piątek, 30 listopada 2018

"Rewolucyjny geniusz roślin. Jak i dlaczego rośliny zmienią naszą przyszłość" - Stefano Mancuso


Tytuł: Rewolucyjny geniusz roślin. Jak i dlaczego rośliny zmienią naszą przyszłość (tytuł oryginału: Plant Revolution: Le piante hanno già inventato il nostro futuro)
Autor: Stefano Mancuso
Wydawnictwo: Bukowy Las
Data wydania: 17.10.2018r.
Liczba stron: 270


Zielono mi ;)

Rośliny... Mając je codziennie wokół siebie, z przyczyn poniekąd oczywistych, nie zauważamy ich istnienia. A także faktu, że stanowią - delikatnie mówiąc - większość żywych organizmów na naszej planecie. Poza tym mnóstwo im zawdzięczamy! I nie są to tylko bezwolne, wegetujące byty... Świat roślin może być fascynujący - o czym można przekonać się chociażby z tej książki :)

Zieloni współtowarzysze naszej codzienności... :) Inspirują nas, zachwycają, podziwiamy ich... a także dzięki nim egzystujemy. Rośliny dostarczają ludzkości pokarmu, lekarstw, paliw kopalnych... Możemy się na nich także - co nieraz miało miejsce chociażby w historii inżynierii - wzorować w trakcie projektowania budynków i wdrażania w życie szczególnych rozwiązań konstrukcyjnych ;) To tylko kilka przykładów z brzegu wziętych, wniosek zaś z nich prosty: mocno eksploatujemy obecną wokół nas zieleń. Zieleń ta jednak nie tylko nie ulega "człowieczemu naporowi", ale wykazuje zaskakujące wręcz zdolności dostosowawcze. Oraz zdolność i wolę nie tylko przetrwania, ale także zdolność do ewolucyjnych zmian. W samym tylko 2015 roku odkryto nie mniej ni więcej tylko 2034 nowe rośliny na całym świecie :) Zaskakujące bogactwo, prawda? A jednak :) Choćby tylko te liczby przypominają, jak mały jest tak naprawdę człowiek wobec potęgi natury.

Dziewięć rozdziałów niniejszej książki to jedna wielka lekcja na temat tego, jak fascynujący jest świat szeroko pojętej flory. Czytając dowiemy się wielu rzeczy na temat historii roślin, ich ewolucji, zdolności przystosowawczych, a także przekonamy się, że chociaż nie dysponują one czymś takim jak mózg czy mięśnie, to jednak potrafią się uczyć, na swój sposób poruszać... jednym słowem: ŻYĆ :) I nie jest to wcale wegetacja :) O, nie.

Książka wydana jest po prostu PRZEPIĘKNIE :) Twarda okładka, wysokiej jakości papier i fantastyczne zdjęcia (!) - lektura to czysta przyjemność, zarówno z przyczyn popularnonaukowych, jak i w sensie zwyczajnej przyjemności dla oka, zamieszczone zdjęcia są bowiem naprawdę czymś, co zapada w pamięć i... po prostu cieszy oko :)

Chcąc zacząć przygodę poznawczą ze światem roślin nie mogliście trafić lepiej!

Dziękuję Wydawnictwu Bukowy Las za egzemplarz recenzencki.



środa, 28 listopada 2018

"Pokochaj poniedziałki. Jak poradzić sobie z wypaleniem zawodowym?" - Joanna Karpeta


Tytuł: Pokochaj poniedziałki. Jak poradzić sobie z wypaleniem zawodowym?
Autor: Joanna Karpeta
Data wydania: 10.10.2018r.
Liczba stron: 280


Padłeś? Powstań... ;)

Może i taki początek brzmi żartobliwie, ale nic w tym w zasadzie śmiesznego nie ma. Wypalenie zawodowe to nie żaden mit, lecz coś, co może się przytrafić każdemu. Nawet pasjonatowi kochającemu swoją pracę z całego serca. Wystarczy, że coś podświadomie od jakiegoś czasu w zawodowej układance nie pasuje, by potem się to skumulowało, aż w końcu by urosło do rangi PROBLEMU przez duże "P"... Ale i na to jest rada, o czym przekonać się można z niniejszej książki.

W zasadzie najwłaściwszym byłoby opublikowanie tej recenzji w sieci w jakiś... poniedziałek ;) Haha :) ... No wyszło inaczej ;) Ale skoro o poniedziałkach mowa... Gdzieś tam wydaje się być oczywiste, że nie pałamy do tego dnia tygodnia przesadną miłością - bo "koniec weekendu", "znowu do pracy", itd itp... Czy jednak naprawdę tylko o to chodzi? O swoistą "poweekendową niechęć"? Wypalenie zawodowe objawiać się może nie tylko brakiem efektywności w pracy, ale też małą / dużą niechęcią do samego chodzenia do niej...

Objawów zresztą jest dużo więcej. Nie tylko tych widocznych w codziennej pracy za biurkiem - jeśli już dokonamy oceny samego siebie i rachunek sumienia pracownika wypadnie nam na minus. Objawy wypalenia zawodowego rzutują także na życie prywatne, na każdą jego sferę w zasadzie - od kłopotów ze snem, poprzez ogólną apatię, rozdrażnienie, a nawet włączając w to problemy z wagą, apetytem... Wniosek niby prosty i oczywisty: każda sfera naszego życia tworzy razem system naczyń połączonych i wystarczy, że jedno działa źle, a posypać może się cała reszta. Niby banał, oczywistość... Jednak z ważnym wskazaniem na to, jak istotną rolę w tym wszystkim pełni nasza codzienna praca. Spędzamy w niej kilka, a nawet kilkanaście godzin dziennie jakby na to nie patrzeć...

Joanna Karpeta podchodzi do omawianego problemu w bardzo ciekawy, by nie powiedzieć w zaskakujący sposób. Ni z tej książki bowiem poradnik, ni to mała gawęda, ni to w końcu mała obyczajówka (!) na przykładach perypetii kilku bohaterów... Pomysł na tę książkę opiera się bowiem na połączeniu trzech powyższych elementów w jedną całość. Bohaterowie książki to pielęgniarka, handlowiec, urzędnik, menedżer, nauczycielka i przedsiębiorca, a każdy jest z innymi w jakiś sposób powiązany (stąd "obyczajówka" ;) ). Każdy przeżywa też własne perypetie zawodowe, które są tak naprawdę większymi lub mniejszymi efektami wypalenia zawodowego, z czego bohaterowie stopniowo zdają sobie sprawę (gawęda ;) ) i powoli szukają recept oraz skutecznych rozwiązań tychże problemów (to już brzmi czysto "poradnikowo"). Ciekawe, prawda? Temat oczywisty, którego istnieniu nikt od lat nie zaprzecza, a jednak "ugryziony" od zupełnie innej strony i w zupełnie inny sposób. I bardzo dobrze - odrobina świeżości spojrzenia nigdy żadnemu tematowi nie zaszkodziła. Przeciwnie!

Zmierzając powoli ku końcowi - "Pokochaj poniedziałki" to nieszablonowa książka o rzeczach ważnych i oczywistych zarazem. To książka pokazująca jak wiele może być zarówno przyczyn jak i objawów wypalenia zawodowego, przy uwzględnieniu wielkiej różnorodności i specyfiki rynku pracy. To także wiele cennych rad i przykładów, a przez to ciekawych wskazówek, które z coachingowych oczywistości czynią poniekąd świeże i interesujące narzędzia oraz sposoby walki z omawianym problemem. Jeśli więc z góry zakładasz, że w poniedziałek rano wstaniesz z łóżka lewą nogą... to może zadaj sobie pytanie "dlaczego"? I może... sięgnij po tę książkę w wolnej chwili? :)

Dziękuję Gdańskiemu Wydawnictwu Psychologicznemu za egzemplarz recenzencki.



"Nastolatek a depresja. Praktyczny poradnik dla rodziców i młodzieży" - Konrad Ambroziak, Artur Kołakowski, Klaudia Siwek

Tytuł: Nastolatek a depresja. Praktyczny poradnik dla rodziców i młodzieży
Autor: Konrad Ambroziak, Artur Kołakowski, Klaudia Siwek
Wydawnictwo: Gdańskie Wydawnictwo Psychologiczne
Data wydania: 05.10.2018r.
Liczba stron: 304

Chorzy na smutek.

Depresja to coś bardzo realnego, dotykającego coraz więcej osób. Zjawisko to jest o tyle w swym wymiarze przerażające, że dotyka coraz młodsze osoby. W tym nastolatków, a nawet (już!) dzieci... Według różnych badań i statystyk depresją dotknięty może być nawet co piąty lub co czwarty nastolatek w Polsce (!). Dlatego bardzo dobrze, że powstała książka o której właśnie piszę.

"Chorzy na smutek" - pierwsze zdanie tej recenzji nie jest przypadkowe. Przeczytałem je kiedyś w odniesieniu do depresji i doprawdy trudno o lepsze (a przy okazji - metaforycznie "piękne"; o ile na miejscu będzie użycie takiego przymiotnika) nazwanie tego zjawiska... Zjawiska (niestety) realnego. Depresja nie jest bowiem "wymysłem nierobów" (jak miałem kiedyś okazję usłyszeć), lecz czymś, co jest po prostu chorobą cywilizacyjną, namacalnym schorzeniem kwalifikującym do leczenia... A przy okazji czymś, co może przyprawić o wielkie cierpienia i nie tylko o psychiczny ból. Sam psychiczny ból to bowiem także coś realnego, podlegającego diagnozie - to coś rzeczywistego, zbierającego nieraz tragiczne żniwo...

Niniejsza książka to studium depresji w pigułce w odniesieniu do nastolatków. I, co bardzo ważne, jest to studium opracowane z perspektywy wielu punktów widzenia: samego nastolatka, rodziców, szeroko pojętego otoczenia, a także z perspektywy rodziny pojmowanej jako pewna całość, problem dziecka zawsze bowiem odbija się w pewien sposób na całej "maszynie" znanej pod nazwą "rodzina". Autorzy przechodzą przez kolejne rozdziały omawiając samo zagadnienie depresji, sposoby stwierdzenia jej u nastolatka, wychwycenia jej objawów, a następnie - oprócz stosownej pracy terapeutycznej - przechodząc do tego, co powinien robić sam nastolatek, jak i jego najbliższe otoczenie. Niezwykle cenne jest napisanie tej pozycji w taki sposób, że dedykowane dla siebie treści znajdą i sami dotknięci problemem, jak i i ich najbliższe otoczenie (zwłaszcza rodzice). Na końcu książki znaleźć można dodatkowe wskazówki i dla jednych i dla drugich, skumulowane w formie pewnej "wiedzy w pigułce". Rzecz bez wątpienia pomocna na wypadek konieczności zmierzenia się z realnym problemem.

Nie jestem może znawcą, ale tak dobrze napisanej książki na temat depresji nastolatków jeszcze nie uświadczyłem, a tym bardziej nie miałem w rękach. Mam wrażenie, że takiej pozycji bardzo na polskim rynku wydawniczym brakowało. Zwłaszcza, że napisali ją rodzimi autorzy w oparciu o własne doświadczenia. Język książki jest do tego prosty i zrozumiały, zarówno dla rodzica jak i dla dziecka - to bardzo ważne jeśli chodzi o celność komunikatów zawartych na kolejnych stronach. Autorzy nie owijają też nic w bawełnę, nie unikają np. kwestii samobójstw w omawianej grupie wiekowej i dają konkretne rady oraz wskazówki na wypadek wystąpienia rzeczywistych, bardzo realnych objawów będących podstawą do niepokoju. To bardzo cieszy, depresja bowiem, jeśli nie jest leczona, może naprawdę doprowadzić do rozwiązań ostatecznych - a tego wszyscy chcieliby na sto tysięcy procent uniknąć.

Mam wielką nadzieję, że ta książka trafi tam, gdzie powinna - czyli DO WSZYSTKICH ZAINTERESOWANYCH. Oby tak się stało. Depresja to nie są żarty. Warto o tym pamiętać i potraktować sprawę poważnie - nikt nigdy nie zna dnia ani godziny... nawet w odniesieniu do własnego, mniej lub bardziej dorosłego dziecka.

Dziękuję Gdańskiemu Wydawnictwu Psychologicznemu za egzemplarz recenzencki.


"Rezyliencja. Jak ukształtować fundament spokoju, siły i szczęścia" - Rick Hanson


Tytuł: Rezyliencja. Jak ukształtować fundament spokoju, siły i szczęścia (tytuł oryginału: Resilient. How to Grow an Unshakable Core of Calm, Strength and Happiness)
Autor: Rick Hanson
Data wydania: 12.10.2018r.
Liczba stron: 256


Na przekór przeciwnościom.

Rezyliencja... cóż to takiego? :) W wielkim skrócie jest to umiejętność radzenia sobie z wszelkimi przeciwnościami losu. Tylko tyle - ale i aż tyle. Sztuka to niełatwa, godna podziwu i szacunku, o ile tylko jest stosowana w skuteczny, efektywny sposób. Rick Hanson poświęca jej tę książkę, nad którą to pozycją ZDECYDOWANIE WARTO się pochylić.

Trywializując rezyliencja oznacza nie mniej ni więcej tyle, że ktoś ma wewnętrzną siłę do walki (lub nie). I o każdy rodzaj walki tu chodzi - czy to walka o samego siebie, czy o kogoś, czy o coś, czy po prostu ma to być walka ze wszystkim co stanowi małe i duże przeszkody na codziennej drodze życia każdego z nas. Nawet bez trywializowania zgodzić się trzeba, że cecha ta jest czymś, co bez wątpienia warto w sobie mieć.

Dla tych, którzy owej cechy nie mają (lub tylko wydaje im się, że nie mają) - dobra wiadomość: poniekąd da się to w sobie wytrenować :) Tak przynajmniej twierdzi Rick Hanson. Jak to zrobić? Kluczowe według autora jest skupienie się na wyróżnionych przez niego dwunastu cechach psychicznych, które warunkują rezyliencję, a mowa o współczuciu, uważności, uczeniu się, o sile charakteru, wdzięczności, wierze w siebie, o spokoju, motywacji, bliskości, odwadze, aspiracji i o szczodrości. Wspomniane cechy da się w założeniu autora rozwijać (a nawet, co może średnio zabrzmi, "trenować"), a docelowo mają one wspomóc cechę docelową będącą treścią tej oto książki.

Reasumując, według Hansona mamy pewien schemat: rozwijamy dwanaście wyżej wymienionych cech, one wzmacniają rezyliencję, a ta pomaga zwalczać wszelkie przeszkody życia codziennego. Ogólnie rzecz biorąc schemat ten wydaje się być logiczny, jednak - tak mi się wydaje - jedno wpływa trochę na drugie, więc to nie działa tylko w jedną stronę. W końcu, na przykład, jeśli ogarnie się jakieś problemy, to wzrasta chociażby wiara w siebie i kółko się kręci w drugą stronę - prawda? :) Ale jako pewna całość wywody autora wydają się być w stu procentach słuszne.

Książka jest o tyle fajna, że nie trzeba jej tak naprawdę czytać od deski do deski po utartej ścieżce rozdziałów. Można czytać na wyrywki, choćby tylko o tym co nas interesuje (np. o odwadze, wierze w siebie, i wyszukać sobie odnośne treści w każdym rozdziale). To pomocne w lekturze, książka staje się przez to ciekawym, bardzo elastycznym narzędziem. Celowo używam tutaj słowa "narzędziem" - ta pozycja jest bowiem na tyle dobrze napisana, że wydaje się rzeczywiście być czymś, co jest w stanie komuś pomóc.

Zdecydowanie polecam!

Dziękuję Gdańskiemu Wydawnictwu Psychologicznemu za egzemplarz recenzencki.



wtorek, 27 listopada 2018

"Głębia" - Marek Świerczek


Tytuł: Głębia
Autor: Marek Świerczek
Wydawnictwo: Dom Horroru
Data wydania: 20.06.2018r.
Liczba stron: 248


Potwory z głębin...

Co czai się w morskich otchłaniach? Lub co czaić się w nich może?... Zaskakujący pomysł fabularny na osadzenie akcji w powojennej Polsce (1946 rok) sprawdza się w stu procentach! Marek Świerczek lawirując między zabobonami, niepewnością, a powojenną rzeczywistością odebranego Niemcom Pomorza Zachodniego stworzył coś, co ciekawi, wciąga i jest znakomitą rozrywką na kilka jesiennych wieczorów. Jesienią bowiem zmrok zapada szybko, a po zmroku tę książkę czyta się zdecydowanie najlepiej :)

Nie sądziłem - szczerze przyznam - że możliwe jest napisanie wiarygodnej w swym wydźwięku książki grozy, która fabularnie może być osadzona w powojennej Polsce. Zaskoczenie bardzo na plus! Kluczem do sukcesu tej fabuły jest bez wątpienia połączenie nieznanego z czymś, co znamy choćby z kart historii. Poniemieckie ziemie, niewyjaśnione zatonięcia statków, szepty miejscowej ludności o diabłach wychodzących z morza, nawiedzone Wzgórze Wisielców... W tym wszystkim zaś kształtująca się na nowych terenach władza ludowa, nieudolnie prowadzone śledztwo i zwolniony z wojska z przyczyn zdrowotnych Zygfryd Kurtz, który postanawia dotrzeć do sedna sprawy... Już na wstępie całość wygląda nieźle, a wykonanie weryfikuje wszystko tylko i wyłącznie na plus :)

Jak się ta historia skończy - nie zdradzę ;) Zakończenie pozostawia jednak trochę do życzenia... Chciałoby się po prostu więcej! Ale z drugiej strony patrząc... może taki minimalizm wcale nie jest zły? "Głębia" w dużej mierze bazuje na niepewności czytelnika, operuje tajemnicami, dreszczykiem emocji podczas lektury, może więc zachowanie kilku z tajemnic aż do samego końca nie jest wcale takim złym pomysłem... Trzeba bowiem przyznać, że zatopione przez Boga miasto, diabły, złe moce, pogańskie tańce ku czci Złego, a wszystko to w połowie - cywilizowanego jakby nie było - XX wieku... jako pewna całość robi to wrażenie :) 

"Głębia" to - aż dziw - bardzo mało znana książka tego autora. Oby się ten stan rzeczy zmienił, książka bowiem zdecydowanie zasługuje na uwagę. Minusów można jej potencjalnie kilka wytknąć, ale według mnie już samo wykonanie tego pomysłu niweluje wszystkie jego potencjalne wady. Czyż bowiem w szeroko pojętej literaturze grozy nie jest najfajniejsze to, że coś pozornie niewiarygodnego zyskuje posmak i pozory wiarygodności? Autorowi ta mała sztuczka się udała, a to już naprawdę COŚ. Przez duże "C" :)

Polecam!

Dziękuję Wydawnictwu Dom Horroru za egzemplarz recenzencki.







sobota, 17 listopada 2018

"Drzewo Anioła" - Lucinda Riley RECENZJA WKRÓTCE! :)

WKRÓTCE NA BLOGU BĘDZIE JUŻ TROCHĘ ŚWIĄTECZNIE :)
"DRZEWO ANIOŁA" - RECENZJA NIEBAWEM!


ALBATROS - DZIĘKUJĘ! ]






Fabryczne nowości - RECENZJE WKRÓTCE! :) :)

GARŚĆ FABRYCZNYCH NOWOŚCI - RECENZJE NA BLOGU WKRÓTCE!!! :) :)
FABRYKA SŁÓW - DZIĘKI PIĘKNE ZA EGZEMPLARZE RECENZENCKIE :) ]





"Kłamca. Bóg Marnotrawny" tom 2 - Jakub Ćwiek


Tytuł: Kłamca. Bóg Martnotrawny (tom 2)
Cykl: Kłamca (tom 2)
Autor: Jakub Ćwiek
Wydawnictwo: SQN
Data wydania: 31.10.2018r.
Liczba stron: 320


Cyngiel Niebios :)

Drugi tom "Kłamcy" Jakuba Ćwieka wcale nie odstaje poziomem od tomu pierwszego. Absolutnie nie! I to niesamowicie cieszy, jakże często bowiem różnorakie kontynuacje bywają tylko cieniami odsłon numer jeden... W tym przypadku jednak nie mamy się czym martwić :)

Coś, co rzuca się w oczy na wstępie (i w dalszym ciągu jest zapewne minusem zdaniem wielu czytelników) - wciąż nie mamy klasycznej prozy, lecz opowiadania... Jak już wspomniałem przy okazji tomu pierwszego, mi osobiście taka forma nie przeszkadza wcale. Po namyśle... może nawet jest lepszym wyjściem? W tej akurat historii? Dzięki przyjętej przez Jakuba Ćwieka formie można stworzyć mnóstwo ciekawych historyjek (na marginesie - jak widać Panu Jakubowi chyba jeszcze długo ich w rękawie, tudzież w głowie, nie zabraknie ;) ), można elegancko je rozwinąć, zamknąć, pośmiać się przy tym... :) Być może, że to faktycznie lepsze wyjście dla "Kłamcy" jako pewnego cyklu niż klasyczna proza.

Ale do rzeczy ;) - Loki wciąż bowiem w akcji! Zlecenia w dalszym ciągu otrzymuje, działa więc dalej dla anielskiej braci, likwidując sukcesywnie pojawiające się - jako problemy Prawdziwej Wiary - demony, bóstwa i co tylko się da ;) Jest jednak coraz ciekawiej, Loki nie działa już bowiem sam. Ekipa powiększa się o Erosa i Bachusa, greckich bożków, a połączenie kłamstwa, miłostek i uwielbienia wina oznaczać może tylko... kłopoty ;) Kłopoty te jednakże są tylko i wyłącznie fantastyczne w swym wydźwięku dla fabuły! Mamy też "na tapecie" ewidentną chemię między Lokim, a jego "opiekunką" nasłaną przez skrzydlatą brać... Archaniołom na sto procent nie spodoba się ta "zażyłość" ;) (cudzysłów celowy, ciężko to bowiem jednoznacznie nazwać - pamiętajmy, mamy cały czas do czynienia z bogiem kłamstwa, nic więc nie musi być tym, czym się wydaje). A co do archaniołów właśnie... też się o nich co nieco dowiemy. O ich intencjach także. I okazuje się, że wcale nie są to takie upierzone świętoszki... Moment, w którym Loki będzie musiał zdecydować czy gra w drużynie dobra czy zła, będzie musiał - zgodnie z zapowiedzią z okładkowego opisu - nieuchronnie nadejść...

Co tu dużo mówić - lektura pierwsza klasa! Jest tu i coś dla wielbicieli dobrego czytadła, fantastyki, fani mitów we wszelkiej postaci też będą zadowoleni. Sztuka to wielka napisać coś, co jest w stanie trafić w gusta tak wielu grup odbiorców ;) Niezmienne od lat przychylne zainteresowanie "Kłamcą" świadczy o tym, że ta sztuka się Jakubowi Ćwiekowi udała - i udaje się cały czas.

Polecam!

Dziękuję Wydawnictwu SQN za egzemplarz recenzencki.




"Kłamca" tom 1 - Jakub Ćwiek


Tytuł: Kłamca (tom 1)
Cykl: Kłamca (tom 1)
Autor: Jakub Ćwiek
Wydawnictwo: SQN
Data wydania: 17.10.2018r.
Liczba stron: 304


I jak tu nie lubić Lokiego? :)

Świetny mix mitologii nordyckiej i wierzeń chrześcijańskich, na czele ze spajającą wszystko "współpracą" anielskich zastępów i Lokiego - tytułowego boga kłamców :) Pomysł na książkę fantastyczny, sprawdzający się bez pudła od wielu lat, niniejsze wznowienie więc tylko i wyłącznie CIESZY :)

O co to całe zamieszanie? Aaaa, tak - Przykazanie Pierwsze... Gorliwe wdrażanie go w życie przez anioły to pewien punkt wyjścia. Z perspektywy doktryny chrześcijańskiej jest to punkt wyjścia jak najbardziej słuszny i chwalebny. Maleńki (choć chyba nie taki jednak maleńki) jednak problem w tym, że fizyczna likwidacja absolutnie wszystkich innych bóstw / zabobonów (niepotrzebne skreślić / wszystkie powyższe zostawić) niż ten Jeden, Właściwy Bóg, to dla zastępów anielskich nie lada problem... Reguły gry są bowiem takie, że powinni oni "grać czysto", a nieraz się nie da... Cóż więc począć? Hm... może by tak zwrócić oczy ku Asgardowi i ku takiemu jednemu, adoptowanemu przez Odyna?... ;) W końcu któż inny jak nie bóg kłamstwa może pomóc wygrać naginając "nieco" - w słusznym celu - reguły gry? ;) 

Loki to pewien fenomen sam w sobie. W jakiejkolwiek książce, filmie czy komiksie by się nie pojawił, spod jakichkolwiek rąk nie wyszłoby "coś" z nim jako bohaterem - każde takie "coś" działa i się sprawdza. Nie inaczej jest z "Kłamcą" Jakuba Ćwieka. Cykl ma już trochę lat, ale jednak wcale się nie zestarzał. Wciąż czyta się świetnie :) A do tego bawi!, uśmiech sam wykwita na ustach co kilka stron :) Ciężko się nie zgodzić z tym, że to przede wszystkim zasługa przewrotnego Kłamczuszka :) :) 

Forma książki to bardziej opowiadania niż proza w czystej postaci, ale w niczym to nie przeszkadza i nie jest żadną przeszkodą dla frajdy, jaką daje ta książka :) Ćwiek to szalenie ważna postać na mapie pisarskiej fantastyki w polskim wydaniu, "Kłamcę" trzeba więc przeczytać KONIECZNIE. Jeśli jeszcze Was do tego nie zachęciłem (bo z jakichś nieznanych bliżej powodów nie czytaliście dotąd tej książki) - czujcie się zachęceni do lektury od tej właśnie chwili począwszy ;)

Polecam!

Dziękuję Wydawnictwu SQN za egzemplarz recenzencki.



"Płomień i krzyż" tom 2 - Jacek Piekara


Tytuł: Płomień i krzyż (tom 2)
Cykl: Świat Inkwizytorów (tom 2)
Autor: Jacek Piekara
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Data wydania: 17.10.2018r.
Liczba stron: 400


Kolejna wizyta w Świętym Officjum.

Inkwizycja ma swoje sekrety. A nawet wiele sekretów... im wyższy poziom wtajemniczenia członków Świętego Officjum, tym zagadek i tajemnic więcej - i tym mniej znających je osób (jeśli akurat kwestia wtajemniczenia dotyczy istot... ludzkich). We wszystkim zaś majaczy odwieczna walka sług Chrystusa i perskich wyznawców magii ognia, na pierwszym planie zaś - Arnold Lowefell... Kiedyś wróg, dziś gorliwy obrońca prawdziwej wiary. Jacek Piekara się wyraźnie rozkręca :)

Czy Lowefell urośnie do rangi Mordimera, jednego z najlepiej wykreowanych przez Piekarę bohaterów ever? To pytanie nasuwa się od razu po lekturze tej pozycji. Pojawia się bardzo wyraźnie, choć zaczynało mrugać w głowie jak mała lampka już po lekturze pierwszego tomu "Płomienia i krzyża"... Wątpliwości nie ulega, że Jacek Piekara ma co do Arnolda poważne plany. I muszę powiedzieć, że wszystko to wygląda nader ciekawie na papierze :)

Tajemnicą już nie jest, że Lowefell był niegdyś wrogiem prawdziwej wiary, stronnikiem (a wręcz jednym z przywódców) tych, którzy władając magią ognia za nic mieli Chrystusa. Klasztor w Amszilas czyni jednak cuda i nawet najbardziej zatwardziałych da się, jak widać, nawrócić... :) Problem jednak w tym, że - jak w przypadku Arnolda - można w toku "nawracania" utracić pamięć, zdolności... które mogą się okazać jednak potrzebne, a zatem - czas sobie zacząć coś przypominać. Zwłaszcza, że kwestia odnalezienia sposobu na odzyskanie wspomnianej w tomie pierwszym Czarnej Księgi, Szachor Sefer, wciąż pozostaje paląco otwartą kwestią, która może znacząco zaważyć na losach odwiecznej walki o zwycięstwo Chrystusa...

Jak idzie Arnoldowi odzyskiwanie pamięci i zdolności? Całkiem nieźle. Na pewno lepiej, niż sądzą bacznie obserwujący go "opiekunowie". Spora w tym zasługa i jego samego i towarzyszących mu w tym dziele... kobiet. Tak, Jacek Piekara stawia bowiem w tej książce również na kobiety - zwłaszcza na potężną w swej mocy Kartinę i na będącą jeszcze pewną zagadką Matyldę, część ludzkiego tworu zwanego Trójniakiem, a przekładając to na nasze: jedna z trojaczków, oddzielona od dwójki swych braci dzięki wiedzy i medycznym umiejętnościom Arnolda. Dokąd to wszystko fabularnie zmierza? Jeszcze nie wiadomo... Może po tomie nr 3 będziemy mądrzejsi ;) Niepokojące jednak i szalenie zachęcające do oczekiwania na tom trzeci jest to, że wcale nie jest takie oczywiste, czy zło jest tutaj złem, a dobro faktycznie dobrem, i której stronie służyć będzie na końcu Arnold Lowefell...

Pozom abstrakcji jest w drugiej części "Płomienia i krzyża" dużo mocniejszy niż w części pierwszej. Czy całej historii dobrze to robi? Po namyśle... Tak. Choć nie sposób się nieco zdumieć, że autor do tego stopnia idzie w tematy magii, jej roli i w tego typu klimaty... Ale to żaden minus, jest fajnie :) Bardzo fajnie! Na tyle, żeby oczekiwać tomu nr 3 z wielką niecierpliwością :)

Polecam.

Dziękuję Fabryce Słów za egzemplarz recenzencki.



"Płomień i krzyż" tom 1 - Jacek Piekara


Tytuł: Płomień i krzyż (tom 1)
Cykl: Świat Inkwizytorów (tom 1)
Autor: Jacek Piekara
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Data wydania: 28.09.2018r.
Liczba stron: 344


Złamany krzyż waszym znakiem będzie...

Wstęp do uniwersum, które Jackowi Piekarze przyniosło niezaprzeczalną sławę. Zbiór czterech historii, które łączą się ze sobą w logiczny sposób, tworząc w efekcie zapowiedź czegoś, co jest nie wiem czy nie jeszcze bardziej zajmujące niż cykl "Ja, Inkwizytor" (!). A coś jeszcze bardziej zajmującego od wymienionego właśnie cyklu - to musi być naprawdę "COŚ"! Przez duże "C"! I takie też to "COŚ" trzymane przeze mnie w ręku właśnie jest :)

Jeśli chcecie dowiedzieć się czegoś więcej o pochodzeniu Mordimera Madderdina (postać fanom Piekary zapewne nieobca, dla niewtajemniczonych - osławiony dzięki innym książkom autora bohater cyklu "Ja, Inkwizytor"), to nie mogliście trafić lepiej. Jednak... tak naprawdę "Płomień i krzyż" dodaje tej postaci jeszcze więcej aury tajemniczości niż dotychczas miała jej ta postać wokół siebie w innych książkach... Jednak to nie Mordimer jest najważniejszy w "Płomieniu i krzyżu". Najważniejszy jest Arnold Lowefell - członek wewnętrznego kręgu Świętego Officjum, inkwizytor duszą i ciałem oddany sprawie Chrystusa... Chrystusa, który w 33 r. n.e. bynajmniej nie umarł na krzyżu, lecz... zstąpił zeń, by ogniem i mieczem pokarać swych ciemiężycieli...

Mroczne tajemnice, pomieszanie dobra ze złem, ni to średniowieczny jeszcze, ni to już renesansowy klimat epoki, wiara i jej siła, czary i zło w tle... Och, uwielbiam Jacka Piekarę! :) Wyobraźnia, styl, schodzenie na coraz głębsze poziomy abstrakcji, a jednak abstrakcji logicznie powiązanej ze sobą w każdym detalu, i to w sposób płynny, pewnym piórem, w sposób nie powodujący zgrzytów fabularnych... :) To się po prostu znakomicie czyta. A jeśli książka, jak w tym przypadku, pozostawia po sobie niedosyt, oczekiwanie na więcej... jest to tylko wyznacznik tego, że było bardziej niż dobrze!

Arnold Lowefell... Ta postać będzie jeszcze u Piekary ważna. Bardzo ważna! Nie wiem, czy w perspektywie kolejnych książek - najważniejsza w każdym cyklu poświęconym inkwizytorom (!). Historia pięknej kurtyzany Katarzyny, która para się czarną magią, pomieszana z opowieścią o starej wiedźmie mającej w swoim posiadaniu Czarną Księgę, osławioną Szachor Sefer, do tego młody chłopiec, który stanie się inkwizytorem obdarzonym niebezpieczną mocą - a w tym wszystkim Arnold Lowefell, Święte Officjum i czająca się w tle, odwieczna walka między sługami Chrystusa, a perskimi magami władającymi magią ognia... Kim jest tak naprawdę Lowefell? Jak długo tak naprawdę żyje, kim był wcześniej? Jaki ma to wszystko związek z przepotężnym perskim magiem, Narsesem, schwytanym ongiś przez sługi inkwizytorium z Amszilas? Częściowe odpowiedzi znajdują się w tej oto książce, jednak... zaraz po nich pojawia się dużo więcej pytań... I NIESAMOWITA OCHOTA NA WIĘCEJ! :)

Z pełną odpowiedzialnością twierdzę, że tę książkę powinien przeczytać każdy fan nie tylko Jacka Piekary, ale i całej polskiej fantastyki. Lektura obowiązkowa!

Dziękuję Fabryce Słów za egzemplarz recenzencki.



"Ziemia złych uroków" - Jacek Kloss


Tytuł: Ziemia złych uroków
Cykl: Ziemia złych uroków (tom 1)
Autor: Jacek Kloss
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Data wydania: 17.10.2018r.
Liczba stron: 352


Pisarski debiut w Zonie.

"Ziemia złych uroków" to debiut Jacka Klossa w stalkerskiej Zonie. Oj, dzieje się! Aż nie sposób uwierzyć, że to naprawdę DEBIUT Klossa w tych klimatach! Ale to tylko dobrze - jest świeżość, są pomysły, jest akcja... jest MOC! :)

Zona to, delikatnie mówiąc, niebezpieczne miejsce. Główny bohater, stalker Kojot, świetnie o tym wie. A jednak Zona wciąga... Nie sposób więc jej nie odwiedzać - zwłaszcza, że można z niej przynieść wiele cennych rzeczy. Ale i stracić towarzyszy. Kiedy ginie Świetlik, Kojot ma spore wyrzuty sumienia, które próbuje zagłuszyć alkoholem. Nie dzieje się dobrze - podczas jednej z pijackich rozrób dopadają go wojskowi i od teraz nie ma wyjścia, wrócić do Zony musi, czy tego chce czy nie. Tym razem jednak nie zrobi tego ani dla siebie ani w żaden sposób dobrowolnie. Cel jest prosty - musi coś dla wojskowych przynieść...

Czy się uda, czy nie - o tym cicho sza ;) Jakieś tam jednak perspektywy powodzenia w tej misji są, inaczej nie byłoby choćby informacji o tym, że to tom pierwszy dłuższej opowieści ;) Jeśli kontynuacja/e będzie/będą tak dobre, jak TO... No, będzie ciekawie :) Już zresztą jest! :)

Taki powiew świeżości bardzo się według mnie Zonie przydał. Zwłaszcza pod kątem prowadzenia akcji i pomysłów. Na te dwie rzeczy co prawda nigdy nie można było w Fabrycznej Zonie narzekać, a jednak nowy autor = coś nowego! Kloss zaczyna książkę z wysokiego "c", a potem jest tylko lepiej, nic nie schodzi poniżej pewnego poziomu. Oczywiście, można by się było czepiać szczęścia bohaterów, szczęśliwych zbiegów okoliczności, anomalii samej Zony, które nie raz i nie dwa pomagają bohaterom, ale... czy tak naprawdę również w tym nie tkwi pewien urok tego uniwersum? Jaka by to była przyjemność uśmiercić wszystkich na starcie lub po kolei? Toż to nie "Gra o tron" ;) Tak więc - przyjemność jest i są też pozytywy. I tego się trzymajmy! - czekając na ciąg dalszy :)

Dziękuję Fabryce Słów za egzemplarz recenzencki.



czwartek, 15 listopada 2018

"Uniesienie"- Stephen King RECENZJA WKRÓTCE!!!


Jeszcze jedna pisarska wizyta Stephena Kinga w Castle Rock - na tę książkę czekało wielu!!! :) :) 
Recenzja "Uniesienia" już wkrótce! :)



A z tą poduszką... oj, będę chodził spać! :) :)
Albatros - DZIĘKUJĘ!!! :) :) 




"Dawid Janczyk. Moja spowiedź" - Piotr Dobrowolski, Dawid Janczyk


Tytuł: Dawid Janczyk. Moja Spowiedź
Autor: Piotr Dobrowolski, Dawid Janczyk 
Wydawnictwo: SQN
Data wydania: 19.09.2018r.
Liczba stron: 336


Piłkarz upadły.

Janczyka kojarzy choć trochę każdy fan polskiej piłki - lecz kojarzy tylko z przeszłych dokonań, nowych bowiem... brak. I to od dawna. Chyba, że mowa o dokonaniach in minus i o pojawiających się czasem w mediach mglistych informacjach, że "jakiś alkohol", że "jakiś nieudany transfer"... Oto autobiografia największego chyba zmarnowanego talentu w polskiej piłce w ostatnich latach.

Rzut oka na okładkę... Pierwsza myśl = fantastyczne młodzieżowe mistrzostwa świata w Kanadzie z 2007 roku :) Myśl nr 2 = smutek... Ten Pan później przepadł. Wszyscy mniej lub bardziej podejrzewali dlaczego, jednak chyba dopiero ta książka obrazuje w pełni przyczyny tego stanu rzeczy... O czym więc jest ta lektura? Przede wszystkim, jako się rzekło, o zmarnowanym talencie. Może - co prawda - nie tak do końca, Dawid bowiem wciąż jest jeszcze w wieku pozwalającym na grę, i to nie w okręgówce bynajmniej, jednak widoki na coś więcej niż niska poprzeczka są, umówmy się, średnie... I w związku z tym to także książka-przestroga. Nie tylko dla młodych piłkarzy, ale dla każdego młodego człowieka, który może się zagubić. Przykłady jak bardzo można się (życiowo) w takim sensie jak Dawid pogubić bywają w tej książce porażające.

"Cofka, niedobrze mi. Do łazienki. Oczy wychodzą z orbit, męczę się strasznie. Wreszcie wycieram usta i wracam do szafki. Pociągam kolejny łyk. Ten się już chyba przyjmie... Chwila niepewności. Znowu zwrócę czy nie..."

Jeden cytat, a ile treści. To zdecydowanie nie są słowa, jakie chcielibyśmy czytać w autobiografii piłkarza... Niestety - a jednak... Z książki można wysnuć wniosek, że wszystko co złe wynikać może z głupoty właściwej młodości, z niecierpliwości i ze słuchania rad złych doradców. Nic odkrywczego... Przyznać jednak trzeba, że relacja oparta na faktach i z przytoczonymi, konkretnymi przykładami, ma sporą siłę przekazu. Szkoda tego chłopaka, naprawdę. Ale myślę też, że należą mu się wielkie brawa za odwagę. Nie każdy na jego miejscu odważyłby się na tego rodzaju spowiedź.

Sportowo patrząc, "Moja spowiedź" przemieszana jest (co nieuniknione) z opisem powolnego upadku tego chłopaka. Trochę żal, że niekiedy trudno o kilka niezależnych od siebie, obiektywnych punktów widzenia na pewne sprawy, jak na przykład w kwestii tego, jak wyglądał kontrakt Dawida, zwłaszcza po koniec, w CSKA Moskwa; mamy w tym temacie jedynie tak naprawdę subiektywną relację Janczyka, z której można wnosić, że klub był wobec niego co najmniej nieuczciwy w wielu kwestiach. Cóż, do innych punktów widzenia być może nie uda się dojść nigdy. Zwłaszcza do tych obiektywnych. A nawet jeśli - mogą już one nikogo nie interesować, im mniej bowiem o Dawidzie, piłkarsko patrząc, głośno (a nie jest tego wiele), tym zainteresowanie jego osobą i jego historią mniejsze. 

Podsumowując... Bardzo dobra książka, przede wszystkim pod kątem szczerości jej głównego bohatera. Szczerość jest trudna, Dawidowi udało się przełamać wstyd przed mówieniem o własnym (de facto) upadku, a za to już tylko, jak pisałem, powinien należeć mu się wielki szacunek. Niech ta książka będzie pewnym ostrzeżeniem. Zapewne niewiele ona zmieni, ale jednak... im więcej świadectw tego, jakich można narobić samemu sobie problemów, tym większa w teorii szansa, że ktoś to przeczyta i coś do tego kogoś dotrze. Oby. Tak czy inaczej - podziękujmy Janczykowi za słowa prawdy i miejmy nadzieję, że tego rodzaju biografii, co do jej smutnych treści, będzie w polskiej piłce (i nie tylko) jak najmniej.

Dziękuję SQN za egzemplarz recenzencki.



środa, 14 listopada 2018

"Javier Mascherano. Kapitan bez opaski" - Javier Mascherano, Nicolas Miguelez


Tytuł: Javier Mascherano. Kapitan bez opaski (tytuł oryginału: Los 15 escalones del lidergazgo. Mis valores en el fútbol y en la vida)
Autor: Javier Mascherano, Nicolas Miguelez
Wydawnictwo: SQN
Data wydania: 19.09.2018r.
Liczba stron: 288



Kapitan bez opaski.

Javier Mascherano - Pan, którego fanom reprezentacji Argentyny i FC Barcelony przedstawiać nie trzeba. Zdecydowanie nie trzeba :) Człowiek, który na boisku jest być może i niewidoczny, rozpoznawany wtedy, gdy jego nazwisko wymówi komentator - a jednak jest to ktoś, bez kogo obydwa wyżej wymienione zespoły nie osiągnęłyby... być może nic? Na pewno nie tak wiele. Nie przedłużając - przed Wami "Masche" :)

"Człowiek od czarnej roboty" - określenie skądinąd słuszne. Bardzo pasujące do Mascherano (co łączy się też w logiczny sposób z tym, co napisałem akapit wyżej - kogoś takiego zwykle nie dostrzega się w relacjach sportowych). Pasujące, bo jak inaczej nazwać kogoś, kogo zadaniem jest odbiór piłki, destrukcja, lub też - jak w Barcelonie - obrona w roli stopera? No właśnie. Niewdzięczne to trochę, wielu bowiem jest i było (a zapewne i będzie) piłkarskich specjalistów od destrukcji, których historia futbolu, skupiająca się na pięknych bramkowych akcjach, traktuje po macoszemu. Na szczęście mamy niniejszą biografię, która uchyla rąbka tajemnicy o człowieku, który - choć pozostaje w cieniu - jest pełen pasji, ambicji i pełni rolę, która w oczach każdego zespołu i każdego trenera jest nie do przecenienia: mowa o roli prawdziwego LIDERA.

Swoisty wstęp do tej książki napisał sam Leo Messi (!; aż dziw, że napisał aż tyle słów ;) - od razu mówię, że nie jest to złośliwa uwaga, lecz uznanie dla Ikony <duże "I" celowe, o Messsim ZAWSZE z dużej>, która nie słynie bynajmniej ze słowotoków, i to w każdej postaci). I czegóż się możemy choćby z tego wstępu dowiedzieć? Tego, co każdy chyba wie lub podejrzewa: Mascherano to ktoś, kto rządzi szatnią. Ale z cienia. Pomaga tam, gdzie trzeba, rozwiązuje konflikty, wspiera drużynę, pilnuje przestrzegania ustalonych zasad - do których sam się zresztą stosuje. Dla trenera i drużyny - człowiek, który jest skarbem. Zresztą - czy przypadkiem w obliczu tych choćby faktów jest choćby to, że "Masche" został współ-kapitanem Barcy jako jedyny w swoim czasie nie-wychowanek? Już to świadczy samo za siebie.

O czym jest tak naprawdę ta książka? Trochę o historii defensywnego pomocnika, grającego często jako stoper (taka "szóstka na środku obrony"), trochę o sile woli, o charakterze, o skromności, o zjadającej presji (której nie można dać po sobie poznać)... a trochę też o kimś, kto poza boiskiem jest kimś zupełnie innym, kimś komu do wojownika w domu jest bardzo daleko... :) 

Wielka tak naprawdę szkoda, że w przypadku tego Pana rozdział pt. "Barcelona" już się zakończył... Mascherano był w tym klubie naprawdę kimś ważnym... no ale wiek ma też swoje prawa. Tak czy inaczej, "Masche" trzymał się swojego postanowienia do końca, a brzmiało ono "Trzymać Barcę w CV tak długo, jak się da" - i jak przystało na tego rysu charakterologicznego piłkarza, wszystko z zastrzeżeniem, że postanowienie jest aktualne dopóty, dopóki może przynieść faktyczną korzyść drużynie. Za to choćby (ale i za wszystko inne) wielki SZACUNEK.

Zabrakło mi trochę w tej książce refleksyjnego podsumowania tegorocznego mundialu. Może to jeszcze nie czas po temu... W końcu Argentynie bynajmniej się nie powiodło. Poza tym - świetna książka. Myślę, ze każdy fan futbolu powinien się tą pozycją zainteresować. Bohaterzy "z cienia" też są bowiem ważni :)

Dziękuję SQN za egzemplarz recenzencki.



wtorek, 13 listopada 2018

"Primum non nocere" - Emelie Schepp


Tytuł: Primum non nocere (tytuł oryginału: Prio ett)
Cykl: Jana Berzelius (tom 3)
Autor: Emelie Schepp
Wydawnictwo: Media Rodzina
Data wydania: 10.09.2018r.
Liczba stron: 448


Zbrodnia i... kara?

"Primum non nocere" - trzecia część cyklu o prokurator Janie Berzelius. Może nic w zasadzie odkrywczego, ale... dobre wątki, wielopłaszczyznowa fabuła, zbrodnia w tle, dobrze zarysowane sylwetki bohaterów - to wciąż jest. Wniosek? Skandynawskie kryminały cały czas mają się dobrze.

Zbrodnia - rzecz, bez której kryminał obyć się nie może (tak jak i duża część tego, co zwykliśmy określać jako powieść sensacyjną). Mamy więc zbrodnię... We własnym mieszkaniu zostaje odnaleziona ciężko okaleczona kobieta. Niestety - nie da się już nic dla niej zrobić. Śledczy podejmują rutynowe postępowanie, lecz nagle pojawia się ofiara nr 2. Równie brutalnie okaleczona... Czyżby był w tym jakiś wzór, schemat? Jeśli tak, to mamy do czynienia w prawdziwym psychopatą...

Śledztwo prowadzą komisarz Henrik Levin i aspirantka Mia Bolander. Towarzyszy im prokurator Jana Berzelius - niby przedstawiciel prawa w sensie najbardziej z możliwych formalnym, jednak działająca często na granicy swych uprawnień, a czasem... poza nimi. Postać ta w dodatku ma swoje własne "demony przeszłości", które wciąż zdawają się ją ścigać - i dopadać... Pytanie z opisu tej książki jest bardzo dobre - jak długo uda się Pani Prokurator zachować pozory, że wiedzie normalne życie szanowanego przedstawiciela wymiaru sprawiedliwości?

Wiele w tej krótkiej recenzji zagadek ;) , ale to zabieg zastosowany z pełną premedytacją i celowo :) "Primum non nocere" to naprawdę ciekawy wybór na kilka wieczorów, warto dać się w tym miejscu trochę sprowokować i sięgnąć po tę książkę. Sam tytuł bowiem już jest ciekawy (i znamienny, choć nie zamierzam spoilerować), bowiem zasada, z łaciny tłumacząc "po pierwsze nie szkodzić", ma w tej książce wiele znaczeń... :) Sprawdźcie sami jakich.

Szwedzki kryminał... Rzecz to i gatunek znana i podziwiana na całym świecie, a przede wszystkim - na całym świecie czytana. Ma się wciąż dobrze... :) Choć mam takie wrażenie, że cokolwiek by nowi lub starzy autorzy tego nurtu nie wymyślili, to pewna wtórność się zaczyna w to wszystko (nieważne o jakim autorze mowa)... wkradać... Jeszcze całość tej machiny działa, bardzo sprawnie zresztą, jednak... czegoś mi w tym nurcie (powoli) zaczyna brakować... Ale może tylko marudzę ;) 

Tak czy inaczej - nie słuchajcie marudzenia, ale skupcie się na pozytywach ;) To fajna książka, co jest jeszcze o tyle dobre, że nieznajomość dwóch poprzednich tomów cyklu nie jest jakąś wielką przeszkodą w lekturze akurat tego - sprawdźcie sami ;)

Dziękuję Wydawnictwu Media Rodzina za egzemplarz recenzencki.



"Trzy koperty" - Nir Hezroni


Tytuł: Trzy koperty (tytuł oryginału: Three Envelopes)
Cykl: Agent 10483 (tom 1)
Autor: Nir Hezroni
Wydawnictwo: Media Rodzina
Data wydania: 10.09.2018r.
Liczba stron: 272


Opowieść wprost z Mosadu...

Izraelski wywiad od zawsze uznawany jest za jeden z najlepszych na świecie. Nir Hezroni to były agent Mosadu... i dzięki Bogu, że zabrał się za pisanie książek! - doświadczenia autora znakomicie i diabelnie wiarygodnie prezentują się na papierze. Ten debiut (z debiutem bowiem mamy do czynienia - rzecz wręcz nie do uwierzenia!) jest PORYWAJĄCY!

Agent 10483 - postać rzekomo nieżywa, a jednak... No właśnie - czy rzeczywiście? ... Po rzekomej śmierci wspomnianej postaci przełożeni zamykają jego służbowe akta - i to z ulgą, gdyż sposób operacyjnego działania agenta 10483 był, co jako wniosek wynieść można ze stosownych raportów, delikatnie mówiąc niepokojący. Mija 10 lat... w ręce Mosadu zostaje przekazany dziennik agenta... Rzekomo nieżywego... Z dziennika zaś biją po oczach rzeczy wprost niewiarygodne - agent w swych zapiskach wyjaśnia (10 lat wcześniej!) sprawy, które 10 lat później wciąż pozostają niewyjaśnione... Co więcej, z zapisków wyłania się obraz człowieka, który nie wiadomo jakim cudem został zrekrutowany, nie sposób bowiem odnieść wrażenia, że 10483 miał poważne zaburzenia psychiczne - i to już od dzieciństwa... Czy izraelski wywiad miał w swoich szeregach psychopatę? Psychopatę, który... wciąż żyje? I ma powody do tego, ażeby mścić się na agencji?... Zastanawia bowiem ilość szczegółów zawartych w zapiskach oraz fakt, że dziennik został nadany przez 10483 jako przesyłka na ręce agencji z dokładną instrukcją co do tego, którego dnia i gdzie dokładnie go dostarczyć... Nikt może nie być bezpieczny jeśli to prawda że 10483 wciąż żyje...

Diabelnie inteligentny thriller! Trzymający w napięciu do końca, pełen świetnych zwrotów akcji i fantastycznego balansowania pomiędzy przeszłością, teraźniejszością i bliską przyszłością. Uff... Jeśli to jest debiut tego autora (!), to CO BĘDZIE W JEGO KOLEJNYCH KSIĄŻKACH? :) :) Takich pytań stawianych samemu sobie co do jakichkolwiek lektur chciałbym jak najwięcej! Oj, podczas czytania JEST MOC! Zdecydowanie :)

Wcale mnie nie dziwi, że "Trzy koperty" mają zostać zekranizowane. Genialna decyzja! :) W kinie jestem w ciemno już na premierze, pierwszego dnia :) :) A kolejną świetną wiadomością jest to, że Hezroni szykuje książkową kontynuację pt. "Ostatnie instrukcje" (!). Nic tylko czekać! - z wielką niecierpliwością :)

POLECAM!

Dziękuję Wydawnictwu Media Rodzina za egzemplarz recenzencki.





poniedziałek, 12 listopada 2018

Listopadowe nowości od Wydawnictwa Psychoskok



Jak zawsze każdy znajdzie coś dla siebie! 
Coś Na Półce niezmiennie poleca! :)

Więcej na:
http://wydawnictwopsychoskok.pl/
https://www.facebook.com/WydawnictwoPsychoskok/




niedziela, 11 listopada 2018

"Blizny" - Krzysztof Piotr Łabenda


Tytuł: Blizny
Autor: Krzysztof Piotr Łabenda
Wydawnictwo: Psychoskok
Data wydania: 18.10.2018r.
Liczba stron: 256


Straty bolą - zawsze.

Kochać i stracić. Żyć ze stratą, szukając majaków przeszłości w czymś, co nią ani nie jest, ani się nią nigdy nie stanie... "Blizny" Krzysztofa Piotra Łabendy to książka o nieszczęściu, jakie może człowiekowi zgotować los, a także o ułudzie czającej się w nadziei na odzyskanie czegoś, co nie wróci. To także książka o refleksji nad tym, jak ważne są pewne rzeczy, pewna zgoda własna z przeszłością; jak ważna jest pamięć o niej, ale tylko w połączeniu z umiejętnością życia dalej i ruszenia naprzód. Książka mądra, choć smutna... Warta przeczytania.

Początek - jak z bajki. On poznaje ją, zakochuje się. Ona też. I jest pięknie, przez dobrych kilkanaście lat. Później - ona umiera. Cytując klasyka: "jak (potem) żyć?"... Los zsyła kogoś nowego. Kogoś, w kim On widzi znów Ją... A przynajmniej bardzo chce Ją w tym Nowym Kimś zobaczyć. Czy ma to jakikolwiek sens?... Czy da się wskrzesić przeszłość?...

Odpowiedzi na te pytania są oczywiste. "Blizny" to może nie przejmujący, ale na pewno pełen emocji obraz tego, co się dzieje z człowiekiem, kiedy coś traci. Coś, co było dla niego najważniejsze. Tytuł książki jak najbardziej na miejscu... Strata, rozpacz, cierpienie - to wszystko zostawia właśnie blizny. Z czasem blizny te goją się, niekiedy jednak są tak łatwe do rozdrapania, że ból wraca. Wraz ze złudną nadzieją, którą... nie warto żyć. Życie jest bowiem tylko jedno i, choć brutalnie to zabrzmi, nie można go tracić na patrzenie w tył.

"Blizny" to także swoisty przekaz na temat tego, czego nie robić komuś innemu. Co mam na myśli? Przede wszystkim to, że ktokolwiek stoi lub stać będzie naprzeciw nas - nigdy nie będzie kimś innym. I nie można wmawiać sobie, że to ktoś za kim się tęskni, niczego bowiem nie da się wskrzesić. A najważniejsze w tym wszystkim jest to, że taka postawa jest do gruntu niewłaściwa i niesprawiedliwa wobec kogoś innego. To jest po prostu nie fair. Jeśli mamy kogoś w naszym życiu, to nie czyńmy z niego kogoś innego - zwłaszcza na swój własny, egoistyczny użytek. Bo wszystko co czuje główny bohater jest wprawdzie zrozumiałe - ból, tęsknota, poczucie dojmującej straty... to jednak nigdy nie usprawiedliwi i usprawiedliwić nie może tego, co jesteśmy w stanie (świadomie lub nie) zrobić innym, widząc na miejscu ludzi z krwi i kości kogoś, kto już nie wróci. "Trzeba z żywymi naprzód iść (...)"...

Łabenda uczynił z tej książki jeszcze jedną rzecz - bardzo mądry manifest i refleksję na temat tego, co jest w życiu ważne. Jestem daleki od tego, żeby świadomości tego co ważne odmawiać głównemu bohaterowi, nie było to też z całą pewnością intencją autora, ale jednak "Blizny" są także o tym - o tym, żeby DOCENIAĆ TO, CO SIĘ MA. Póki jest. Ludzkie życie, a zwłaszcza ludzkie szczęście, to bardzo kruche, ulotne rzeczy. Trzeba o tym pamiętać i cieszyć się tym, co daje każdy dzień - wszystkim co nam ofiarowuje. Dosłownie.

"Blizny" - książka mądra, choć smutna, pełna refleksji i ukrytych znaczeń. Z całą pewnością warta przeczytania. A w jesienny czas, pełen melancholii, to może być naprawdę ciekawy wybór na kilka wieczorów.

Dziękuję Wydawnictwu Psychoskok za egzemplarz recenzencki.



"Małe wielkie rzeczy" - Henry Fraser


Tytuł: Małe wielkie rzeczy (tytuł oryginału: The Little Big Things)
Autor: Henry Fraser
Wydawnictwo: Insignis
Data wydania: 19.09.2018r.
Liczba stron: 176


"Każdy dzień to dobry dzień."

Jakże często zapominamy o tym, co mamy... Lub też w ogóle o tym nie myślimy. A wszystko może zmienić się w jednej chwili... Tak jak w przypadku Henry'ego Frasera, gdy jedno nurkowanie odebrało mu tak wiele... Cóż jednak pokazuje przykład tego młodego człowieka? Nie, nie jest to (tylko) ostrzeżenie przed młodzieńczą brawurą (zwłaszcza podczas skoków do wody i nurkowań). To piękna opowieść o tym, że każdy dzień ma swoją wartość - także po wydarzeniach nieodwracalnych. Można TO w dalszym ciągu w każdym nowym dniu znaleźć. Więc... poszukajmy i przeczytajmy.

W zasadzie... Hm, ciężko to przekazać komuś, kto tej książki jeszcze nie czytał... Bo można by sądzić, że to przede wszystkim opowieść z tragicznym, zmieniającym życie epizodem w tle, której sednem jest to, że medycyna nie czyni może cudów, ale moc rehabilitacji może zdziałać wiele. Cóż, tak, to po części opowieść także i o tym, jednak dużo (!) ważniejsze jest w tej książce to, co jest... proste. Proste w życiu każdego z nas. Właśnie o tym tak często nie pamiętamy, a przypomina nam o tym Henry Fraser. Bo tak naprawdę mało kto z nas dziękuje za każdy nowy dzień, w którym (i z którym) może zrobić WSZYSTKO: od wypicia filiżanki kawy patrząc przez okno począwszy, przez możliwość cieszenia się każdymi małymi, bzdurnymi wręcz zdawałoby się rzeczami, aż po szansę, że właśnie tego np. dnia wpadnie nam do głowy pomysł, który będzie rewolucją w naszym życiu - albo nawet da coś wielkiego wszystkim innym wokół. Myślimy o tym na co dzień? No właśnie.

"Bycie wdzięcznym polega na rozglądaniu się dookoła, otwieraniu oczu na wszystkie małe rzeczy, które uważamy za oczywiste." - tyle w temacie... 

Człowiek to fantastyczny twór pełen także sił... twórczych :) Mogący czerpać radość ze wszystkiego, kreować rzeczywistość... I możemy to robić każdego dnia, ZA DARMO, my to po prostu mamy... Dano nam to. Na starcie. "Małe wielkie rzeczy" przypominają o tym. Skutecznie. I nie chodzi wcale o siłę rażenia przekazu płynącego od kogoś, kto resztę życia spędzi na wózku inwalidzkim, nie. Chodzi o zupełnie inną siłę rażenia, którą ten człowiek czerpie z własnej prostoty, z radości jaką czerpie z tego co mu dano. I co wykorzystuje pomimo własnych ograniczeń, zachowując przy tym pokorę, skromność i - choć los wiele mu odebrał - co daje od siebie także innym. Niezwykłe, prawda? 

Nie wiem, czy Was to przekona, naprawdę ciężko złapać co mam na myśli nie czytając tej książki... Ale zapewniam Was - sięgnięcie po tę książkę będzie Waszym bardzo dobrym pomysłem. Wiele się być może nauczycie, a być może wiele sobie uświadomicie i przypomnicie na temat tego, co jest naprawdę ważne i CO MACIE KAŻDEGO DNIA NA STARCIE. Warto sobie o tej wartości dodanej, którą ma każdy z nas od razu po otwarciu rano oczu, przypomnieć.

Dziękuję Wydawnictwu Insignis za egzemplarz recenzencki.



"Bóg zawsze znajdzie Ci pracę. 50 lekcji jak szukać spełnienia" - Regina Brett


Tytuł: Bóg zawsze znajdzie Ci pracę. 50 lekcji jak szukać spełnienia (tytuł oryginału: God Is Always Hiring: 50 Lessons for Finding Fulfilling Work)
Autor: Regina Brett
Wydawnictwo: Insignis
Data wydania: 05.11.2014r.
Liczba stron: 368


Coś o własnym... spełnianiu się ;)

Praca - miejsce, w którym spędzamy lwią część życia. Miejsce, w którym realizujemy pasje, w którym realizujemy, mniej lub bardziej, ale z całą pewnością samego siebie (nawet jeśli to inaczej oceniamy, ale jest to bez wątpienia miejsce, w którym zostawiamy swoją produktywność, a więc i cząstkę, sporą, samego siebie)... Co robić, gdy przestaje się widzieć w tym wszystkim sens? Odpowiedź na kolejnych stronach.

Książka bardzo ciekawa i - jak na Reginę Brett przystało - napisana w szalenie mądry sposób. To nie jest bowiem jakiś poradniczek pt. "praca, ble ble ble, rób to dobrze, ble ble ble", ale jest to książka, która traktuje mocno kompleksowo wszystkie sfery naszego życia. Tym razem właśnie praca jest pewnym punktem wyjścia dla autorki, jak bowiem wspomniałem - i co jest oczywistością z gatunku tych oczywistych - w miejscu zwanym pracą spędzamy mnóstwo czasu i zostawiamy w niej bardzo dużo z samych siebie. W dodatku nieuchronnym jest, że praca, jako element pewnej całości, rzutuje także na pozostałe części i sfery naszego życia. To takie trochę lustrzane odbicie wzajemne... 50 lekcji z tej książki pozwala spróbować pojąć, skąd i dlaczego biorą się w pracy problemy, jak rzutują na całą resztę, i co możemy zrobić próbując przeciwdziałać wszystkiemu co szwankuje w tej maszynerii.

Byłoby idealnie, gdyby przez 8 (lub więcej) godzin na dobę można było robić to, co się kocha. A jeśli tak nie jest? Cóż... można spróbować wtedy, posiłkując się tą książką, przewartościować własne priorytety i może znaleźć coś, co da nam impuls... Do np. znalezienia nowej pracy... albo też do odnalezienia w obecnej tego, co w niej kiedyś kochaliśmy, ale co gdzieś po drodze się zatraciło. Może warto spróbować? ;)

Ta książka to też słów parę o tym, jak ważne jest wykorzystywanie własnego potencjału. Talent nierozwijany nigdy nie rozkwitnie... Szczera prawda. Nie kiśmy więc w sobie czegoś, co pozwoli rozwinąć nam samym skrzydła ;) Bo a nuż będziemy szczęśliwsi jeśli zrobimy coś z tym, ca mamy we własnych rękach. Warto!

Regina Brett nie zawodzi :) Nie często się zdarza, że autor ma coś konstruktywnego do napisania, robi to w zajmujący sposób, a jednocześnie zawiera we własnych słowach mnóstwo życiowej mądrości pełnej trafnych przemyśleń. Jeśli jeszcze tej pani, której nazwisko jest na okładce, nie znacie - zainteresujcie się ;)

Dziękuję Wydawnictwu Insignis za egzemplarz recenzencki.




"Bóg nigdy nie mruga. 50 lekcji na trudniejsze chwile w życiu" - Regina Brett


Tytuł: Bóg nigdy nie mruga. 50 lekcji na trudniejsze chwile w życiu (tytuł oryginału: God Never Blinks: 50 Lessons for Life's Little Detours)
Autor: Regina Brett
Wydawnictwo: Insignis
Data wydania: 07.11.2012r.
Liczba stron: 320


Dla każdego na zakręcie.

Trudne chwile w życiu przeżywa każdy - trudno się z tym nie zgodzić. Czasem radzimy sobie z nimi sami, czasem jednak przydałoby się w nich jakieś wsparcie. Czy wsparciem może być książka? Jak najbardziej :)

Regina Brett pokazuje, że pisze... pięknie. Po prostu pięknie. O rzeczach trudnych i ważnych. I chyba w tym tkwi sekret jej międzynarodowego sukcesu, jej książki bowiem to coś dużo więcej niż poradniki. To historie z życia wzięte (również z własnego życia autorki), ubrane we właściwe słowa i okraszone odrobiną DARU, który sprawia, że... chce się to czytać. Z każdej strony bowiem, choć tematy tutaj trudne, tchnie takim - mimo wszystko - pozytywnym myśleniem i, całościowo patrząc, zwyczajnie dobrym przekazem. Takim spokojnym podejściem wynikającym z wyciszenia piszącej, który udziela się czytelnikowi. No i robi się z tego w efekcie taka fajna nić porozumienia (brzmi jak abstrakcja, ale to fakt) między autorem i odbiorcą, która sprawia, że wszystko... trafia :)

Trafia oczywiście do myśli własnych, do szuflad w głowie z opisem "do przemyślenia"... I to jest fajne. Książka dodaje przy tym wiele otuchy. Każdy ma własne problemy, to oczywiste, z tej jednak pozycji można dla siebie wyciągnąć jeden wniosek i jedną, szalenie ważną rzecz: nie ma spraw nie do przeskoczenia. I nie chodzi tylko o zderzenie problemów własnych z tym, co tutaj opisano. Nie. Chodzi o zauważenie i - być może, co pożądane - przejęcie dla samego siebie pewnego sposobu myślenia, dzięki któremu można każdy problem rozłożyć na czynniki pierwsze, opanować, a w końcu go rozwiązać.

"Te lekcje to dar, jaki dostałam od życia. Teraz przekazuję go Tobie." - myślę, że tym przesłaniem Reginy Brett z powodzeniem można zamknąć tę recenzję :) ...

Polecam!

Dziękuję Wydawnictwu Insignis za egzemplarz recenzencki.



"Jesteś cudem. 50 lekcji jak uczynić niemożliwe możliwym" - Regina Brett


Tytuł: Jesteś cudem. 50 lekcji jak uczynić niemożliwe możliwym (tytuł oryginału: Be the Miracle: 50 Lessons for Making the Impossible Possible)
Autor: Regina Brett
Wydawnictwo: Insignis
Data wydania: 06.11.2013r.
Liczba stron: 368


Każda zmiana = mały cud.

Zmiana jako cud? O, tak. Patos? Niekoniecznie ;) ... Wszystko co jest zmianą, ma być z założenia czymś dobrym - to fakt. No a czasem taka zmiana wydaje się być... cudem do dokonania. Czymś nieosiągalnym... A wcale tak nie jest. O tym właśnie jest ta książka - o sztuce uczynienia z niemożliwego czegoś możliwego; i to własnymi siłami! :)

"Dumbledore wyjaśnił Harry'emu Potterowi, że to nasze wybory ukazują, kim naprawdę jesteśmy – o wiele lepiej niż nasze zdolności."

Powyżej sama prawda i tylko prawda. Ot, taki mały cytat świetnie ilustrujący treść tej książki. Można by zbyć ją machnięciem ręki na półce w księgarni... ale może warto się przy niej jednak zatrzymać? Osobiście myślę, że tak.

Dlaczego? Cóż... "Jesteś cudem" nie jest może czymś odkrywczym, przełomowym, ALE... to książka przekazująca pewne znane prawdy w taki sposób, że może trafią tam, gdzie powinny - czyli do głowy czytelnika, a przez swój przykład będą być może bodźcem do tego, żeby coś zmienić, czyniąc przy tej okazji jakiś swój (lub swoje, jeśli miałoby być ich więcej) prywatny/e cud(a)... :) 

I nie chodzi wcale o zatrzymanie Ziemi, czy poruszenie Słońca, ani o inne tego typu kosmiczne wyzwania ;) Chodzi o bardzo proste rzeczy, sprowadzające się do tego, żeby zacząć być szczęśliwym. I szczęście to znaleźć można w rzeczach zarówno małych, jak i dużych. O tym właśnie Regina Brett stara się pisać w każdej ze swoich 50 lekcji. I nieźle jej to wychodzi, całkiem dobrze bowiem zaczyna, od lekcji prostych i oczywistych, a przez to trafiających do adresata, a lekcjami tymi jest np. "Zacznij tam, gdzie jesteś", czy "Zajmij się tym, co możliwe". Oczywiste i trywialne, prawda? A jednak czasem konieczne do powiedzenia na głos... Trzeba bowiem naprawdę zaczynać dokładnie w tym miejscu, w którym się jest. I trzeba zaczynać tak, żeby nie marnować sił na to, na co nie mamy wpływu - trzeba się bowiem skupić na tym, co jest w naszej mocy. A wtedy efekty mogą przyjść, i to dużo bardziej efektywne niż można by sądzić... o to przecież chodzi, czyż nie? :)

Dziękuję Wydawnictwu Insignis za egzemplarz recenzencki.



"Mała księga mądrości Kubusia. Kubuś i Przyjaciele" - Brittany Rubiano, Mike Wall

Tytuł: Mała księga mądrości Kubusia. Kubuś i Przyjaciele
Autor: Brittany Rubiano, Mike Wall
Wydawnictwo:Egmont Polska
Data wydania: 05.09.2018r.
Liczba stron: 208


Misiowa mądrość ;)

Przesympatyczny zbiór cytatów, myśli i tekstów wyjętych, dosłownie i w przenośni, z ust Kubusia Puchatka i jego Przyjaciół ze Stumilowego Lasu :) Sentencje znajdą się na każdą okazję, bawiąc, a także dając - wbrew pozorom - również pretekst i temat do przemysleń własnych. Miś o małym rozumku ma bowiem, jak się okazuje, wiele mądrych rzeczy do powiedzenia :)

"Czasami trzeba zrobić Nic, żeby stało się naprawdę Coś."

Powyższy cytat to tylko przykład, jednak przykład pokazujący, że misiowe mądrości mogą być bardzo głębokie w swojej wadze gatunkowej ;) A tak na serio - w książeczce znajdziemy "złote myśli" na naprawdę każdą okazję, od uwielbienia miodku, poprzez uwagi na temat pogody, bycia sobą, aż do sportu, zabawy i płynącej z niej radości. Niektóre teksty tylko bawią, inne śmieszą do łez, jeszcze inne podbijają swą prostotą... i chyba o to chodzi ;) - czasem nie trzeba wypowiadać nie wiadomo ilu słów, żeby było to, jako pewna całość, mądre.

Książka jest fantastycznym podsumowaniem takiej... esencji ciepła bijącego na kilometr od tej bajki :) Kubuś Puchatek to ktoś, kto jest kimś dużo więcej niż tylko rysunkową postacią... To po prostu Wielki Przyjaciel wszystkich małych i dużych, którzy są pod wpływem jego uroku od wielu, wielu lat.... I oby ten urok nie przemijał :)

Polecam!

Dziękuję Egmont Polska za egzemplarz recenzencki.