piątek, 28 czerwca 2019

Domowe laboratorium. The Dad Lab. 40 pomysłów na szybkie, łatwe i przyjemne eksperymenty naukowe - Sergei Urban


Tytuł: Domowe laboratorium. The Dad Lab. 40 pomysłów na szybkie, łatwe i przyjemne eksperymenty naukowe (tytuł oryginału: THEDADLAB: 40 Quick, Fun and Easy Activities to do at Home)
Autor: Sergei Urban
Wydawnictwo: Bukowy Las
Data wydania: 15.05.2019r.
Liczba stron: 192



Domowe laboratorium.

Książka może tak nie do końca dla dzieciaków, ale do czytania – i stosowania! – wraz z nimi już jak najbardziej tak :) DadLab to już swoisty (zwłaszcza internetowy) fenomen, a wersja książkowa to wcale nie mniej ciekawa mega dawka inspiracji, kreatywności i świetnych sposobów na spędzenie wolnego czasu! 


Czy w domu można pobawić się laboratorium? Przeprowadzać ciekawe doświadczenia i eksperymenty, nawet w przypadku braku posiadania w domu specjalistycznego sprzętu? Oczywiście, że tak! Sergei Urban i jego dwójka dzieci to fantastyczny przykład na to, że nic nie jest w tej materii przeszkodą. Hamulcem mógłby być niedostatek wyobraźni, to jednak autorowi książki oraz jego synom (a także nam, czytelnikom? ;) ) bynajmniej nie grozi ;)


W książce opisano czterdzieści naukowych doświadczeń i eksperymentów możliwych do przeprowadzenia w warunkach domowych. Każdy z nich opatrzony jest szczegółową instrukcją jego przeprowadzenia i kolorowymi zdjęciami (również o charakterze poglądowym). Sama tylko lektura niesamowicie wciąga! :) Aż się prosi to wszystko o to, żeby znaleźć jakiś fartuch (od biedy zwykłe ubranie robocze ;) ) i spróbować powtórzyć oraz odtworzyć coś z kolejnych stron z własnym dzieckiem :)


Sama książka – ale także funpage i kanały w mediach społecznościowych – to chodzący sukces i żyła złota jeśli chodzi o kreatywne i ciekawe sposoby na spędzanie wolnego czasu. Od biedy nawet bez udziału dzieci można się w to wszystko pobawić ;) , jednak cały pomysł DadLab opiera się przede wszystkim na tym, żeby zrobić coś RAZEM. Jednocześnie zamysł jest taki, żeby jak najbardziej pobudzić szare komórki, wyobraźnię, kreatywność i skłonić do samodzielnego myślenia oraz do zadawania pytań. Urbanowi świetnie się to udaje w stosunku do własnych dzieci oraz – liczba odsłon i followersów nie kłamie – w stosunku do całej rzeszy widzów na, w zasadzie całym, świecie. Warto więc (naprawdę!) powtórzyć coś z opisanych eksperymentów w towarzystwie własnego dziecka :) Dobra zabawa gwarantowana!

Gorąco polecam :)

Dziękuję Wydawnictwu Bukowy Las za egzemplarz recenzencki.


Kanał na -> yt <- też jak najbardziej polecam! :) :









Jak zostać pisarzem. Pierwszy polski podręcznik dla autorów - Urszula Glensk, Karol Maliszewski, Andrzej Zawada (krytyk literacki), Paweł Urbaniak, Leszek Pułka, Marcin Hamkało


Tytuł: Jak zostać pisarzem. Pierwszy polski podręcznik dla autorów
Autor: Urszula Glensk, Karol Maliszewski, Andrzej Zawada (krytyk literacki), Paweł Urbaniak, Leszek Pułka, Marcin Hamkało
Wydawnictwo: Bukowy Las
Data wydania: 15.03.2019r.
Liczba stron: 304



Poradnik dla przyszłych pisarzy ;)

Oto małe objętością – lecz wielkie treścią ;) – studium tego, jak zacząć pisać (i docelowo być może nawet z tego żyć ;) ), a więc studium tego JAK ZOSTAĆ PISARZEM :) Czy jest to w ogóle wykonalne po dawce wiedzy w pigułce jaką zawarto w tej pozornie niewielkiej (bo 300-stronicowej) książce?

Cóż… Niesamowicie wielką dawką motywacji i fachowych porad niniejsza książka z całą pewnością JEST. Siedemnaście rozdziałów to czytelnicza podróż przez meandry warsztatu literackiego jaki powinien szlifować każdy przyszły twórca literacki. Na kolejnych stronach możemy dowiedzieć krok po kroku całego „know how” w tej materii. 

Przede wszystkim zadać trzeba sobie na wstępie pytanie, czy jest to w ogóle zajęcia dla nas. Jeżeli odpowiedź jest twierdząca, czas na trochę teorii, a w jej ramach dowiemy się jak konstruować historie, jak kreować postacie, prowadzić narrację, czy zawiązywać wątki fabularne (i umieć z nich potem wybrnąć ;) ). Porady uzupełnione zostały o omówienie realiów dzisiejszego rynku literackiego i rządzących nim praw. O samym prawie – prawie autorskim mianowicie – również będzie mowa. Całość to dosyć solidna podwalina teoretyczna pod to, żeby ZACZĄĆ pisać ;)

Czy to jednak wystarczy? Oczywiście, że nie ;) Potrzebne są przede wszystkim takie rzeczy jak talent, motywacja, czy też – prozaicznie na sprawę patrząc – czas na pisanie… :) Do tego potrzebna jest spora wyobraźnia i mnóstwo pisarskiej praktyki. Także tej pozornie biernej, a polegającej na czytaniu – jak mawiał sam Stephen King (nota bene w książce pokrewnej tematycznie o tytule „Jak pisać. Podręcznik rzemieślnika”) żeby dobrze pisać, trzeba dużo czytać. Skutkuje to automatycznie tym, że czas niezbędny na wszelkie twórcze wysiłki pisarskie powiększa się o czas potrzebny na czytanie ;) (o ile rzecz jasna weźmiemy sobie radę Mistrza do serca). 

Pisanie to nie jest łatwa sprawa, ani tez łatwy kawałek chleba. Z marszu też raczej nie ma jak się za to zabrać, a zatem książki takie jak ta mogą troszeczkę pomóc i choć w teorii na wszystko co związane z pisaniem przygotować. Jeśli więc macie takie zapędy – oto lektura Dla Was :)

Polecam.

Dziękuję Wydawnictwu Bukowy Las za egzemplarz recenzencki.







Ty - Caroline Kepnes


Tytuł: Ty (tytuł oryginału: You)
Autor: Caroline Kepnes
Wydawnictwo: W.A.B.
Data wydania: 15.05.2019r.
Liczba stron: 496



Fascynacja i patologia.

Przed nami książkowa historia zekranizowana przez Netflixa, a więc coś, czemu warto poświęcić uwagę. A jaka to historia? Pozornie zaczyna się ona miło i niewinnie, lecz im dalej w las tym więcej drzew – w tym przypadku „drzewami” będzie maniakalna obsesja, przemoc, stalking i stopniowo nakręcająca się spirala patologii wiodąca do zbrodni.

Serialu, przyznam, nie oglądałem (jedynie trailer mignął mi gdzieś przed oczami), lecz jeśli jest on tak dobry jak książka, to czapki z głów! Caroline Kepnes po mistrzowsku opowiada historię o wdzieraniu się w czyjąś prywatność, o udawaniu, zarzucaniu sieci na czyjeś uczucia oraz o zaborczości i chorobliwej zazdrości, która wiedzie prostą drogą do patologicznej chęci zawładnięcia czyimś życiem oraz czyjąś codziennością . Tak właśnie postępuje Joe, pracownik pewnej księgarni, w której pewnego razu spotyka początkującą pisarkę Beck. Wpada mu w oko i staje się obiektem jego fascynacji. Zaczyna się, jako się rzekło, dość niewinnie: Joe z portalu społecznościowego dowiaduje się, że Beck tego samego wieczoru będzie w pewnym barze. Może by tak więc niewinne i „przypadkowe” spotkanie? ;) To dopiero początek… Internet to niesamowicie bogate źródło wiedzy oraz informacji, a Joe skrzętnie to wykorzystuje. Staje się coraz bardziej obecny w życiu Beck, a ona sama nawet nie zdaje sobie sprawy z tego, jak sieć wokół niej samej, jej życia i jej prywatności stopniowo się zaciska… Patologia wiedzie do patologii, z biegiem czasu będzie więc coraz mroczniej. Część znajomych Beck widzi co się święci. Joe’emu jest to bardzo nie na rękę... Dylematów tutaj nie ma i nie będzie - przeszkody stojące na drodze do szczęścia trzeba usuwać, czyż nie?...

Fantastyczna lektura :) Obraz psychopaty został przez autorkę świetnie odmalowany. Studium rodzenia się patologii między dwojgiem ludzi jako pewien proces także uchwycono, moim zdaniem, idealnie – niewinne początki, nieczyste zagrywki, coraz większa chęć kontroli, rodząca się obsesja i konsekwencje, do jakich popycha ona jedną ze stron… To wszystko tutaj uchwycono i bardzo czytelnie pokazano. Od strony psychologicznej – bomba w rozumieniu in plus :) A i mały thriller się z tego zrobi (!). 

Gorąco polecam :)

Książka zrecenzowana dzięki uprzejmości Księgarni taniaksiazka.pl

Więcej o książce:







Dzień Matki - Nele Neuhaus

Tytuł: Dzień Matki (tytuł oryginału: Muttertag)
Seria: Oliver von Bodenstein i Pia Kirchhoff (tom 9), Gorzka Czekolada
Autor: Nele Neuhaus
Wydawnictwo: Media Rodzina
Data wydania: 24.05.2019r.
Liczba stron: 728


Kryminalne zagadki.

Fantastyczny kryminał autorstwa Nele Neuhaus, który swoim realizmem zestawionym z morderczą historią tajemniczych zgonów autentycznie jest w stanie zjeżyć włos na głowie. Wszystko to zaś podano w przyjaznej, szalenie ciekawej i absolutnie nie nużącej – pomimo ponad 700 stron – oprawie. Wielkie brawa!

Literatura niemiecka ma w osobie Neuhaus naprawdę pierwszej wielkości gwiazdę. Przynajmniej jeśli chodzi o kryminał. Gatunek to przerobiony z każdej już chyba strony, trzeba w związku z tym czegoś naprawdę mocnego ażeby czytelnika zatrzymać na dłużej, a czegoś jeszcze mocniejszego żeby wytrwał on na końca i na koniec stwierdził, że to świetna lektura. Każda z tych rzeczy się autorce udała, więc naprawdę warto się za „Dzień Matki” zabrać.

Cała historia zaczyna się wraz ze śmiercią Theodora Reifenratha – osiemdziesięcioletniego starca, którego śmierć została zauważona przypadkiem, po kilkunastu dniach od zgonu. Na terenie posesji nieboszczyka policja odnajduje zakopane ciała kilku kobiet, całej sprawie dodaje zaś pikanterii oraz grozy fakt, że przez lata nieboszczyk wraz z żoną był rodziną zastępczą dla wielu dzieci… Już samo to, iż zmarły wychowywał za życia innych zastanawia w kontekście jego samotnego i niezauważonego odejścia, a w wyjaśnieniu sprawy zakopanych ciał nie pomaga kwestia śmierci żony Theodora Reifenratha oraz jego biologicznej córki. Nie są to miłe historie… Tajemnice tylko się mnożą, a groza – rośnie… Czy prowadzący śledztwo policjanci wyjaśnią każdą z mnożących się zagadek?

Wiem, że ciągle się zachwycam, ale muszę ten zachwyt wyrazić jeszcze raz ;) – to jest po prostu świetna książka! :) Stworzenie wielowątkowego kryminału w oparciu o dobrą historię, a do tego poprowadzenie wzbogacanej ciekawymi retrospektywami narracji w sposób, który przez ponad 700 stron się nie nudzi i nie nuży, to nie lada wyzwanie. Nehaus dokonała tej sztuki i należą się jej za to naprawdę ogromne brawa. Śmiem twierdzić, że to jedna z ciekawszych książek bieżącego roku :) A skoro tak, to wręcz niewybaczalnym zaniedbaniem było by pominięcie jej w planach czytelniczych ;)

Gorąco polecam.

Dziękuję Wydawnictwu Media Rodzina za egzemplarz recenzencki.






I ty możesz zmienić świat. 42 inspirujące historie o niezwykłych dzieciach - Nika Jaworowska-Duchlińska, Karolina Grabarczyk

Tytuł: I ty możesz zmienić świat. 42 inspirujące historie o niezwykłych dzieciach
Autor: Nika Jaworowska-Duchlińska, Karolina Grabarczyk
Wydawnictwo: Media Rodzina
Data wydania: 11.03.2019r.

Liczba stron: 96



Inspiracja dla najmłodszych.

Bardzo ciekawa i inspirująca książka dla dzieci o… dzieciach :) Interesujące jest tutaj zwłaszcza to, że dzieci zostały na kolejnych stronach obsadzone w rolach autorytetów, a taki zabieg ma spore szanse na to, żeby trafić do młodego czytelnika.

Dziecięcych historii zamieszczono w książce aż 42. Każda jest krótko i zwięźle napisana, ogranicza się do sedna przekazu i do najważniejszych rzeczy jakich dokonała dana postać. Postacie te zaś czyniły bardzo wiele – walczyły o prawa dzieci, o szeroko pojęte prawo do edukacji, demonstrowały w obronie własnych przekonać oraz przeciwko dyskryminacji, były wynalazcami, zbierały pieniądze na walkę z rakiem, a nawet zdobywały bieguny! Niemożliwe? A jednak; nawet dzieci mogą wiele jak się okazuje :)

Budujące przy każdej z opisujących historii jest to, że żadne z opisywanych dzieci nie poddało się, wierzyło w swoją sprawę i konsekwentnie dążyło do realizacji celów – nawet jeśli mało kto w tę realizację wierzył. I nieistotna jest w tym przypadku szerokość geograficzna pod jaką mieszkał dany bohater; walczyć o swoje i inspirować można zarówno w Afryce, w USA, na Bliskim Wschodzie oraz w Europie.

Najważniejsze zadanie książki to z całą pewnością inspiracja. Próba przekonania najmłodszych czytelników do tego, że WARTO – warto działać, marzyć, nie poddawać się i wierzyć w to, że coś MOŻNA. Myślę, że cel ten jest jak najbardziej do osiągnięcia :)

Gorąco polecam – nie tylko najmłodszym ;)

Dziękuję Wydawnictwu Media Rodzina za egzemplarz recenzencki.






środa, 26 czerwca 2019

Trzy kroki od siebie - Rachael Lippincott, Mikki Daughtry, Tobias Iaconis


Tytuł: Trzy kroki od siebie (tytuł oryginału: Five Feet Apart)
Autor: Rachael Lippincott, Mikki Daughtry, Tobias Iaconis
Wydawnictwo: Media Rodzina
Data wydania: 15.05.2019r.
Liczba stron: 336



Czy miłość można przypłacić śmiercią?

Love story z dramatem w tle, a dramatem tym jest nieuleczalna choroba – mukowiscydoza. Czy człowiek ze zdrowotnym wyrokiem nie ma prawa kochać? Czy w szarej, szpitalnej, pełnej strachu o własne życie rzeczywistości naprawdę nie można dać sobie szansy na namiastkę czegoś pięknego? Historia głównych bohaterów jest w stanie dać pewną odpowiedź na te pytania.

Will i Stella poznają się na szpitalnym korytarzu. Oboje młodzi, ciekawi życia, a jednak tak bardzo świadomi powagi sytuacji i zagrożeń wynikających z trawiącej ich choroby. Każde z nich tak różne, a jednak w gruncie rzeczy tak do siebie podobne. Każde podświadomie pragnące ciepła, czułości i uczucia. Kiedy coś ich do siebie ciągnie wiedzą, jak i czym może się to skończyć. Znają ryzyko. Czy jednak jego istnienie odbiera im prawo do tego by kochać? Bynajmniej. Na małe choćby światełko w tunelu szarej codzienności zasługuje absolutnie każdy z nas. W przypadku Willa i Stelli problem zaczyna się jednak wtedy, kiedy niemożność okazania sobie uczuć staje się nieznośną torturą… Czy światełko w tunelu może być także źródłem cierpienia?

Niesamowicie poruszająca i – wbrew pozorom, sądzić bowiem można, że to powierzchownie napisana powieść obyczajowa jakich wiele – mądra książka. Zwłaszcza jeśli chodzi o warstwę psychologiczną lektury. Pokazanie rodzącego się między dwojgiem ludzi uczucia ma na kolejnych stronach uroczo naiwny posmak euforii oraz wiary w to, że absolutnie wszystko będzie już teraz dobrze. Sprawa obecnej w życiu zakochanych choroby zmienia jednak zasadniczo wszystko, wprowadza w ich życie konieczną dojrzałość, której obserwowanie w trakcie czytania jest naprawdę dobrym studium ludzkiej natury postawionej w obliczu zakazów i – dosłownie - śmiertelnych zagrożeń. Rozterki nastolatków postawionych w takiej właśnie sytuacji to pełna paleta targających nimi emocji, którą autorka fantastycznie uchwyciła i zamknęła w kolejnych rozdziałach. Jest o czym poczytać i nad czym się zastanawiać. Wiek głównych bohaterów nie gra tutaj absolutnie żadnej roli.

„Trzy kroki od siebie”, poza tym że jest autentycznie wzruszającym love story, jest także książką o czymś, o czym na co dzień prawie nie myślimy – jest mianowicie opowieścią o przemijaniu, utracie szans, przyszłości, o szalonej nadziei na każde „jutro” oraz o tym, jak ważne jest umieć korzystać z życia i doceniać to, że można to w ogóle robić, że taka możliwość jest nam dana. To nie pierwsza w historii literatury lektura o miłości nastolatków postawionych w obliczu śmierci i choroby, jednak ta jest wyjątkowo dobrze napisana. Taka, można powiedzieć, lektura z głębią – przemyślenia każdej z postaci mają sens, za każdą ich myślą coś naprawdę stoi, całość zaś zaskakuje dojrzałością i samoświadomością wszystkich aktorów tego życiowo-literackiego dramatu. Warto przeczytać, naprawdę.

Nie mam pojęcia, jak wyszedł nakręcony na podstawie niniejszej książki film, ale jeśli choć w 2/3 może on oddać książkową atmosferę i zostanie ona wyrażona przez właściwą grą aktorską – to mamy hit. Książka jest nim zdecydowanie. Nie sądzę żeby znalazł się po lekturze ktoś, kto oceni „Trzy kroki od siebie” negatywnie. To zbyt mądra książka.

Polecam.

Dziękuję Wydawnictwu Media Rodzina za egzemplarz recenzencki.








Dojrzałość wzruszeń - Alicja Masłowska–Burnos

Tytuł: Dojrzałość wzruszeń
Autor: Alicja Masłowska–Burnos
Wydawnictwo: Lira
Data wydania: 26.06.2019r.
Liczba stron: 336


Emocje pełne wzruszeń.

Alicja Masłowska-Burnos, autorka trylogii „Cisza”, powraca z opowieścią o emocjach, wzruszeniach oraz o rodzinnych tajemnicach. „Dojrzałość wzruszeń” to historia o ciosach otrzymywanych od losu, ale także o nadziejach, jakie pomimo tych ciosów może nieść ze sobą przyszłość. Książka jest de facto małą rodzinną sagą, która udowadnia, że ludzkie losy mogą być naprawdę nieprzewidywalne.

Na początku wszystko zaczyna się jak typowe, naiwne love story. On poznaje ją, lgną do siebie jak ćmy do światła i wybucha wielkie uczucie. Bajka? Teoretycznie tak, sprawy komplikują się jednak już na starcie, on jest bowiem na dorobku, ona zaś jest przyszłą dziedziczką rodzinnej fortuny. Mimo to chcą być razem, w związku z czym on wyprowadza się od wychowującej go przez całe życie ukochanej babci. Babcia niestety wkrótce potem umiera, a na światło dzienne wychodzą tajemnice przeszłości, na czele ze śmiercią jego matki i jej kochanka, których zabił – czy na pewno? – jego własny ojciec, który następnie (przytłoczony własnym czynem) popełnił w więzieniu samobójstwo. Okazuje się także, że nasz bohater mieszkał z babcią na Pomorzu (tu bowiem rozgrywa się akcja powieści) tylko od pewnego momentu, jego rodzinne strony zaś mieszczą się zupełnie gdzie indziej, mianowicie na Dolnym Śląsku. Co takiego czeka na naszego bohatera na południu Polski? Jakie sprawy, tajemnice i zagadki? I jak zniesie on dramatyczną zmianę swojej sytuacji związaną z tym, że jego ukochaną Mirandę i ich miłość czeka na kolejnych stronach tragiczny los?

Lektura wielowątkowa, ciekawa i – jak na literaturę w gruncie rzeczy obyczajową – niesamowicie wciągająca. Niech te słowa będą autentyczną pochwałą, pisze je bowiem facet, a tego typu książki faceci zwykle albo omijają z daleka albo ich nie doceniają ;) Alicja Masłowska-Burnos bardzo mądrze prowadzi całą opowieść dokładając kolejne cegiełki do losów i rysu charakterologicznego każdego z bohaterów, nadając im tym samym zaskakującej głębi. Świetnym pomysłem jest także dwutorowe poprowadzenie akcji, która częściowo osadzona jest w 2005 roku, a częściowo w latach 80-tych XX wieku; dzięki temu zabiegowi śledzimy na bieżąco współczesne losy głównego bohatera i poznajemy jednocześnie kulisy dramatycznych wydarzeń związanych z jego rodziną w przeszłości. 

Na pierwszy rzut oka zapewne wielu czytelników nic odkrywczego w takiej lekturze nie zobaczy, ale „Dojrzałość wzruszeń” zdecydowanie jest w stanie zaskoczyć w trakcie czytania. I to nie tylko dramaturgią oraz świetną warstwą psychologiczną książki (jeśli chodzi o przedstawienie jej centralnych postaci). „Dojrzałość…” zaskakuje mianowicie (poniekąd na dokładkę) tym, że nawet tło fabularne ma tutaj niesamowitą głębię. Weźmy choćby poboczne wątki dotyczące Kościoła i proboszcza pełniącego posługę w parafii, która była areną dramatycznych wydarzeń z dzieciństwa głównego bohatera – autorka fantastycznie ukazuje PRL-owską i prowincjonalną mentalność ludzi żyjących na uboczu świata, który nie dość że żyje w wolnym tempie, to na dodatek chowa się w sobie jak żółw w skorupie w obliczu ciągłego funkcjonowania państwowego aparatu przymusu. Na tym tle ludzkie postawy pełne poświęcenia w imię czyjegoś dobra w szczególny sposób kontrastują z szarą, pełną stereotypów i zaściankowego myślenia rzeczywistością – a postaw tych w książce nie brakuje, wymienić wystarczy tylko Zofię, babcię głównego bohatera, która poświęciła wszystko by zająć się wnukiem i dać mu choć namiastkę szczęścia oraz normalnego domu. Rzeczywistość XXI-wieku także została przez autorkę bardzo umiejętnie odmalowana - tutaj na uwagę zasługuje rodzinny konflikt z pieniędzmi w tle, który ma miejsce po śmierci nestorki rodu oraz pełna arogancji, buty i wręcz chamstwa postawa ojca ukochanej głównego bohatera, który pokazując cały arsenał słownego i fizycznego prostactwa przechodzi w trakcie lektury swoistą przemianę pod wpływem późniejszej, rodzinnej tragedii. Wszystko to jako tło dla głównego wątku opowieści zasługuje zdecydowanie na uwagę – i z całą pewnością na docenienie.

O czym tak naprawdę jest „Dojrzałość wzruszeń”? Według mnie o wewnętrznej sile człowieka, która drzemie w nim nawet wtedy, gdy nie spodziewa się on jej w sobie odnaleźć. To ona pozwala się podnieść, pozbierać, unieść ciężar spadających na człowieka ciosów, a później, powoli, pozwala iść dalej przez życie. Taką siłę – nawet nieuświadomioną – ma w sobie w sumie każda z głównych i pobocznych postaci książki. Jedni mają jej w sobie więcej, inni mniej, ale de facto tylko dzięki niej są oni wszyscy w stanie iść dalej pomimo tego, jak bardzo doświadcza ich los. Są oczywiście wyjątki, jak choćby ojciec głównego bohatera popełniający samobójstwo w więzieniu, ale to akurat potraktowałbym jako wyjątek potwierdzający regułę, dzięki któremu – paradoksalnie – owa reguła jest jeszcze lepiej zauważalna i ważna w odbiorze w trakcie i po lekturze. Siła o której cały czas piszę w pewien sposób łączy się także z tytułową dojrzałością, żeby móc bowiem owej siły użyć (skutecznie użyć) i nie poddać się losowi konieczna jest właśnie pewna własna dojrzałość. Zarówno emocjonalna, jak również, szeroko pojęta, życiowa. W gruncie rzeczy o tym jest właśnie ta książka – o wewnętrznej sile każdego z nas.

Na koniec – gorąco polecam :) „Dojrzałość wzruszeń” to coś więcej niż obyczajowa historia z rodzinnymi tragediami w tle. To książka o ludziach, z wszystkimi ich wadami i zaletami. Książkowa historia to tylko pretekst autorki do pokazania, czym jest dobro i szeroko pojmowane człowieczeństwo, a także jak ważna jest rodzina, pamięć i głębia uczuć żywionych wobec najbliższych. Nigdy nie wiemy jak długo będzie nam dane doświadczać i samemu dawać naszym najbliższym to, co najważniejsze – ciepło, wsparcie, miłość. W ramach po-książkowych refleksji warto zauważyć, że wątek upływu czasu oraz tego, żeby dobrze i w pełni go wykorzystać ważny jest zarówno w „Dojrzałości wzruszeń”, ale także… w naszym własnym życiu. Warto to sobie przemyśleć i o tym pamiętać.






Droga - Cormac McCarthy


Tytuł: Droga (tytuł oryginału: The Road)
Autor: Cormac McCarthy
Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie
Data wydania: 08.05.2019r.
Liczba stron: 272



Poetycka apokalipsa.

„Droga” to dziś kanon literatury post apo. Absolutny top w tej kategorii literackiej. Niby mało tu stron, tekstu, pozornie niewiele się na kolejnych stronach dzieje, a jednak ładunek emocjonalny i sam przekaz są niezwykle silne. I poetyckie – mało kto mógłby się spodziewać, że o katastrofie ludzkości można pisać tak pięknie.

Mężczyzna i chłopiec. Ojciec i syn. Idą drogą w stronę morza. Niewiele mają, cały ich majątek mieści się w wózku sklepowym. Mozolnie pchają go przed sobą. Czasem mają szczęście i znajdują jakieś zapasy. Czasem głodują. Nieustannie spoglądają na drogę - zarówno tą przed sobą, jak i tą za sobą, w lusterku wstecznym zamocowanym do sklepowego wózka. Żyją nadzieją, że dojdą do morza, że wcześniej nikt ich nie zabije i… nie pożre… Przetrwanie za wszelką cenę to priorytet. Choć zakończenie beznadziejnie wyglądającej rzeczywistości szybkim strzałem z pistoletu bywa nader kuszące… Wszędzie popiół, szadź, szarość, deszcz, zimno… beznadzieja… Apokalipsa.

Niesamowite wrażenie w „Drodze” robi na czytelniku sposób opisania świata przedstawionego. Świat w wizji McCarthy’ego stał się jałowym pustkowiem, w którym ludzkie życie dramatycznie zależy od takich reliktów przeszłości jak choćby zwykła konserwa. Sami zaś ludzie stali się potworami. Niejednokrotnie kanibalami… Jeden unika drugiego, bo na wzajemną pomoc nie ma co liczyć w tym świecie. Wydarzenia ukazane na kolejnych stronach dobitnie o tym świadczą. Jak więc żyć? I czy w ogóle warto?

Warto, jeśli jeszcze się w coś wierzy. Lub jeśli – jak mężczyzna – ma się pod opieką dziecko. W takiej sytuacji własne potrzeby czy kwestie wiary/niewiary schodzą na drugi plan: ważne jest tylko własne dziecko. Karykatura cywilizacji otaczająca dwójkę głównych bohaterów zionie pustką, śmiercią i brakiem nadziei, jednak oni wciąż idą dalej. Czy znajdą coś w ogóle na końcu drogi? Można w takiej rzeczywistości coś na jej końcu znaleźć? Cokolwiek poza śmiercią?

Książka robi ogromne wrażenie. Nic dziwnego, że „Droga” wymieniana jest jednym tchem w jednym rzędzie z najlepszymi pozycjami gatunku post apo. McCarthy dodaje jednak do tej opowieści jeszcze aspekt człowieczeństwa i walki o jego zachowanie we własnym sercu, całość zaś opisuje wszystko pięknym, prostym, niesamowicie trafiającym w sedno językiem, który bardzo mocno trafia do odbiorcy. Ta lektura zdecydowanie godna jest uwagi. Zarówno jeśli chodzi o literaturę post apo, jak również szeroko pojętą literaturę piękną.

Polecam.

Książka zrecenzowana dzięki uprzejmości Księgarni taniaksiazka.pl



Więcej na:
https://www.taniaksiazka.pl/droga-cormac-mccarthy-p-1232315.html






wtorek, 25 czerwca 2019

Fisher-Price. Magazyn dla najmłodszych. 1/2019 - praca zbiorowa

Tytuł: Fisher-Price. Magazyn dla najmłodszych. 1/2019
Seria: Fisher-Price. Magazyn dla najmłodszych. 1/2019
Autor: praca zbiorowa
Wydawnictwo: Egmont Polska
Data wydania: 07.06.2019r.
Liczba stron: 24


Egmont Polska niniejszym przedstawia nowość wydawniczą – magazyn Fisher Price. Ładna okładka i kolorowa szata graficzna zachęcają do – chociażby – przekartkowania, nieuchronnie jednak pojawia się pytanie, czy warto po tę gazetkę sięgnąć. Mamy w ręku coś wartościowego, czy kolejny wzorowany na innych periodyk bez odkrywczych treści?


Tytułów pokroju niniejszego znajdziemy na rynku wydawniczym mnóstwo. Również jeśli chodzi o podobieństwo tematyczne. Z pozoru Fisher Price nr 1 niczym nie wyróżnia się na tle konkurencji, jednak bardzo ciekawa – i w sumie najważniejsza – rzecz może umknąć nam już na starcie, a mianowicie może nam umknąć fakt, że trzymamy w ręku jeden z niewielu periodyków dedykowany dzieciakom już w wieku 2 lat!

Co 2-latek może samemu zrobić mając w ręku gazetkę taką jak ta? No cóż – może śmiało wziąć do ręki kredki i pokolorować jeden z wielu załączonych obrazków lub zaznaczyć ołówkiem niepasujące do innych części obrazka elementy. Znajdzie się tu także miejsce na naklejenie naklejek, czy też na rozwiązanie prostych i nieskomplikowanych łamigłówek i labiryntów. Wszystko zaś pomyślano i opracowano dla naprawdę małego dziecka – każde zadanie opatrzone jest stosowną, intuicyjną nawet dla kilkulatka grafiką, która podpowie, czy na danej stronie będziemy kolorować, wskazywać różnice, czy też może czeka nas coś innego. Bardzo fajny pomysł, strzał w dziesiątkę jeśli chodzi o zainteresowanie dziecka nie potrafiącego jeszcze czytać, ale intuicyjnie będącego w stanie zrozumieć, o co chodzi autorom jeśli mowa o zadaniach do wykonania.


Szata graficzna na kolejnych stronach także zachęca. Obrazki i ilustracje są wyraźne, duże, kolorowe i po prostu przyjazne dziecku. Instrukcje zadań do wykonania, jak już wspomniałem, także nie budzą zastrzeżeń, a wręcz przeciwnie – małe brawa dla autorów za intuicyjny, obrazkowy zestaw instrukcji, który zrozumie nawet małe dziecko.


Jeśli macie w domu ciekawego świata 2-latka (lub 2-latkę), to śmiało możecie się niniejszym magazynem zainteresować. Kreatywne zadania i wspomaganie samodzielnego myślenia wraz z dbaniem o jego logiczną i przyczynowo-skutkową stronę zawsze jest w cenie. Na kilkunastu stronach niniejszej gazetki z całą pewnością będzie można choć troszeczkę nad tym popracować.

Polecam.

Dziękuję Egmont Polska za egzemplarz recenzencki.

Więcej na:
https://egmont.pl/Fisher-Price.-Magazyn-dla-najmlodszych.-1-2019,18386945,p.html





piątek, 21 czerwca 2019

Las zły - Grek (pseudonim)


Tytuł: Las zły
Autor: Grek (pseudonim)
Wydawnictwo: Wydawnictwo Dolnośląskie
Data wydania: 15.05.2019r.
Liczba stron: 240



Psychopaci wśród drzew.

Książka inspirowana prawdziwymi wydarzeniami. Pisana do tego pod pseudonimem przez byłego gangstera (!). Już tylko to jest na początek wystarczającą zachętą do sięgnięcia po tę lekturę. A jeśli to za mało, to możecie być pewni jednego – będzie tutaj wszystko, czego nie może zabraknąć w dobrym kryminale: będzie krwawo, brutalnie i bezwzględnie.

Pogranicze polsko-niemieckie, końcówka lat 90-tych XX wieku. Granicą rządzą przemytnicy i gangsterzy. Zwykli ludzie biorą udział w przestępczych procederach zwyczajnie po to, żeby mieć za co żyć i związać jakoś koniec z końcem. Stwierdzenie, że policja jest w tej sytuacji nieudolna to bardzo delikatne nazwanie rzeczy po imieniu. Rzeczywistość pogranicza – i tak dostatecznie skomplikowana – gmatwa się jednak jeszcze bardziej, kiedy zaczynają ginąć ludzie. 

Giną oni zaś w nader różnych okolicznościach. Nie wszystkich udaje się odnaleźć – żywych czy martwych… Jeśli już jakieś osoby są odnajdywane, to zazwyczaj znajdywane są… w ziemi. Zakopane. I poćwiartowane… W okolicy grasuje być może psychopata. Policja jest znów bezradna, a wśród ludzi szerzy się strach… Czy wszystkie makabryczne wydarzenia pełne śmierci to dzieło chorego przypadku, czy zaplanowane działania seryjnego mordercy?

Pomysł na książkę jest mega ciekawy i ma naprawdę olbrzymi potencjał. Ma go tym bardziej, że akcja fabularnie osadzona jest w polskich realiach, a na dodatek oparto ją na motywach rzeczywistych wydarzeń. I w tym miejscu dochodzimy niestety do zgrzytu, widać bowiem – aż za bardzo… - że książkę napisał ktoś, kto pisaniem nie zajmuje się bynajmniej na co dzień… Wielka, wielka szkoda – gdyby zabrał się za ten temat ktoś z większymi umiejętnościami niż tajemniczy „Grek”, to mogło być w efekcie dużo lepiej. A tak mamy trochę chaotyczną fabułę pełną makabrycznych szczegółów, w której tak do końca nie wiadomo, czy ważniejszy jest wątek gangsterzy kontra policjanci, czy też wątek tajemniczych i koszmarnie wyglądających morderstw…

Powyższe przemyślenia to niewątpliwie coś do policzenia książce na minus. Mimo to ma ona jednak szereg plusów. Przede wszystkim w postaci serii tajemniczych morderstw, która autentycznie może napędzić stracha. Makabry w tym wątku nie brakuje. Nie zahacza to może aż o literaturę w stylu gore, ale na wyobraźnię jak najbardziej działa. Wątek policja vs świat przestępczy też sam w sobie nie jest zły (autor zadbał o pokaźną ilość ciekawych opisów), zgrzyta jednak ciągle to, o czym pisałem wyżej – autor niestety jakby nie mógł się do końca zdecydować, który wątek ma dominować, a w efekcie o czym ma tak naprawdę być ta książka.

Tak czy inaczej – do polecenia. Po przymknięciu oka na mankamenty i okazaniu wyrozumiałości dla anonimowego autora da się to wszystko nawet (i to z pewną przyjemnością) przeczytać.

Książka zrecenzowana dzięki uprzejmości Księgarni taniaksiazka.pl

Więcej o książce:





środa, 19 czerwca 2019

Współlokatorzy - Beth O'Leary


Tytuł: Współlokatorzy (tytuł oryginału: The Flatshare)
Autor: Beth O'Leary
Wydawnictwo: Albatros
Data wydania: 15.05.2019r.
Liczba stron: 432



Komedia prawdziwa jak... życie :)

Historia tak ciepła i rzeczywista, że nie sposób obok niej przejść obojętnie. Tym bardziej, że świetnie oddaje ducha naszych czasów - a w zasadzie tego, jak trzeba sobie w dzisiejszych czasach radzić, jak można budować relacje (nawet na zasadzie „stwórzmy coś z niczego”), jak ich budowanie wygląda oraz co może z tego wyniknąć. Sporo do tego w tym wszystkim humoru i fajnych zwrotów akcji; nie sposób się nie uśmiechnąć :) (zarówno w trakcie, jak i po lekturze).

On potrzebuje pieniędzy – ona mieszkania. On dorabia nockami na oddziale paliatywnym, ona zaś po rozstaniu z chłopakiem nie ma się gdzie podziać. Postanawiają zamieszkać razem, aczkolwiek w układzie, który pozornie żadnemu z nich nie będzie wadził – ona będzie korzystać z mieszkania w trakcie jego nieobecności i vice versa. Nikt nie wchodzi sobie w efekcie w drogę? Pozornie tak to właśnie wygląda… Zaczynają jednak zostawiać sobie wiadomości. Z początku z konieczności, później już coraz chętniej i na różne - nie tylko te przyziemne i czysto organizacyjne - tematy. Wywiązuje się w efekcie konwersacja bez klasycznego „face to face”, która owocuje coraz większą ciekawością siebie nawzajem. Czy w końcu się spotkają? I – co nie mniej ważne i ciekawe - czy coś zaiskrzy? ;)

„Współlokatorzy” to bardzo ciekawa książka o relacjach międzyludzkich. Do tego tak fantastycznie wstrzelona w punkt w realia wielu młodych ludzi, że pozór realizmu całej opowieści jest naprawdę spory. Kto z nas w końcu nie przerabiał wyprowadzki z domu i początków życia na własny rachunek? ;) Wielu z nas – czytających – ma też za sobą doświadczenie mieszkania ze współlokatorami, co zawsze pełne jest we wspomnieniach sytuacji krępujących, zabawnych, ale tak czy owak zmuszających do nawiązania z kimś jakiejś relacji. Chociażby z tego tytułu, że zamieszkuje się wspólnie pod jednym dachem. Co z tego może wyniknąć? „Współlokatorzy” to pewien przykład na potencjalny rozwój tego rodzaju sytuacji ;) 

Dawka humoru też nie jest na kolejnych stronach najgorsza :) Książka zarówno śmieszy jak i skłania ku refleksji, a do tego jest bardzo fajnym kawałkiem literatury czysto obyczajowej. Chyba nie przesadzę stwierdzając, że ta lektura może trafić w wiele gustów :) Zdecydowanie warto zainteresować się tą pozycją!

Dziękuję Wydawnictwu Albatros za egzemplarz recenzencki.









Po dobrej stronie - Spencer Quinn


Tytuł: Po dobrej stronie (tytuł oryginału: The Right Side)
Autor: Spencer Quinn
Wydawnictwo: Insignis
Data wydania: 24.04.2019r.
Liczba stron: 410



Demony wojny.

Wojna okalecza. I to nie tylko fizycznie – psychicznie także może dokonać w człowieku niesamowitych spustoszeń. LeAnne Hogan wie o tym bardzo dobrze. I wie niestety na ten temat bardzo wiele; poza piętnem na duszy straciła w Afganistanie oko, a spora część jej twarzy jest fatalnie poparzona… Jak zmienia się życie człowieka, który przeszedł przez piekło?

Książka ważna, cenna i mądra. Głównie z punktu widzenia realizmu jaki tutaj zachowano. Przeżycia głównej bohaterki i jej wielopłaszczyznowa trauma żyją po prostu na kolejnych kartkach, niemal plastycznie możemy wyczuć zmiany, jakie dokonują się w umyśle i w sposobie rozumowania Hogan. Przerażające są to zmiany… Syndrom stresu pourazowego nie bierze się znikąd. Mało jest jednak książek, w których został on opisany. A jeszcze mniej jest takich, w których główną bohaterką jest kobieta.

Hogan miota się w poczuciu beznadziejności tracąc sens we wszystkim, co może ją czekać i co może ją spotkać. Czara goryczy przelewa się w momencie, gdy jej najbliższa towarzyszka ze szpitalnej sali umiera. LeAnne opuszcza szpital dla weteranów wojennych i mając poczucie totalnej bezcelowości i bezsensu udaje się w rodzinne strony nieżyjącej już towarzyszki. Czy ta podróż może nadać sens jej życiu?

Do momentu w którym zmierzamy wraz z Hogan w podróż wszystko jest w tej lekturze super i na ogromny plus. Jednak pojawiający się potem (tak jakby na siłę?; takie mam niestety wrażenie…) wątek pseudokryminalny trochę cały odbiór książki (niestety) psuje. Po co to było?... Według mnie można było spokojnie pozostać przy wątku traumy, pociągnąć go motywem z podróżą w poszukiwaniu samej siebie, ale dokładanie mrocznej historii o zabarwieniu kryminalnym chyba nie było moim skromnym zdaniem potrzebne… Rzecz jasna znajdzie się wielu takich, którzy uznają taki zabieg za strzał w dziesiątkę; ja niestety się do nich nie zaliczę… Szkoda mi (mocno), że opowieść poszła w taką właśnie stronę…

Pociągnięcie historii w stronę manowców (pamiętajcie – to tylko moje zdanie) nie odbiera wszakże książce walorów i niezaprzeczalnych plusów o których pisałem na wstępie. To naprawdę dobra historia - pełna autentyczności i głębokich przeżyć. Walka z własnymi demonami - które nie opuszczają człowieka bynajmniej wraz z opuszczeniem teatru działań wojennych – została tu fantastycznie opisana. Nie miałem okazji czytać oryginału, ale podejrzewam, że sporo w tym zasługi tłumacza. Brawo, rzadko kiedy lektura może wzbudzać takie emocje, a tu w trakcie czytania są one naprawdę mocne, autentyczne. 

Na uwagę zasługuje też wątek tego, jak wygląda życie żołnierza po skończeniu przezeń (z tych czy innych powodów) służby wojskowej. Czy te „ideały” dla których ludzie idą w kamasze i zabijają innych ludzi w imię „czegoś” rzeczywiście mają sens? Czy po wszystkim kraj pod którego sztandarem oddaje się krew, łzy, a czasem zdrowie, umie się później odwdzięczyć? Dba później o swoich żołnierzy? Jak zmienia się postrzeganie rzeczywistości przez kogoś okaleczonego w duszy wszystkim co widział na wojnie i jak cywile patrzą później na tego kogoś – są wdzięczni, machają flagami i skandują imiona bohaterów?... To dobre pytania. Bardzo niewygodne, ale dobre. Warto o tym choć przez chwilę pomyśleć po skończeniu lektury.

Dziękuję Wydawnictwu Insignis za egzemplarz recenzencki.






Leonardo da Vinci - Walter Isaacson


Tytuł: Leonardo da Vinci
Autor: Walter Isaacson
Wydawnictwo: Insignis
Data wydania: 15.05.2019r.
Liczba stron: 800



Człowiek renesansu.

Leonardo da Vinci od zawsze fascynuje, inspiruje, budzi podziw, a jednocześnie ciekawość, wiele bowiem z epizodów jego twórczości do dziś pozostaje tajemnicą. Malarz, rzeźbiarz, architekt, myśliciel, wizjoner… Epitetów poświęconych Leonardo da Vinci’emu jest (i może być) użytych wiele, najbliżej jednak im wszystkim do arbitralnego stwierdzenia, że był on prawdziwym człowiekiem renesansu. Kimś, kto niejednokrotnie wyprzedzał swoją epokę. Niniejsza książka to próba wejrzenia w jego twórczość oraz stworzenia biografii geniusza – co jest, jak się okazuje, możliwe nawet z perspektywy kilku stuleci po jego śmierci.

Opasłe to tomiszcze… I nic dziwnego, twórczość Leonarda była bowiem niezwykle szeroko zakrojona i zróżnicowana. Leonardo zajmował się jako twórca, teoretyk i praktyk tyloma zjawiskami i dziedzinami życia, że małą zniewagą było by pominięcie czegoś, czym zajmował się za życia ;) Walter Isaackson próbuje to wszystko wziąć w karby, usystematyzować… i nawet nieźle mu to wychodzi :) Widać, że na tę biografię renesansowego mistrza był jakiś plan. Dzięki temu książkę czyta się łatwo i w zrozumiały sposób – bez wrażenia, że wszystko napisano chaotycznie, bez ładu i składu.

Cenne są także spostrzeżenia autora dotyczące samego Leonarda – wszak to jego (i jemu poświęcona) biografia. Jeśli chodzi o rys charakterologiczny i osobowość renesansowego mistrza, to na pierwszy plan wysuwają się spostrzeżenia dotyczące jego ciągłego głodu wiedzy, obsesji na temat doskonałości i perfekcji (Leonardo potrafił porzucić np. pracę nad obrazem na kilka lat, bo miał świadomość, że w danym momencie nie będzie w stanie ukończyć go w idealny w swoim mniemaniu sposób), czy prokrastynacji (odkładanie wszystkiego na ostatnią chwilę; spierać się można, czy wynikało to ze swoistego „lenistwa” Leonardo w pracy, czy też było wynikiem ilości i rozpiętości tematycznej jego zainteresowań – przez którą mogło mu nie starczać na wszystko czasu – jednak bezsporne są świadectwa współczesnych mu obserwatorów, zgodnie z którymi wielokrotnie zabierał się za coś w pośpiechu i w ostatnich chwilach). To zdecydowanie najciekawsze fragmenty książki – wszak o twórczości Leonarda napisano tony opracowań, na temat zaś jego wnętrza i osobowości powstało ich zdecydowanie mniej.

Lektura jest ciekawa i bogata w informacje. Myślę, że ukontentowani tą książką będą nie tylko wielbiciele szeroko pojmowanej sztuki, ale także czytelnicy wszelkiej maści biografii. Książkę poza tym bardzo ładnie wydano – choć szkoda, że nie w twardej oprawie – w związku z czym będzie bardzo ładnie prezentować się na półce. A i wracać do niej można z ochotą ;) 

Zastanawiam się, na ile niniejsze opracowanie wywoła kolejną falę zainteresowania Leonardem i jego twórczością. Ostatnią mieliśmy przy okazji boomu na książki Dana Browna – jak (i „czy”) będzie teraz? Zobaczymy ;)

Polecam.

Dziękuję Wydawnictwu Insignis za egzemplarz recenzencki.






Wojna domowa. Powieść Uniwersum Marvela - Stuart Moore


Tytuł: Wojna domowa. Powieść Uniwersum Marvela (tytuł oryginału: Civil War: A Novel of the Marvel Universe)
Autor: Stuart Moore
Wydawnictwo: Insignis
Data wydania: 23.04.2019r.
Liczba stron: 392



Marvel podzielony.

Wojna domowa wśród superbohaterów to dla fanów Marvela temat zaiste elektryzujący. Do tego wprowadza on świetny twist fabularny w całej historii bohaterskiego uniwersum, dzięki któremu otrzymujemy nowe elementy całej układanki. Obawa przy niniejszej książce była i jest tylko jedna – czy sprosta komiksowemu oryginałowi?

Komiks będący pierwowzorem „Wojny domowej” ma już trochę lat na karku, mimo to jednak wciąż jest klasą sam dla siebie. Film braci Russo był jego luźną (bardzo luźną) interpretacją, zatem wyznacznik porównawczy z tego żaden. Co innego niniejsza książka. Cóż… Niczego w niej w zasadzie względem komiksu nie zmieniono, można więc powiedzieć, że to próba przepisania komiksu prozą. I nawet się to udało ;) (nawet pomimo faktu, że komiks i proza to jak niebo i ziemia).

Sedno historii myślę, że znamy wszyscy (przynajmniej ci wtajemniczeni w temat): miasteczko Stamford w wyniku splotu tragicznych okoliczności zostaje w dużej mierze zniszczone, a mieszkańcy w większości giną. Udział mają w tym – nie do końca ze swej winy – superbohaterowie. Rząd USA w obliczu tych wydarzeń domaga się, ażeby każdy bohater ujawnił swą tożsamość i zarejestrował swe moce po to, by móc ich legalnie używać. Wszystko zaś usprawiedliwiane jest koniecznością dbania o bezpieczeństwo obywateli. Wśród superbohaterów dochodzi do rozłamu – część z nich pod przewodnictwem Iron Mana uważa nowe obostrzenia za przykrą konieczność, reszta z kolei (pod przewodnictwem Kapitana Ameryki) kategorycznie nie zgadza się na nowe regulacje upatrując w nich sposobu na ograniczenie swobód obywatelskich. Między dwoma grupami narasta napięcie, które przerodzi się wkrótce w otwarty konflikt…

Książka moim skromnym zdaniem sprostała zadaniu. A nie było ono łatwe – opisanie dobrej historii na zasadzie przeniesienia komiksu do konwencji, w której pierwsze skrzypce gra proza, a na dokładkę zrobienie tego dobrze… no, to wymaga pewnych umiejętności. Na całe szczęście się udało. 

Polecam :)

Dziękuję Wydawnictwu Insignis za egzemplarz recenzencki.






sobota, 15 czerwca 2019

Stephen King. Instrukcja obsługi - Robert Ziębiński


Tytuł: Stephen King. Instrukcja obsługi
Autor: Robert Ziębiński
Wydawnictwo: Albatros
Data wydania: 15.05.2019r.
Liczba stron: 624



Biblia dla kingomaniaków.

Fantastyczne opracowanie dotyczące twórczości, rysu biograficznego, filmografii i w zasadzie wszystkiego, co związane jest ze Stephenem Kingiem (!). Robert Ziębiński wykonał tytaniczną, monumentalną wręcz pracę, której efekt po prostu zachwyca. Na polskim rynku wydawniczym z całą pewnością nie ma równego niniejszemu opracowania poświęconemu Kingowi – wiem co mówię, czytałem już bowiem niejedno z nich :)

„Instrukcja obsługi” to z jednej strony omówienie twórczości Króla Horroru, z drugiej zaś – dużo duuuużo więcej. Autor książki omawia kingowe powieści, opowiadania, ekranizacje na motywach oraz w oparciu o dzieła Kinga, całość uzupełnia zaś szeroko zakrojonymi przemyśleniami własnymi, faktami z życia samego Kinga oraz wywiadami – zarówno z polskimi pisarzami i pisarkami lubującymi się w SK, jak i ze współpracownikami Wielkiego Stefana, w tym gronie zaś znajdziemy niejednego pisarza (Peter Straub!), czy filmowca. Ziębiński podszywa wszystko odniesieniem twórczości SK do jego własnego życia, dzięki czemu dostrzegamy w tym wszystkim niejedno ukryte znaczenie i niejedną ciekawostkę. Czy trzeba czegoś więcej na zachętę? :)

Jeśli chodzi o poszczególne omówienia dzieł Mistrza, to szalenie fajnym pomysłem jest podzielenie książki na części dotyczące powieści, opowiadań, a także odniesienie do każdej z książek omówień jej ekranizacji (czasami więcej niż jednej, jak choćby w przypadku „To”, czy „Lśnienia” – tak, zgadza się, mało kto o tym pamięta, ale poza filmem Kubricka w 1997 roku powstał też miniserial telewizyjny). Taki układ tematyczny lektury bardzo fajnie systematyzuje zarówno ją samą, jak i zawartą w niej treść. Biorąc zaś pod uwagę fakt, że King pisze od ponad 40 lat (a nawet dłużej jeśli brać pod uwagę publikowane w magazynach – najczęściej dla panów – opowiadania jeszcze przed ukazaniem się „Carrie” drukiem), to zdecydowanie JEST CO systematyzować :) 

Książkę czyta się miło, przyjemnie i szybko – nawet pomimo jej pokaźnych gabarytów. Widać przy tym, że jest to rzecz stworzona i napisana przez prawdziwego fana; ciężko nie dostrzec zachwytu Ziębińskiego Kingiem oraz wielkiego uczucia jakim autor darzy książkowe dzieci SK. Przy tym wszystkim zachowano także zdrowe proporcje, Ziębiński nie stroni bowiem (kiedy trzeba) od zdrowego krytycyzmu, czy od negatywnej, zasłużonej krytyki wyrażanej wprost i bez ogródek (za kilka rzeczy się Mistrzowi z Bangor zdecydowanie należała, co przyznać muszą nawet jego najbardziej zagorzali fani). Wszystko to czyni lekturę autentyczną i szczerą, dzięki czemu stanowi przyjemną rozrywkę na kilka wieczorów – i to rozrywkę zafundowaną fanom Kinga przez jednego z nich :)

Co mnie w „Instrukcji obsługi” ucieszyło, to liczne odniesienia do wydarzeń z życia samego Kinga. Dzięki tej lekturze można przypomnieć sobie lub odkryć powiązania i odwołania do życiorysu SK w niesamowitej ilości jego książkowych dzieci. Patrząc na tę 40-letnią twórczość pod tym kątem można zauważyć – zgodnie zresztą z prawdą – że „Lśnienie” jest tak naprawdę spowiedzią alkoholika (King przez lata nałogowo pił), „Doktor Sen” to zapis rzeczywistości alkoholika trzeźwiejącego, „Misery” to studium przechodzenia przez detoks… Długo można by tak wymieniać, jednak wszystko to jest prawdą. King nigdy nie ukrywał, że pisze o swoich strachach, ale także o sobie samym. Dzięki takim opracowaniom jak niniejsze można takie niuanse wychwycić. 

Nie mniej zajmujące są także anegdoty i dygresje poświęcone okolicznościom powstania różnych książek SK. Na przykład geneza „Lśnienia” sięga rzeczywistego urlopu spędzonego przez Kinga z rodziną w górskim hotelu, „Smętarz dla zwierzaków” łączy się z mającą miejsce historią o zamieszkiwanym przez Kingów domku przy ruchliwej ulicy (za domem znajdował się cmentarz dla zwierząt, na którym pochowano przejechanego kota córki Kinga, Naomi), „Cujo” jest zaś efektem zamroczenia kokainowo-alkoholowego (King wiele razy przyznawał, że nie pamięta ani procesu twórczego „Cujo”, ani redagowania i korekty tekstu). „Gniew” z kolei jest jedyną książką Kinga, której na wyraźne życzenie autora nie wznawia się od lat (głównie z uwagi na to, że opisany w książce zamach na uczniów na terenie szkoły połączony ze strzelaniną był kilka razy odtwarzany przez niezrównoważone osoby, które wprost przyznawały się do inspiracji „Gniewem”). Takich smaczków, anegdot i szalenie zajmujących historii dzieł Kinga jest w opracowaniu Ziębińskiego MNÓSTWO! :) :) :)

Stephen King to człowiek instytucja. Ikona popkultury sama w sobie, a także – choć może przede wszystkim – za sprawą swoich książek. „Skazani na Shawshank” i „Zielona mila” to jedne z najlepszych filmów nakręconych w Hollywood; obydwa na podstawie książek Kinga ;) „Lśnienie”, „To”, „Christine” czy „Miasteczko Salem” kojarzy każdy fan grozy i horroru. 40 lat w branży literackiej i (de facto) filmowej robią swoje. Dzisiejsza kultura masowa nie była by z całą pewnością tym, czym jest, gdyby nie pewien okularnik z Bangor w stanie Maine :) Takie opracowania jak niniejsze są więc cenne. I to tym bardziej, że bardziej szczegółowych, napisanych z większym uwielbieniem, pasją i zdrowym krytycyzmem niż to, o którym piszę… chyba nie ma ;) (przynajmniej w Polsce).

Gorąco polecam :)

Dziękuję Wydawnictwu Albatros za egzemplarz recenzencki.







The World Will Shine Again!!!

THE WORLD WILL SHINE AGAIN !!! 


"Doktor Sen", kontynuacja legendarnego "Lśnienia", w kinach już 29 listopada!!! 
:) :) :)



Ja inkwizytor. Przeklęte krainy - Jacek Piekara


Tytuł: Ja inkwizytor. Przeklęte krainy
Cykl: Cykl Inkwizytorski (tom 12)
Autor: Jacek Piekara
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Data wydania: 19.06.2019r.
Liczba stron: 480



Mordimer Madderdin powraca!

Oto pierwsza od kilku lat część przygód osławionego już w książkach Jacka Piekary Mordimera Madderdina: inkwizytora Świętego Oficjum i wiernego sługi Pana :) Powrót ten następuje w okolicznościach niezbyt Mordimerowi miłych, zostaje on bowiem poniekąd zakładnikiem księżnej ruskiego księstwa, opuszczonym przez towarzyszy wyprawy zleconej przez potężnych mocodawców z Amszilas. Będzie zimno, mgliście, wilgotno i błotnisto. Magia i złe moce też będą miały coś niecoś do powiedzenia… Tak czy inaczej Mordimer powraca – tęskniliście, prawda? ;)

Ja tęskniłem bardzo :) Tym większa więc radość z niniejszej książki. A samą książkę – co cieszy –  nieco powiązano z cyklem „Płomień i krzyż” (aczkolwiek luźno i niezobowiązująco; można śmiało czytać bez znajomości wcześniejszych części i drugiego z cykli literackich). Akcja „Przeklętych krain” rozpoczyna się tuż po wydarzeniach z trzeciego tomu „Płomienia i krzyża”, w której to odsłonie Arnold Lowefell, Mordimer i ich towarzysze wyprawili się na Ruś celem unieszkodliwienia jednego z ostatnich starożytnych wampirów tego świata. Misja kończy się sukcesem, jednak podczas pobytu na dworze władającej Peczorą księżnej Ludmiły sytuacja się komplikuje: ginie wołch księżnej oraz jego wiedźma-partnerka, do tego na życie księżnej ktoś próbuje dokonać zamachu, a gdy zamach udaremnia Mordimer… księżna życzy sobie stanowczo, ażeby pozostał przy jej boku jako ochraniający ją „gość” (przynajmniej do czasu sprowadzenia nowego wołcha). Cesarscy wysłannicy w osobach Lowefella i innych nie za bardzo mają jak w takiej sytuacji interweniować… Odjeżdżają więc do Amszilas, my zaś żegnamy ich zwracając oczy ku mglistej, wilgotnej i bagnistej Rusi, gdzie Mordimer spędzać będzie od teraz kolejne dni korzystając z „gościny” księżnej Ludmiły.

Gościna księżnej nie jest z pozoru taka zła (przynajmniej od czasu, gdy beznadziejnie gotujący „francuski” kucharz przypadkiem wpadł do studni i złamał nogi ;) ), lecz pełna jest w zamian obowiązków. Pierwszy i najważniejszy to chronić księżną. Zgony w jej otoczeniu – zwłaszcza dotykające osób odpowiedzialnych za jej magiczną ochronę – nie wróżą dobrze, Mordimer ma więc pełne ręce roboty. W jej trakcie spotka go trochę przyjemności (w osobie chociażby młodej czarownicy, z którą na polecenie Ludmiły ma nawiązać romans oraz magiczną więź zsyłającą wizje pomagające chronić władczynię przez zamachem), ale i nie mniej trudów oraz znojów. Typowe ruskie zimno, wkradająca się wszędzie wilgoć, stęchlizna i ciapkające pod butami błocko nie będą wcale w nowej rzeczywistości największymi zmartwieniami Madderdina. Będzie nimi czarna magia, wiedźmy, czary i czający się w głębi mrocznego bagniska wróg pragnący zawładnąć nie tylko Księstwem Peczory, ale i całym światem.

Magia – jej wszechobecność i wpływ na fabułę to główny i najważniejszy czynnik odróżniający „Przeklęte krainy” od wcześniejszych części cyklu. Dużo tej magii tutaj… Nie żeby w innych częściach jej nie było, co to to nie, jednak w tej części jest jej naprawdę sporo. Do tego Mordimer działa na nieprzyjaznym sobie terenie, gdzie zabobon, czary i ludowe wierzenia nie zostały wcale wyplenione, a inkwizytorzy nie są traktowani zbyt przychylnie. To wszystko nie ułatwia sprawy i zadania ochrony księżnej. Nie jest zbyt ciekawie do tego stopnia, że gdyby nie jego wiedźma-kochanka Natasza, to Mordimer mógłby mieć kilka razy problem z tym, żeby cało wynieść głowę z opresji (!). Nikt, jak widać, nie jest wszechmocny – nawet tak pokorny i uniżony sługa Pana jak Madderdin…

Nie chciałbym w tej przedpremierowej recenzji za bardzo spoilerować, ale czymś by troszeczkę wypadało (na zachętę oczywiście ;) )… Zdradzę więc, że poza magią w wydaniu ruskich czarownic rodem z bagien pojawią się także wilkołaki i mroczne plany zapanowania przez ciemne moce nie tylko nad Peczorą, ale nad całym światem. Konfrontacja z owymi mocami oczywiście będzie mieć miejsce, więc cierpliwości – starcie będzie, oczekujcie na nie z lubością ;) (tym bardziej, że nasz główny bohater weźmie w nim rzecz jasna udział). Wyniku starcia nie zdradzę, jednak biorąc pod uwagę fakt, że nie jest to bynajmniej ostatnia część cyklu… można się tego wyniku domyślić ;)

Książka jak najbardziej do polecenia :) Wielbiciele Mordimera sięgną zapewne i bez zachęty ;) , jednak warto to zrobić nawet bez znajomości całego cyklu inkwizytorskiego. „Przeklęte krainy” trzymają się co prawda dobrze znanego inkwizytorskiego klimatu, jednak umiejętnie łączą go z czymś nowym: z mrokiem i tajemnicą skrywającą się w bagnach i mgłach Rusi, w tych zaś czyha na śmiałków niejedno. Co konkretnie? O tym przekonajcie się już sami :)

Gorąco polecam :)

Dziękuję Fabryce Słów za egzemplarz recenzencki.







Kłamca. Ochłap sztandaru (tom 3) - Jakub Ćwiek


Tytuł: Kłamca. Ochłap sztandaru (tom 3)
Cykl: Kłamca (tom 3)
Autor: Jakub Ćwiek
Wydawnictwo: SQN
Data wydania: 08.05.2019r.
Liczba stron: 320



Apokalipsę czas zacząć.

Loki w wersji Jakuba Ćwieka powraca do nas już po raz piąty (nie ulegajmy mylnemu wrażeniu z okładki, że to trzecia odsłona cyklu – po częściach nr 1 i 2 mieliśmy bowiem jeszcze odsłony nr 2,5 oraz 2,8). Tym razem kolejna część wygląda nieco inaczej niż poprzednie… Co nie oznacza, że wygląda źle ;) Temat przewodni zaś to Lucyfer i rozpoczęta przez niego Apokalipsa (!).

Już samo przedstawienie Lucyfera zwraca uwagę i wywraca pewien kanon do góry nogami. Wódz Piekieł nie jest bowiem bynajmniej rogatym potworem, lecz… zakochanym w grach video i w filmach DVD nastolatkiem (!). Nie przeszkadza mu to jednak w rozpętaniu (pod nieobecność Boga) Apokalipsy oraz w zesłaniu na Ziemię Antychrysta.

Antychrysta zaś ma za zadanie ścigać nie kto inny jak nasz dobry znajomy – Loki :) Misja ciekawa, aczkolwiek przez jej charakter Loki schodzi nieco w książce na boczny tor… Jest to pewien minus niestety, nie ma się bowiem co czarować – to dla tej właśnie postaci wracamy do cyklu „Kłamca” i sięgamy po jego kolejne części. Wysunięcie nieco bardziej na pierwszy plan Erosa, Bachusa i Jenny (bo to ma właśnie miejsce) jest w porządku, ale żadne z nich nigdy nie będzie oddziaływać na czytelnika z taką siłą przyciągania jak Loki. 

Przewodni wątek książki to wspomniana Apokalipsa. Z tego właśnie powodu niniejsza odsłona „Kłamcy” jest inna niż poprzednie – to jednolita, zwarta opowieść, a nie jak dotąd zbiór powiązanych ze sobą opowiadań. Robi się też poważniej jeśli chodzi o klimat książki; to już nie żartobliwa i pełna humoru lektura, ale prawdziwe dark fantasy. Czy to dobrze? Autor obrał właściwy kierunek? Hm… Po namyśle sądzę, że tak. Przez taki a nie inny charakter niniejszej odsłony cały cykl nabiera trochę głębi, mrocznej powagi, a przez to cała konwencja i pomysł zrodzony w głowie Jakuba Ćwieka ulegają swoistemu odświeżeniu. A zatem nie jest wcale źle :)

Dla fanów Lokiego – absolutne must read :)

Dziękuję Wydawnictwu SQN za egzemplarz recenzencki.