Strony

środa, 20 września 2017

"Młody bóg z pętlą na szyi. Terapia u doktorka" - Anka Mrówczyńska


Tytuł: Młody bóg z pętlą na szyi. Terapia u doktorka
Cykl: Młody bóg z pętlą na szyi (część II)
Autor: Anka Mrówczyńska
Wydawnictwo: Psychoskok
Data wydania: 31.07.2017r.
Liczba stron: 190


"Jenny, mam na imię Jenny. Co w jej głowie siedzi - wiem tylko ja"...

Nie wiem czy pamiętacie ten refren pewnej piosenki sprzed lat. Zakładam, że tak ;) ... Trudno chyba o lepszą (muzyczną tym razem) mini-pigułkę informacyjną na temat sedna tego, o czym są książki Anki Mrówczyńskiej (pozdrawiam Cię serdecznie w tym miejscu :) - raz jeszcze dziękując za chwilkę rozmowy i dobre słowo o wcześniejszych recenzjach ;) ). O czym więc są? Tak naprawdę, patrząc na to z innej strony... o świetnych ludziach, którzy nie do końca wiedzą (i nie wierzą w to), że są świetni :) ... Każdy jest przecież wyjątkowy :) Szkopuł w tym, co - znów ukłon w stronę refrenu - "siedzi w głowie"... A mogą tam siedzieć różne rzeczy. To kolejna książka właśnie o tym - o tym, co może siedzieć w czyjejś głowie... Znów lektura do bólu i do gruntu autobiograficzna - i znów pełna niesamowitej odwagi. Już za to wielkie brawa i - niezmiennie - wielki szacunek dla Anki.

Ta książka to świetny obraz tego, czym jest - i czym może być - psychoterapia w przypadku kogoś z problemem pt. "borderline". Celowo używam słowa "problemem"... Wrzucić wszystkich do jednego wora z piętnującym napisem "choroba" jest szalenie łatwo, a borderline to po prostu pewnego rodzaju zaburzenie... (wystarczy sobie wygooglować i przeanalizować choćby samą nazwę). A zatem po prostu pewien problem. Z którym trzeba sobie (po)radzić. I to każdego dnia, dzień po dniu - nie jest to bowiem coś, co mija jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Jednak można z tym wszystkim żyć i funkcjonować. I to zarówno patrząc z perspektywy kogoś, kto ma ten problem, jak i z perspektywy wszystkich wokół, którzy żyją i funkcjonują wokół tej osoby (będąc w ten czy w inny sposób w jej życiu). Ta książka jest w dużej mierze o tym, co w tym codziennym dziele... pomaga - o indywidualnej psychoterapii.

Jak to wygląda? Na czym polega? Łopatologicznie pytając - "z czym i jak się to je"? Niby w założeniu prosta sprawa, bułka z masłem... Gabinet, terapeuta, spotkania... Haniebne uproszczenia i wciąż funkcjonujące stereotypy (rodem z ciemnogrodu) kazałyby dodać tu jeszcze pewnie kozetkę... ale nie, to nie do końca tak właśnie wygląda... Nawet zupełnie nie. Uproszczenia uproszczeniami, ale tak naprawdę... to wszystko nie jest łatwe. Rzekłbym nawet, że jest niesamowicie trudne. Ta książka to pokazuje... Terapia i jej sedno to nawiązanie nici porozumienia między terapeutą i siedzącą naprzeciw niego osobą. To rozmowy. Próby zrozumienia, co jest istotą problemu, a później rozpracowania go, rozłożenia na czynniki pierwsze, okiełznania... Łatwe?... O, nie... Przy tym wszystkim mamy bowiem do czynienia z tyglem pełnym emocji. Z elementem problemu, jakim są myśli (i czyny) autodestrukcyjne. I czasem... może i z zamykaniem się. Może... to już kwestia interpretacji. I kwestia konkretnego człowieka, konkretnej osoby. Czasem bowiem istnieje też coś takiego jak upór - na zasadzie, że im bardziej się naciska (lub tylko tak nam się wydaje), to stajemy okoniem (jeszcze bardziej)... ale to tylko taka mała dygresja :) ... i, jak wspomniałem, kwestia indywidualnej interpretacji... Nic nie jest w każdym razie ani łatwe ani proste. Czasem coś się może nie udać... z wielu różnych przyczyn. 

Co jest istotnym wnioskiem? Chyba to, że terapia jest czymś dobrym... ale i niesamowicie trudnym. Jak bardzo trudnym uzmysłowić może fakt, że Anka opisywaną na kolejnych stronach terapię przerwała... W dużej mierze z przyczyn, o których pisałem akapit wyżej. Tygiel emocji, miotanie się od bandy do bandy... Tak, wiem, powtarzam sie troszkę przy każdej recenzji kolejnej takiej lektury, ale nie sposób tego uniknąć. "Problem" bowiem cały czas kręci się, tak naprawdę, wokół tych samych kwestii - uciec więc od powtarzania się nie sposób... Ta książka to przede wszystkim bardzo osobiste doświadczenia własne, nie jest więc napisana z perspektywy terapeuty (czy, szerzej patrząc, kogokolwiek będącego "obok")... Ale chyba rzecz w tym, że i terapia (i jakikolwiek sposób bycia "obok" kogoś) sprowadza się do próby dotarcia do czyjejś głowy... Do dostania się do środka - po to, żeby zrozumieć. I coś zrobić. Coś dobrego... Czy to w gabinecie, czy na co dzień. Każdy sposób jest dobry, różnica tylko taka, że ktoś z gabinetu wykonuje swój zawód i jest fachowcem, a ktoś "z codzienności" robi to bezinteresownie ;) ... 

"Terapia u Doktorka" jest tak naprawdę trochę o tym, jak trudno jest czasem... raz że do tej głowy się dostać, dwa - pozwolić na to, żeby ktoś tam wszedł, i wreszcie trzy - o tym, jak bardzo stąpa się po kruchym lodzie, biorąc pod uwagę pierwsze i drugie... Niekiedy trudno się otworzyć. Do tego nie zawsze lubimy i tolerujemy, kiedy ktoś, nawet tylko chcąc pomóc, definiuje nas samych i (obiektywnie, czy też tylko naszym zdaniem - bo tak nam się w danej chwili wydaje) nas ocenia. Wszystko jest kwestią interpretacji... Ta książka też. Dlatego myślę... że nie będę niczego z tych stron oceniać. Jeśli mogło się tak wydawać przez dotychczasowe akapity, to nie o to mi chodziło, wcale nie... Nie o to tutaj bowiem chodzi... Ta książka nie jest po to, żeby oceniać jej treść. Ma w sobie coś więcej, takie małe przesłanie... mimo różnej treści na kolejnych stronach, to przesłanie jest pozytywne - i można je zawrzeć w jednym słowie: WARTO... Tylko jedno jest według mnie po tej lekturze ważne: terapia jest czymś, co może pomóc. Czy pomoże, to osobna sprawa... Ale może pomóc. Tak, różnie się taka terapia może potoczyć... Ale jeśli może pomóc?... To warto spróbować. Trochę... jak w życiu :) ... Jeśli jest ktoś, kto pomaga... i może pomóc... to może warto to brać. Choćby i garściami. Będą wzloty i upadki. Efekty też nie zawsze będą. Ale jeśli choć trochę coś to daje... to WARTO. Średnio przyjemnie idzie się przez życie i przez wszystkie jego części, też przez te trudne, samemu. Jeśli są obok ludzie, którzy choć trochę rozumieją, chcą zrozumieć jeszcze bardziej, a my to czujemy i wiemy, jak to na nas działa... to chyba WARTO :) ...

Cieszę się, że mogłem przeczytać tę książkę. Anka z każdą kolejną częścią tego swoistego cyklu robi jednocześnie coś dobrego. Ważnego. Pomaga innym. To wszystko ma wielki sens. Już o tym pisałem w innej recenzji, ale może - prócz tego, co te książki robią dobrego dla osób z pewnym problemem i dla ich bliskich - może kiedyś takie lektury zrobią szerszy wyłom w murze tego, co bez ogródek można nazwać "ciemnogrodem". Może... :) Na dziś dzień to kawał świetnej roboty. Oby tak dalej :) ...

Serdecznie dziękuję Wydawnictwu Psychoskok za egzemplarz recenzencki.

1 komentarz:

  1. Dziękujemy za recenzję, serdecznie pozdrawiamy
    Zainteresowanym życzymy przyjemnej lektury :)

    OdpowiedzUsuń