Tytuł: Pan Lodowego Ogrodu (tom 1)
Cykl: Pan Lodowego Ogrodu (tom 1)
Autor: Jarosław Grzędowicz
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Data wydania: 18.06.2021
Liczba stron: 544
Legenda POWRACA.
Vuko Drakkainen. Midgaard. Niezapomniana przygoda w uniwersum, w którym Pieśniarze i Czyniący są w stanie odmienić oblicze świata tworząc cuda, a przybyli na Midgaard ziemscy uczeni (wszak Midgaard to w tej historii planeta, na której odkryto ziemskopodobną cywilizację) przepadają jak kamień w wodę - ewentualnie zamieniają się w drzewa... Vuko jest tym, który wyrusza z misją odszukania zaginionych. Czy to mu się jednak uda? WIELKA PRZYGODA WŁASNIE SIĘ ROZPOCZYNA - dla niektórych po raz pierwszy, dla innych po raz n-ty, ale każdy z tych razy jest i będzie niezapomniany!
Obrót, cios, wyskok, wykręcony w powietrzu piruet, hiperadrenalina krążąca w żyłach (wstrzyknięta przez precyzyjny system wewnętrznego wspomagania pod nazwą Cyfral), jeszcze jeden cios zadany niezawodnym ostrzem ziemskich zakładów zbrojeniowych Nordland, kolejny uskok... Zakrwawiony trup leżący pod stopami... Nie, Drakkainen nie jest supermenem. Ale śmiercionośną maszyną do zabijania jak najbardziej już tak. Wszystko dzięki ziemskiemu wyszkoleniu w jednym celu. Vuko to bowiem jednoosobowa ekipa ratunkowa dla grupy uczonych, którzy przemierzyli kosmos w celu zbadania podobnej do ziemskiej planety, nazwanej roboczo Midgaardem. Uczeni polecieli... i przepadli. Do pewnego momentu składali regularne meldunki - potem zapadła cisza. Co takiego wydarzyło się na Midgaardzie?
O nieznanej planecie wiadomo jedynie tyle, że wszelka elektronika pada na niej jak celnie trafiona packą mucha. Szczątkowe meldunki uczonych wspominają coś o jakimś dziwnym, podobnym do magii zjawisku, które jest za to wszystko odpowiedzialne, ale przecież to urąga zdrowemu rozsądkowi. Magia? Litości... Dziwne podobieństwo tamtego świata do skandynawskich mitów (żywcem jakby wziętych z książek pokroju "Edda poetycka", czy "Heroje północy" Jerzego Rosa) i do wikińskich legend to też zapewne tylko czysty i nic nieznaczący przypadek. Przecież magia, Valhalla, Odyn i cały ten mityczny bełkot nie mogą istnieć... Prawda?
Niby prawda... Dlaczego jednak wszystko wokół fińsko-chorwacko-polskiej maszyny do zabijania (tym bowiem jest tak naprawdę Vuko; takie ma właśnie pomieszane korzenie) tak BARDZO przypomina prawdziwy Midgaard, a napotykane przez Drakkainena ludzkie istoty tak bardzo podobne są do autentycznych, żyjących w ciemnych wiekach Wikingów? Przypadek? Można by tutaj odpowiedzieć słowami klasyka: "nie sądzę".
Jakby tych pytań i wątpliwości było mało, mamy tutaj jeszcze drugą, równoległą historię, której bohaterem jest Filar, syn Oszczepnika - Władca Tygrysiego Tronu, następca tronu cesarstwa Amitrajów i Kirenenów. Nie wiemy z początku dokładnie gdzie rozgrywa się jego historia, możemy jednak podejrzewać, że w jakiejś innej, odległej części Midgaardu. A historia ta będzie mroczna i krwawa - i to prawie w takim samym stopniu, jak historia Drakkainena... Filar, następca tronu, straci cały swój świat, a wszystko przez bunt poddanych i przez kult Pramatki, która nie znosi innych rządów niż swoje i która pragnie, aby cały cywilizowany porządek rzeczy runął - albowiem "niech wszystko stanie się jednym".
Z pozoru nic tych dwóch wątków nie łączy; Grzędowicz snuje obydwie historie obok siebie, naprzemiennie dokładając cegiełki do jednej i do drugiej z nich, a ten zabieg tylko wyostrza apetyt na ciąg dalszy w kolejnych tomach (!). Aby wytłumaczyć dlaczego tak jest, musiałbym się w tym miejscu dopuścić niewybaczalnego spoilera, więc zamilczę ;) (choć dusza aż krzyczy!)
Z kolejnych stron wyziera mrok, niepewność, surrealizm; potworne wizje jakby żywcem wyjęte z obrazów Boscha: ludzie-kraby, porywane dzieci, upiorne dwory składające się z wirujących wokół własnej osi kos i ostrzy... To wszystko czego jesteśmy w kolejnych rozdziałach świadkami jest jakby dziełem jakiegoś szaleńca, który powodowany schizofrenicznym widem zakłócił równowagę tego świata. I tak zaiste jest... Tylko Drakkainen będzie mógł powstrzymać tego szaleńca (choć jeszcze nie tym razem).
Są takie książki, które można czytać z taką samą przyjemnością nieskończoną ilość razy. Są i takie, do których wraca się z sentymentu, a seans kolejnego czytania jest jak odwiedziny u starego, dobrego przyjaciela. Czujesz się w tej historii jak w domu: siadasz w znajomym fotelu z butelką rakii, nalewasz do dwóch kieliszków, a potem opowiadacie sobie wszystko to, co Was spotkało od ostatniego razu, kiedy się widzieliście. Taką właśnie jest z "Panem Lodowego Ogrodu" i z czytaniem go po raz n-ty. Jak dla mnie ta książka i ten cykl to okręt flagowy polskiej fantastyki - zaraz obok obok "Wiedźmina" Sapkowskiego i obok "Achai" Ziemiańskiego. Tak, być może to "flagowe" zestawienie jest (i pewnie będzie) dyskusyjne. Ale jest moje - a w moim prywatnym rankingu tak to właśnie wygląda, a jako że zjadłem czytelnicze zęby na polskiej (i nie tylko) fantastyce, więc z tego miejsca Was z całą żarliwością zapewniam: TA KSIĄŻKA TO JEST ABSOLUTNY TOP TOPÓW.
Fabryko - dziękuję!
#panlodowegoogrodu #jarosławgrzędowicz #vukodrakainnen #cyfral #midgaard #fabrykasłów #legendapowraca
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz