Strony

sobota, 8 lipca 2017

"Młody bóg z pętlą na szyi. Psychiatryk" - Anka Mrówczyńska


Tytuł: Młody bóg z pętlą na szyi. Psychiatryk
Cykl: Młody bóg z pętlą na szyi (część I)
Autor: Anka Mrówczyńska
Wydawnictwo: Psychoskok
Data wydania: 12.10.2015r.
Liczba stron: 482

 

 

Chcieć przenosić góry, a jednocześnie wszystko tu i teraz skończyć... "Być albo nie być - oto jest pytanie"...

"Młody bóg z pętlą na szyi"... Tytuł wymowny... świetny... po prostu w punkt... Dlaczego w punkt? Wyobraźcie sobie dziewczynę w kwiecie wieku, która nie skończyła jeszcze nawet 30-tki; jest inteligentna, ma w sobie mnóstwo pasji... zdolności... potrafi wiele i jest świetna w tym, co robi, a jednocześnie... każdego dnia cierpi... miota się od bandy do bandy... i często chce to wszystko zakończyć... ostatecznie zakończyć... Wiem... nie do pojęcia, prawda? A jednak... Ta książka jest kolejną obok "Borderline: Autoterapia, czyli o sprawach poważnych z solidną dawką autoironii" autobiograficzną książką Anki Mrówczyńskiej. Ta autorka budzi mój coraz większy szacunek (pozdrawiam Panią w tym miejscu, może czyta Pani tę recenzję). Szacunek i... podziw. Przede wszystkim, jak już miałem okazję napisać przy okazji recenzji "Borderline: Autoterapia..."... podziw za odwagę. Odwagę, która jest w stanie pomóc całemu mnóstwu innych ludzi żyjących na co dzień z tym samym problemem. Aż chciałoby się w imieniu tych ludzi po prostu podziękować... I życzyć sobie, żeby ta książka dotarła do nich wszystkich.

Kiedy cierpisz, cierpi w Tobie wszystko... A kiedy cierpisz tak bardzo, że nic nie ma już sensu... wtedy możesz zrobić dwie rzeczy: poddać się, lub walczyć. Jeśli nie umiesz lub nie masz już sił i chęci walczyć sam - szukasz pomocy... O tym jest właśnie ta książka: o rozpaczliwej walce o samego siebie, o codziennej walce przede wszystkim o to... by się nie poddać. To co przeżywa Anka... całokształt jest straszny. Tygiel emocji, sprzeczne odczucia, gonitwa myśli, stany euforii, manii, przeplatające się z fazami depresji i impulsywnymi epizodami samobójczymi... Taka jest codzienność bohaterki, będącej jednocześnie autorką tej pięknej, smutnej, pełnej emocji książki... To dziwne, ale... czytając... można to wszystko zrozumieć... na ile się da, nie w całości oczywiście, ale... zrozumienie jest możliwe. A kiedy już przychodzi - książka wali jak obuchem w głowę. Tyle emocji w jednym człowieku... tak bardzo sprzecznych... z jednej strony uskrzydlających, z drugiej - tak bardzo destrukcyjnych. Borderline... pewną bezczelnością jest być może upraszczanie sprawy, lecz - z myślą o laiku czytającym tę recenzję - do tego właśnie, w bardzo ogólnym sensie (a przez uogólnienie w sensie bardzo nieuprawnionym, lecz na potrzeby tej recenzji koniecznym) sprowadza się problem, którego dotyczy ta lektura...

Anka (pozwolę sobie pisać w ten sposób o autorce, sama bowiem wielokrotnie to czyni) na łamach "Młodego boga..." opisuje być może najtrudniejszy etap (tylko "być może" - ciężko wskazać jakąkolwiek fazę czasową borderline jako tę najgorszą) swojego życia: pogorszenie własnego stanu, decyzję o pójściu do szpitala psychiatrycznego, sam pobyt w nim i jego skutki... Całość oparta jest o pisane w szpitalu dzienniki. Nie wiem jak mogę się do tego odnieść... Każdy przypadek borderline jest inny. Tak, są w nich podobieństwa... podobieństwa przerażające, lecz wspomagające zrozumienie... To jednak w tej chwili nieistotne - wracam do meritum... Pobyt w tym miejscu z pewnością autorce pomógł. Czy może pomóc innym?... To kwestia diagnozy... zaleceń... stanu własnego... Pewników jest tutaj bardzo niewiele, jeśli jednak unikanie tego miejsca... na oddziale dziennym czy też zamkniętym... ma oznaczać doprowadzenie do rozwiązań ostatecznych - warto pójście do tego miejsca rozważyć... Szpital psychiatryczny to z pewnością jeden wielki strach. Niewiadoma. Przerażenie? Na pewno też... Ciężko się nie bać mając wciąż w głowie myśl, że można tam wejść, a później wyjść jako zupełnie inny człowiek... Człowiek, którego nie rozpozna się być może w lustrze?... Być może... na tym właśnie polega strach. Książka, którą mam w rękach pokazuje, że strach... będzie zawsze. Ale on jest do pokonania. A trudne decyzje... bolą, przerażają, lecz mogą być odpowiedzią i rozwiązaniem na wiele pytań... może nie na zawsze i nie całkowicie takie trudne decyzje (szpital) rozwiążą pewne problemy, jednak... to w końcu też pomoc, prawda? A jeśli cały człowiek, jego cała istota, jestestwo, krzyczą - i to już nie tylko wewnątrz, ale i na zewnątrz, coraz głośniej, o pomoc - to krzyczą... po coś... I nieraz na taki krzyk remedium są tylko te trudne rozwiązania. "Młody bóg..." to niezwykle trudna pod tym kątem lektura. Trudna w treści, nie w odbiorze... Odbiór jest bowiem prosty i przystępny, treść zaś dotyka arcy trudnych kwestii... Jest to jednak książka budująca. Pozytywna. Śmiech przez łzy... tak, tak tę lekturę można podsumować... Co jeszcze? Chyba jeszcze to, że ciemny tunel nie zawsze kończy się ślepym zaułkiem z cegieł - czasem na jego końcu jest światełko... tyle, że nie widać go, bo jest za ostrym zakrętem... jeśli jednak spróbuje się pójść trochę dalej tym tunelem - światełko się pojawi... a w końcu powiększy, aż  wyjdzie się w końcu z ciemności prosto w krąg światła. Chciałbym żeby tak było w każdym przypadku :) ... Kto by nie chciał? Życie to nie bajka, nadzieję jednak trzeba mieć zawsze. I wierzyć w pewne rzeczy. Tej właśnie wiary życzę wszystkim tym, którym dedykowana jest ta książka. Wierzcie. Nie poddawajcie się. Walczcie o to, żeby się nie poddać. I się, do diabła, nie poddawajcie. Nigdy. I pamiętajcie o jednym - o czym również często mówi Anka - nie jesteście sami. Nigdy.

Na koniec... małe odniesienie do innych opinii o tej książce. Wiele jest w sieci opinii - i to widać - pisanych przez osoby nie mające albo wiedzy, albo styczności z problemem będącym treścią tej pozycji. Przeglądając takie opinie mam nieodparte wrażenie, jakbym czytał entuzjastyczne relacje kogoś ze szkłem powiększającym w ręce, który przygląda się właśnie przez to szkło nowemu, interesującemu gatunkowi żuka gnojownika... Ludzie... dajcie sobie spokój z takimi recenzjami i opiniami... Zgoda, "zachwycacie" się żukiem... serio?, jest czym się "zachwycać"? I czy pomyśleliście w swym "zachwycie" jak czuje się też żuk? Co i jak on przeżywa - na co dzień? Mocno wątpię... Nie wskażę nikogo rzecz jasna palcem, ale mam nadzieję, że co poniektórzy opiniujący zerkną w tę recenzję i - może - najdzie ich chwila refleksji. Borderline, tak jak i inne zaburzenia natury psychologiczno-psychiatrycznej to w naszym pięknym kraju, jak już pisałem w innych recenzjach, wciąż temat tabu. Otoczony murem ciemnogrodu i stereotypów. Tacy autorzy jak Anka Mrówczyńska robią wyłomy w tym murze - i bardzo dobrze. Lecz ten mur pewnie jeszcze trochę, niestety, postoi (jak widać).

Teraz jeszcze coś na "koniec-koniec" ;) ... Książkę, tak jak i inne o tej tematyce, polecam w pierwszej kolejności wszystkim tym, których ten problem bezpośrednio dotyka. W drugiej kolejności - ich bliskim. Entuzjaści, studenci pewnych kierunków, osoby po prostu ciekawe tematu... Wam też tę książkę polecam... mała tylko prośba z akapitu powyżej: miejcie, na Boga, nieco refleksji w tym co i jak piszecie - i o samej książce i o osobach, do których jest ona skierowana.

Serdecznie dziękuję Wydawnictwu Psychoskok za egzemplarz recenzencki

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz