Więcej tutaj:
https://harpercollins.pl/pl/products/minecraft-film-oficjalna-opowiesc-3598.html
HarperCollins Polska/HarperKids - dziękuję.
Miejsce dla kochających książki. Sam je kocham, więc je czytam, opisuję, komentuję, dzielę się opiniami. Jak również głębszymi przemyśleniami. Po prostu nimi żyję:) Masz chwilę? Wpadnij, pewnie znajdziesz coś dla siebie;) Zapraszam!
Dobra bajka nigdy nie jest zła! A na czym - w tym konkretnym przypadku - polega fenomen Miraculous? Możemy się co nieco na ten temat dowiedzieć z najnowszej odsłony dobrze znanej serii: "Miraculous: Biedronka i Czarny Kot. Bajki 5 minut przed snem".
Siedem trzymających w napięciu opowieści na podstawie odcinków serialu Miraculous. Biedronka i Czarny Kot to
zaproszenie do świata, w którym zwyczajne życie sympatycznych
nastolatków splata się z ich niezwykłymi przygodami. Głównymi postaciami
są tu Marinette i Adrien, którzy zostali wybrani na superbohaterów
chroniących Paryż przed złem. Zarówno Marinette, jak i Adrien ukrywają
swą alternatywną tożsamość, co prowadzi do ciekawych zwrotów akcji i
wielu perypetii. Nie brakuje ich także w tej książce!
Pora więc przekonać się, czym są Miracula i powiązane z nimi Kwami, odkryć prawdziwe twarze budzących grozę łotrów i dać się porwać przygodom, które zawsze dobrze się kończą. Kim na co dzień jest mroczny Władca Ciem? Czy romantyczne spotkanie Biedronki i Czarnego Kota dojdzie wreszcie do skutku? Czy miły sprzedawca lodów może zamienić się w nikczemnego Mrożownika? Każda z tych historii to porcja wyśmienitej rozrywki nie tylko przed snem! Opowieści zostały napisane na podstawie odcinków serialu i zilustrowane kadrami z animacji.
W książce znalazły się następujące historie: Kolekcjoner, Riposta, Mrożownik, Robotus, Oni-Chan, Desperata i Rakieta. Przeczytanie każdej z nich zajmie tylko kilka minut. Ale uwaga – trudno poprzestać na jednej!
"Polowanie na Robale" to niewielka karcianka z serii „Gry do plecaka”, która zaskakuje dynamiką i lekkością zasad. To idealna propozycja na krótką, intensywną rozgrywkę w gronie przyjaciół lub rodziny, zwłaszcza gdy nie mamy czasu ani miejsca na rozbudowane planszówki.
Zasady oparto na bardzo prostej mechanice. W swoim ruchu gracz może wyłożyć kartę pasującą do jednego z robali na stole lub – gdy nie posiada odpowiedniej pary – dobrać kartę z talii. Kiedy pojawi się para takich samych stworzeń, następuje szybkie „polowanie”: ten z graczy, który jako pierwszy uderzy dłońmi w kolumnę z tą parą, zbiera punkty kary. Prosta reakcja wzrokowo-ruchowa, odrobina sprytu i szybkość w zdejmowaniu par – tyle wystarczy, by gra wciągnęła zarówno młodszych, jak i starszych.
Polowanie na Robale to typowa gra imprezowa: nie ma tu miejsca na spokojne planowanie. Liczy się refleks, czujność i przewidywanie ruchów przeciwników. Dzięki temu przy stole panuje radosne napięcie, a każde odłożenie karty czy nagłe klaśnięcie wywołuje salwy śmiechu. Choć „Robale” reklamowane są jako gra podróżna, z powodzeniem sprawdzą się także na dłuższych sesjach – kilkanaście szybkich rozgrywek bez monotonii gwarantuje dużą regrywalność. Zmienne ułożenie kart na stole i losowość dobierania z talii sprawiają, że każda runda będzie inna. Grupa, która raz się przekona do prostoty i śmiechu wywołanego błyskawicznym polowaniem, z pewnością powróci do tej gry.
Polowanie na Robale to doskonały wybór dla rodzin z dziećmi powyżej 6. roku życia, grup przyjaciół szukających szybkiej, wesołej rozgrywki oraz wszystkich, którzy potrzebują niewielkiej gry na wyjazd, piknik czy chwilę przerwy w biurze. Dzięki niewielkiemu formatowi zmieści się nawet w niewielkim plecaczku czy kieszeni torby.
Asteriks po raz kolejny udowadnia, że nawet najtwardszy Galijczyk potrafi odszukać się w każdym zakątku rzymskiego świata. W „Asteriksie legioniście” nasi nieodłączni bohaterowie trafiają do jednej z najbardziej znienawidzonych placówek – do rzymskiej Legii. Scenariusz Uderzo i Ferriego to mieszanka błyskotliwych gagów, absurdalnych pomyłek oraz wzruszających momentów przyjaźni i lojalności, którego nie powstydziłby się sam Cezar.
Cała przygoda zaczyna się, gdy Asteriks i Obeliks zostają omyłkowo wcieleni do armii. O ile Obeliks – z jego słynną „niezniszczalną” siłą – szybko znajduje uznanie w oczach centuriona, o tyle sprytny i niepokorny Asteriks ciągle wchodzi w konflikt z wojskową rutyną. Przysięga, ziemia niczyja między legem i barbarzyńcami oraz katorżnicze marsze po pustyni stają się okazją do pokazania pełni talentu rysunkowego Uderzo: ekspresyjne miny legionistów, nieustannie spływające potoki piasku i tłumy gawiedzi kibicujące gladiatorom – to wszystko sprawia, że album czyta się jednym tchem.
Humor bijący z każdej strony jest znakomitym połączeniem słownego dowcipu i pantomimicznej komiki sytuacyjnej. Gagi o formie wojskowej, przesadnych ceremoniałach i bezwzględnych przełożonych – to kwintesencja legionowej rzeczywistości widzianej oczami Gaulów. Obeliks wręcz rozkwita w tej roli „strasznego legionisty”, podobnie jak Asteriks w ciętych ripostach, które rozbrajają każdego – oprócz równie upierdliwych co komicznie niedoświadczonych rekrutów.
Za kolorystykę odpowiadają klasyczne, przeważnie stonowane barwy: ciepłe odcienie piasku i terakoty, kontrastujące z błękitem Morza Śródziemnego i bielą rzymskich togi. Tło nie przytłacza, pozwalając postaciom błyszczeć pełnią charakteru. Lokacje – od obozowych namiotów, przez bramę do prowincjonalnej wilii, aż po arenę zadrzewionego amfiteatru – odwzorowane są z dbałością o najdrobniejsze szczegóły, co ucieszy miłośników historycznych smaczków.
Choć fabuła obfituje w klasyczne motywy: pojedynek z centurionem, ucieczkę z niewoli czy sabotaż sztabu, to nie brakuje tu świeżości. Warto zwrócić uwagę na wątek przyjaźni między Asteriksem i Obeliksem, którą autorzy potrafią przedstawić zarówno z humorem, jak i subtelną dawką ciepła. W momencie, gdy romansystycznie niesforny druid Panoramiks gotuje specjalny magiczny napój w samym sercu rzymskiego obozu, a potem sypią się beczki z poczęstunkiem, czytelnik ma ochotę dopisać kolejne przygody Legii Asteriksa.
„Asteriks legionista” to rozrywka na najwyższym poziomie – satyra na biurokrację cesarstwa, pochwała odwagi i dowód, że prawdziwy bohater nie potrzebuje tytułu ani munduru, by zwyciężyć. Każdy fan serii znajdzie tu to, za co kocha Gaulów: błyskotliwe dialogi, błazeńskie sytuacje i prostą prawdę, że nawet w najbardziej zorganizowanej armii nie ma miejsca na poczucie humoru tak silne, jak to, które noszą w sercach nasi dwaj ulubieni barbarzyńcy.
Więcej tutaj:"Piotruś Pan" w zupełnie nowej odsłonie zabiera nas prosto do zaczarowanej krainy Nibylandii, gdzie dzieci nigdy nie dorastają, piraci knują podstępne plany, a wróżki strzegą tajemnic zegara wahadłowego w drzewie. Ta komiksowa adaptacja klasycznej baśni J.M. Barriego, wydana przez Egmont, oddaje magię oryginału, a jednocześnie wzbogaca ją barwnymi kadrami i dynamicznymi dialogami, które przykują uwagę zarówno najmłodszych, jak i starszych czytelników.
Rysunki pełne są melodyjnych barw – szmaragdowa zieleń liści Nibylandii kontrastuje z niebem utkanym z różów i błękitów, a mroczne wnętrza Jaskini Piratów tętnią czerwienią i purpurą. Każda plansza to małe dzieło sztuki: sylwetki bohaterów są wyraziste, a tło buduje bogatą, baśniową atmosferę. Warto zwrócić uwagę na wyraz twarzy Piotrusia – figlarne uśmieszki i błysk w oku idealnie oddają jego nieokiełznanego ducha, podczas gdy Kapitan Hak kipi gniewem i bezwzględnością.
Scenariusz przestrzega głównej osi opowieści: poznajemy Wendy, jej braci i tajemniczego chłopca, który nauczył ich latać. W komiksie nie zabrakło najważniejszych momentów: spotkania z Tinker Bell, pościgu za piratami i finałowego pojedynku między Piotrusiem a Kapitanem Hakiem. Jednak adaptacja poszerza także wątki poboczne – więcej tu uwag o tęsknocie Wendy za domowym ciepłem, o odpowiedzialności, której Piotruś Pan nie chce przyjąć, oraz o cenie wiecznej młodości.
Narracja płynie gładko. Bąbelki dialogowe są krótkie, ale treściwe, utrzymując tempo akcji – ani na chwilę nie tracimy poczucia lotu nad Londynem czy szumu morskiej toni. Komiks przywraca dziecięcy zachwyt, a jednocześnie pozwala dorosłym spojrzeć na baśń przez pryzmat uniwersalnych wartości: odwagi, przyjaźni i potrzeby dorastania.
Ta wersja „Piotrusia Pana” w komiksie to idealna propozycja do rodzinnego czytania. Maluchy będą zachwycone barwnymi obrazkami, a starsi docenią wierne oddanie klimatu baśni oraz subtelne odniesienia do literackiego oryginału. Jeśli szukacie wydania, które przywróci dzieciom i dorosłym radość z latania na skrzydłach wyobraźni, warto sięgnąć po ten tytuł.
Więcej tutaj:"Calamity Jane" wpada na Dziki Zachód z werwą huraganu – i choć Lucky Luke potrafi wypędzić każdą bandę, to z tą kobietą ma naprawdę spore wyzwanie. Tom trzydziesty serii zapewnia szybką jazdę pełną finezyjnego humoru, celnych puent i doskonale oddanego klimatu westernu.
Calamity Jane to postać barwna jak zachód słońca nad prerią – niezależna, zawadiacka i gotowa postawić czoła każdemu bandycie. Gdy trafia do miasteczka Daisy Town, żadne prawo ją nie obowiązuje: strzela celniej niż Nevada i rozbawia mieszkańców opowieściami o spotkaniach z Indianami. Lucky Luke, spokojny jak zawsze, musi nie tylko zapanować nad zastępem rozbrykanych kowbojów, lecz także zdobyć zaufanie Jane, zanim jej pistolet porazi wszystkich.
Akcja pędzi od jednej sceny do drugiej: od kłótni na salonowym parkiecie, przez wyścigi dyliżansów, po nocne poszukiwania zaginionego konia. Achdé zwykle spina dynamiczną sekwencję kadrów lekką kreską i wyraźnymi barwami, które świetnie komponują się z żółtą kładką Luke’a. Tu dodatkowo czuć kobiecą energię – wizualny kontrast między surowymi pejzażami prerii a zadziornym strojem Jane podkreśla jej wolnego ducha.
Dialogi błyskotliwe i dowcipne, tak jak u Goscinny, choć z nowoczesną szczyptą ironii. Calamity Jane potrafi rzucić Ripostą ostrzejszą niż jej rewolwery, a Luke – mimo że „najszybszy strzelec na zachód od Missisipi” – kilka razy łapie się za głowę. Nie brak tu także odniesień do legendarnych komiksowych przygód – czytelnik w mig dostrzeże echa wcześniejszych spotkań z Daltonami czy Zorro.
To historia o kobiecie, która nie prosiła o przepustkę do męskiego świata i robiła swoje. Książka traktuje ją z sympatią, lecz nie ucieka od drobnych zgryźliwych motywów: opowiada o tym, jak samotność i niezależność potrafią kosztować więcej niż utrata przyjaciół. Na szczęście uśmiech Luke’a i legendarny napój dzięgielowy na strażniczym stole łagodzą każdą przykrą refleksję.
„Calamity Jane” to znakomita pozycja zarówno dla fanów klasycznego Lucky Luke’a, jak i tych, którzy chcą zobaczyć galop Dzikiego Zachodu oczami wyjątkowej bohaterki. W mgnieniu oka leci pasek komiksu, a na końcu pozostaje satysfakcja, że nawet najbardziej zawadiacką duszę da się okiełznać humorem i prostą przyjaźnią. Idealny tom na letnią podróż lub leniwe popołudnie z kubkiem kawy i chęcią na estradowe westernowe przygody.
Więcej tutaj:Wola i zniewolenie.
James Islington powraca z nową powieścią i nowym bohaterem, który – choć pozornie uległy wobec systemu – w rzeczywistości kryje w sobie bunt zdolny rozsadzić całe imperium od środka. „Wola wielu” to historia opowiedziana z perspektywy Vis Telimusa: młodego chłopaka, który gra podwójną grę w świecie, gdzie posłuszeństwo jest nie tylko oczekiwane, ale i wpisane w samą tożsamość obywatela.
Republika, zbudowana na bezwzględnym podporządkowaniu i kontrolowaniu Woli jednostek, przypomina dystopijne imperium rodem z klasyki science fiction – i właśnie w takim miejscu Vis musi odnaleźć się jako szpieg. Wysłany do elitarnej Akademii Catenu, udaje lojalnego ucznia, chłonącego wiedzę i wzorce przyszłej kasty rządzącej. Jego zadanie to odkryć prawdę, znaleźć słabości systemu, i jeśli się da, zburzyć go od środka.
Powieść od pierwszych stron wciąga nie tylko dzięki sprawnie poprowadzonej narracji, ale przede wszystkim za sprawą bardzo osobistej perspektywy głównego bohatera. Vis, choć młody, nie jest naiwny. To postać pogłębiona psychologicznie, balansująca na granicy strachu i determinacji, zdrady i poświęcenia. Musi udawać jednego z tych, których nienawidzi, i robi to z pełną świadomością, że najmniejszy błąd może go kosztować życie.
James Islington w „Woli wielu” zabiera nas do Republiki Catenan – państwa wzorowanego na Cesarstwie Rzymskim, w którym każda jednostka musi ofiarować część swojej mentalnej i fizycznej energii, zwanej Wolą, warstwom wyżej postawionym. Świat stworzony przez Islingtona jest dopracowany, zamknięty w rygorystycznych ramach hierarchii, podziałów społecznych i systemu, który legitymizuje wszystko, co najciemniejsze: przemoc, manipulację, odebranie jednostce prawa do niezależnego myślenia. Kluczowym elementem świata przedstawionego jest „Wola” – rodzaj mentalnej energii, której kontrola stanowi fundament władzy. To nie tylko nośnik siły – to metafora wolności i zniewolenia zarazem.
Tempo powieści narasta stopniowo. Islington buduje napięcie z dużym wyczuciem, nie rzuca czytelnika od razu w wir walki, ale każe mu razem z bohaterem stąpać po cienkim lodzie intryg, układów i coraz bardziej niepokojących odkryć. Każdy nowy rozdział przynosi kolejną warstwę prawdy o Republice i o samej Akademii, która coraz bardziej przypomina miejsce tresury niż edukacji. A kiedy wreszcie rusza akcja – nie ma odwrotu.
Wielkim atutem „Woli wielu” jest również to, że mimo licznych tropów dystopijnych i klasycznego podziału „jednostka kontra system”, autor unika prostych ocen. Republika nie jest jednowymiarowym tyranem, a jej przedstawiciele – nawet ci z pozoru bezwzględni – bywają tragicznie uwikłani w struktury, których sami nie są w stanie zmienić. Ta moralna szarość działa na korzyść powieści i czyni ją znacznie dojrzalszą, niż można by się spodziewać po książce o młodym bohaterze w szkole przyszłych elit.
„Wola wielu” to dopiero początek nowej serii, ale już teraz widać, że Islington ma jasną wizję świata i prowadzi historię z rozmachem, który może zadowolić fanów Brandona Sandersona, Leigh Bardugo czy Joego Abercrombiego. To fantastyka polityczna i psychologiczna zarazem, pełna napięcia, ale też refleksji nad tym, co znaczy wolność w świecie, który mówi ci, że nie masz prawa wybierać.
Podsumowując – to znakomity początek serii, w której władza nie jest tylko siłą, ale też ideologicznym ciężarem, a bunt nie zaczyna się od krzyku, lecz od szeptu. „Wola wielu” to książka dla tych, którzy cenią zarówno fabularny nerw, jak i świat zbudowany z rozmachem i z dbałością o szczegół. Islington po raz kolejny pokazuje, że potrafi tworzyć opowieści inteligentne, wielowarstwowe i po prostu bardzo wciągające. Właśnie o takie high fantasy chodzi!
Fabryko - dziękuję :)
#wolawielu #jamesislington #hierarchia #fantastyka #czytamfantastykę #fabrykasłów #dobraksiążka #czytamksiążki #cosnapolce #bookstagram #bookreview #recommendedbooks #bookreview #bookstagrampolska #instabooks #instabookspoland
Siła proroctwa.