czwartek, 25 kwietnia 2019

Ogień i krew - George R.R. Martin


Tytuł: Ogień i krew (tytuł oryginału: Fire and Blood vol. 1)
Cykl: Historia Targaryenów (tom 1.1, tom 1.2)
Autor: George R.R. Martin
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Data wydania: 20.11.2018r. (tom 1.1), 28.01.2019r. (tom 1.2)
Liczba stron: 616 (tom 1.1), 518 (tom 1.2)



Spin-off „Pieśni Lodu i Ognia”.

Ósmy, końcowy sezon „Gry o tron” w toku, książkowego ciągu dalszego „Pieśni Lodu i Ognia” jak nie było tak nie ma, lecz oto od kilku miesięcy możemy sobie przeczytać „Ogień i krew” – spin-off cyklu opowiadający o losach rządzącej Westeros dynastii Targaryenów. Warto? ;)

Fani cyklu i serialu zapewne po książkę (a w zasadzie po dwie książki) sięgną, trzeba mieć jednak na uwadze, że to nie jest niestety to samo. Jeśli więc oczekujecie powtórki tego, co dotąd w książkach i na szklanym ekranie, to możecie się rozczarować. Aczkolwiek emocjonująco jak najbardziej jest, w tym temacie mogę uspokoić. Co do samych książek zaś – mają szereg plusów i minusów.

Od plusów może zacznijmy. Pierwszy i naczelny jest taki, że każdy powrót do Westeros to fantastyczna przygoda :) Uniwersum stworzone przez Martina zdaje się mieć potencjał wręcz niewyczerpany i fakt ten niesamowicie cieszy. Przedstawione w „Ogniu i krwi” losy Targaryenów to także plus sam w sobie – w sadze królewskiego rodu jest krwawo, brutalnie, a akcja toczy się w dobrym narracyjnym tempie. Jak to w historii wielkich rodów bywa okresy panowań poszczególnych władców są zróżnicowane jeśli chodzi o zakres, skalę i doniosłość wydarzeń, jednak nieodmiennie czyta się to bardzo fajnie – nieważne, czy mowa o podboju kontynentu przez Aegona Zdobywcę, czy o długich i sprawiedliwych rządach Starego Króla (wnuk Aegona), czy też o rozpalającej wyobraźnię wojnie domowej zwanej Tańcem Smoków (!). Plus to także smoki! W trakcie opisywanych przez Martina wydarzeń mają się one dobrze i jest ich zdecydowanie więcej niż trzy ;) Z kolejnych rozdziałów dowiemy się jak doszło do ich rozmnożenia się w Westeros, jakie tradycje zapoczątkowała w związku z nimi rodzina królewska, a także poznamy przyczyny wybudowania w stolicy osławionej Smoczej Jamy. Smutno też w tym temacie będzie, doczytamy się bowiem wiele na temat smoczych zgonów na polach bitew w trakcie wojny domowej… O samej zagładzie smoków mieszkających w Smoczej Jamie też przeczytamy. Na zachętę tyle plusów Wam wystarczy? :)

Minusy… Niestety są. Zacznijmy może od formy wydania samego tytułu. Nie wiem, czy to klasyczny „skok na kasę”, czy względy po części praktyczne (obydwa tomy razem wzięte to dość pokaźny wolumin), aczkolwiek fakt wydania „Ognia i krwi” w dwóch częściach podczas gdy na Zachodzie książkę wydano jako jeden tom… No, wnioski nasuwają się same. Ładnie to wygląda na półce, nie powiem że nie, aczkolwiek rozbicie tytułu na dwa tomy i w efekcie podwojenie zysków ze sprzedaży wniosek nasuwa oczywisty… Smutne są takie „skoki na kasę”… Zupełnie jakby wydawca chciał maksymalnie skumulować zysk. Ok, prawo wydawcy, jednak intencje ukierunkowane na ową maksymalizację są zbyt oczywiste – a przez to budzą niesmak.

Kolejny minus to fakt doprowadzenia fabuły jedynie do zakończenia Tańca Smoków i następującego po nim okresu rządów regentów – zostaje niezapełniona, prawie półtorawieczna dziura przed początkiem akcji „Pieśni Lodu i Ognia”. Zupełnie inaczej można by było oceniać „Ogień i krew”, gdyby przedstawiał pełne losy Targaryenów aż do początku akcji „Gry o tron”. No niestety… Martin nie spisał wszystkiego, a fakt ten budzi kolejne rozczarowanie, jeśli bowiem ciąg dalszy „Ognia i krwi” będzie pisał w tym tempie co „Wichry zimy”… Możemy sobie, obawiam się, długie lata poczekać na dokończenie i jednej i drugiej historii. Szkoda…

Reasumując… warto :) Aczkolwiek pozycja ta przeznaczona jest przede wszystkim dla fanów Westeros i nie ma co tego faktu ukrywać. Ktoś nieobeznany z tematem przeczytać całość oczywiście da radę, aczkolwiek całkiem inny jest odbiór książki z perspektywy fana obeznanego z kontynentem i z całym uniwersum. Do tego wszystkiego styl pisania Martina trzeba po prostu lubić. Już w „Pieśni Lodu i Ognia” miał tendencje do tworzenia rozległych dygresji i rozpisywania się – w „Ogniu i krwi” jest to aż nadto widoczne, a przez to książki należy czytać raczej „na raty” aniżeli ciągiem. Inaczej można się po prostu znużyć czytaniem przez mnogość postaci, wydarzeń, nazwisk, czy dat…. Taki styl pisania trzeba, jako się rzekło, lubić.

Polecam :)

Serial polecam także, mimo że to może troszeczkę nie na temat omawianych książek ;) Nie można jednak o ósmym sezonie „Gry o tron” przy takiej okazji nie wspomnieć! :) :) :)






Kac. Opowieść o poszukiwaniu ratunku - Shaughnessy Bishop-Stall


Tytuł: Kac. Opowieść o poszukiwaniu ratunku (tytuł oryginału: Hungover. The Morning After and One Man's Quest for a Cure)
Autor: Shaughnessy Bishop-Stall
Wydawnictwo: Bukowy Las
Data wydania: 20.03.2019r.
Liczba stron: 440



Zmora ludzkości.

Zbyt długie posiedzenie w knajpie, zbyt wiele wypitych kolejek… i efekt następnego dnia jest zazwyczaj murowany. Później mają zwykle miejsce solenne obietnice składane samemu sobie odnośnie tego, że „nigdy więcej” i tak dalej ;) Poranny problem jednak zwykle zostaje i trzeba się z nim jakoś uporać. Jak? O tym można spróbować się dowiedzieć z niniejszej książki :)

Nie twierdzę, że każdy z nas miał z nim do czynienia, ale część z nas na pewno tak. Kac – zmora ludzkości, poranny efekt uboczny nocnych hulanek i zbyt dużej ilości alkoholu we krwi (lub zbyt małej ilości krwi w alkoholu, to już zależy od tego co się poprzedniego wieczora robiło ;) ). Do dziś nie wiadomo tak naprawdę jak i dlaczego powstaje. Z medycznego punktu widzenia jest skutkiem zatrucia alkoholowego, jednak istota problemu pozostaje zagadką (tak jak i ból głowy, który także jest jedną wielką medyczną niewiadomą, wszak głowa nieraz boli, a neurologicznych ośrodków czuciowych w głowie brak). Autor niniejszej książki postawił sobie za cel ambitne zadanie zdiagnozowania problemu, odnalezienie jego przyczyn oraz skatalogowanie sposobów walki z porannym zjawiskiem, które dało się we znaki niejednemu z nas.

Autor – jak zapewnia nas opis książki – zbierał materiał badawczy przez jakieś dziesięć lat… Pozazdrościć wytrwałości ;) Jeśli wierzyć treści lektury, materiał badawczy był zbierany przez twórcę niniejszego dzieła także w oparciu o doświadczenia własne – kolejne wyrazy szacunku zatem, poświęcenie autora jest zaiste godne podziwu :) Czy remedium odnaleziono?

Generalnie rzecz ujmując, pomimo dość sporej jak na tematykę objętości książki, wniosek z zamieszczonych w niej wywodów płynie taki, iż recepta idealna na kaca… nie istnieje… Ba, nie każda z rzekomo działających działa. Dobrych wiadomości zatem niestety po lekturze nie ma… Ani doświadczenia własne autora, ani też sposoby postaci historycznych (od Noego począwszy, na Winstonie Churchillu skończywszy) oraz zwykłych, szarych obywateli (jak na przykład zapytani o zdanie zwyczajni bywalcy pubów) recepty idealnej nikomu dać nie mogą. Sposobów opisano w książce wiele, lecz czy jakiś zadziała… tego nie wiadomo. Można jedynie spróbować w razie potrzeby czegoś na własną rękę i na własną odpowiedzialność. Mówię o tym celowo, gdyż niektóre sposoby są dosyć ekstremalne – jak choćby kąpiel w towarzystwie polarnych niedźwiedzi ;) 

Książka przeczytania jest jak najbardziej warta. Chociażby jako pewna ciekawostka i studium problemu, nad którego istotą zwykle się nie zastanawiamy – zwykle chcemy się go bowiem tylko i wyłącznie jak najszybciej pozbyć. Pewien pozytywny skutek uboczny lektury utrzymanej w gawędziarskim stylu i w konwencji reportażu oraz literatury faktu może być jednak taki, że pohamujemy nieco samych siebie i nie damy kacu zbyt wielu możliwości zaistnienia w naszym życiu ;) (dokładnie na tej samej zasadzie na jakiej pracownik fabryki czekolady samej czekolady raczej nie tyka, ponieważ wie, jak wygląda jej proces wytwarzania).   

Polecam! :)

Dziękuję Wydawnictwu Bukowy Las za egzemplarz recenzencki.




poniedziałek, 22 kwietnia 2019

Świątynia na bagnach - Michał Gołkowski

Tytuł: Świątynia na bagnach
Cykl: Bramy ze złota (tom 1)
Autor: Michał Gołkowski
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Data wydania: 24.04.2019r.
Liczba stron: 606


Zahred powraca!

Jeden z najbardziej ukochanych przez wszystkich bohaterów Michała Gołkowskiego powraca (!). Powrót Zahreda nie jest jednak bynajmniej taki, jakiego można by się spodziewać. Nie ma w tym powrocie ani glorii, ani chwały, ani zwycięstw... Jest za to KREW. Dużo krwi, i to przelewanej co roku (w określonej porze roku w dodatku). Cóż więc będzie się działo w kolejnej odsłonie losów Zahreda?

Ani bóg, ani człowiek... Choć z pewnością przez wielu za boga uważany. Zahred wiele ma oblicz. Jednak przede wszystkim jest on człowiekiem. A - jak już wiemy z innych książek Pana Michała - nie masz boga nad człowieka... :) Jak to rozumieć? (tym razem?).

Spoiler - niestety - jakiś pojawić się musi, oto więc przyszedł na niego czas. Zahred pojawia się na arenie zdarzeń jako... trup. Rozkładający się, leżący w bagnie trup, który nie rokuje bynajmniej powstania z martwych i kroczenia ku zwycięstwom oraz ku chwale. Odnajduje go niejaki Drus. Odnajduje i... bierze za boga. Składa mu ofiary. Łączy w swym sposobie pojmowania fakt składania Zahredowi ofiar z powodzeniem własnym i swojej społeczności. Wszystko przebiega względnie dobrze do chwili, w której na składaniu ofiar nakrywa go bliski mu Gert, który uważa to wszystko za jedno wielkie bluźnierstwo. Wywiązuje się walka, Gert ginie, a jego krew staje się kolejną ofiarą złożoną Zahredowi... Krew to w końcu największa i najlepsza z możliwych ofiara. Drus po tym wszystkim zmienia się... Zaczyna więcej rozumieć, obwołuje Zahreda bogiem, wokół bagna zaś stawia świątynię stając się najwyższym kapłanem swojego nowego boga. Boga, którego bierze poniekąd na zakładnika, co roku podrzynając Zahredowi gardło ażeby nie mógł się całkowicie odrodzić i nabrać sił... Czy Zahred - który mimo wszystko wspomnianych sił nabiera, coraz więcej sobie przypomina i rozumie, że musi umknąć - zdoła uciec ze świątyni na bagnach i ruszyć w kierunku własnego przeznaczenia?

"Świątynia na bagnach" to opowieść zgrabna, składna i przyjemna. To jednak coś więcej. Michał Gołkowski czyni z tej historii małe studium moralne na temat tego, co jest dobre i złe, a także na temat tego, jak łatwo człowiek ulega żądzy władzy, daje się jej opanować i w jej imię manipuluje innymi oraz popełnia zbrodnie. Jedna zbrodnia pociąga zaś zwykle za sobą kolejne, grzecznie zatem na kolejnych stronach nie będzie. Ale będzie za to ciekawie :) Ciekawie tym bardziej, że możemy składać tylko ręce do oklasków czytając o kolejnych mających miejsce wydarzeniach, o żądzy władzy, o krwi oraz o walce z niewolą, manipulacją i kryjącym się w ludzkich sercach złem. 

Niniejsza książka to - na to wygląda - tylko przystawka przed daniem głównym, mamy bowiem do czynienia z pierwszym tomem trylogii (!). Świetna wiadomość :) Z przyjemnością dowiem się, co będzie dalej. Michał Gołkowski kończy opowieść w takim momencie, że człowiek ma ochotę go za to udusić... ;) Nie mogę się już doczekać tomu nr 2 :) A wam tymczasem gorąco polecam pierwszy!

Dziękuję Fabryce Słów za egzemplarz recenzencki.





Księga Zepsucia - Marcin Podlewski


Tytuł: Księga Zepsucia
Autor: Marcin Podlewski
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Data wydania: 24.04.2019r.
Liczba stron: 279


Dark Fantasy pełną gębą.

Oto Marcin Podlewski, którego w tym wydaniu raczej się nie spodziewaliśmy. Po space operze zaprezentowanej w "Głębi" dark fantasy zaserwowane w "Księdze Zepsucia" zaskakuje i - biorąc pod uwagę wcześniejsze dokonania autora - wypada zaskakująco dobrze. Zło, zepsucie, świat który wybrał ciemną stronę... Świetna konwencja! A zawartość wcale nie gorsza :)

Malkolm Rudecki oczekuje na wyrok śmierci. Zamordowano mu ciężarną żonę i skrzywdzono córkę, jednak prawna machina jest bezlitosna - za zabójstwo morderców czeka go kara. Wyrok wykonano... Jednak Malkolm jakimś cudem przeżywa egzekucję i... od tego momentu zaczyna się prawdziwa zabawa :)

Mroczna to zabawa... Ciężki klimat opowieści został wykreowany naprawdę dobrze, bardzo wiarygodnie, a w efekcie to co się dzieje na kolejnych stronach autentycznie przemawia do czytelnika. Świat, w którym zło jest prawem - już tylko to bije po oczach i robi wrażenie. A to tylko ogólne założenie fabularne, dobrej zabawy w trakcie czytania jest duuużo więcej!

Odnośnie klimatu książki jeszcze... Samo wszechobecne zło to jedno, ale da się tutaj wyczuć pewne inspiracje. Nie mogę się oprzeć wrażeniu, że Pan Marcin zaczerpnął to i owo z "Jankesa na dworze Króla Artura", czy choćby z "Niekończącej się opowieści". Inspiracje są konieczne zawsze, przy powstaniu każdej książki - tutaj również. Ale bez obaw, to żadna kalka czegoś innego. Pan Marcin wziął z wyżej wspomnianych dzieł to, co ciekawe i stworzył coś swojego. Odtwórcze to wszystko bynajmniej zatem nie jest ;)

Bardzo ciekawy w "Księdze Zepsucia" jest wynikający z ogólnych założeń fabularnych - cały czas istniejący - dylemat głównych i pobocznych bohaterów. W świecie, w którym zło jest prawem można bowiem tak naprawdę wybierać nie pomiędzy dobrem a złem, lecz pomiędzy złem większym i mniejszym... Moralnie wszystko jest w tej książce cudownie nieoczywiste :) Fantasy zna podobne dylematy i nie zawsze się udają jako mniejsze czy większe eksperymenty. Tutaj - mówię to z pełną odpowiedzialnością - na całe szczęście się udało.

Cóż dodać? Spoilerami nie chcę Was zasypywać ;) Mam nadzieję, że parę słów na temat klimatu tej opowieści i przyjętej konwencji wystarczy za zachętę. Zapewniam Was, warto przeczytać :) Wyszło naprawdę dobrze, a co więcej, stworzone na potrzeby tej książki małe uniwersum rodzi dzięki swej złożoności nadzieję na to, że nie będzie to jedyna opowieść Pana Marcina tego rodzaju.

Polecam!

Dziękuję Fabryce Słów za egzemplarz recenzencki.





niedziela, 21 kwietnia 2019

Anatomia Liverpoolu. Historia w dziesięciu meczach - Jonathan Wilson, Scott Murray


Tytuł: Anatomia Liverpoolu. Historia w dziesięciu meczach (tytuł oryginału: Anatomy of Liverpool)
Autor: Jonathan Wilson, Scott Murray 
Wydawnictwo: SQN
Data wydania: 20.03.2019r.
Liczba stron: 416


You'll never walk alone.

Klub z Anfield Road jest czymś więcej niż tylko klubem piłkarskim. To tradycja, charakter i wola walki. Wielu z nas szanuje Liverpool i o nim pamięta głównie z uwagi na triumf w Lidze Mistrzów w 2005 roku i wymierny udział w tym triumfie Jerzego Dudka. Powód do pamięci dobry i słuszny, jednak istotnych momentów jak ten powyżej klub z Anfield ma w swojej historii wiele. Autorzy książki przybliżają nam dziesięć z nich.

Od razu można zacząć z marszu dyskusję o tym, czy subiektywny wybór autorów jeśli chodzi o dziesięć wskazanych spotkań z historii Liverpoolu jest wyborem słusznym i obiektywnym, czy też nie. Każdy może mieć tutaj większą lub mniejszą rację, jednak myślę, że dokonany przez autorów wybór ma swoje racje. Twórcom książki chodziło bowiem przede wszystkim o to, żeby wskazać te ze spotkań, które miały najważniejszy wpływ na stworzenie klubowej tożsamości LFC i w których ujawnił się niezłomny charakter drużyny. Myślę, że - pomimo możliwości dokonania korekt w tych wyborach - są to wskazania słuszne.

O jakich historycznych meczach poczytamy? Finał Ligi Mistrzów z Milanem z 2005 roku i pamiętne przejście od 0:3 do triumfu po karnych jest oczywiste ;) Co znajdziemy jeszcze? Z nowszej historii zwycięską batalię z Romą w Pucharze UEFA w 2001 roku (już kontrowersja, była to bowiem IV runda Pucharu, a więc nie końcowy triumf...). Będą też historyczne klęski i zwycięstwa; mecze roztrzygające o tytułach, ale i porażki będące sprawdzianem charakteru. Każdy mecz zaś opisano nie tylko od strony statystycznej, ale także od niemalże fabularnej, przedstawiając każdy z nich na tle aktualnej sytuacji w Premier League, na arenie międzynarodowej, ale także od strony personalnej i kadrowej w klubie. W efekcie dostajemy niezły kawałek historii Liverpoolu.

Do kwestii dokonanych wyborów spotkań wraca się przy okazji lektury tej książki nieustannie... Według mnie to wybory słuszne, jednak na sto procent nie każdy będzie z nich zadowolony. Cóż, nie każdemu da się dogodzić... Należy jednak pamiętać o tym, że niniejsza książka to w zamierzeniu nie pisanie peanów i stworzenie kroniki zwycięstw, ale próba uchwycenia pewnej esencji klubu i spisania dziejów ukształtowania się jego tożsamości oraz istotnych dla The Reds wartości. To się - tak myślę - udało.

Lektura wciąga :) Nudno bynajmniej nie jest. Czas przeznaczony na tę pozycję z pewnością nie będzie dla fanów piłki nożnej czasem straconym :) (zwłaszcza dla fanów Liverpoolu).

Dziękuję Wydawnictwu SQN za egzemplarz recenzencki.





Leo Messi. Autoryzowana biografia - Guillem Balagué


Tytuł: Leo Messi. Autoryzowana biografia (tytuł oryginału: Messi)
Autor: Guillem Balagué
Wydawnictwo: SQN
Data wydania: 13.03.2019r.
Liczba stron: 720


Geniusz futbolu.

Kopalnia wiedzy o Leo Messim. Niniejsza książka to chyba najbardziej kompletna na dziś biografia Messiego - w dodatku bardzo możliwe, że najbardziej aktualna na rynku, doprowadzona jest bowiem aż do Mistrzostw Świata w Rosji w 2018r. Atomowa Pchła, artysta piłki nożnej, człowiek oddany bez reszty FC Barcelonie i reprezentacji Argentyny, pięciokrotny zdobywca Złotej Piłki - oto Leo Messi.

O Leo napisano już wiele, bardzo wiele. Nic w tym dziwnego, mamy bowiem do czynienia z być może najlepszym piłkarzem w historii piłki nożnej. "Być może", bo jednak tyle będzie zawsze opinii ilu oceniających... Poza tym Leo - pomimo sukcesów w Barcelonie - w karierze reprezentacyjnej wszystkiego nie osiągnął, nie wygrywając największych turniejów zarówno jeśli chodzi o Copa America, jak i o mistrzostwa świata (pomimo dochodzenia do finałów, w przypadku Copa America niejednokrotnie). Dyskusja o geniuszu Leo trwa i trwać zapewne będzie długo po zakończeniu przez niego kariery (do czego jeszcze, miejmy nadzieję, długa droga). 

Jak narodził się geniusz? Droga od Rosario do Barcelony była długa i wcale niełatwa. Leo miał także szczęście trafiając na właściwych ludzi, którzy nie tylko poznali się na jego talencie, ale także dali mu szansę. Dzięki temu trafił na szczyt i jest na nim od lat. Nic jednak nie przychodzi samo z siebie, książka ta jest zatem po części historią o ciężkiej pracy, wyrzeczeniach i o zmaganiu się ze swoimi słabościami. Nawet geniusze je bowiem mają i dotyczy to także Messiego - zarówno jeśli chodzi o sferę rozwoju fizycznego (problemy z hormonem wzrostu), jak i mentalnego, Leo jest bowiem autystykiem, który musiał przezwyciężyć swój problem i opanować go na tyle, żeby móc funkcjonować w codziennym życiu. Ten fakt z biografii Messiego nie jest może powszechnie pamiętany, lecz niezwykle istotny. Pokazuje, że na szczyt można trafić także wtedy, kiedy trzeba borykać się z własnymi ułomnościami.

Jak już wspomniałem, niniejsza książka to kopalnia wiedzy. Na 720 stronach znajdziemy biografię Leo spisaną właściwie krok po kroku, wraz z opisami samego Leo, osób istotnych w jego życiu, a także łącznie z przedstawieniem wszelakich statystyk i rekordów, których Messi nie mało w swojej karierze pobił. Jako się rzekło, całość doprowadzona jest aż do mundialu w Rosji, dostajemy więc publikację kompletną, szalenie szczegółową i bardzo aktualną. 

Miejmy nadzieję, że kariera Messiego potrwa jeszcze długo. I oby był w jak najlepszej formie - tak żebyśmy jak najdłużej mogli cieszyć się jego grą :) Z jednej strony strach myśleć, ile stron będzie mieć jego biografia kiedy już skończy grać ;) , na dzień dzisiejszy ta oto książka ma bowiem "jedyne" 720 stron. Z drugiej strony jednak czytać takie książki to czysta przyjemność :)

Polecam!

Dziękuję Wydawnictwu SQN za egzemplarz recenzencki.





Cristiano Ronaldo. Biografia - Guillem Balagué


Tytuł: Cristiano Ronaldo. Biografia (tytuł oryginału: Cristiano Ronaldo: The Biography)
Autor: Guillem Balagué
Wydawnictwo: SQN
Data wydania: 13.03.2019r. (wydanie III)
Liczba stron: 496


CR7 od kuchni.

Jedna z najpełniejszych biografii Cristiano Ronaldo. A na pewno najbardziej aktualna na dzień dzisiejszy (niniejsze wydanie zawiera rozdział dotyczący przejścia CR7 do Juventusu Turyn). Geniusz futbolu, ale i według wielu ocen boiskowy egoista. Strzelec ważnych goli i oszust podatkowy. Kim jest CR7 i jak do tej pory przebiegała jego kariera?

Cristiano Ronaldo w swoim futbolowym życiu przebył długą drogę. Zaczęła się ona na Maderze, wiodła przez Lizbonę i Manchester aż do Madrytu - a obecnie przedłużyła się o kolejny przystanek pod nazwą Turyn. Guillem Balagué stara się przybliżyć nam tę drogę próbując jednocześnie uchwycić proces, który sprawił że CR7 stał się piłkarzem genialnym. Autor nie stroni jednak od kontrowersji i nie pokazuje tylko geniuszu piłkarza - za to wielki plus.

Czytając można powiedzieć, że rozwój "Cristiano- geniusza" przebiegał równolegle z rozwojem "Cristiano-narcyza" (nie tylko w wydaniu boiskowym). Ta dwoistość paradoksalnie ze sobą współgra i nawzajem się napędza - w tym zakresie możemy autorowi książki przyznać rację, zwłaszcza jeśli sięgniemy pamięcią do kroków milowych w karierze CR7 i zobaczymy, jak przeplatają się one ze skandalami, kontrowersjami boiskowymi i prywatnymi w życiu piłkarza. Osobowość CR7 można do pewnego stopnia z książki wyłowić, a przez to nieco tego człowieka zrozumieć. Nie całkowicie rzecz jasna, ale lepiej choć trochę niż wcale.

Niniejsza biografia to także boiskowe sukcesy, ciężka praca w drodze na szczyt i ludzie, którzy postawieni na drodze Ronaldo pomogli mu się piłkarsko ukształtować. Znajdziemy więc słów kilka o sir Alexie Fergusonie, o Zinedinie Zidanie, a także o Luisie Figo w którego cieniu CR7 żył przez lata w kadrze Portugalii oraz o całej palecie selekcjonerów Brazylijczyków Europy i o trudnej współpracy między trenerami, a ich największą gwiazdą. Będzie też obszernie o rywalizacji z Leo Messim oraz o motywacji płynącej z tej rywalizacji. Dla fanów futbolu opisanie tego poniekąd "od kuchni" to nie lada gratka ;)

Cristiano Ronaldo to ikona futbolu. Wraz z Leo Messi zdominował ostatnią dekadę w historii piłki nożnej. Rywalizacja tych dwóch panów wyniosła futbol na nowy poziom, dała mu nową jakość. Choćby z tego powodu warto zaprzyjaźnić się z niniejszą książką. Takiej rywalizacji możemy bardzo długo nie uświadczyć na piłkarskich arenach, a CR7 jest tutaj pierwszoplanowym bohaterem - nieważne czy się go lubi, czy nie. Warto wyrobić sobie opinię - lub ją zweryfikować - w oparciu o lekturę.

Dziękuję Wydawnictwu SQN za egzemplarz recenzencki.






piątek, 19 kwietnia 2019

Oczy diabła - Wiktor Noczkin


Tytuł: Oczy diabła
Cykl: Ślepy (tom 4)
Autor: Wiktor Noczkin
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Data wydania: 29.03.2019r.
Liczba stron: 336


Zakazana strefa powraca.

Wiktor Noczkin powraca z serią "Ślepy" i jej czwartą odsłoną. Powrót ten zapowiadał się nader interesująco głównie z uwagi na to, że niniejsza część nie była wcześniej u nas publikowana (kwestia ciekawsza tym bardziej, że "Oczy diabła" nazywane są "czwartą częścią trylogii" o Ślepym). Cóż... jak wyszło? :)

Na początek powiem tyle, że Ślepego mamy tu jak na lekarstwo... Jest jedynie wspominany, bohaterem aktywnie pojawiającym się w fabule jednakowoż bynajmniej nie jest. Trochę szkoda... No i wynika z tego, że opis książki może być mylący...

Co wobec tego znajdziemy w środku? Buddę i Tolika :) Udało im się jakimś cudem przeżyć masakrę ekipy Zwornika i wracają sobie teraz do domu. Po drodze zaś wymieniają się mądrościami życiowymi i - jak to u Noczkina bywa - na poziom dialogów nie mamy co narzekać. Poza dyskusjami bohaterom udaje się także m.in. pomóc pewnemu rannemu i dostarczyć go do jego miejsca przeznaczenia. Zboczą przez to z drogi, za co przyjdzie im zapłacić... 

Kolejnym elementem układanki - nie mniej wszakże ważnym - jest niejaka Żenia Pietrowna. Zdolna z niej złodziejka, niestety okrada nie tych ludzi co trzeba. W efekcie musi uciekać... Jej losy i droga przetną się dość niespodziewanie z losami Buddy i Tolika. Co z tego wyniknie - zobaczycie :)...

Każdy powrót do Zony jest super. Wiktorowi Noczkinowi wypada zatem podziękować. Jest bowiem za co - zwłaszcza za fajny klimat, dobrą akcję, tempo narracji i poziom dialogów pełnych humoru. Jednak czegoś tu jakby brakuje... Ciężko powiedzieć czego dokładnie, ale uczucie pewnego niedosytu wkrada się uparcie po skończeniu książki... Za mało akcji, wydarzeń, zwrotów fabularnych? Być może... A może chodzi o to, że Zony nigdy dosyć i zawsze chciało by się więcej? I to może być prawdą... A może tylko wydziwiam, bo sam chciałbym więcej ;)

Sprawdźcie i oceńcie sami. Zona zaprasza :) Jeśli jesteście jej wiernymi fanami, zachęcać Was do wizyty tutaj specjalnie nie będzie trzeba :)

Dziękuję Fabryce Słów za egzemplarz recenzencki.






Dlaczego ptaki umierają - Victor Pouchet


Tytuł: Dlaczego ptaki umierają (tytuł oryginału: Pourquoi les oiseaux meurent)
Autor: Victor Pouchet
Wydawnictwo: Czarna Owca
Data wydania: 13.03.2019r.
Liczba stron: 192



Pretekst do poszukiwania własnej drogi.

Ciekawa książka będąca z pozoru próbą wyjaśnienia apokaliptycznego wręcz fenomenu natury, a tak naprawdę będąca małą (wielką?) metaforą poszukiwania własnej drogi i swojego sposobu na życie. Miejscami jest to lektura troszkę chaotyczna, jednak o ciekawym, niejednoznacznym wydźwięku.

Górna Normandia. Spokojna okolica, dzień jakich wiele i nagle – bum!... z nieba zaczyna „padać” deszcz martwych ptaków. Dlaczego? Co takiego się stało? Czy to tylko fenomen natury, czy też jakiś apokaliptyczny wręcz znak będący zapowiedzią czegoś dużo gorszego? Młody chłopak postanawia wyjaśnić zagadkę wyruszając w podróż wzdłuż Sekwany, która – być może – okaże się być podróżą jego życia.

Główny bohater jest nieprzeciętnie inteligentny, pełen energii, pomysłów, sprawia jednak wrażenie nieco chaotycznej i niepoukładanej osoby, która nie potrafi właściwie ukierunkować swoich zdolności i talentów. Podróż śladami zagadki związanej ze spadającymi z nieba martwymi ptakami to tak naprawdę tylko impuls do tego, żeby znaleźć wreszcie sposób i konstruktywny pomysł na samego siebie. 

W trakcie wędrówki dość dobrze poznajemy postać naszego „śledczego”. Zastanawiam się przy tej okazji – czytając na kolejnych stronach o jego rozterkach, przemyśleniach, śledząc kierunek jego sposobu dedukcji – co tak naprawdę było w zamierzeniu autora książki jej głównym celem i przesłaniem… Dochodzę do wniosku, że kwestia pojawiającej się na początku zagadki Matki Natury raczej na pewno nie była celem samym w sobie. Wychodzi na to, że cel książki to postawienie kilku pytań o człowieka, o jego cel w życiu i o sposób odnalezienia tego, co może w życiu nas jako ludzi napędzać, motywować, ukierunkowywać nasze starania i dążenia. Ciekawe i interesujące kwestie, skłaniające z całą pewnością do przemyśleń własnych już po lekturze. 

Polecam.


Dziękuję Wydawnictwu Czarna Owca za egzemplarz recenzencki.







Sztuka minimalizmu w codziennym życiu - Dominique Loreau


Tytuł: Sztuka minimalizmu w codziennym życiu (tytuł oryginału: L'Art de l'essentiel)
Autor: Dominique Loreau
Wydawnictwo: Czarna Owca
Data wydania: 28.11.2012r.
Liczba stron: 208



Mniej nie znaczy gorzej.

Konsumpcjonizm króluje wokół nas. Nieraz rządzi i dzieli, opanowuje nasze działania i dążenia, przez co stajemy się poniekąd ofiarą – ale i uczestnikiem – wszechobecnego „owczego pędu”… Pęd ten oznacza zaś nie mniej ni więcej, tylko ciągłe dążenie do posiadania. Czy jest nam to rzeczywiście potrzebne?

Kluczowym słowem i pojęciem związanym ze wspomnianym konsumpcjonizmem jest „nadmiar”. Żyjemy wręcz w kulturze nadmiaru – nadmiaru posiadanych dóbr, nadmiaru możliwości, nadmiaru celów i nadmiaru środków pomagających owe cele osiągać. Ktoś mógłby powiedzieć – co to komu szkodzi mieć mnóstwo opcji, szans i możliwości? Generalnie to prawda, nic w tym złego… Gorzej jednak, kiedy to nie my mamy kontrolę nad ilością możliwości, lecz kiedy to możliwości i ich nadmiar mają kontrolę nad nami. Do dobrych rzeczy to nie prowadzi, a tak niestety się coraz częściej dzieje.

Minimalizm nie jest czymś złym. Wprost przeciwnie. Autorka książki próbuje nas o tym nieustannie przekonywać w toku lektury. „Mniej” nie oznacza wcale „gorzej”. Nawet posługując się zwykłą logiką nie sposób odmówić słuszności tezom zawartym w tej książce. Jeśli bowiem skupimy się tylko na tym, co jest nam niezbędne – nie tylko do przeżycia, zaspokojenia potrzeb, ale po prostu do szeroko pojętego zdrowia i szczęścia – oraz jeśli odrzucimy rzucanie się na każdą pojawiającą się możliwość, szansę, coś co możemy mieć (choć tego wcale nie potrzebujemy), to czy – tak na logikę właśnie – nie będziemy mieć wtedy więcej czasu dla samych siebie, dla innych, i czy nasze życie nie będzie aby bardziej świadome, poukładane, spokojniejsze, a przez to zdrowsze? Zarówno w sferze fizycznej jak i psychicznej? No właśnie. Zanim odrzuci się tę książkę w kąt jako „bezużyteczny coachingowy bełkot” warto zadać sobie powyższe pytania (a książki bynajmniej w kąt nie odrzucać).

Wywody zawarte w kolejnych rozdziałach mają swój sens. Autorka nie bierze tego wszystkiego znikąd – to znana propagatorka kultur i sposobów życia Dalekiego Wschodu, których przesłaniem i nauką jest (w dużym skrócie rzecz ujmując) szeroko pojęte zwolnienie obrotów, uspokojenie własnego wnętrza, sfer aktywności i w efekcie uspokojenie całej codzienności. Ma to swój sens. Żyjąc wolniej i skupiając się tylko na tym co naprawdę ważne mamy w efekcie więcej przestrzeni, swobody, luzu, więcej czasu na przemyślenia, refleksje, planowanie i  na efektywne wykorzystanie zarówno zasobów jak i własnych sił i własnej energii. Naprawdę nie warto rzucać się w dzikim i ślepym pędzie na wszystko wokół… W imię czego bowiem? Żeby „mieć”? Żeby „trzymać wszystkie sroki za ogon”? Takie podejście jest mocno bez sensu, do niczego bowiem nie prowadzi. Dużo lepiej niż „mieć” jest po prostu „być” – i to być świadomie, swobodnie, zdrowo, a także bez towarzyszących nam na co dzień nerwów i stresów (które naprawdę da się zredukować).

Na koniec mała refleksja… Takie książki są potrzebne. I to potrzebne coraz bardziej. Nie bez powodu na półkach księgarni i bibliotek pojawia się coraz więcej pozycji poświęconych własnemu rozwojowi, ukierunkowywaniu swoich sił twórczych, „zwolnieniu obrotów”, nie uczestniczeniu w codziennym pędzie… To nie są zdrowe zjawiska i wymuszone przez otoczenie zachowania. Z biegiem czasu stają się one dla społeczeństw coraz większym problemem, stąd zalew publikacji ich dotyczących. Warto się tym zainteresować, nic bowiem jak wspomniałem nie dzieje się bez przyczyny, a opisane zjawiska mogą dotknąć każdego z nas. I to bez ostrzeżenia.

Dziękuję Wydawnictwu Czarna Owca za egzemplarz recenzencki.







Feed - Nick Clark Windo


Tytuł: Feed
Autor: Nick Clark Windo
Wydawnictwo: Czarna Owca
Data wydania: 13.03.2019r.
Liczba stron: 344



Świat po cyberkatastrofie.

Przerażająca w swej wymowie wizja świata po cybernetycznej katastrofie. Rzeczywistość, w której sieć – tytułowy Feed - skupiająca nie tylko naszą aktywność, ale także nasze myśli i uczucia nagle przestaje działać i… co teraz? Nauczeni, że myśli za nas wirtualna chmura, musimy jako ludzie nauczyć się na nowo wzajemnych uczuć i sposobów komunikowania się ze sobą…

Wizja opisanej w tej książce przyszłości jest co najmniej mocno niepokojąca. Niepokojąca zaś tym bardziej, im bardziej prawdopodobna… Digitalizacja rzeczywistości od lat jest faktem, trend rozwojowy w tej materii stale dotyka kolejnych sfer naszego życia. Dokąd to wszystko prowadzi? Jedną z możliwości jest wizja ukazana w niniejszej książce.

Wygoda człowieka powinna mieć jakieś granice. Sytuacja, w której nie rozmawiamy ze sobą, nie poznajemy w toku komunikacji swoich myśli i uczuć, a jedyne co musimy zrobić żeby je poznać to połączenie się z opisaną w książce siecią Feed… Ciężko to skomentować bez niepokoju i wniosku, że jest to mocne przegięcie… Niestety sprawy mają się tak, że wizja ta jest mocno prawdopodobna w majaczącej na horyzoncie przyszłości… Co się stanie kiedy wizja ta się urzeczywistni? A idąc krok dalej – co będzie, jeśli takowa myśląca i czująca za nas sieć przestanie funkcjonować?

Krach – moment, w którym Feed przestał działać… Chwila, która zmieniła wszystko. Ludzkość jest nie tylko de facto uzależniona od Feedu, ale poprzez jego istnienie zatraciła zdolność komunikacji i rozumienia się nawzajem. Nagle Feedu po prostu zabrakło… Efektem jest cybernetyczna i społeczna katastrofa. Ludzie walczą o przetrwanie w organizowanych naprędce enklawach, w których zamieszkujące je osoby muszą się siebie na nowo uczyć rozumieć, rozpoznawać swoje emocje i odtwarzać wszystkie społeczne oraz emocjonalne zachowania, które zostały na rzecz wygody ludzkości w dużym stopniu zatracone. W jednej z takich enklaw żyje para z dzieckiem. Dziecko zostaje porwane… Rodzice walczą o jego odnalezienie i odzyskanie, starając się jednocześnie na nowo nauczyć siebie nawzajem, punkt wyjścia jest bowiem taki, że prawie w ogóle nie potrafią nawiązać jakiejkolwiek emocjonalnej linii porozumienia i wzajemnego zrozumienia…

Książka daje do myślenia. Wszystko to, co jest fikcją, ale fikcją prawdopodobną, to niezła okazja do refleksji. A przy okazji coś takiego znakomicie się czyta. Gorąco polecam! Czas przeznaczony na tę książkę z pewnością nie będzie czasem straconym.


Dziękuję Wydawnictwu Czarna Owca za egzemplarz recenzencki.






Zdrowie emocjonalne. Przemień lęk, złość i zazdrość w twórczą energię - Osho


Tytuł: Zdrowie emocjonalne. Przemień lęk, złość i zazdrość w twórczą energię (tytuł oryginału: Emotional Wellness)
Autor: Osho
Wydawnictwo: Czarna Owca
Data wydania: 27.02.2019r.
Liczba stron: 256



Mistrz Osho w akcji.

Osho – hinduski filozof i mistrz duchowy, którego dzieła bywają w ostatnim czasie palone bez ostrzeżenia na stosie… Czy słusznie? Z całą pewnością NIE, każdej książce należy się bowiem SZACUNEK. Czy jednak do tej konkretnej warto sięgnąć?

„Zdrowie emocjonalne…” to takie trochę połączenie poradnika psychologicznego z wykładnią filozofii szczęścia, okraszone przykładami na to, jak stan szczęścia i pozytywnej energii osiągnąć. Hmm… Do pewnego stopnia ciekawe i interesujące, z drugiej zaś strony – momentami kontrowersyjne… Interesujące są części książki o charakterze poradnikowym, kontrowersyjne zaś bywają te poświęcone wykładni filozofii głoszonej przez Osho.

Podtytuł sugeruje, że dzięki książce nauczymy się przekuwać złość, lęk i zazdrość w pozytywną energię… Innymi słowy, opis sugeruje, że nauczymy się negatywne emocje przekształcać w te pozytywne. Taka umiejętność ma niezaprzeczalną wartość, czy możliwa jest jednak do opanowania? Czytając kolejne rozdziały można pomyśleć, że nie ma nic prostszego – wystarczy wszak „czerpać szczęście ze wszystkiego wokół, a kiedy ono w nas zagości, kosmos prześle nam tej pozytywnej energii w dwójnasób”… To powyżej to wprawdzie pewien skrót myślowy, oddający jednak istotę rzeczy, a jest nią to, że Osho należy czytać z pewnym przymrużeniem oka i przez dwa dzieląc jego wywody. Trzeba brać z nich tylko to, co istotne – otoczkę mistycyzmu i radosnej filozofii szczęścia powinniśmy według mnie traktować bardzo na dystans.

Przy całym nie do końca merytorycznym podejściu (mieszanie filozoficznego mistycyzmu z ćwiczeniami emocji ujmuje z merytoryki niestety sporo) książka jest interesująca. Nikt nie oczekuje od czytelnika, ażeby przyjmował on zaraz po lekturze hinduskie ideologie, przyznać jednak trzeba, że da się z tego całkiem sporo rzeczy przydatnych wyłowić. Co? Przede wszystkim pozytywny sposób myślenia i sposoby zaszczepienia go we własnym podejściu do życia. Przyda się też kilka wywodów i ćwiczeń dotyczących wspomnianego już w tytule przekształcania emocji destrukcyjnych w pozytywne. Te części książki brzmią sensownie. Całą resztę polecam traktować z przymrużeniem oka.

Niezależnie od merytoryki, czy też jej braku, a także niezależnie od ideologii i idei zawartych w jakiejkolwiek książce – nie tylko w tej – chciałbym na koniec wrócić jeszcze do wspomnianych na wstępie wydarzeń mających miejsce przed jedną z gdańskich parafii… Nie ma to co prawda bezpośredniego związku z tą oto lekturą, jednak widząc na zdjęciach płonący „W IMIĘ BOŻE” stos książek, a wśród nich grzbiet książki z napisem „Osho” czuję się w obowiązku o tym wydarzeniu właśnie tutaj wspomnieć… Niezależnie od wspomnianej merytoryki (czy też jej braku) każdemu należy się szacunek. Także autorom książek, a w konsekwencji – samym książkom. „Tam gdzie pali się książki, wkrótce dojdzie do palenia ludzi”… Oby nie. Warto jednak o tym wspomnieć ku przestrodze. Barbarzyństwa i głupoty nie usprawiedliwia nic, a już na pewno nie religia poniżona przez jej kapłanów - albowiem tylko poniżeniem religii można nazwać sprowadzenie jej do roli palącego „wrogów” zabobonu… Tyle w tej materii. Nie dajcie się proszę nigdy nikomu ogłupić i – proszę – szanujcie książki. Nawet jeśli nie zgadzacie się z ich treścią.


Dziękuję Wydawnictwu Czarna Owca za egzemplarz recenzencki.







Związek bez gniewu. Jak przerwać błędne koło kłótni, dąsów i cichych dni - W. Robert Nay

Tytuł: Związek bez gniewu. Jak przerwać błędne koło kłótni, dąsów i cichych dni (tytuł oryginału: Overcoming Anger in Your Relationship: How to Break the Cycle of Arguments, Put-Downs, and Stony Silences)
Autor: W. Robert Nay
Wydawnictwo: Czarna Owca
Data wydania: 27.02.2019r.
Liczba stron: 336



Jak walczyć z gniewem.

Gniew, kłótnie, frustracja, „ciche dni”… Elementy rzeczywistości, które towarzyszą niejednemu z nas na co dzień. Każdy radzi sobie z nimi lepiej lub gorzej, jak jednak podejść do tematu w sytuacji, kiedy dzieli się tę rzeczywistość z partnerem? Jest jakieś wyjście, sposób na to, żeby tego wszystkiego uniknąć? Lub przynajmniej jakoś to okiełznać?

Książka – co być może będzie zaskakujące – przeznaczona jest w zasadzie nie dla „gniewnych ludzi”, lecz bardziej dla tych „spokojnych”, dzielących z tymi pierwszymi swoją codzienność. Każdy rzecz jasna może i ma prawo mieć gorsze dni, momenty złości, lektura jednak ukierunkowana jest głównie na to, jak wytrwać u boku kogoś, kto miewa chwile pełne gniewu.

Warto przy omawianiu tej pozycji zaznaczyć, że nie dotyczy ona jakichś przykładów gniewu ekstremalnego, czy też sytuacji patologicznych. Bynajmniej. To lektura dotycząca codziennych przykładów i pełna sytuacji mogących być udziałem niemal każdego. Czy komuś bowiem nie zdarzyło się z kimś tak „zwyczajnie” pokłócić? Chyba niemożliwe ;) Takich właśnie sytuacji dotyczą zawarte na kolejnych stronach opisy i przykłady.

Sama treść nie jest może odkrywcza, ale może okazać się przydatna. Nieco zaserwowanej przez autora teorii dotyczącej gniewu i jego charakterystyki uzupełnia mnóstwo opisów możliwych do wykonania ćwiczeń i technik komunikacyjnych wraz z załączonymi, praktycznymi przykładami ich zastosowania. Tym właśnie bowiem jest tak naprawdę gniew i jego efekty – zakłóceniem w komunikacji międzyludzkiej. Komunikację tę można poprawiać, zmieniać jej wydźwięk, narrację zwiększać jej pozytywną efektywność. Do tego mniej więcej sprowadzają się zamieszczone w książce przykłady.

Lektura jak najbardziej do polecenia. Trzeba jednakże pamiętać, że zamieszczone na kolejnych stronach przykłady i ćwiczenia nie są i nigdy nie będą żadnym złotym środkiem i niezawodnym remedium na problemy. One bowiem będą zawsze i zawsze się mogą pojawić. Każdy będzie tez zapewne inny, indywidualny… Można jednak spróbować poznać pewne uniwersalne z założenia techniki, które – być może – pomogą nam w sytuacji, kiedy gniew weźmie górę. 


Dziękuję Wydawnictwu Czarna Owca za egzemplarz recenzencki.




Przeskok. Jak rozwinąć własny biznes, kiedy wciąż pracujesz na etacie - Grzegorz Kubera


Tytuł: Przeskok. Jak rozwinąć własny biznes, kiedy wciąż pracujesz na etacie
Autor: Grzegorz Kubera
Wydawnictwo: Sensus
Data wydania: 22.01.2019r.
Liczba stron: 304



Zawodowa zmiana.

Czy możliwa jest zawodowa zmiana w momencie, gdy nie masz już na nią nadziei? Gdy myślisz, że najlepsze lata na taki krok minęły, lub kiedy czujesz się zawodowo wypalony pracą na etacie? Tak! Na taką zmianę nigdy nie jest za późno :)

Powiedziałbym, że książka ta to coś z pogranicza poradnika psychologiczno-zawodowego. I myślę, że będzie to właściwe zakwalifikowanie tej pozycji z uwagi na fakt, że doniosła zmiana zawodowa o której ona traktuje – taką wszak jest przejście od pracy na etacie do własnej działalności – to zmiana, która musi dokonać się na wielu płaszczyznach interpersonalnych. Sprowadza się ona nie tylko do działania sensu stricte, ale także do zmian w podejściu, myśleniu i nastawieniu do wszystkiego co nowe.

Zmiana o której mowa z całą pewnością dla każdego jest mniejszą lub większą rewolucją. Praca na etacie i własna działalność to dwie zupełnie różne bajki. Każdy z tych wariantów (samo)zatrudnienia ma swoje plusy i minusy. Niniejsza książka to próba przekonania czytelnika, że pójście „na swoje” ma o wiele więcej plusów.

Owe plusy można wymieniać jednym tchem: niezależność, wyższy standard dochodowy, szefowanie samemu sobie, nienormowany czas pracy… Część z tych założeń to tylko mity (panem swojego czasu wprawdzie się jest, aczkolwiek własny biznes pochłania o wiele więcej czasu niż etat), część to jednak prawda. O tym co jest czym przekonać można się na kolejnych stronach.

Jak już wspomniałem, zmiana zawodowa o której mowa to zmiana na wielu płaszczyznach. Po lekturze książki myślę, że najlepiej zacząć ją od samego siebie, własnej głowy i od swojego nastawienia – a więc od sfery motywacyjnej. Ma to znaczenie przede wszystkim dlatego, że bez dobrej motywacji i pozytywnego nastawienia będzie o wiele trudniej coś zmienić, a dodatkowo narażamy się na własne życzenie na podatność na nieuniknione stresy, nerwy i wątpliwości. Retorycznie rzecz ujmując: chyba warto podejść do działania z czystą głową i z dobrym nastawieniem? ;)

Część książki poświęcona praktycznemu działaniu każdego kto chce założyć własny biznes jest w porządku, ale mogła by być nieco bardziej rozbudowana. Praktycznych porad wprawdzie na kolejnych stronach nie brakuje, ale mogło by być ich więcej i nikt by się nie obraził, gdyby były bardziej precyzyjne. No ale nie wymagajmy z drugiej strony wszystkiego – to tylko poradnik, nie instrukcja i zestaw wytycznych, które poprowadzą nas za rączkę z punktu A do punktu B.

Książka jak najbardziej do polecenia. Warto zajrzeć i uwierzyć, że nigdy nie jest za późno na zmianę. Także na tę zawodową.


Dziękuję Wydawnictwu Sensus za egzemplarz recenzencki.






Filozofia F**k it, czyli jak osiągnąć spokój ducha - John C. Parkin


Tytuł: Filozofia F**k it, czyli jak osiągnąć spokój ducha
Autor: John C. Parkin
Wydawnictwo: Sensus
Data wydania: 12.09.2011r.
Liczba stron: 160



Wrzuć na luz.

Filozofia przyjemnie olewczego „f**c it” to coś, czym warto się zainteresować. Uniwersalnym „sposobem na życie” co prawda coś takiego nie jest ;) , ale… swoje niepodważalne zalety (i urok!) ma :) Jakie?

Przede wszystkim takie, że nie przejmując się wszystkim co wokół i „olewaniem” tego (bardzo łagodna forma tłumaczenia tytułu ;) ) mamy dużo większą swobodę własną, jesteśmy bardziej na luzie i w efekcie mamy dużo mniej zaśmieconą zmartwieniami głowę. Warto bowiem się wszystkim przejmować? Brać wszystko do siebie? Zamartwiać się potem godzinami? Absolutnie NIE.

Przewrotnie można by w zasadzie zmienić tytuł książki na dużo bardziej łagodne, ale wciąż adekwatne „Don’t worry, be happy” :) Byłoby to zasadne, albowiem ludzie którzy mają mniej zmartwień bywają o wiele szczęśliwsi. Może warto zatem spróbować? Nikt oczywiście nie twierdzi, że olewać należy absolutnie wszystko od A do Z (w dobrym guście byłoby na przykład przejmowanie się tym, co jest w naszej mocy, lub tym co należy do strategicznych i tylko od nas zależnych obszarów naszego życia), jednak… wyrzucenie raz na jakiś czas wszystkich zmartwień do kąta to niezwykle kusząca perspektywa.

Cóż dodać? Spróbujcie sami :) Nie powinno Wam to zaszkodzić i jest szansa, że poczujecie się choć przez chwilę cudownie odprężeni i nie obarczeni żadnymi problemami ;) Po tej chwili luzu proponuję jednak nie być ortodoksem i jednakowoż do waszych problemów wrócić… ;) (na maleńką chwilę chociaż ;) – same się, niestety, nie rozwiążą).


Dziękuję Wydawnictwu Sensus za egzemplarz recenzencki.






Droga do osobistej potęgi - Napoleon Hill


Tytuł: Droga do osobistej potęgi (tytuł oryginału: The Path to Personal Power)
Autor: Napoleon Hill
Wydawnictwo: Sensus
Data wydania: 15.02.2019r.
Liczba stron: 232



Ścieżka do celu.

Czym jest osobista potęga? Czym się ona objawia, jak ją rozumieć? Do czego służy i w czym pomaga? Odpowiedzi na powyższe pytania są intuicyjnie uchwytne dla każdego, warto jednak zajrzeć na kolejne strony po nieco szczegółów.

Książka bez wątpienia może zostać zakwalifikowana jako pozycja stricte poradnikowa. Dotyczy bowiem wielu dziedzin z pogranicza rozwoju osobistego, kształtowania odporności psychicznej, wiary w siebie i motywacji. Wszystkie te elementy połączone w jedno wieść mają do celu, a jest nim tytułowa „osobista potęga”.

Brzmi nieco monumentalnie, prawda? Zabieg być może celowy, jednego wszak nie sposób temu zwrotowi odmówić: zwraca na siebie uwagę. Czym zatem jest owa „osobista potęga”? W największym skrócie jest ona niczym innym jak ukształtowaną przez pracę nad sobą i różnorakie ćwiczenia wewnętrzną siłą i odpornością psychiczną, które pozwalają budować pewność siebie i kroczyć od celu do celu. Bardzo skrótowo ująłem sedno sprawy, ale w gruncie rzeczy o to właśnie autorowi książki chodzi.

Czy łatwo jest osiągnąć osobistą potęgę? Zdecydowanie nie. Nic co przynosi wymierny efekt nie przychodzi łatwo - nie inaczej jest i tym razem. Według Napoleona Hilla (imię również dosyć „potężne”, nieprawdaż? ;) ) warto jednak spróbować. 

Książka jako pewna ciekawostka dosyć ciekawa. Używam zwrotu „ciekawostka”, gdyż z całą pewnością nie można tej pozycji traktować jako jakiś pełnowartościowy instruktaż – głównie z uwagi na niewielką objętość książki. To głównie zestaw umiejętnie połączonych haseł i sloganów okraszonych przykładami i ćwiczeniami, które razem wzięte mają na celu zmotywowanie czytelnika do wprowadzenia w swoim życiu zmian – w założeniu na lepsze. Przeczytać zatem nie zaszkodzi, ale… brać dosłownie wszystkiego co tutaj napisane wcale nie trzeba ;)

Dziękuję Wydawnictwu Sensus za egzemplarz recenzencki.



Mama w sam raz. Jak wrzucić na luz i być w końcu szczęśliwą mamą - Joanna Kokoszkiewicz


Tytuł: Mama w sam raz. Jak wrzucić na luz i być w końcu szczęśliwą mamą
Autor: Joanna Kokoszkiewicz
Wydawnictwo: Sensus
Data wydania: 16.10.2018r.
Liczba stron: 152



Mamą być…

Temat przewodni tej pozycji to jedno wielkie WYPOŚRODKOWANIE. I to wszystkiego: emocji, sił, dążeń, celów… To szczególnie istotne dla początkujących i przyszłych mam, których życie właśnie przewróciło się (lub przewróci się wkrótce) do góry nogami wraz z pojawieniem się dziecka.

Ciekawie czytało się tę książkę z perspektywy bycia ojcem niemalże sześciolatki, który był obecny przy jej mamie przez cały okres ciąży, który był obecny przy porodzie i współuczestniczy od zawsze na co dzień w wielkim dziele wychowania własnego dziecka ;) Pojawienie się Małej Pociechy to z całą pewnością życiowa rewolucja dla każdego rodzica. Co zrobić by nie zwariować i wszystko na nowo rozsądnie poukładać? Odpowiedzi i wskazówki znajdziecie na kolejnych stronach.

Wskazówek i odpowiedzi z całą pewnością nie znajdziecie tutaj wszystkich, ale pewne ramy tego, czego można się spodziewać i co należy czynić – już tak. Na pewno nie można dać się zwariować, ulec presji dokonującej się rewolucji i nie dać się zdominować wrażeniu, że nie da się z niczym rady. Szczególnie ważne w tym wszystkim jest w związku z powyższym to, żeby rozsądnie gospodarować czasem, siłami, energią, żeby właściwie wyznaczać sobie realne cele i poukładać całą układankę nowego życia w sposób, który będzie miał ręce i nogi. Nie można przy tym zapominać o sobie, o własnych przestrzeniach i potrzebach – najgorsze co można zrobić, to poświęcić dziecku całkowicie całego siebie pomijając własną osobę. Szczęśliwy rodzic to w efekcie szczęśliwe dziecko – warto o tym pamiętać.

Książka dedykowana jest przede wszystkim matkom, ale ojcowie także wyciągną z niej coś dla siebie. Wszystko oczywiście przy założeniu, że chce się być ojcem aktywnie uczestniczącym we wszystkim, co dotyczy dziecka. Jeśli macie taki plan – zajrzyjcie i Wy Ojcowie ;) 

Dziękuję Wydawnictwu Sensus za egzemplarz recenzencki.


piątek, 12 kwietnia 2019

Córka zegarmistrza - Kate Morton


Tytuł: Córka zegarmistrza (tytuł oryginału: The Clockmaker's Daughter)
Autor: Kate Morton
Wydawnictwo: Albatros
Data wydania: 13.03.2019r.
Liczba stron: 544



Sztuka, tajemnice i miłość.

Wiktoriańska Anglia i czasy współczesne – dwa z pozoru całkowicie różne światy połączone tajemnicą, zbrodnią i miłością… A także pewną skórzaną torbą odnalezioną przez londyńską archiwistkę, której zawartość pchnie znalazcę na trop historii niejednoznacznej oraz z każdą chwilą podejrzanie łączącej się dzięki kolejnym wątkom z chwilą obecną … Co tak naprawdę łączy dwa światy oddzielone od siebie 150-letnią przepaścią?

Rok 1862. Grupa artystów udaje się do Birchwood Manor w Oxfordshire aby szukać natchnienia. Edward Radcliffe go jednak nie znajduje, a wręcz przeciwnie - traci cenną pamiątkę rodową. To jednak żadne zmartwienie biorąc pod uwagę fakt, że ktoś inny zniknął, a ktoś jeszcze inny… został zastrzelony. Co tak naprawdę stało się w Birchwood Manor i kim jest Birdie Bell, córka zegarmistrza która jest swoistym narratorem tej opowieści? Mamy szansę się tego dowiedzieć 150 lat później, kiedy Elodie Winslow odnajduje pewną skórzaną torbę zawierającą szkicownik i wykonane w kolorze sepii zdjęcie pięknej kobiety… 

Kate Morton to autorka, którą trzeba będzie się zainteresować. I to zainteresować zdecydowanie! „Córka zegarmistrza” to moim skromnym zdaniem świetny materiał na ekranizację. Dwutorowe budowanie fabuły i sposób prowadzenia narracji to w wykonaniu tej autorki szalenie interesujące układanie fabularnych puzzli, z których stopniowo wyłania się coraz bardziej intrygujący obraz. Nic nie jest w tej książce oczywiste, dobro i zło mieszają się ze sobą, a to, co pozornie jest zjawiskiem „x” okazuje się być w dalszej części książki zjawiskiem „y” – taka sama zależność dotyczy książkowych postaci co sprawia, że czytelnik w żadnym wypadku nie ma szans na znudzenie się lekturą :)

Zapewne podniosą się głosy, że wiktoriańska Anglia w której osadzono fabułę jest jednakowoż czymś trochę nudnawym… Być może, ale to już specyfika indywidualnych upodobań. Za wspomnianym okresem historycznym osobiście jakoś szczególnie nie przepadam, aczkolwiek jestem w stanie docenić sposób, w jaki Morton wiernie oddała atmosferę i klimat epoki. To naprawdę robi wrażenie. Przejścia narracyjne między rokiem 1862, a czasami współczesnymi także nie są męczące, wypadają bowiem na papierze naturalnie i płynnie. Za konstrukcję powieści piątka z plusem ;)

Tajemnica tajemnicą, należy jednak pamiętać, że to także książka o emocjach i motywacjach, które popychają ludzi do określonych czynów (czyniąc z nich w efekcie wspomniane tajemnice - i to na długie lata). Wszystko to fikcja, jednak to dla mnie to nieodmiennie ciekawe móc zanurzyć się  w fikcyjnym świecie i poznawać losy bohaterów, którzy wyszli spod czyjegoś pióra. Fascynujące jest to, jak misternie można wykreować całą fabułę, zaludnić ją wiarygodnymi postaciami i… opowiadać :) To mi się nigdy w książkach nie znudzi!

Gorąco polecam :)


Dziękuję Wydawnictwu Albatros za egzemplarz recenzencki.






Rzuć na to okiem. Rewelacyjne sposoby na szybkie czytanie - Paweł Rudzki


Tytuł: Rzuć na to okiem. Rewelacyjne sposoby na szybkie czytanie
Autor: Paweł Rudzki
Wydawnictwo: Sensus
Data wydania: 27.07.2015r.
Liczba stron: 264



Studium szybkiego czytania :)

Niniejsza książka z powodzeniem może stać się swoistą biblią każdego ślęczącego w uczelnianej bibliotece studenta :) Książkowemu blogerowi też się przyda ;) Ameryki nikt nie odkryje na temat tego, co jest treścią tej pozycji – chodzi o umiejętność szybkiego czytania.

Pożeranie kolejnych stron oczami w szybkim tempie to umiejętność będąca marzeniem każdego, kto książki kocha i jest świadomy tego, jak wielu z nich nie będzie w stanie nigdy przeczytać. Chciało by się bowiem móc ich czytać jak najwięcej ;) Jednakże nie jest to takie proste, a wszystkiego co dostępne w księgarni i bibliotece przeczytać – niestety – nie sposób… Można jednak nauczyć się czytać więcej niż dotąd ;)

Jedna rzecz jest w tym wszystkim kluczowa – szybkiego czytania trzeba się NAUCZYĆ, nikt nie poda nam tej umiejętności na złotej tacy ani nam jej nie zaszczepi. Umiejętność ta to kwestia wytężonej pracy, treningu i setek (jeśli nie tysięcy) stron przeczytanych według zamieszczonych w książce wskazówek. Łatwo nie będzie, a efekty nie przyjdą prawdopodobnie szybko. Mimo to – warto spróbować.

Rady zamieszczone w tej książce dotyczą zarówno samej techniki czytania, jak również odpowiedniego przygotowania do tej czynności. Opisane treningi pozwalają w ramach systematycznych ćwiczeń „na żywym organizmie” (czyli na książce ;) ) zwiększyć koncentrację, poszerzać pole widzenia w trakcie czytania, omijać – co czynimy poniekąd z automatu – fonetyzację, a także skupiać się na dobrodziejstwach pamięci wzrokowej, co prowadzi do bardziej „fotograficznego” sposobu czytania. Co ważne, przedstawione metody nie skutkują bynajmniej obniżeniem poziomu zrozumienia w trakcie czytania jakiejkolwiek książki. Do lamusa można w związku z powyższym odłożyć twierdzenia, że szybkie czytanie odbywa się kosztem zrozumienia lektury.

Bez zbędnych ceregieli i w obliczu wszystkich potencjalnych korzyści – POLECAM! Szczerze, gorąco polecam :) Książki „o czytaniu” nie zawsze są nudne, dowód na tę tezę trzymam właśnie w ręce. Jeśli więc chcecie czytać szybciej, a w konsekwencji więcej – oto lektura właśnie dla Was :)


Dziękuję Wydawnictwu Sensus za egzemplarz recenzencki.



Trening w rytmie slow. Dbaj o siebie, ćwicz i żyj w zgodzie ze sobą i z naturą - Katarzyna Grządka


Tytuł: Trening w rytmie slow. Dbaj o siebie, ćwicz i żyj w zgodzie ze sobą i z naturą
Autor: Katarzyna Grządka
Wydawnictwo: Sensus
Data wydania: 04.12.2018r.
Liczba stron: 152



Czas zwolnić.

Wszyscy pędzimy. Czasem trochę za bardzo. Takie czasy niestety, jednak specyfika naszej codzienności w dobie powszechnego pędu nie wpływa na nas samych pozytywnie. Bynajmniej. Dlatego tak ważne jest dbać o to, żebyśmy byli w dobrej formie - przede wszystkim dzięki aktywności fizycznej. Na tym polu jednak też nie trzeba wcale pędzić i o tym właśnie jest ta książka.

Czytasz „slow” – myślisz „powoli”. Takie jest pierwsze skojarzenie, jednak wcale nie zostało ono użyte przez Katarzynę Grządka w powyższym, dosłownym znaczeniu. Bardziej chodzi o to, żeby zwolnić - także w temacie wszelkich aktywności fizycznych i planów treningowych. Zwolnić zaś w ten sposób, żeby dostosować nasze ciało i jego możliwości do realnych celów jakie są do osiągnięcia. Nikt bowiem nie każe nam pędzić i gnać na złamanie karku od jednego przyrządu na siłowni do drugiego chociażby; nie. Chodzi bardziej o to, żeby poukładać wszystko pod siebie i pod swój własny wewnętrzny rytm.

Katarzyna Grządka jest specjalistką od ruchu, co widać na każdym kroku niniejszej książki. W sposób oczywisty specjalizacja autorki przekłada się na tematykę poruszaną na kolejnych stronach, jednak przekłada się to na ową tematykę w sposób niezwykle mądry, rozsądny. Do znudzenia można to powtarzać (i też jest to powtarzane na kolejnych stronach), ale dostosowanie wszystkiego co robimy w sensie jakiejś aktywności do własnego wewnętrznego rytmu jest szalenie ważne.

Wypośrodkowanie rytmu jest istotne, co w kolejnych rozdziałach będziecie mieć okazję stwierdzić samodzielnie, jednak jest ono istotne z więcej niż jednego powodu. Powód dotyczący naszego ciała i dostosowania go do naszych możliwości jest zrozumiały, bardzo fajnie jednak że autorka nawiązuje także do sfery mentalnej. Nic nie funkcjonuje w oderwaniu od siebie – również tak rzeczy się mają co do ciała i ducha. Nie bez przyczyny istnieje powiedzenie „w zdrowym ciele zdrowy duch” ;) Jak najbardziej jest to prawdą, albowiem wszystko ze sobą współdziała, a jedna sfera oddziałuje na drugą. W związku z powyższym każdy trening trzeba poukładać tak, żeby wpływał dobrze na nasze samopoczucie, samoocenę, psychikę i na szeroko pojęty dobrostan. Jeśli wszystko się na tym polu poukłada, to możemy być pewni że dobra kondycja psychiczna „odwdzięczy się” naszemu ciału dodając nam motywacji i mentalnej dobrej energii do dalszych aktywności :)

Bardzo pozytywna i mądra książka. Podejście do wszelkiego rodzaju aktywności i treningów staje się coraz bardziej kompleksowe, co widać na każdej stronie tej lektury. I bardzo dobrze, albowiem żadna sfera nas dotycząca (ciało, psychika) nie funkcjonuje w oderwaniu od innych.

Polecam :)

Dziękuję Wydawnictwu Sensus za egzemplarz recenzencki.