemaitre po mistrzowsku odmalował obraz Francji tamtych dni, rzeczywistość w której jednego dnia nawołuje się do patriotycznych ofiar, drugiego zaś obojętnie mija się na ulicy zapomnianych, nieraz kalekich inwalidów wojennych... Obraz pełen pacyfizmu, negacji wojny jako zła wszelakiego, zła jednak będącego znakomitym interesem dla wielu, także po zakończeniu działań zbrojnych... Cyniczne to były czasy - bez dwóch zdań. Świat, w którym nadziei wypatrywać można znikąd, a na wszystkim można zrobić interes...

Uff!... Emocji w tym 544-stronicowym obrazie mnóstwo. Tak jak i udzielającej się czytającemu pasji, zaintrygowania i przemożnej chęci brnięcia przez kolejne strony tej historii. To nie jest bowiem tylko opowieść o tym, jak to jedni płaczą i nie widzą sensu, a drudzy ucztują na ich nieszczęściu. Wspomniani przeze mnie bowiem Albert i Edouard mają pewien plan, plan ten zaś, przy całym jego wyrafinowaniu i przebiegłości, ma dać jeden (lecz w swym wydźwięku podwójny) efekt - odmianę losu własnego i fantastyczną zemstę za doznane krzywdy... :) Uda się? :)

Tego dowiecie się z książki (i z filmu :) ). Nie powiem ;) ... Powiem za to, że Pierre Lemaitre pokazał w tej książce pewną praktyczną definicję mistrzostwa jeśli chodzi o warsztat pisarski, odmalowanie realiów, ukazanie wątków w swej wymowie dramatycznych, ale przede wszystkim przebogatych z psychologicznego punktu widzenia. Nieraz jeden obraz wart jest więcej niż tysiąc słów - i tak jest właśnie w tej książce... Niektóre sceny... Odmalowane poprzez dialogi, czy tylko przez małe obrazki skreślone piórem, są pewnym uchwyconym kadrem samym w sobie, ale mają też wymowę głęboką, której siłą jest to, czego nie widać i czego nie da się fizycznie przeczytać - Pierre Lemaitre pisząc jakiś np. akapit daje nam nie tylko składające się na niego słowa, ale też zestaw refleksji i niewypowiedzianych, ale znakomicie odczuwalnych emocji, które zajęłyby akapitów, każdorazowo, co najmniej 3-4... Wielki to talent i dar umieć oddać coś takiego... Brawo!

Znakomita książka, na którą długo czekałem. Polecam!!! :)

Dziękuję Wydawnictwu Albatros za egzemplarz recenzencki! :)









"Kochaj. 50 lekcji jak pokochać siebie, swoje życie i ludzi wokół" - Regina Brett


Tytuł: Kochaj. 50 lekcji jak pokochać siebie, swoje życie i ludzi wokół (tytuł oryginału: Love It All. 50 Lessons For Loving Your Self, Your Life and Everyone in It)
Autor: Regina Brett
Wydawnictwo: Insignis
Data wydania: 25.10.2017r.
Liczba stron: 354


Kilka lekcji...

... o życiu. W sumie to kilkadziesiąt ;) Tytuł sugeruje, że tych 50 zamieszczonych na kolejnych stronach "lekcji", to lekcje o miłości (do siebie, świata, innych), ale to tak naprawdę historie z życia wzięte, cała masa refleksji, mnóstwo opowieści pełnych emocji, a zatem... są to po prostu lekcje o życiu... :)

To nie pierwsza książka Reginy Brett i nie pierwszy jej bestseller. Z czego się bierze ten fenomen? Bo że mamy do czynienia z fenomenem, co do tego nie ma wątpliwości (ilość sprzedanych na całym świecie egzemplarzy mówi sama za siebie). Hm... Myślę, że bierze się to z wielkiej mądrości zawartych w tej książce treści, z prostoty języka, otwartości autorki, ale przede wszystkim z jej szczerości i z wielkiego daru który posiada, a polega on na tym, że potrafi z banału uczynić przekaz, który... trafia. Trafia on zaś dokładnie tam, gdzie powinien: DO GŁOWY. I staje się materiałem do przemyśleń własnych. Konstruktywnych w każdym calu...

Wielu mogło by powiedzieć: co jest fajnego i odkrywczego, zachęcającego wręcz, w książce opartej na emocjonalnym uzewnętrznianiu się pisarki, która nie tylko opisuje stan własnych myśli i uczuć, ale w dodatku w sposób wręcz nieskrępowany opowiada o własnych czynach, z których nie raz i nie dwa nie była bynajmniej dumna? Co w tym fajnego?... Moża by to brać wręcz za "emocjonalne wymioty" i emocjonalny ekshibicjonizm kogoś, kto przeżył własne traumy, bardzo mocne problemy emocjonalne, kilka wzlotów, ale dużo więcej (niskich) upadków... prawda? Prawda, można tak pomyśleć... Ale warto się wczytać. Wtedy zdanie o tej książce zmienia się o 180 stopni. Zgoda - autorka miała w swym życiu wiele problemów, zwłaszcza emocjonalnych (wręcz psychicznych), jednak pokazują one pewną drogę, którą przeszła. Są zestawione, jako punkt wyjścia, z całym procesem następujących później zmian, a przede wszystkim, na zasadzie kontrastu, z tym, jaki był stan docelowy. Wniosek?... MOŻNA SIĘ PODNIEŚĆ - ZAWSZE. Nieważne jak nisko się upadnie. Wszystko można też odbudować, nawet poczucie własnej wartości i pewien fundamentalny szacunek do samego siebie. Można samego siebie na nowo polubić, wręcz pokochać, i żyć w zgodzie ze sobą. A później ruszyć naprzód i dojść... w jakieś fajne rejony ;), dużo fajniejsze niż mroczne zaułki, z których wyruszało się w długą podróż... :)

Ta książka jest przede wszystkim MĄDRA. Uczy wielu rzeczy, przede wszystkim tego, że zmiana zaczyna się od nas samych. Wszystko może się walić, leżeć w gruzach nawet, ale wszystko można też odbudować. Zgoda, można do tego potrzebować pomocy innych, ale najważniejsze, to pomóc samemu sobie. To my jesteśmy największą i w sumie jedyną siłą sprawczą w naszym życiu - jeśli my czegoś nie zmienimy, to samo się nie zmieni. A kiedy zrobi się porządek ze samym sobą - można z całą resztą wokół. Ot, taki wniosek... chyba słuszny ;)

"Kochaj..." to świetna lektura dla wszystkich, którzy coś w życiu przeszli. To seria budujących przykładów na to, co jest słuszne. Właściwe. I na to, że w pierwszej kolejności ważni jesteśmy "my" jako jednostki - zdrowe, odbudowane jednostki mogą bowiem wszystko. Pod warunkiem, że akceptują same siebie. Kiedy to zrobią... czas na ŻYCIE ;)...

Gorąco polecam :) To naprawdę świetna książka :)

Dziękuję Wydawnictwu Insignis za egzemplarz recenzencki.



"Zaślepienie" - Aga Lesiewicz


Tytuł: Zaślepienie
Autor: Aga Lesiewicz
Wydawnictwo: Insignis
Data wydania: 27.09.2017r.
Liczba stron: 404


Stalking pełną gębą.

Świetny thriller psychologiczny! Aż w pierwszym momencie człowiek ma trudności żeby uwierzyć, że tak dobra książka wyszła spod pióra polskiego autora (!), a jednak! :) To zdecydowanie światowy poziom jeśli chodzi o to, jak ta lektura wypada na tle innych książek ze swojego gatunku.

Kristin jest fotografem. Zarabia na życie strzelając fotki na potrzeby sklepów internetowych. Mieszka z chłopakiem i dwoma kotami. Jej życie z pozoru jest fajne, poukładane, ciekawe... Wszystko zaczyna się zmieniać w chwili, gdy otrzymuje pewnego maila. Później dostaje kolejne... Z pewnymi załącznikami, po otwarciu których wpierw czuje zaniepokojenie, potem strach, a na końcu wręcz panikę... Ktoś bardzo dobrze zna jej przeszłość, jeszcze lepiej teraźniejszość, ktoś zdaje się śledzić każdy krok Kristin i wiedzie ją, przez kolejne maile, na skraj obłędu... Czemu ktoś niszczy jej życie? Jak zdobył swoją wiedzę, po co to robi, jak to się wszystko skończy?... I czy skończy się, zanim nie będzie za późno?...

Uff... :) Znakomita książka! Aga Lesiewicz zdecydowanie wygrała stawiając na narrację prowadzoną z perspektywy ofiary - nie śledczych badających sprawę, nie z perspektywy antagonisty-psychopaty, ale właśnie z perspektywy ofiary. Na kolejnych stronach obserwujemy rozwój niepokoju, strachu, poczucia osaczenia, zaszczucia, w końcu niemalże obłędu obserwowanej, szczutej, systematycznie pozbawianej poczucia bezpieczeństwa i prywatności głównej bohaterki... Pod kątem psychologicznym warsztat fabuły jest fantastyczny. Przerażająco prawdziwy i wiarygodny do tego... Brrr... :) Oj, będziecie zadowoleni jeśli lubicie takie książki!

"Zaślepienie" to książka poza tym na czasie, stalking bowiem już dawno przestał być czymś, o czym słyszy się, czy tylko czyta w internecie jako o niebezpiecznym zjawisku, które dotyczy kogoś innego, gdzieś bardzo daleko od nas. Otóż nie - stalking może stać się udziałem każdego, zwłaszcza w dzisiejszych czasach... Wystarczy mieć jakiegoś wroga, obojętnie czy z przeszłości czy z teraźniejszości, i wystarczy, że ten wróg zada sobie trochę trudu... Wystarczy, że zacznie nękać, obserwować, anonimowo się odzywać, wiodąc nas powoli ku szaleństwu systematycznie niszcząc nam życie... Abstrakcja? Bynajmniej... Przerażające w tej książce jest to, jak łatwo jej treść może przestać być literacką fikcją... Lektura daje do myślenia. To zawsze cenne, ale jeśli refleksja i rozważania na jakiś temat pojawiają się po przeczytaniu thrillera (!), to jest to tym bardziej cenne...

Polecam!

Dziękuję Wydawnictwu Insignis za egzemplarz recenzencki.



"Nie mamy pojęcia. Przewodnik po nieznanym wszechświecie" - Jorge Cham, Daniel Whiteson


Tytuł: Nie mamy pojęcia. Przewodnik po nieznanym wszechświecie (tytuł oryginału: We Have No Idea: A Guide to the Unknown Universe)
Autor: Jorge Cham, Daniel Whiteson 
Wydawnictwo: Insignis
Data wydania: 25.10.2017r.
Liczba stron: 384


Wszechświat nieodkryty.

To zdecydowanie książka dla tych, którzy kochają patrzeć w gwiazdy :) Wszechświat jest przeogromny, więcej o nim nie wiemy niż wiemy, o czym Cham i Whiteson przypominają nam na każdej stronie, robią to jednak z humorem, pisarskim zacięciem i pasją, a wobec tego... wcale nie jest nudno! :)

"Nie mamy pojęcia" z całą pewnością nie da odpowiedzi na wszystkie pytania dotyczące wszechświata. Te niecałe 400 stron to przede wszystkim mała próba usystematyzowania wiedzy, którą posiadamy o wszystkim dotyczącym kosmicznego otoczenia naszej planety... Ba!, tak naprawdę to pozycja na temat wszystkiego tego, o czym w gruncie rzeczy (jak sugeruje tytuł) nie mamy w tym temacie pojęcia ;) , jednak bez dwóch zdań dzięki takim lekturom coś, co mogło przerażać na lekcjach choćby fizyki, przestaje być straszne. Kosmos potrafi być fascynujący - tak jak i jego tajemnice :) Czy nie działają bowiem na wyobraźnię pytania jak czym jest materia, antymateria, jaka prędkość może obowiązywać we wszechświecie i dlaczego? :) Do tego dostajemy na kolejnych stronach masę humorystycznych rysunków i zabawnych anegdotek, co jako pewna całość sprawia, że chce się po prostu czytać więcej i więcej ;)

Osobiście nie miałem problemu ani z tematyką lektury ani z zagłębieniem się w trudne z pozoru, aczkolwiek opisane z humorem, zagadnienia, ale u mnie wynika to z tego, że w gwiazdy gapić się uwielbiam od zawsze ;) Tak sobie jednak myślę, że jeśli tego z jakichś powodów nie lubicie, to po tej książce jest spora szansa... że polubicie :) Nikt oczywiście nie będzie Wam kazał po lekturze zapisywać się na studia dotyczące fizyki kwantowej, ani też nikt nie każe Wam lecieć zaraz do sklepu po teleskop chociażby, ale może podniesiecie głowę nieco do góry, później jeszcze trochę wyżej... i zobaczycie na nocnym niebie coś fajnego ;) To sama przyjemność, więc tego Wam, nie tylko po tej lekturze ;) , życzę.

Polecam!

Dziękuję Wydawnictwu Insignis za egzemplarz recenzencki.



niedziela, 16 września 2018

"Bastion" - Stephen King RECENZJA WKRÓTCE!

Książka-legenda. Tytuł uważany przez wielu za największe i najlepsze dzieło Stephena Kinga. Obraz postapokaliptycznego świata, jakiego nie było nigdy wcześniej i któremu mało kto później literacko dorównał.

"BASTION"



WZNOWIENIE JUŻ 19.09.2018!
[ Recenzja niebawem ;) ]

Albatros - piękne dzięki! :) :) ]




Cytat na dziś ;))

"Aż dziw, że ludzie tak szukają miłości, gdy się pojmie, ile wiąże się z tym lęku. To całkiem tak, jak kiedy po wygranej na loterii trzeba zapłacić podatki."

Joe Hill
"Dziwna pogoda"


[ recenzja już za chwileczkę, już za momencik!;) ]






"Wysoko wrażliwe dziecko. Jak zrozumieć dziecko i pomóc mu żyć w przytłaczającym świecie?" - Elaine Aron


Tytuł: Wysoko wrażliwe dziecko. Jak zrozumieć dziecko i pomóc mu żyć w przytłaczającym świecie? (tytuł oryginału: The Highly Sensitive Child: Helping Our Children Thrive When The World Overwhelms Them)
Autor: Elaine Aron
Wydawnictwo: Gdańskie Wydawnictwo Psychologiczne
Data wydania: 11.10.2017r.
Liczba stron: 384


Wrażliwość to żaden wstyd.

Fantastyczna książka! Lektura tłumacząca tak wiele kwestii czasem zastanawiających i robiąca to w tak przystępny sposób, że prościej chyba się nie da ;) A tematem książki - dziecko :) ... Nie takie zwyczajne, jak sugeruje tytuł chodzi o dziecko "wysoko wrażliwe", lecz... co to w praktyce oznacza? ... Tego dowiemy się z kolejnych stron. A dowiedzieć się w czym rzecz warto, temat książki dotyczy bowiem - jeśli wierzyć statystykom - nawet co piątego dziecka wokół nas.

Co oznacza, że dziecko jest "wysoko wrażliwe"? Intuicyjnie można się tego domyślać, autorka wyjaśnia to jednak w bardzo precyzyjny sposób, wyróżniając cztery obszary, co do których należałoby się wypowiedzieć, czy dotyczą one danego, konkretnego dziecka. Jeśli wszystkie cztery występują jednocześnie, to wtedy - i tylko wtedy - można mówić o wysokiej wrażliwości. Obszarami tymi są: głębokie przetwarzanie, łatwość w uleganiu przestymulowaniu, reaktywność emocjonalna i wyczulenie na subtelne bodźce. 

Jak wspomniałem - intuicyjnie można się było domyślić, jakiej grupy dzieci dotyczy ta książka... To nie są wcale jakieś złe cechy dziecięcego charakteru, czy jakieś jego minusy, wady... Co bowiem jest złego w tym, że dziecko głębiej niż rówieśnicy przeżywa np. wydarzenia w jakiejś bajce? Że częściej się wzrusza, częściej się męczy (zwłaszcza emocjonalnie), że ma cięższy we współpracy charakter, że ma skłonność do przemyśleń nieadekwatnych często do wieku (ale słusznych we wnioskach)? Co w tym złego? Zupełnie nic... To tylko kwestia indywidualności drzemiącej w dziecku, kwestia jego niepowtarzalnej osobowości. Jakże często jednak postrzega się, choćby takie przykłady jak powyżej, jako cechy niepożądane, które należy wręcz... tępić... Ta książka wiele może nauczyć. I jest kolejnym dowodem na to, jak wiele istnieje wciąż społecznych stereotypów, z których istnienia wynika mnóstwo szkody, a żadnego pożytku...

W sumie trudno się z jednej strony dziwić... Lata temu (ba, pokolenia temu) nie było czegoś takiego jak powszechne analizy psychologiczne, psychologia dziecięca, czy podejście do dziecka polegające na czymś więcej niż nakazach wychowawczych, że o podejściu polegającym na próbie zrozumienia i dialogu nawet nie wspomnę... Dziś jednak mamy wiek XXI i Elaine Aron stara się o tym nam wszystkim, i każdemu z osobna, przypomnieć. 

Książka skupia się na zakresie teoretycznym zjawiska wysokiej wrażliwości, na jego opisie, przejawach (znajdziemy tutaj bardzo fajne i ciekawe testy, które - nawet na własną rękę - są w stanie pomóc choć zorientować się, czy temat książki dotyczyć może Naszej Pociechy). Dużo ważniejsze jest jednak w tej publikacji to, że nie jest suchą teorią. To zespół sprzężonych ze sobą na poły opowieści, na poły ćwiczeń i zadań, które jako pewna całość mają pomóc dotrzeć, wychować, współpracować i uczynić szczęśliwym pewną małą istotę, która tylko tym różni się od rówieśników, że wiele rzeczy przeżywa inaczej, a niejednokrotnie głębiej niż inni... I jest to opowieść snuta przez autorkę w odniesieniu do każdego etapu życia tego małego, wysoko wrażliwego człowieka (!) - od dzieciństwa, poprzez dorastanie, aż po de facto dorosłe życie. To jest SZALENIE CENNY element tej książki. To kompendium wiedzy odniesione do każdego okresu życia człowieka, który po prostu nieraz czuje coś inaczej - ale nie jest przez to "inny", "gorszy"... Potrzebuje tylko innego rodzaju uwagi i działań ze strony tych, którzy tego małego, a później coraz większego człowieka... kochają :) 

Jestem pod wielkim wrażeniem pracy wykonanej przez Aron. Pod naprawdę WIELKIM WRAŻENIEM. Książka jest wszechstronna, fachowa, a jednocześnie łatwa i przyjazna dla czytelnika. Obala też pewne mity, wyjaśnia wiele zjawisk, a do tego - i to jest niesamowite, tylko i wyłącznie NA PLUS - pomaga zaplanować rzeczywiste działania, które po prostu... ułatwią codzienność :)

"Wysoko wrażliwe dziecko" jest też o tyle fajną książką, że jest bardzo precyzyjną publikacją w zakresie omawianego tematu. I tak, na przykład, Elaine Aron obala mit polegający na utożsamianiu wysokiej wrażliwości ze spektrum autyzmu, czy z zespołem Aspergera. NIC BARDZIEJ MYLNEGO. Wysoka wrażliwość polega (w obrazowym skrócie) na szalenie intensywnym odbieraniu i przetwarzaniu bodźców komunikacyjnych, natomiast autyzm i Asperger (również w wielkim skrócie myślowym) sprowadza się do zaburzeń na tym tle. Skąd więc takie utożsamianie?, nieraz często mające miejsce?... Na szczęście książki takie jak ta obalają i ten stereotyp ;)

Cóż więcej dodać? Polecam! :) Tak naprawdę polecam każdemu, kto ma własne dzieci - nawet jeśli opisane w książce problemy Was nie dotyczą, to myślę, że jakakolwiek lektura dotycząca Małych Pociech, które i Wy macie, jest czymś dobrym i - zawsze :) - pouczającym :)

Dziękuję Gdańskiemu Wydawnictwu Psychologicznemu za egzemplarz recenzencki.


 

"Zrozumieć ACT. Terapia akceptacji i zaangażowania w praktyce" - Russ Harris


Tytuł: Zrozumieć ACT. Terapia akceptacji i zaangażowania w praktyce (tytuł oryginału: ACT Made Simple: An Easy-To-Read Primer on Acceptance and Commitment Therapy)
Autor: Russ Harris
Wydawnictwo: Gdańskie Wydawnictwo Psychologiczne
Data wydania: 09.05.2018r.
Liczba stron: 344


W wielkim skrócie... czas iść do przodu ;)

Takie właśnie przesłanie niesie ze sobą ta książka. Przesłanie brzmiące może banalnie, ale mające w sobie wielki sens. Sens tym większy, że oparty na pewnej terapii opracowanej przez specjalistów, a nazwanej w skrócie ACT - terapii rozwijającej powyższy sens o dwa, tak naprawdę kluczowe w całej tej lekturze, zdania: 
1). Zaakceptuj to, na co nie masz wpływu.
2). Działaj tam, gdzie Twoje działanie przyniesie skutek. 
Proste? ;)

Niby proste - niby oczywiste. A jednak wcale ani takie proste ani oczywiste nie jest ;) Na temat ACT napisano szereg publikacji (na moim blogu również takowe znajdziecie, może nie traktujące tylko i wyłącznie o ACT, ale bardzo wiele z niego czerpiące: "W sieci natrętnych myśli""Relacje na huśtawce"). Ta jest wyjątkowa o tyle, że zajmuje się tylko i wyłącznie samym ACT - i to w bardzo wszechstronny sposób.

Russ Harris wychodzi od założeń teoretycznych, przedstawiając podstawy samej terapii, cele jakie stawia ona jej uczestnikom i efekty, jakie ma w teorii pomóc osiągnąć. Książka jest świetnie napisana. Czytelna, w łatwy i prosty sposób tłumacząca zawiłe kwestie, a bogata i cenna przede wszystkim dlatego, że zawiera mnóstwo ćwiczeń, codziennych zadań i odniesień do przykładów "wprost z terapii wziętych" - oparcie jakiejś bazy teoretycznej na rzeczywistych przykładach zawsze dodaje jakiejś treści wiarygodności. Nie inaczej jest i tym razem. 

Tak naprawdę wielką - chyba największą - siłą tej lektury jest jej do bólu pozytywny przekaz. Autor nie owija w bawełnę, nie raz i nie dwa razy przyznaje, że wiele nawarstwionych problemów to nie igraszka ani coś, co można zbyć machnięciem ręki - ale pokazuje też (co ważne - pokazuje na spokojnie), że to tylko problemy do rozwiązania. Ok - czasem szereg problemów. Czasem problemów rzeczywiście trudnych i pętających swoją istotą wszelkie działanie. Ale PROBLEMÓW DO ROZWIĄZANIA. Nigdy bowiem nie ma sytuacji bez wyjścia, nieważne jak beznadziejna by się ona wydawała. Harris nieustannie o tym przypomina. I to jest szalenie ważne.

Z całej książki tchnie taka... pozytywna myśl :) Dobra energia :) Może jest tak dlatego, że autor pokazuje konstruktywne rozwiązania (lub chociaż drogi prowadzące do rozwiązań) kwestii nieraz ludzi w sposób totalny przerastających? Być może o to chodzi... Tak czy inaczej - lektura ma mega pozytywny wydźwięk :) To może tylko pomóc ;) ...

... W czym może pomóc? W - znów będzie trywialny slogan ;) - naprawie samego siebie i w szeroko pojętym RUSZENIU DO PRZODU. Okropnie brzmi, zdaję sobie z tego sprawę. Czy jednak rzeczywiście tak okropnie?... W naszej rodzimej, polskiej rzeczywistości - zapewne tak. Z uwagi na całe pokolenia utrwalania stereotypów każących myśleć, że osobiste problemy, również te "w głowie", to coś niegodnego, coś co trzeba chować w szafie pod kluczem, i nie daj Boże wyjść z tym na zewnątrz w poszukiwaniu pomocy. Czyste kretyństwo... Żyjemy w czasach, kiedy różnego rodzaju problemy wewnętrzne, od depresji poczynając, na poważnych schorzeniach psychicznych kończąc, nie są czymś, co omija ludzi. To element chorób cywilizacyjnych tego świata i może czas najwyższy to przyznać, zamiast zamiatać pod dywan, czyniąc z tych kwestii w dalszym ciągu coś, co jest podstawą do wytykania palcami i śmiechów słyszanych zza pleców. Może to się kiedyś w naszym pięknym, nadwiślańskim kraju, zmieni. Byłoby miło.

Jeśli macie różnego rodzaju problemy, zdiagnozowane lub nie, jeśli jesteście czasem zagubieni - nie "zamiatajcie tego pod dywan". Wizyta u kogoś, kto może pomóc, to dobry pomysł :) A na początek... może jakaś lektura? Nawet ta ;) ... To już - wiem o tym - może pachnieć domorosłą pseudo-poradą psychiatryczną, no ale zakładam, że jeśli ktoś czyta opisy książek, to dobiera lektury pod kątem tego, co przeczyta w tymże opisie. Jeśli więc znajdziecie w opisie "Zrozumieć ACT" coś niepokojąco podobnego do Waszych codziennych myśli... może czas na małą lekturę? ;)

"Zrozumieć ACT" to także cenna publikacja dla specjalistów, studentów, a także dla wszystkich "zainteresowanych tematem" pasjonatów. Żaden z potencjalnych, wyżej wymienionych czytelników, nie powinien czuć się po lekturze zawiedziony ;)

Dziękuję Gdańskiemu Wydawnictwu Psychologicznemu za egzemplarz recenzencki.




sobota, 15 września 2018

"Moja Lady Jane" - Hand Cynthia, Ashton Brodi, Meadows Jodi


Tytuł: Moja Lady Jane (tytuł oryginału: My Lady Jane)
Seria: Ladyjanistki
Autor: Hand Cynthia, Ashton Brodi, Meadows Jodi
Wydawnictwo: SQN
Data wydania: 19.07.2017r.
Liczba stron: 400


Tudorowie plus Monty Python!

Fantasy historyczne plus parodia młodzieżowej "opowieści o dorastaniu" z pewną dozą romansidła ;) - oto w skrócie "Moja Lady Jane" :) Lecz to i tak niepełny opis... Pełny stanie się on dopiero wtedy, gdy dodamy do niego mega dawkę absurdalnego, sytuacyjnego poczucia humoru! :) :)

Powyższy mix stylów i treści fantastycznie sprawdza się na papierze :) Szczerze mówiąc, w życiu bym się nie spodziewał, że pewne wątki historyczne dotyczące brytyjskiej korony i rodziny królewskiej mogą stać się tłem tak prześmiewczej opowieści ;) Opowieść ta oparta jest bowiem na wątkach historycznych... z domieszką czystej fikcji i typowo brytyjskiego, absurdalnego poczucia humoru :) (dość powiedzieć, że pewien lord, jedna z kluczowych postaci w machinacjach małżeńskich dotyczących fabuły, hasa sobie po pastwisku pod postacią konia ;) - jako postać istotna dla fabuły wspomniany lord-koń traktowany jest zaś śmiertelnie poważnie ;) ).

Pomimo prześmiewczego stylu i wbrew wydźwiękowi tej lektury, można się z niej też sporo dowiedzieć o samej historii XVI-wiecznej Anglii. Stuartowie, Tudorowie, wszystko w przededniu panowania Marii Stuart (znanej w historiografii jako - co znamienne - Krwawa Maria). Ciekawe to wszystko, nie powiem... :)

Walory historyczne to jednak tylko tło tej książki. Najważniejsza jest w niej dobra zabawa! :) I pokaźne pokłady absurdu totalnego, który w niniejszym wydaniu zadowoli chyba każdego wielbiciela brytyjskiego poczucia humoru (zwłaszcza w stylu Monty Pythona :) ).

Cóż więcej dodać... Bawcie się dobrze! :)

Polecam :)

Dziękuję Wydawnictwu SQN za egzemplarz recenzencki.



"Diabelski młyn" - Aneta Jadowska


Tytuł: Diabelski młyn
Cykl: Cykl o Nikicie (tom 3)
Autor: Aneta Jadowska
Wydawnictwo: SQN
Data wydania: 02.08.2018r.
Liczba stron: 400


Eklektyczny styl fantastyczny ;)

"Diabelski młyn" jest właśnie niczym innym, jak takim trochę "pomieszaniem z poplątaniem", tyle że... sensownym :) I to na gruncie literackim. Z domieszką sporego talentu ze strony autorki, bez talentu bowiem stworzenie sensownej całości ze świata magii, skandynawskiej mitologii i małej domieszki cygańskiej pomocy nie miałoby zdecydowanie miejsca ;)

Pewne jest jedno - "Diabelskiego młyna" nie ma sensu czytać bez mglistej choćby znajomości dwóch poprzednich części "Cyklu o Nikicie"... Niniejsza książka to zwieńczenie pewnej trylogii - bez znajomości poprzednich tomów lektura naprawdę nie ma większego sensu... Jeśli jednak poprzednie tomy znacie... :)

Główni bohaterowie to Robin i agentka Nikita. Duet ciekawy, aczkolwiek wcale nie miłosny ;) Jadowska trochę być może zaskakuje, utarło się chyba bowiem, że jeśli bohaterowie to facet i dziewczyna, to raczej iskrzy... Tutaj bynajmniej nie iskrzy, mamy za to partnerstwo, współpracę i pewnego rodzaju przyjaźń. Do tego na tapecie jest samobójcza wręcz misja wspomnianej dwójki na Bezdrożach, utrata pamięci Robina, konieczność uruchomienia pewnego Lunaparku i stojącego w nim, tytułowego, Diabelskiego młyna... We wszystko zaś wmieszany jest tajemniczy Zakon Cieni i pewien cygański tabor, na czele w pewnym Cygańskim Księciem... :) 

Brzmi zawile, ale to naprawdę dobra fabuła. Tak jak i cały zresztą cykl. Fantastyka w rodzimym wydaniu, nawet jeśli czerpiąca z inspiracji innymi np. mitologiami, czy czymkolwiek niezwiązanym z rodzimym nurtem kulturowym - to jest naprawdę cenna rzecz! Im więcej tego rodzaju publikacji i książek powstaje - tym lepiej! :) 

Co tu dużo mówić - polecam! Z małym jednak zastrzeżeniem - polecam jako cały cykl, włącznie z poprzednimi częściami ;)

Dziękuję Wydawnictwu SQN za egzemplarz recenzencki.



środa, 12 września 2018

"Dziedzictwo posłańca" - Peter V. Brett


Tytuł: Dziedzictwo posłańca (tytuł oryginału: Messenger's Legacy)
Cykl: Cykl Demoniczny (tom 3,5)
Autor: Peter V. Brett
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Data wydania: 22.08.2018r.
Liczba stron: 344



Deser po głównym daniu :)

Cykl Demoniczny Petera V. Bretta zakończył się, w teorii, wraz z ukazaniem się drugiego tomu "Otchłani", jednak jak widać... nie jest to koniec opowieści :) Ku mojej uciesze autor serwuje nam bowiem w niniejszej książce kilka opowiadań z dobrze znanego uniwersum (!), które po trosze opowiedzą historię kilku pobocznych bohaterów, a po trosze... pozwolą jeszcze na kilka chwil zawitać do świata, którego drzwi wydawały się być już ostatecznie zamknięte :)

Opowiadań dostajemy od Bretta dokładnie trzy. Wraz z nimi przybliżono nam nieco losy i historię Briara i Arlena, bohaterów znanych z innych części cyklu. Czytając zapowiedzi obawiałem się trochę, czy w odbiorze całość książki nie będzie aby chaotyczna i nieczytelna... Na szczęście Brett wybrnął z sytuacji, a snucie historii z przeszłości Arlena (zanim zginęła jego matka) i Briara (oględnie mówiąc - trudne dzieciństwo...) jest ciekawe samo w sobie i, co najważniejsze, czytelne jako osobna historia nawet dla kogoś, kto Cyklu Demonicznego nawet nie powąchał. O to właśnie chodziło :) ... dać czytelnikom historie spójne, logiczne, będące uzupełnieniem dla fanów cyklu, a z drugiej strony będące zamkniętymi opowieściami dla kogoś nieobeznanego - to się bez dwóch zdań udało.

Jako się rzekło, dwa z trzech opowiadań to historie Arlena i Briara. Trzecie opowiadanie to tak naprawdę... hm...mała historia o wydźwięku antydyskryminacyjnym ;) ... Demony to w niej tylko tło... Wiem, to co piszę brzmi enigmatycznie, ale musiałbym brnąć w spoiler, a chciałbym tego uniknąć... Powiem więc tak: zawodu z żadnego z opowiadań nie będzie :) Trzymają poziom cyklu. Zdają do tego egzamin także jako pewne zamknięte całości. Jedyne co może nie pasować fanom, to... Rojer na okładce, którego w książce jak na lekarstwo ;) ... Ale piękna okładkowa grafika tejże postaci skutecznie zagłusza fakt niezwiązania jej w żaden sposób z fabułą książki :)

Cóż dodać? - Polecam! :) Ciężko nie polecić ;) ... Cykl Demoniczny miał swoje wzloty, upadki, może trochę zbyt szybkie i oczywiste zakończenie, ale każdy powrót do tego uniwersum to wielka rzecz. Klimat tej opowieści jest nie do podrobienia :) Wobec tego... po prostu ZAPRASZAM; wpadnijcie z wizytą do Wujka Bretta raz jeszcze :)

Dziękuję Fabryce Słów za egzemplarz recenzencki.