Tytuł: Blackout (tytuł oryginału: Blackout)
Autor: Marc Elsberg
Wydawnictwo: W.A.B.
Wydawnictwo: W.A.B.
Data wydania: 28.01.2015r.
Liczba stron: 784
Apokaliptyczna wizja cybernetycznego ataku terrorystycznego,
wymierzonego w to, czego istnienie jest dla wszystkich oczywiste i
jednocześnie w to, co jest nam niezbędne do życia (o którym to fakcie
zapominamy, a najczęściej w ogóle nie myślimy): w elektrownie i
ogólnoeuropejską sieć energetyczną. Aż strach pomyśleć, jak niewiele
trzeba, by unicestwić codzienny rytm egzystencji współczesnych
społeczeństw, a w konsekwencji nas wszystkich! Dzięki książce Elsberga
wszystkie te mroczne wizje stają się rzeczywistością...
Książka autentycznie wciąga i czyta się ją błyskawicznie (pochłonąłem ponad 700 stron w 3 dni!). Jest obrazowa, sugestywna, pełna napięcia, a także bez zarzutu pod kątem technicznych opisów i ich literackiego uprawdopodobnienia. Nie znam się na zagadnieniach związanych z energetyką, jednak muszę przyznać, że treść "Blackoutu..." budzi rzeczywisty niepokój swą autentycznością, a przez to budzącym strach prawdopodobieństwem zaistnienia opisywanych wydarzeń. Krótko mówiąc: pomysł na książkę i jego wykonanie są strzałem w dziesiątkę!
Do pewnych aspektów tego wykonania można się jednakże przyczepić. W wielu opiniach o "Blackoucie..." wymienia się jako główny zarzut zbyt dużą objętość książki w stosunku do jej treści, a także, według niektórych, brak polotu i dynamiki akcji w stosunku do fabuły. Obydwa zarzuty są, według mnie, nietrafione. Książka jest bowiem, po pierwsze, wprawdzie pokaźnym, ale błyskawicznie czytającym się tomiszczem, a po drugie, jest tomiszczem po prostu ciekawym. Tak więc stanowczo nie zgadzam się z powyższymi, dość częstymi zarzutami.
Mam natomiast ze swojej strony inne zastrzeżenia. Miejscami "Blackout" przechodzi trochę obok opisywanej historii, skupiając się niepotrzebnie na jednostkowych perypetiach bohaterów (trochę średnich jako postacie nawiasem mówiąc). Jako czytelnika najbardziej interesował mnie dramat społeczności i sytuacja w poszczególnych krajach, a chwilami było tego jak na lekarstwo. Ogólnie patrząc w książce było za mało, jak na mój gust, dramaturgii. Brakowało mi też trochę bardziej zdecydowanych i zaskakujących zwrotów akcji. Same zwroty akcji i owszem, były, jednak znów zabrakło w nich dramaturgii. Nie podobała mi się też trochę kwestia skupienia się przez autora tylko na kilku krajach; miejsce akcji to głownie Francja, Niemcy, Belgia, Holandia, Włochy, szczątkowo Czechy, Turcja, Meksyk i USA. A gdzie reszta? No właśnie... Tak na marginesie mam ciekawy, czysto prywatny wniosek odnośnie Polski: została wymieniona dwa, góra trzy razy, i to tylko jako tło głównych wydarzeń. Czyżby była to przypadkowa, literacka ilustracja tego, jak postrzega Nas szeroko pojęty świat Zachodu? - jako peryferie Europy? Może tak, może nie. Ale to dość ciekawa kwestia (choć trochę abstrakcyjna, czysto teoretyczna i być może trochę naciągana z mojej strony).
Koniec końców: książka jest ciekawa, wciąga, skłania do zastanowienia i do stawiania pytań o poziom bezpieczeństwa energetycznego dzisiejszej Europy. Momentami akcja zbacza niepotrzebnie z głównych torów, ale jest to grzech do wybaczenia. Tak więc polecam.
Książka autentycznie wciąga i czyta się ją błyskawicznie (pochłonąłem ponad 700 stron w 3 dni!). Jest obrazowa, sugestywna, pełna napięcia, a także bez zarzutu pod kątem technicznych opisów i ich literackiego uprawdopodobnienia. Nie znam się na zagadnieniach związanych z energetyką, jednak muszę przyznać, że treść "Blackoutu..." budzi rzeczywisty niepokój swą autentycznością, a przez to budzącym strach prawdopodobieństwem zaistnienia opisywanych wydarzeń. Krótko mówiąc: pomysł na książkę i jego wykonanie są strzałem w dziesiątkę!
Do pewnych aspektów tego wykonania można się jednakże przyczepić. W wielu opiniach o "Blackoucie..." wymienia się jako główny zarzut zbyt dużą objętość książki w stosunku do jej treści, a także, według niektórych, brak polotu i dynamiki akcji w stosunku do fabuły. Obydwa zarzuty są, według mnie, nietrafione. Książka jest bowiem, po pierwsze, wprawdzie pokaźnym, ale błyskawicznie czytającym się tomiszczem, a po drugie, jest tomiszczem po prostu ciekawym. Tak więc stanowczo nie zgadzam się z powyższymi, dość częstymi zarzutami.
Mam natomiast ze swojej strony inne zastrzeżenia. Miejscami "Blackout" przechodzi trochę obok opisywanej historii, skupiając się niepotrzebnie na jednostkowych perypetiach bohaterów (trochę średnich jako postacie nawiasem mówiąc). Jako czytelnika najbardziej interesował mnie dramat społeczności i sytuacja w poszczególnych krajach, a chwilami było tego jak na lekarstwo. Ogólnie patrząc w książce było za mało, jak na mój gust, dramaturgii. Brakowało mi też trochę bardziej zdecydowanych i zaskakujących zwrotów akcji. Same zwroty akcji i owszem, były, jednak znów zabrakło w nich dramaturgii. Nie podobała mi się też trochę kwestia skupienia się przez autora tylko na kilku krajach; miejsce akcji to głownie Francja, Niemcy, Belgia, Holandia, Włochy, szczątkowo Czechy, Turcja, Meksyk i USA. A gdzie reszta? No właśnie... Tak na marginesie mam ciekawy, czysto prywatny wniosek odnośnie Polski: została wymieniona dwa, góra trzy razy, i to tylko jako tło głównych wydarzeń. Czyżby była to przypadkowa, literacka ilustracja tego, jak postrzega Nas szeroko pojęty świat Zachodu? - jako peryferie Europy? Może tak, może nie. Ale to dość ciekawa kwestia (choć trochę abstrakcyjna, czysto teoretyczna i być może trochę naciągana z mojej strony).
Koniec końców: książka jest ciekawa, wciąga, skłania do zastanowienia i do stawiania pytań o poziom bezpieczeństwa energetycznego dzisiejszej Europy. Momentami akcja zbacza niepotrzebnie z głównych torów, ale jest to grzech do wybaczenia. Tak więc polecam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz