Tytuł: Młody bóg z pętlą na szyi. Psychiatryk
Cykl: Młody bóg z pętlą na szyi (część I)
Autor: Anka Mrówczyńska
Wydawnictwo: Psychoskok
Data wydania: 12.10.2015r.
Liczba stron: 482
Chcieć przenosić góry, a jednocześnie wszystko
tu i teraz skończyć... "Być albo nie być - oto jest pytanie"...
"Młody bóg z pętlą na szyi"... Tytuł wymowny... świetny... po prostu w
punkt... Dlaczego w punkt? Wyobraźcie sobie dziewczynę w kwiecie wieku, która
nie skończyła jeszcze nawet 30-tki; jest inteligentna, ma w sobie mnóstwo
pasji... zdolności... potrafi wiele i jest świetna w tym, co robi, a
jednocześnie... każdego dnia cierpi... miota się od bandy do bandy... i często
chce to wszystko zakończyć... ostatecznie zakończyć... Wiem... nie do pojęcia,
prawda? A jednak... Ta książka jest kolejną obok "Borderline: Autoterapia,
czyli o sprawach poważnych z solidną dawką autoironii" autobiograficzną
książką Anki Mrówczyńskiej. Ta autorka budzi mój coraz większy szacunek (pozdrawiam
Panią w tym miejscu, może czyta Pani tę recenzję). Szacunek i... podziw. Przede
wszystkim, jak już miałem okazję napisać przy okazji recenzji "Borderline:
Autoterapia..."... podziw za odwagę. Odwagę, która jest w stanie pomóc
całemu mnóstwu innych ludzi żyjących na co dzień z tym samym problemem. Aż
chciałoby się w imieniu tych ludzi po prostu podziękować... I życzyć sobie,
żeby ta książka dotarła do nich wszystkich.
Kiedy cierpisz, cierpi w Tobie wszystko... A kiedy cierpisz tak bardzo, że nic
nie ma już sensu... wtedy możesz zrobić dwie rzeczy: poddać się, lub walczyć.
Jeśli nie umiesz lub nie masz już sił i chęci walczyć sam - szukasz pomocy... O
tym jest właśnie ta książka: o rozpaczliwej walce o samego siebie, o codziennej
walce przede wszystkim o to... by się nie poddać. To co przeżywa Anka...
całokształt jest straszny. Tygiel emocji, sprzeczne odczucia, gonitwa myśli,
stany euforii, manii, przeplatające się z fazami depresji i impulsywnymi
epizodami samobójczymi... Taka jest codzienność bohaterki, będącej jednocześnie
autorką tej pięknej, smutnej, pełnej emocji książki... To dziwne, ale...
czytając... można to wszystko zrozumieć... na ile się da, nie w całości
oczywiście, ale... zrozumienie jest możliwe. A kiedy już przychodzi - książka wali
jak obuchem w głowę. Tyle emocji w jednym człowieku... tak bardzo
sprzecznych... z jednej strony uskrzydlających, z drugiej - tak bardzo
destrukcyjnych. Borderline... pewną bezczelnością jest być może upraszczanie
sprawy, lecz - z myślą o laiku czytającym tę recenzję - do tego właśnie, w
bardzo ogólnym sensie (a przez uogólnienie w sensie bardzo nieuprawnionym, lecz
na potrzeby tej recenzji koniecznym) sprowadza się problem, którego dotyczy ta lektura...
Anka (pozwolę sobie pisać w ten sposób o autorce, sama bowiem wielokrotnie to
czyni) na łamach "Młodego boga..." opisuje być może najtrudniejszy
etap (tylko "być może" - ciężko wskazać jakąkolwiek fazę czasową
borderline jako tę najgorszą) swojego życia: pogorszenie własnego stanu,
decyzję o pójściu do szpitala psychiatrycznego, sam pobyt w nim i jego
skutki... Całość oparta jest o pisane w szpitalu dzienniki. Nie wiem jak mogę
się do tego odnieść... Każdy przypadek borderline jest inny. Tak, są w nich
podobieństwa... podobieństwa przerażające, lecz wspomagające zrozumienie... To
jednak w tej chwili nieistotne - wracam do meritum... Pobyt w tym miejscu z
pewnością autorce pomógł. Czy może pomóc innym?... To kwestia diagnozy...
zaleceń... stanu własnego... Pewników jest tutaj bardzo niewiele, jeśli jednak
unikanie tego miejsca... na oddziale dziennym czy też zamkniętym... ma oznaczać
doprowadzenie do rozwiązań ostatecznych - warto pójście do tego miejsca
rozważyć... Szpital psychiatryczny to z pewnością jeden wielki strach.
Niewiadoma. Przerażenie? Na pewno też... Ciężko się nie bać mając wciąż w
głowie myśl, że można tam wejść, a później wyjść jako zupełnie inny człowiek...
Człowiek, którego nie rozpozna się być może w lustrze?... Być może... na tym
właśnie polega strach. Książka, którą mam w rękach pokazuje, że strach...
będzie zawsze. Ale on jest do pokonania. A trudne decyzje... bolą, przerażają,
lecz mogą być odpowiedzią i rozwiązaniem na wiele pytań... może nie na zawsze i
nie całkowicie takie trudne decyzje (szpital) rozwiążą pewne problemy, jednak...
to w końcu też pomoc, prawda? A jeśli cały człowiek, jego cała istota,
jestestwo, krzyczą - i to już nie tylko wewnątrz, ale i na zewnątrz, coraz
głośniej, o pomoc - to krzyczą... po coś... I nieraz na taki krzyk remedium są
tylko te trudne rozwiązania. "Młody bóg..." to niezwykle trudna pod
tym kątem lektura. Trudna w treści, nie w odbiorze... Odbiór jest bowiem prosty
i przystępny, treść zaś dotyka arcy trudnych kwestii... Jest to jednak książka
budująca. Pozytywna. Śmiech przez łzy... tak, tak tę lekturę można
podsumować... Co jeszcze? Chyba jeszcze to, że ciemny tunel nie zawsze kończy
się ślepym zaułkiem z cegieł - czasem na jego końcu jest światełko... tyle, że
nie widać go, bo jest za ostrym zakrętem... jeśli jednak spróbuje się pójść
trochę dalej tym tunelem - światełko się pojawi... a w końcu powiększy, aż wyjdzie się w końcu z ciemności prosto w krąg
światła. Chciałbym żeby tak było w każdym przypadku :) ... Kto by nie chciał?
Życie to nie bajka, nadzieję jednak trzeba mieć zawsze. I wierzyć w pewne
rzeczy. Tej właśnie wiary życzę wszystkim tym, którym dedykowana jest ta
książka. Wierzcie. Nie poddawajcie się. Walczcie o to, żeby się nie poddać. I
się, do diabła, nie poddawajcie. Nigdy. I pamiętajcie o jednym - o czym również
często mówi Anka - nie jesteście sami. Nigdy.
Na koniec... małe odniesienie do innych opinii o tej książce. Wiele jest w
sieci opinii - i to widać - pisanych przez osoby nie mające albo wiedzy, albo
styczności z problemem będącym treścią tej pozycji. Przeglądając takie opinie mam
nieodparte wrażenie, jakbym czytał entuzjastyczne relacje kogoś ze szkłem
powiększającym w ręce, który przygląda się właśnie przez to szkło nowemu,
interesującemu gatunkowi żuka gnojownika... Ludzie... dajcie sobie spokój z
takimi recenzjami i opiniami... Zgoda, "zachwycacie" się żukiem...
serio?, jest czym się "zachwycać"? I czy pomyśleliście w swym
"zachwycie" jak czuje się też żuk? Co i jak on przeżywa - na co
dzień? Mocno wątpię... Nie wskażę nikogo rzecz jasna palcem, ale mam nadzieję,
że co poniektórzy opiniujący zerkną w tę recenzję i - może - najdzie ich chwila
refleksji. Borderline, tak jak i inne zaburzenia natury
psychologiczno-psychiatrycznej to w naszym pięknym kraju, jak już pisałem w innych
recenzjach, wciąż temat tabu. Otoczony murem ciemnogrodu i stereotypów. Tacy
autorzy jak Anka Mrówczyńska robią wyłomy w tym murze - i bardzo dobrze. Lecz
ten mur pewnie jeszcze trochę, niestety, postoi (jak widać).
Teraz jeszcze coś na "koniec-koniec" ;) ... Książkę, tak jak i inne o
tej tematyce, polecam w pierwszej kolejności wszystkim tym, których ten problem
bezpośrednio dotyka. W drugiej kolejności - ich bliskim. Entuzjaści, studenci
pewnych kierunków, osoby po prostu ciekawe tematu... Wam też tę książkę
polecam... mała tylko prośba z akapitu powyżej: miejcie, na Boga, nieco
refleksji w tym co i jak piszecie - i o samej książce i o osobach, do których
jest ona skierowana.
Serdecznie dziękuję Wydawnictwu Psychoskok za egzemplarz recenzencki
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz