poniedziałek, 14 września 2020

Polactwo - Rafał A. Ziemkiewicz


Tytuł: Polactwo
Seria: Publicystyka okiem Ziemkiewicza
Autor: Rafał A. Ziemkiewicz
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Data wydania: 28.08.2020
Liczba stron: 416


Studium polskiej natury.

W Stanach zwykło się mawiać: „Jesteś dobry? Ok, będę się z tobą ścigał”. W Polsce najczęściej spotykaną reakcją na to, że ktoś jest w czymś dobry jest szeroko zakrojona akcja zdyskredytowania delikwenta, umniejszenia go, a najlepiej skompromitowania i całkowitego zniszczenia. Innymi słowy – za łeb i pod wodę… Poza tym mając ku temu możliwość pchamy się ku górze, dbamy o swoich, a całą resztę mamy w d... Dlaczego tak jest? Co takiego jest w naszej polskiej mentalności, że nie potrafimy po prostu inaczej? Dokąd nas to zaprowadziło, ile szans przez to straciliśmy i co takiego (w fatalny wręcz sposób negatywnego) tkwi w nas, Polakach? Autor tej książki ma na to zarówno nazwę, jak również poważa się ten problem zdiagnozować. Ziemkiewicz, o nim bowiem mowa, nazywa nasz iście destrukcyjny zbiór narodowych cech bardzo prosto: „polactwem”.

Czym jest „polactwo”? Termin, trzeba przyznać, intryguje. A przy okazji brzmi paskudnie… I jest tak nie bez przyczyny, albowiem „polactwo” można - według Ziemkiewicza - określić jako paskudne wypaczenie istoty polskości, które jest fatalnym wynikiem wieków niszczenia jej sedna przez zaborcę i okupanta, ze szczególnym uwzględnieniem katastrofalnego w skutkach niemal półwiecza trwania PRL-u i wojenno-powojennych rzezi dokonywanych na kwiecie narodu polskiego. „Polactwo” jest wypadkową sowieckiego prania mózgu, które przeprowadzono na narodzie pozbawionym elit. Ktoś jednak ową elitą być musi, ale skoro kwiat narodu od dawna gryzie ziemię i nie ma w kim wybierać… Co (i kto) zostaje – każdy już może sobie dopowiedzieć. To jednak nie wszystko jeśli chodzi o „polactwo”.


Polactwo (po wstępnym zdefiniowaniu daruję już sobie, pozwolicie mi na to mam nadzieję, cudzysłów) ma także swoje głębokie korzenie w szlacheckim warcholstwie z czasów I RP. Jest w nim także pokaźnych rozmiarów domieszka fornalsko-pańszczyźnianego prostactwa i chamstwa, któremu bliżej jest do ciemnogrodu niźli do świata cywilizowanego (nikogo w tym miejscu nie chcąc urazić). Wspomniane wyżej przetrzebienie elit polityczno-intelektualnych przez Niemców oraz przez sowieckich towarzyszy sprawiło, że owe fornalsko-pańszczyźniane elementy wzięły w narodzie górę. Ktoś wszak musiał tworzyć „nowe elity”. A elity te ustanawiali Sowieci, z upodobaniem tłumiąc zapędy intelektualistów (tych przedwojennych, będących już i tak na wymarciu) i faworyzując według zasady „im głupszy, tym lepszy”. Skutki były według Ziemkiewicza fatalne, wydobyły bowiem trzymane wcześniej w ryzach polactwo na sam wierzch naszego codziennego sposobu myślenia i zachowania. Tym samym PRL wyrządził naszemu narodowi szkodę wręcz nieodwracalną.


Opłakane skutki tego stanu rzeczy widać według Ziemkiewicza jak na dłoni w czasach III RP. Niniejszą książkę napisano kilkanaście lat temu, jeszcze przed wejściem Polski do Unii Europejskiej, także realia polityczne w niej opisane są już mocno zdezaktualizowane. To już nie czasy millerowego „układu trzymającego władzę” i – cytując autora, choć może nie dosłownie – już nie „wystająca Lepperowi słoma z butów”, jednak sformułowane w książce tezy ogólne są zastanawiająco trafne nawet po latach. Żeby tylko była jasność – mówimy o cechach NARODU, nie o rzeczywistości politycznej widzianej oczami Ziemkiewicza. Nie o niej bowiem jest w swej istocie ta książka (choć i do tego dojdziemy, autor bowiem nie byłby sobą, gdyby swych poglądów nie przemycił do lektury – i to z całą mocą swych pełnych bluzgów, jadowitych umiejętności publicystycznych).


Co takiego jest w tej pozycji aż tak aktualne? Realia dotyczące oceny ludzi, elit, a także sposobu sprawowania przez nie władzy (czytaj: rozkradania czego się da, dbania o kolesiów, trzymania wszystkiego w stanie permanentnego rozkładu, niezdolność do podejmowania słusznych z narodowego punktu widzenia decyzji, królujący wszędzie nepotyzm, niekompetencja i umożliwiające wszystko wszystkim znajomości). To wszystko według Ziemkiewicza nic innego, jak właśnie polactwo w czystej postaci. W sferze politycznej będzie to zatem postawa, w której króluje zasada „teraz, kurwa, my!”, po czym zaczyna się kolesiostwo, obdzielanie stołkami, czystki w spółkach skarbu państwa, rozdawnictwo nadwyżek budżetowych w ramach retoryki państwa socjalno-opiekuńczego oraz porażająca bezmyślność w kwestiach wewnętrznych, strategicznych, perspektywicznych, czy wreszcie międzynarodowych. Nie chcę tutaj cytować książki i rozwodzić się nad każdym jej wątkiem z osobna, jednak obiektywnie przyznać trzeba, że żadna z rządzących Polską ekip po 1989 roku nie była ani do gruntu uczciwa (tudzież „kryształowa”), ani też nie zrobiła dla rozwoju i reform kraju tyle, ile zrobić mogła. Według Ziemkiewicza w tym właśnie przejawia się polityczne polactwo rządzących.

Rządzący nie dokonaliby jednak tego wszystkiego (w złym kontekście rzecz jasna) gdyby nie zdobyli władzy. A więc gdyby nie wyborcy i ich głosy. I tutaj dochodzimy do sedna sprawy – zgodnego z tezą książki – według którego polactwo wiedzie w narodzie prym. To do polactwa i do jego mas odwołują się w bezpośrednich i w podprogowych przekazach politycy w kampaniach wyborczych i to właśnie masy polactwa dają im zwycięstwa. I nie ma znaczenia to, o jakiej opcji politycznej mówimy. Do polactwa odwołuje się każdy i to ono wskazuje zwycięzcę. Proste?  Być może… Ale w swej istocie PRZERAŻAJĄCE… A także tragiczne.


Puenta lektury jest fatalna. Niepokojąca. Nie zostawiająca suchej nitki na nas wszystkich, wszyscy bowiem jesteśmy mniej lub bardziej polactwem skażeni. Pozostaje nadzieja, że kiedyś uda się owo polactwo z naszej mentalności wyplenić. Tylko czy będzie to kiedykolwiek możliwe? Czy to się kiedyś dokona? Tego nie wiem i chyba nikt tego wiedzieć nie może. Ale nadzieję mieć warto - a nawet mieć ją trzeba w obliczu tez tej książki.

Co do samej książki jeszcze… Wad to ona bynajmniej pozbawiona nie jest. Poza bardzo trafnymi ocenami cech charakteru przywódców i przywoływanych z nazwiska liderów różnych formacji politycznych niesamowicie rzuca się w trakcie lektury w oczy słynna ziemkiewiczowska stronniczość. Absolutnie nie dziwi mnie, że autor pomstuje i pluje jadem na Urbana, Millera, Leppera, czy Wałęsę (Ziemkiewicz, jeśli nie jesteście wtajemniczeni, tak po prostu ma - takie ma poglądy), jednak czy naprawdę trzeba było aż tak to podkreślać w książce, której istotą miała być (tak przynajmniej zrozumiałem autora) pewna dogłębna analiza polskiego warcholstwa i intelektualnego fornalstwa, z których wyewoluowało polactwo? Ja rozumiem, że autor na pewne przykłady musiał się powołać, a nawet tylko na nich zbudować miejscami swoją argumentację, jednak czy trzeba było przemycić do tego także swoje pełne jadu przekonania polityczne, które z rangi dygresji urosły objętościowo nieomal do rozmiarów połowy książki? To jest widoczne gołym okiem.. Ziemkiewicz pluje na Urbana, Wałęsę, Michnika (temu ostatniemu chyba z 1/3 książki poświęcił), a jakoś dziwnie mało urąga np. Kaczyńskiemu. Ok, książka powstała dawno temu, ale o Kaczyńskim także można by coś niecoś powiedzieć i napisać w kontekście polactwa (i to nawet patrząc z perspektywy roku 2004). Równowagi w rozdzielaniu jadu jednak u Ziemkiewicza nie widać. Przypadek? No właśnie… To mnie w „Polactwie” wkurzało strasznie. Jeśli będę chciał poznać polityczne poglądy Ziemkiewicza, to wezmę do ręki owoc jego publicystycznych wysiłków wydanych drukiem. Ewentualnie włączę telewizor. Niestety uraczono mnie tym także na łamach tej książki. Książki, w której (tak już na sam koniec tego wywodu zauważę) Ziemkiewicz bluzga tu i tam, grzmi o polskim chamstwie, o fornalstwie, o prostactwie oraz o potrzebie ich wyplenienia z życia publicznego, a tymczasem… sam nie mniej od owego wytykanego palcem chamstwa pomstuje, bluzga i pluje jadem. Niech puentą będzie więc spostrzeżenie, że pisząc o polactwie autor pisze także o sobie samym (bo inaczej w logiczny sposób tego nie wytłumaczę).


Ziemkiewicza można nie lubić. Można omijać go szerokim łukiem mając w pamięci to, w jakich mediach najczęściej się wypowiada i po czyjej stronie się w nich opowiada (a także jakich w tym celu używa „argumentów” i „diagnoz”). Można go także rzecz jasna uwielbiać, hołubić, w pełni podzielać jego osąd bieżącej rzeczywistości… NIE W TYM RZECZ. Rzecz w tym, ażeby odstawić to wszystko choć na chwilę na bok i zobaczyć, co Ziemkiewicz ma nam do powiedzenia na poruszane tutaj tematy trudne i w swej istocie szalenie niewygodne, a niewygodne dlatego, że dotyczące naszej polskiej natury, polskiej tożsamości i całej litanii powiązanych z nimi narodowych przywar. Pytanie brzmi: czy jesteście na to gotowi?

Na koniec ważna rzecz… Osobiście Ziemkiewicza jako publicystę nieszczególnie lubię. Nie podobają mi się głoszone przezeń tezy, opinie, nie znoszę słuchać jego wywodów (które czasami są poniżej wszelkiej krytyki, jak choćby niedawne uwagi Sz.P. Ziemkiewicza kierowane pod adresem Jerzego Stuhra i jego problemów zdrowotnych - to była wypowiedź haniebna). Ani ich czytać. Telewizji w której gości on najczęściej najzwyczajniej w świecie nie oglądam. Krótko mówiąc: jesteśmy na przeciwnych biegunach w sferze przekonań własnych i w kwestii sposobu postrzegania świata. Jednakże jestem w stanie odłożyć to wszystko na bok i dostrzec, że warto niniejszą lekturę przeczytać. Bo w swej istocie nie jest ona o Panu Ziemkiewiczu i o jego poglądach (choć można mieć co do tego wątpliwości, jednakże po odsianiu plew zostaje tu jednak ziarno), ale o jego szerszych spostrzeżeniach na temat naszych przywar jako Polaków. I temu byłem właśnie skłonny się przyjrzeć sięgając po tę książkę. Sięgnąłem, przeczytałem i mam na temat omawianej w książce materii niepokojące przemyślenia własne, w których w zasadzie zgadzam się z autorem... Nie jestem żadną wyrocznią, a tym bardziej autorytetem. Jestem tylko blogerem. Chciałem Wam jednak powiedzieć, że nawet człowiek znajdujący się w sferze przekonań na dokładnie przeciwnym biegunie co Ziemkiewicz powinien przeczytać „Polactwo” i wyciągnąć z niego własne wnioski. Te bowiem są w pewien sposób uniwersalne. To w zasadzie niepokoi po lekturze jeszcze bardziej, ale… mimo wszystko warto te wnioski wyciągnąć. I dać sobie na to szansę.


„Polactwo” zdecydowanie warto jest, jako książkę, znać.

Polecam!

Dziękuję Fabryce Słów za egzemplarz recenzencki.

#Polactwo #RafałZiemkiewicz #FabrykaSłów #PublicystykaOkiemZiemkiewicza






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz