czwartek, 24 kwietnia 2025

Upadek. Jak straciliśmy I Rzeczpospolitą - Jacek Komuda

Wydawnictwo: Fabryka Słów
Data wydania: 26.02.2025
Liczba stron: 477


Studium upadku.

Jacek Komuda od lat specjalizuje się w przywracaniu pamięci o dawnej Polsce – tej z czasów, gdy szabla była prawem, a wolność szlachecka miała moc burzenia całych państw. W „Upadku. Jak straciliśmy I Rzeczpospolitą” autor porzuca fabularną szatę powieści historycznej i sięga po formę eseju: ostrego jak brzytwa, nieprzejednanego i w swej naturze boleśnie oskarżycielskiego. Owo oskarżenie jest konieczne, albowiem 230 lat temu straciliśmy bezpowrotnie coś, czego absolutnie nie mieliśmy prawa stracić - własną państwowość. Jak do tego doszło? Właśnie o tym jest ta książka.

Komuda zabiera nas w podróż od złotego wieku IRP, aż po czas rozbiorów, pokazując przy tym, że I Rzeczpospolita nie została wcale zdobyta, lecz sama wydała się na pastwę swych wrogów. Począwszy od początków XVII wieku aż po kres wieku XVIII (czyli do chwili ostatecznego unicestwienia państwa) autor snuje opowieść nie tyle o klęskach militarnych, co o zdradzie ideałów, o zaprzepaszczeniu szans oraz o boleśnie zgubnym, narodowym samozadowoleniu (i, de facto, samounicestwieniu).

Jacek Komuda nie sili się na historyczną neutralność. To nie jest praca akademicka, lecz publicystyczna szarża husarska wymierzona w polską pychę, gnuśność i samouwielbienie. „Upadek” to brutalna dekonstrukcja mitu – tej bajki, jaką opowiadamy sobie o I Rzeczpospolitej jako o państwie wolności, odwagi i prawości. Komuda mówi jasno: byliśmy państwem pysznych panów, żądnych przywilejów, niezdolnych do myślenia w kategoriach wspólnoty.

Książka ma konstrukcję generalnie chronologiczną, ale co rozdział, to osobny obraz klęski. Elekcje – pokazujące rozkład władzy i marionetkowość królów. Liberum veto – jako symbol samozniszczenia. Sarmacka swawola – jako przekleństwo bardziej destrukcyjne niż armia wroga. Każda scena to kolejny rozdział opisywanego rozkładu. A wszystko to opowiedziane językiem ostrym niczym cięcie szabli i pełnym bezcennych anegdot.

Jak to zwykle u Komudy bywa, na łamach książki nie brakuje dosadności. Autor nie przebiera w słowach, gdy pisze o sejmikowych pijanicach, skorumpowanych senatorach, czy o arystokratach wolących „moskiewskie ruble niż polski obowiązek”. Jest w tym pasja, ale też głęboka frustracja – być może najpełniejsza forma patriotyzmu, jaki dziś można sobie wyobrazić. Patriotyzmu takiego, który nie szuka pocieszenia w legendzie, lecz zmusza do spojrzenia w lustro.

To także książka o straconych (zdradzonych - także przez nas samych?) możliwościach. Komuda nie tylko punktuje błędy, ale przypomina, że Rzeczpospolita mogła być imperium – miała terytorium, ludzi, potencjał. Zabrakło jednego: odpowiedzialności. Zabrakło wspólnotowego myślenia. I to, zdaje się mówić autor, jest dla nas największą przestrogą również dziś.

„Upadek” jest tego rodzaju opracowaniem, które czyta się z mieszanką podziwu, goryczy i zadumy. To książka trudna, bo rani ona naszą narodową dumę (paradoksalnie celowo spychaną w cień zbiorowej świadomości, albowiem fakt istnienia IRP jest, jak słusznie zauważa autor, czymś rzadko obecnym w publicznej debacie - zupełnie tak, jakby należało się jej istnienia wstydzić). Ale właśnie dlatego ta książka jest tak potrzebna. W czasach, gdy historia zbyt często bywa narzędziem budowania fałszywego samozadowolenia, Komuda każe nam zadać sobie pytanie szalenie niewygodne: czy nie jesteśmy dziś aby spadkobiercami tych samych co kiedyś, historycznych błędów?

Książka wciągnęła mnie bez reszty. Przede wszystkim dlatego, że jako pasjonat historii mam swoje ulubione okresy historyczne, a jednym z nich jest właśnie czas istnienia I Rzeczpospolitej. "Upadek..." to fantastyczna podróż do szlacheckich czasów, które - co najlepiej widać po omawianej lekturze - obfitują w tyle barwnych i działających na wyobraźnię opowieści, że jest to w zasadzie ich niewyczerpane źródło.

Książka w pewnym stopniu powiela informacje z innych tytułów autora, lecz myślę, że takie powtórzenia są w tym przypadku (wyjątkowo) bardzo na miejscu - szlachecki okres naszej państwowości jest tyleż piękną, co pełną upadku kartą, której nie można pomijać w próbie dotarcia do genezy agonii imperium, liczącego sobie u szczytu swej potęgi sobie niemal milion kilometrów kwadratowych powierzchni.

Jacek Komuda, jako propagator historii, wykonał w tej książce (po raz kolejny w swej bogatej, pisarskiej karierze) mnóstwo ogromnej i wartościowej pracy, której zbrodnią byłoby nie docenić. Wielkie brawa Panie Jacku!

Fabryko – dziękuję!

#upadek #JakStraciliśmyIRzeczpospolitą #JacekKomuda #FabrykaSłów #historia #rzeczpospolitaszlachecka #szlachta#cosnapolce #bookstagram #bookreview #czytamksiazki #czytamfantastyke #bookstagrampolska #recommendedbooks #instabooks #instabookspoland












czwartek, 17 kwietnia 2025

Mroczne drogi - Adam Przechrzta

Cykl: Mons Viridis Magicus (tom 2)
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Data wydania: 09.04.2025
Liczba stron: 451


Między światami.

Adam Przechrzta nie zawodzi i ponownie zabiera czytelnika do świata, w którym intrygi, magia i stal znów spotykają się w ciasnych zaułkach i w pałacowych komnatach. „Mroczne drogi” to kontynuacja losów Janusza Magnuszewskiego – antykwariusza, który z równą wprawą rozpoznaje fałszywy pergamin, co śmiertelne zagrożenie.

Małe przypomnienie - mamy do czynienia z nowym cyklem autora: Mons Viridis Magicus. Ta intrygująca,  łacińska nazwa oznacza dosłownie tyle, co "Magiczna Zielona Góra". Do magii i łaciny będziemy musieli na kolejnych stronach przywyknąć: łacińsko-średniowieczno-starożytne inspiracje znacząco wpłynęły na ostateczny kształt koncepcji autora, który w procesie kształtowania magicznego uniwersum całymi garściami czerpał z historycznych doświadczeń zachodnioeuropejskiej (i nie tylko) cywilizacji.

Zielona Góra to w wizji Adama Przechrzty miasto winnic, starych kamienic i spokoju. Ale także magicznych portali, wojen klanowych i krwawych rozgrywek między magami. Życie jej z pozoru zwykłego mieszkańca, Janusza Magnuszewskiego, toczyło się dotąd spokojnie i przewidywalnie. Śmierć jego ojca zmieniła jednak wszystko. Żałoba jeszcze się nie kończy, gdy na głowę Janusza spada cała lawina wieści, które wywracają jego rzeczywistość do góry nogami.

Akcja drugiego tomu rozpoczyna się niemal natychmiast po wydarzeniach z „Antykwariatu pod Salamandrą”, ale jeśli ktoś spodziewał się chwili oddechu – Przechrzta szybko rozwiewa złudzenia. Nowe zlecenie dla Janusza wydaje się proste, wręcz rutynowe, jednak wyjątkowo wysoka stawka sugeruje, że sprawa ma więcej warstw, niż widać to na pierwszy rzut oka. I faktycznie – szybki zamach w siedzibie rodu Farnese uruchamia lawinę zdarzeń, których skala wykracza poza granice Mons Viridis. Stawka rośnie – do gry wchodzą nie tylko szlacheckie rody, ale całe światy. I to dosłownie!

Przechrzta nie tylko rozbudowuje znany już czytelnikom świat – on go mnoży. W „Mrocznych drogach” pojawiają się nowe wymiary, tajemnicze przejścia, starzy bogowie i pradawne siły, które do tej pory czaiły się w cieniu. Janusz, choć nadal twardo stąpający po ziemi i uzbrojony w swoja nieodłączną maskę cynizmu, musi zmierzyć się z czymś, czego nie da się po prostu zastrzelić ani przekupić. A jednak to właśnie jego zdroworozsądkowe podejście i niegasnące poczucie humoru stanowią jeden z filarów tej powieści.

Autor nadal z dużą wprawą łączy elementy sensacyjne, militarne i urban fantasy. Potyczki z użyciem magii są widowiskowe, ale nie oderwane od zasad logiki – każdy czar ma tu swoją cenę, a każda decyzja pociąga za sobą konsekwencje. Podobnie jak w poprzednim tomie, także tutaj relacje między bohaterami są napięte, skomplikowane i (w efekcie) wiarygodne. Pojawiają się nowe postaci, ale Janusz nadal pozostaje w centrum; nie jako wszechmocny heros, lecz jako człowiek z bagażem, który po prostu próbuje przetrwać – i przy okazji być może ocalić świat.

„Mroczne drogi” to historia o tym, że nawet najprostsze zlecenie może okazać się początkiem apokalipsy. Że wojna to nie tylko starcie armii, lecz także ukryta walka wpływów, przepowiedni i tego, co niewidzialne. I że w centrum tego wszystkiego może stać człowiek, który wolałby po prostu prowadzić antykwariat.

Adam Przechrzta dostarcza nam kolejną dawkę akcji, humoru i mrocznej atmosfery, rozwijając cykl w stronę jeszcze większego poziomu epickości. I choć „Mroczne drogi” to dopiero druga część serii, to już teraz widać, że saga Mons Viridis Magicus zmierza ku rzeczom tyleż niebezpiecznym, co wielkim.

Fabryko - dziękuję!

#mrocznedrogi #antykwariatpodsalamandrą #monsviridismagicus #adamprzechrzta #fabrykasłów #cosnapolce #fantastyka #debiut #dobraksiazka #czytamksiazki #fantastyka #sensacja #bookreview #bookstagram #bookstagrampolska #instabooks #instabookspoland












środa, 16 kwietnia 2025

Wola wielu - James Islington


Tytuł: Wola wielu
Seria: Hierarchia (tom 1)
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Data wydania: 26.03.2025
Liczba stron: 895


Wola i zniewolenie.

James Islington powraca z nową powieścią i nowym bohaterem, który – choć pozornie uległy wobec systemu – w rzeczywistości kryje w sobie bunt zdolny rozsadzić całe imperium od środka. „Wola wielu” to historia opowiedziana z perspektywy Vis Telimusa: młodego chłopaka, który gra podwójną grę w świecie, gdzie posłuszeństwo jest nie tylko oczekiwane, ale i wpisane w samą tożsamość obywatela.

Republika, zbudowana na bezwzględnym podporządkowaniu i kontrolowaniu Woli jednostek, przypomina dystopijne imperium rodem z klasyki science fiction – i właśnie w takim miejscu Vis musi odnaleźć się jako szpieg. Wysłany do elitarnej Akademii Catenu, udaje lojalnego ucznia, chłonącego wiedzę i wzorce przyszłej kasty rządzącej. Jego zadanie to odkryć prawdę, znaleźć słabości systemu, i jeśli się da, zburzyć go od środka.

Powieść od pierwszych stron wciąga nie tylko dzięki sprawnie poprowadzonej narracji, ale przede wszystkim za sprawą bardzo osobistej perspektywy głównego bohatera. Vis, choć młody, nie jest naiwny. To postać pogłębiona psychologicznie, balansująca na granicy strachu i determinacji, zdrady i poświęcenia. Musi udawać jednego z tych, których nienawidzi, i robi to z pełną świadomością, że najmniejszy błąd może go kosztować życie.

James Islington w „Woli wielu” zabiera nas do Republiki Catenan – państwa wzorowanego na Cesarstwie Rzymskim, w którym każda jednostka musi ofiarować część swojej mentalnej i fizycznej energii, zwanej Wolą, warstwom wyżej postawionym. Świat stworzony przez Islingtona jest dopracowany, zamknięty w rygorystycznych ramach hierarchii, podziałów społecznych i systemu, który legitymizuje wszystko, co najciemniejsze: przemoc, manipulację, odebranie jednostce prawa do niezależnego myślenia. Kluczowym elementem świata przedstawionego jest „Wola” – rodzaj mentalnej energii, której kontrola stanowi fundament władzy. To nie tylko nośnik siły – to metafora wolności i zniewolenia zarazem.

Tempo powieści narasta stopniowo. Islington buduje napięcie z dużym wyczuciem, nie rzuca czytelnika od razu w wir walki, ale każe mu razem z bohaterem stąpać po cienkim lodzie intryg, układów i coraz bardziej niepokojących odkryć. Każdy nowy rozdział przynosi kolejną warstwę prawdy o Republice i o samej Akademii, która coraz bardziej przypomina miejsce tresury niż edukacji. A kiedy wreszcie rusza akcja – nie ma odwrotu.

Wielkim atutem „Woli wielu” jest również to, że mimo licznych tropów dystopijnych i klasycznego podziału „jednostka kontra system”, autor unika prostych ocen. Republika nie jest jednowymiarowym tyranem, a jej przedstawiciele – nawet ci z pozoru bezwzględni – bywają tragicznie uwikłani w struktury, których sami nie są w stanie zmienić. Ta moralna szarość działa na korzyść powieści i czyni ją znacznie dojrzalszą, niż można by się spodziewać po książce o młodym bohaterze w szkole przyszłych elit.

„Wola wielu” to dopiero początek nowej serii, ale już teraz widać, że Islington ma jasną wizję świata i prowadzi historię z rozmachem, który może zadowolić fanów Brandona Sandersona, Leigh Bardugo czy Joego Abercrombiego. To fantastyka polityczna i psychologiczna zarazem, pełna napięcia, ale też refleksji nad tym, co znaczy wolność w świecie, który mówi ci, że nie masz prawa wybierać.

Podsumowując – to znakomity początek serii, w której władza nie jest tylko siłą, ale też ideologicznym ciężarem, a bunt nie zaczyna się od krzyku, lecz od szeptu. „Wola wielu” to książka dla tych, którzy cenią zarówno fabularny nerw, jak i świat zbudowany z rozmachem i z dbałością o szczegół. Islington po raz kolejny pokazuje, że potrafi tworzyć opowieści inteligentne, wielowarstwowe i po prostu bardzo wciągające. Właśnie o takie high fantasy chodzi!

Fabryko - dziękuję :)

#wolawielu #jamesislington #hierarchia #fantastyka #czytamfantastykę #fabrykasłów #dobraksiążka #czytamksiążki #cosnapolce #bookstagram #bookreview #recommendedbooks #bookreview #bookstagrampolska #instabooks #instabookspoland











piątek, 4 kwietnia 2025

Męczennik - Anthony Ryan

Tytuł: Męczennik
Cykl: Trylogia Przymierza Stali (tom 2)
Autor: Anthony Ryan
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Data wydania: 14.03.2025
Liczba stron: 617


Siła proroctwa.

Druga część epickiej sagi o losach Alwyna Skryby, "Męczennik", przenosi nas w sam wir politycznych gier i zdrad, które mogą zadecydować o przetrwaniu całego królestwa. Alwyn znów staje na naszych oczach na granicy życia i śmierci, gdy pod sztandarem prorokini Evadine Courlain wyrusza do Księstwa Alundii. Odkrywa tam, że prawdziwą potęgą jest nie tylko siła miecza, lecz przede wszystkim umiejętność odnajdywania sprzymierzeńców i wykorzystywania sekretów wroga.

Akcja powieści rozwija się w zawrotnym tempie – od burzliwej przeprawy przez nieprzyjazne góry, przez gwałtowne starcia z buntownikami, aż po pełne napięcia rozmowy w świetle pochodni. Każde spotkanie popycha fabułę o krok dalej, a kolejne zwroty akcji utrzymują czytelnika w ciągłym poczuciu niepewności. "Męczennik" to opowieść, w której każdy sojusz może okazać się pułapką, a każdy oficer czy dworska dama kryją swe własne ambicje.

Największym atutem powieści jest jednak postać głównego bohatera. Alwyn nadal mierzy się z traumą przeszłości – życie poza prawem odcisnęło na nim trwały ślad, lecz w walce z odwiecznym złem nie pozwala on sobie na sentymenty. Jego rozwijająca się relacja z Lady Evadine ukazuje nie tylko oddanie sprawie, lecz także zdolność do poświęcenia osobistej wolności dla większego dobra. Prorokini, z jednej strony wizjonerka zwiastująca kres świata, z drugiej skryta manipulantka, staje się dla niego zarówno mentorką, jak i niebezpiecznym przeciwnikiem.

Uniwersum Ryana jako żywo przypomina mi średniowieczną Anglię, gdzie w lasach grasuje Robin Hood, a możni tego świata toczą między sobą wojnę o sukcesję (jak w przywołanej już do tablicy Wojnie Dwóch Róż). Na północy tej krainy mamy hordy barbarzyńców (średniowieczni Szkoci trochę pasują, ale Wikingowie też byliby na miejscu - może nawet bardziej niż Szkoci ;) ), a gdzieniegdzie pobrzmiewa jeszcze echo dawnej magii (nawiązanie do Avalonu? - proszę bardzo). Ryan pełnymi garściami czerpie z brytyjskich legend i tradycji - muszę przyznać, że bardzo mi się ten koncept podoba (o ile rzecz jasna trafnie te nawiązania ustrzeliłem - jeśli nie, to wińcie wyłącznie moją wyobraźnię i moje pierwsze skojarzenia).

Środek ciężkości opowieści przesuwa się wraz z rozwojem cyklu stopniowo od przygód ku mrocznym sekretom – zdradzonym przysięgom, zapomnianym przymierzom i pradawnym rytuałom, które mogą raz na zawsze odmienić oblicze Albermaine. Autor znakomicie buduje klimat napięcia i niepokoju, wplatając w dialogi nutę proroctwa i zalegającego nad całą krainą cienia. "Męczennik" to fantasy wysokich lotów, które nie boi się pokazać wojny w jej pełnej brutalności, przy jednoczesnym zachowaniu wątku nadziei i możliwości odkupienia win.

Dla fanów pierwszego tomu ta część to obowiązkowy krok naprzód w podróży przez świat skrywający zarówno heroizm, jak i zdradę. "Męczennik" potwierdza, że w walce o władzę nie liczy się jedynie siła ramienia, lecz również siła charakteru i zdolność do podejmowania trudnych decyzji. Kto zdoła utrzymać środek ciężkości, gdy wokół burza intryg i cierpienia? Odpowiedź znajdziecie na kartach tej porywającej sagi.

Fabryko - dziękuję :)

#męczennik #parias #anthonyryan #trylogiaprzymierzastali #fantastyka #czytamfantastykę #fabrykasłów #dobraksiążka #czytamksiążki #cosnapolce #bookstagram #bookreview #recommendedbooks #bookreview #bookstagrampolska #instabooks #instabookspoland











czwartek, 3 kwietnia 2025

Środek ciężkości - Marko Kloos

Cykl: Frontlines (tom 8)
Autor: Marko Kloos
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Data wydania: 07.03.2025
Liczba stron: 432


Odległość od domu, bliskość katastrofy.

Są tacy, którzy bardzo długo (i z utęsknieniem!) czekali na polskie wydanie ósmego tomu serii Frontlines. Niedawno się wreszcie doczekaliśmy! Marko Kloos kontynuuje w "Środku ciężkości" opowieść o losach majora Andrew Graysona, tym razem stawiając go w sytuacji, która wymyka się nie tylko ziemskiej logice, ale i ludzkim granicom wyobraźni.

Rzucony z załogą OWPA „Waszyngton” dziewięćset lat świetlnych od Ziemi, Grayson musi zmierzyć się z nowym, nieprzyjaznym światem, ale także z malejącymi zapasami, z narastającym napięciem i z przeciwnikiem, który okazuje się być znacznie bardziej złożony, niż ktokolwiek przypuszczał.

Dryblasy – do tej pory obcy, których poznaliśmy jako bezwzględnych i brutalnych – zaczynają zyskiwać nowe, nieznane wcześniej cechy. Ich przebiegłość, struktura działania i zaskakujące przejawy świadomości sprawiają, że klasyczna konfrontacja przestaje być tylko starciem militarnym. Zaczyna przypominać grę o przetrwanie, w której stawką jest nie tylko życie jednostki, lecz przyszłość całego gatunku.

Kloos pozostaje wierny swojemu stylowi - pisze dynamicznie, operując krótkimi, obrazowymi scenami, które nie dają czytelnikowi ani chwili wytchnienia. Dodatkowo, obok militarnych starć i realistycznego odwzorowania wojennego chaosu, umiejętnie buduje także napięcie psychologiczne.

"Środek ciężkości" to także powieść o granicach człowieczeństwa – zarówno w kontekście kontaktu z obcą formą życia, jak i w sytuacjach ekstremalnego zagrożenia. Bohaterowie stają przed decyzjami, które wystawiają na próbę ich lojalność, etykę i wytrzymałość psychiczną. Kloos nie idealizuje – pokazuje znużenie, panikę, wewnętrzne konflikty i potrzebę zachowania człowieczeństwa właśnie tam, gdzie systemy i procedury przestają działać.

To tom, który nie zamyka wątków, ale skutecznie je pogłębia. Daje nadzieję, że to jeszcze nie koniec, a może właśnie początek nowego etapu dla serii, która z każdą odsłoną bez wątpienia rośnie w siłę. Dla fanów cyklu i dobrze skonstruowanej military science fiction to z całą pewnością pozycja obowiązkowa. Kloos wciąż trzyma właściwy kurs, a jego opowieść raz jeszcze nabiera na naszych oczach międzygwiezdnego rozpędu.

Fabryko- dziękuję!

#frontlines #środekciężkości #markokloos #militarnesciencefiction #militarysf #fabrykasłów #andrewgrayson #czytamksiazki #dobraksiazka #fantastyka #cosnapolce #bookstagram #bookreview












wtorek, 1 kwietnia 2025

Drogi przez morze - Andrzej Pilipiuk


Tytuł: Drogi przez morze
Cykl: Światy Pilipiuka / Opowiadania bezjakubowe (tom 15)
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Data wydania: 12.02.2025
Liczba stron: 387


Echa przeszłości, cienie pamięci.

Opowiadania bezjakubowe od lat mają swoją markę. I jakość. W ramach ich najnowszej odsłony Andrzej Pilipiuk zabiera prosto na "Drogi przez morze" - dobrze się przygotujcie, bo będzie to podróż, która nie przypomina zwykłej lektury fantastyczno-historycznej. Na łamach książki czeka nas swoisty taniec z przeszłością, gdzie echa dawnych wydarzeń powracają, a cienie zdają się przemawiać jak żywe do współczesnego czytelnika. W tym zbiorze każdy tekst to osobna historia, a wszystkie łączy w całość jeden wspólny motyw: przeszłość, która nigdy nie odchodzi na dobre, a jedynie cicho prosi o pamięć. I choć opowiadań dostajemy tym razem tylko trzy, to rozczarowania bynajmniej nie ma - liczy się bowiem ich jakość (a ta, ZAPEWNIAM, jest).

Opowiadania bezjakubowe Andrzeja Pilipiuka to każdorazowo okazja do fascynujących podróży w czasie i przestrzeni, w czasie których zobaczymy to, co w twórczości Autora jest chyba najważniejsze: istotę ludzkiej natury. Każdy kolejny tom tych nikogo nie pozostawiających obojętnym tekstów jest pełną refleksji literacką odyseją, wiodącą nas przez manowce historii i kolejnych opowieści do domu, gdzie w wygodnym fotelu będziemy mogli raz jeszcze przemyśleć sobie to, o czym właśnie przeczytaliśmy. Nie inaczej jest z najnowszą odsłoną tychże opowieści.

Twórczość Andrzeja Pilipiuka od lat zachwyca starych i nowych czytelników. Wśród książek autorstwa Wielkiego Grafomana można znaleźć różnorodną tematykę, jednak istnieją w jej ramach pewne stałe punkty programu, na które wielu czytelników czeka z utęsknieniem. Możecie być spokojni - tym razem również będzie w dechę :)

Pilipiuk z charakterystycznym dla siebie humorem i precyzją oddaje zanikające ślady historii. Autor nie tylko bawi przy tym czytelnika niespodziewanymi zwrotami akcji, ale również zmusza do refleksji – podpowiada, że to, co wydaje się być już dawno zapomniane, wciąż może powrócić w najmniej oczekiwany sposób. Przeszłość przedstawiona w "Drogach przez morze" jawi się jako nieuchwytna, niemal eteryczna siła, która wkrada się w życie bohaterów i zostawia ślad, nawet jeśli nie zawsze jest on widoczny na pierwszy rzut oka. Pilipiuk nie unika przy tym trudnych pytań – czy naprawdę bowiem potrafimy zapomnieć o dawnych wydarzeniach? Czy pamięć o przeszłości jest dla nas ciężarem, czy może cenną lekcją, która uczy nas, jak budować przyszłość?

Narracja autora jest - jak zawsze zresztą, co każdorazowo oznacza wielki plus - lekka i dowcipna, co w zestawieniu z ciężarem poruszanych tematów tworzy niezwykle ciekawą dynamikę. Język opowiadań jest przystępny i pełen obrazowych porównań – autor potrafi doskonale oddać atmosferę miejsc, gdzie historia splata się z rzeczywistością. Odwiedzając zapomniane miejsca, bohaterowie nie tylko tropią dawne sekrety, ale również stają się świadkami tego, jak przeszłość wkrada się w codzienność. Każdy element tej książki zdaje się mieć własną historię, której trzeba tylko uważnie wysłuchać.

Pilipiuk pokazuje, że przeszłość nie jest jedynie zbiorem martwych wspomnień, lecz żywym organizmem, który od czasu do czasu budzi się, aby przypomnieć o swoim istnieniu. Echa dawnych zdarzeń, zapomnianych przyjaźni i zdrad, splatają się z teraźniejszością, tworząc fascynującą mozaikę opowieści. Autor z humorem i ironicznym dystansem komentuje zarówno poczynania bohaterów, jak i sytuacje, w których się znajdują, co nadaje opowieści lekkości - i to mimo jej mrocznego tła. Jednak pod tą pozorną dowcipnością kryje się głęboka refleksja nad ulotnością czasu i nieuchronnym upływem lat.

W opowiadaniach „Drogi przez morze” pojawia się wiele odwołań do przeszłości – niektóre z nich jawią się jako dosłowne ślady dawnych wydarzeń, inne jako symboliczne przypomnienia o tym, że każdy człowiek nosi w sobie część historii, którą trudno całkowicie zapomnieć. Pilipiuk nie boi się zadawać pytań: o to, co stało się z dawnymi bohaterami, o los zapomnianych skarbów i o to, jak cienie przeszłości mogą wpływać na teraźniejszość. Opowiadania te są pełne nostalgii, ale też lekkości, która sprawia, że czytelnik nieustannie balansuje między powagą a rozrywką.

Autor doskonale radzi sobie z budowaniem atmosfery. Opowiadania pulsują tajemniczością, a każdy ich fragment zdaje się zapraszać do głębszego zastanowienia się nad losem jednostki w obliczu historii. To, co na pierwszy rzut oka wydaje się być zwykłym zbiorem przygodowych opowieści, odkrywa przed nami swoją wielowarstwowość i złożoność. Każde opowiadanie to osobny świat, ale jednocześnie wszystkie łączą się w spójną całość, która pokazuje, że przeszłość jest nieodłączną częścią naszej codzienności i jej przemijania.

„Drogi przez morze” to zbiór, który zaskakuje zarówno pod względem fabularnym, jak i emocjonalnym. To lektura dla tych, którzy lubią, gdy tajemnica splata się z historią, a każdy cień przeszłości budzi w nas nostalgię i refleksję. Pilipiuk udowadnia, że echa dawnych czasów mogą nie tylko powrócić, ale również przemówić do nas przypominając, że to, co minęło, nigdy naprawdę nie umiera. Jeśli szukacie literackiej podróży, która zabierze Was na granicę między rzeczywistością, a legendą, to "Drogi przez morze" będą dla idealnym wyborem.

Andrzej Pilipiuk raz jeszcze udowadnia, że jest znakomitym obserwatorem i znawcą ludzkiej natury. Fantastyczna jest łatwość z jaką tworzy on kolejne historie i wpasowuje je w wybrane przez siebie ramy - zarówno sytuacyjne, jak również społeczne i historyczne. Ludzie są zawsze w centrum owych historii i najnowszy zbiór nie odbiega od tej zasady.

Pilipiuka warto czytać. Rzadko kiedy można do tego stopnia wciągnąć się w czytane opowieści, nie zawsze pragnie się - tak jak tutaj - brnąć byle szybciej przez kolejne strony, a jeszcze rzadziej ma się po wszystkim poczucie tak ogromnego niedosytu i pragnienia czegoś jeszcze. Na kolejne opowieści Pana Andrzeja po prostu z utęsknieniem się czeka - to najlepszy dowód na to, że są one wyjątkowe.

Fabryko – dziękuję!

#DrogiPrzezMorze #AndrzejPilipiuk #PawełSkórzewski #RobertStorm #OpowiadaniaBezjakubowe #FabrykaSłów #cosnapolce #bookstagram #bookreview #czytamksiazki #czytamfantastyke #bookstagrampolska #recommendedbooks #instabooks #instabookspoland











Virion. Legenda Miecza tom 2. Ona - Andrzej Ziemiański

Cykl: Legenda Miecza (tom 2)
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Data wydania: 15.01.2025
Liczba stron: 477


Spotkanie Legend.

Mówisz pierwsza część roku - myślisz nowy Virion! Od pewnego czasu tradycją stało się, że kolejne tomy jednej z najlepszych rodzimych serii spod znaku fantastyki mają swoją premierę właśnie o tej porze roku. "Virion. Legenda Miecza tom 2. Ona" to już w sumie siedemnasty tom pochodzący z przedstawionego nam już 22 lata temu (!) uniwersum Achai, a jednocześnie druga część trzeciej serii poświęconej najlepszemu szermierzowi tego świata, Virionowi (taaaak, to brzmi nieco zawile :) - o tym, jak czytać Viriona i wszystkie książki z tego uniwersum przeczytacie tutaj).

Virion i Luna. Te dwa imiona wiele zmieniają. Na przykład historię świata. Oto nadchodzi czas ostatecznego rozstrzygnięcia. Nadchodzi dzień, który będzie tym ostatnim. Świat nie skończy się jednak z hukiem ani nawet ze skowytem. Tego dnia końcowi świata towarzyszyć będzie doskonała muzyka najlepszej kapeli w mieście. Wojny wywiadów, przepowiednie popychające do samobójczych misji, pojedynki, o których pamięć nigdy nie zaginie, a wreszcie spełnienie największego marzenia Viriona - tak oto przechodzi się do legendy. 

Starość nie radość, wiadomo. Ale jak cię znajdują pod stosem trupów, bez pamięci, za to z ogromnym bukłakiem pełnym wódki, który tulisz do siebie niczym troskliwa matka niemowlę, to wiadomy znak, że żarty się skończyły. Tak oto rozpoczyna się zupełnie nowy rozdział w życiu Viriona.

"Virion. Ona" Andrzeja Ziemiańskiego to kolejna odsłona cyklu, w której imiona głównych bohaterów stają się symbolem zmiany i przełomowych momentów w historii świata. Książka przedstawia wizję przemian, która nie nadchodzi z hukiem czy skowytem, lecz w rytmie doskonałej muzyki najlepszej kapeli w mieście – metaforycznym akcentem, który nadaje całej opowieści (jak zawsze!) niepowtarzalny klimat!

Kontekst geopolityczny? Proszę bardzo: trwa wojna Luan z Arkach, a cesarstwo sukcesywnie prze coraz głębiej w głąb terytorium słabszego przeciwnika i nawet elitarne oddziały dywizji górskich Arkach nie są w stanie powstrzymać wroga. Co prawda spowalniają nieco bezużyteczną w zalesionych górach kawalerię i są bardziej mobilne od ciężkiej piechoty Luan, no ale... w końcu będą musiały ulec. Zwłaszcza, że Arkach nie za bardzo ma w tej walce sojuszników. W zakupie zaopatrzenia od Chorych Ludzi przeszkodą jest pełen potworów las, a w pewien sposób naturalny sojusznik, królestwo Troy, pragnie jedynie podjudzić Arkach do samobójczego ataku na Luan, aby kupić sobie trochę czasu na własnej granicy. Brzmi Wam to wszystko może znajomo? :) ...

Jeśli tak, to Wasze skojarzenia są (UWAGA, SPOILER!!!!) jak najbardziej prawidłowe, ALBOWIEM NA NASZYCH OCZACH HISTORIA ZATACZA KOŁO I SPOTKAMY SIĘ Z ACHAJĄ WE WŁASNEJ OSOBIE! Będzie to spotkanie widziane z perspektywy Viriona, a więc w chwili (znanej nam już z "Achai"), gdy pierwsza dywizja górska Arkach zostanie wyzwana na pojedynek przez pewne poselstwo, czego skutkiem miała być zagłada najlepszej jednostki wojskowej Biafry - do czego oczywiście nie dojdzie :)

W centrum narracji znajdują się postaci Viriona i Luny – dwie ikony, których losy splatają się w sposób, który zmienia bieg historii. Z jednej strony mamy bohatera, który dąży do spełnienia swojego największego marzenia (o świętym spokoju ;) ), a z drugiej – tajemniczą postać, która swoim imieniem zwiastuje nieodwracalne przemiany. Ziemiański nie szczędzi czytelnikowi dramatycznych zwrotów akcji: dostaniemy tu bowiem wojny wywiadów, przepowiednie popychające do niebezpiecznych misji i (być może przede wszystkim) pojedynki, które na zawsze pozostają w pamięci. Wszystko to tworzy mozaikę, w której każdy element zdaje się wskazywać na to, że nawet najbardziej ostateczne rozstrzygnięcia mają w sobie nutę poetyckiej ironii.

Autor zręcznie balansuje między mrocznym klimatem apokalipsy a subtelnym poczuciem humoru, co sprawia, że opowieść nabiera wielowymiarowego charakteru. To nie tylko przykład fantastyki najwyższych lotów, w którym napięcie budowane jest stopniowo, ale również książkowy przykład literackiej refleksji nad przemijaniem, pojęciem legendy i miejscem, jakie każdy z nas może zająć w historii. Świat, który przedstawia Ziemiański, nie kończy się gwałtownie – jego finał to raczej delikatne przejście do nowej rzeczywistości, gdzie spełnienie marzeń miesza się z nieuchronnością zmian.

"Virion. Ona" to książka, która zmusza do refleksji nad losem jednostki w obliczu wielkich wydarzeń, jednocześnie bawiąc i zaskakując dynamiczną akcją. Dla fanów cyklu będzie to kolejny powód do głębszego zanurzenia się w świat stworzony przez Ziemiańskiego, a dla nowych czytelników – doskonały wstęp do fascynującej podróży, gdzie każdy dźwięk, każde słowo i każde imię ma moc odmiany losów.

Dla wszystkim fanów Viriona każda kolejna książka z poświęconego mu cyklu to niesamowita frajda. Nie inaczej jest tym razem! "Legenda Miecza. Krew" to kolejna dawka znakomitej akcji i kontynuacja historii, która wciąga i rozkręca się z tomu na tom (i z serii na serię!) coraz bardziej. Ziemiański śmieje się w twarz wszystkim tym, którzy nie widzieli już w tym uniwersum żadnego potencjału i śmiech ten jest nie tylko donośny, ale i niesamowicie satysfakcjonujący dla każdego fana.

Fabryko - dziękuję!

#virion #legendamiecza #ona #andrzejziemianski #fabrykasłów #imperiumachai #cosnapolce #fantastyka #dobraksiazka #czytamksiazki #bookstagram #bookreview #bookstagrampolska #recommendedbooks #instabooks #instabookspoland