Strony

środa, 25 marca 2020

Ja, inkwizytor. Przeklęte kobiety - Jacek Piekara


Tytuł: Ja, inkwizytor. Przeklęte kobiety
Cykl: Cykl Inkwizytorski (tom 15)
Autor: Jacek Piekara
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Data wydania: 25.03.2020r.
Liczba stron: 512


!!! PREMIERA !!!


Bagnista Ruś…

Mordimer Madderdin powraca wraz z najnowszą częścią cyklu inkwizytorskiego. Zastajemy go dokładnie tam, gdzie rozstaliśmy się z nim pod koniec „Przeklętych krain” – w ruskim księstwie Peczora rządzonym przez księżnę Ludmiłę. Bagnista Ruś wrasta w naszego inkwizytora coraz bardziej, przez co chwilami z trudem rozpoznajemy w nim wiernego sługę Świętego Officjum, ale tak to już jest z Rusią: jest mroczna, surowa i nieprzyjazna, a jednak z czasem staje się coraz bliższa sercu każdego swojego mieszkańca. Tyle o Rusi… Pozostaje wobec tego pytanie, jaką rolę w tej ruskiej historii odegrają tytułowe „Przeklęte kobiety”?


Ruś… Mordimer, pozostawiony samemu sobie przez współtowarzyszy wyprawy za Kamienie (o czym szerzej w „Przeklętych krainach”), jest na łasce i niełasce księżnej Ludmiły. Po prawdzie to bardziej cieszy się jej łaską, zasłużył bowiem na nią. Wobec braku widoków na powrót do Cesarstwa Mordimer, jako wierny sługa, staje się czynnym uczestnikiem politycznych gierek, machinacji, a jeśli trzeba – walk. A walki na Rusi bywają krwawe i brutalne. Jaki kraj taki obyczaj – a o prawach człowieka i o Konwencji Genewskiej w czasach istnienia Peczory bynajmniej nie słyszano. Tak więc nasz inkwizytor bierze udział w wyprawie przeciw zbuntowanemu wasalowi księżnej, który zebrawszy zbrojną bandę łupi, pali, morduje i otwarcie uwłacza zarówno zwierzchności, jak i książęcemu majestatowi. Walkę z buntownikiem – tutaj zaspoileruję ;) – uda się wygrać, jednak… nie będzie to wcale koniec zbrojnych starć. Do Ludmiły docierają bowiem wieści o tym, że podczas jej nieobecności w Peczorze jej siedziba została zdobyta przez jej stryja, Izajsława… Hufiec księżnej i naszego inkwizytora czeka zatem w krótkiej perspektywie czasu kolejna walka. Na horyzoncie pojawia się jednak pewien problem: na drodze peczorskich wojsk pojawia się moskiewskie poselstwo, a wraz z nim Hildegarda Reizend… afrykańska piękność i ważna figura w strukturach Officjum, a jednocześnie członkini wyprawy za Kamienie - a więc jedna z tych, którzy pozostawili Mordimera w Peczorze na łasce księżnej… Po co przybywa? Oficjalnie po to, żeby uwolnić Mordimera i w jego miejsce zostawić księżnej do dyspozycji wołcha z Nowogrodu. Jednak to tylko oficjalna wersja…


Książka wciąga. Lektura jest szalenie ciekawa, nawet jeśli fabuła nie gna w tej części cyklu jakoś szczególnie naprzód. Tak to trochę wygląda, jakby akcja cyklu inkwizytorskiego utknęła poniekąd na ruskich bagnach ;) Nie oznacza to jednak, że nic się nie dzieje. Powyżej co nieco z fabuły zdradziłem i, jak widać, jakoweś wydarzenia mają miejsce… Choć nie są to wydarzenia, na jakie wielbiciele cyklu czekają najbardziej. W „Przeklętych kobietach” nie uświadczy się inkwizytorskich przesłuchań, knowań Świętego Officjum, czy niebezpiecznych misji odbywanych w imieniu Chrystusa i wiary. Nie tym razem. Będą za to potyczki między ruskimi władykami, będzie magia czarownic i… sporo intryg.


Owe intrygi są, zdaje się, przyczyną takiego a nie innego tytułu książki. „Przeklęte kobiety”… No tak, trochę się ich tutaj znajdzie – zarówno w dosłownym, jak i w przenośnym znaczeniu tych słów. Za „przeklęte” można bowiem w pewnym stopniu uznać zarówno Nataszę, partnerkę Mordimera, jak również jej patronkę, wiedźmę Olgę z bagien – wszystko zaś z racji parania się przez obie niewiasty czarami i magią. Za przeklętą można także uznać Hildegardę Reizend, albowiem jej pojawienie się na scenie zdarzeń nie jest powodowane czystymi intencjami (o tych Jacek Piekara nie wspomina w książce nic, jednak wierni czytelnicy cyklu „Płomień i krzyż” mogą się domyślić dlaczego Hildegarda wraca akurat po Mordimera i nie waha się przy tym ryzykować, kłamać i fałszować książęcej dokumentacji). Tak więc – zgodnie z podejrzeniami powziętymi przed lekturą – tytuł można śmiało interpretować jako metaforę kobiecych machinacji, gierek i typowego dla płci pięknej sprzeniewierzania się przysięgom i rozkazom, przez co niejeden mężczyzna położył głowę na szafocie lub pod toporem ;)
\


Książka jest do pewnego stopnia takim trochę… przerywnikiem fabularnym w cyklu inkwizytorskim. Coś się tutaj dzieje, to prawda, lecz nie są to wydarzenia, na które wierni czytelnicy czekają. Akcja nie jest jakoś przesadnie szybka (by nie powiedzieć wolna), a my posuwamy się niewiele naprzód w całej historii… To może przeszkadzać, jednak moim zdaniem takie książki w ramach cyklów literackich są potrzebne. Osobiście traktuję „Przeklęte kobiety” jako ciszę przed burzą i rozpęd przed właściwym skokiem autora w wir wydarzeń, na które czekają wierni czytelnicy. Miejmy nadzieję, że nie będziemy na owe fabularne rozwiązania czekać zbyt długo – tak jak i na kolejną część tej opowieści.

Dziękuję Fabryce Słów za egzemplarz recenzencki.

#jainkwizytor #przeklętekobiety #jacekpiekara #cyklinkwizytorski #mordimermadderdin #peczora #ruś






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz