sobota, 15 czerwca 2019

Ja inkwizytor. Przeklęte krainy - Jacek Piekara


Tytuł: Ja inkwizytor. Przeklęte krainy
Cykl: Cykl Inkwizytorski (tom 12)
Autor: Jacek Piekara
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Data wydania: 19.06.2019r.
Liczba stron: 480



Mordimer Madderdin powraca!

Oto pierwsza od kilku lat część przygód osławionego już w książkach Jacka Piekary Mordimera Madderdina: inkwizytora Świętego Oficjum i wiernego sługi Pana :) Powrót ten następuje w okolicznościach niezbyt Mordimerowi miłych, zostaje on bowiem poniekąd zakładnikiem księżnej ruskiego księstwa, opuszczonym przez towarzyszy wyprawy zleconej przez potężnych mocodawców z Amszilas. Będzie zimno, mgliście, wilgotno i błotnisto. Magia i złe moce też będą miały coś niecoś do powiedzenia… Tak czy inaczej Mordimer powraca – tęskniliście, prawda? ;)

Ja tęskniłem bardzo :) Tym większa więc radość z niniejszej książki. A samą książkę – co cieszy –  nieco powiązano z cyklem „Płomień i krzyż” (aczkolwiek luźno i niezobowiązująco; można śmiało czytać bez znajomości wcześniejszych części i drugiego z cykli literackich). Akcja „Przeklętych krain” rozpoczyna się tuż po wydarzeniach z trzeciego tomu „Płomienia i krzyża”, w której to odsłonie Arnold Lowefell, Mordimer i ich towarzysze wyprawili się na Ruś celem unieszkodliwienia jednego z ostatnich starożytnych wampirów tego świata. Misja kończy się sukcesem, jednak podczas pobytu na dworze władającej Peczorą księżnej Ludmiły sytuacja się komplikuje: ginie wołch księżnej oraz jego wiedźma-partnerka, do tego na życie księżnej ktoś próbuje dokonać zamachu, a gdy zamach udaremnia Mordimer… księżna życzy sobie stanowczo, ażeby pozostał przy jej boku jako ochraniający ją „gość” (przynajmniej do czasu sprowadzenia nowego wołcha). Cesarscy wysłannicy w osobach Lowefella i innych nie za bardzo mają jak w takiej sytuacji interweniować… Odjeżdżają więc do Amszilas, my zaś żegnamy ich zwracając oczy ku mglistej, wilgotnej i bagnistej Rusi, gdzie Mordimer spędzać będzie od teraz kolejne dni korzystając z „gościny” księżnej Ludmiły.

Gościna księżnej nie jest z pozoru taka zła (przynajmniej od czasu, gdy beznadziejnie gotujący „francuski” kucharz przypadkiem wpadł do studni i złamał nogi ;) ), lecz pełna jest w zamian obowiązków. Pierwszy i najważniejszy to chronić księżną. Zgony w jej otoczeniu – zwłaszcza dotykające osób odpowiedzialnych za jej magiczną ochronę – nie wróżą dobrze, Mordimer ma więc pełne ręce roboty. W jej trakcie spotka go trochę przyjemności (w osobie chociażby młodej czarownicy, z którą na polecenie Ludmiły ma nawiązać romans oraz magiczną więź zsyłającą wizje pomagające chronić władczynię przez zamachem), ale i nie mniej trudów oraz znojów. Typowe ruskie zimno, wkradająca się wszędzie wilgoć, stęchlizna i ciapkające pod butami błocko nie będą wcale w nowej rzeczywistości największymi zmartwieniami Madderdina. Będzie nimi czarna magia, wiedźmy, czary i czający się w głębi mrocznego bagniska wróg pragnący zawładnąć nie tylko Księstwem Peczory, ale i całym światem.

Magia – jej wszechobecność i wpływ na fabułę to główny i najważniejszy czynnik odróżniający „Przeklęte krainy” od wcześniejszych części cyklu. Dużo tej magii tutaj… Nie żeby w innych częściach jej nie było, co to to nie, jednak w tej części jest jej naprawdę sporo. Do tego Mordimer działa na nieprzyjaznym sobie terenie, gdzie zabobon, czary i ludowe wierzenia nie zostały wcale wyplenione, a inkwizytorzy nie są traktowani zbyt przychylnie. To wszystko nie ułatwia sprawy i zadania ochrony księżnej. Nie jest zbyt ciekawie do tego stopnia, że gdyby nie jego wiedźma-kochanka Natasza, to Mordimer mógłby mieć kilka razy problem z tym, żeby cało wynieść głowę z opresji (!). Nikt, jak widać, nie jest wszechmocny – nawet tak pokorny i uniżony sługa Pana jak Madderdin…

Nie chciałbym w tej przedpremierowej recenzji za bardzo spoilerować, ale czymś by troszeczkę wypadało (na zachętę oczywiście ;) )… Zdradzę więc, że poza magią w wydaniu ruskich czarownic rodem z bagien pojawią się także wilkołaki i mroczne plany zapanowania przez ciemne moce nie tylko nad Peczorą, ale nad całym światem. Konfrontacja z owymi mocami oczywiście będzie mieć miejsce, więc cierpliwości – starcie będzie, oczekujcie na nie z lubością ;) (tym bardziej, że nasz główny bohater weźmie w nim rzecz jasna udział). Wyniku starcia nie zdradzę, jednak biorąc pod uwagę fakt, że nie jest to bynajmniej ostatnia część cyklu… można się tego wyniku domyślić ;)

Książka jak najbardziej do polecenia :) Wielbiciele Mordimera sięgną zapewne i bez zachęty ;) , jednak warto to zrobić nawet bez znajomości całego cyklu inkwizytorskiego. „Przeklęte krainy” trzymają się co prawda dobrze znanego inkwizytorskiego klimatu, jednak umiejętnie łączą go z czymś nowym: z mrokiem i tajemnicą skrywającą się w bagnach i mgłach Rusi, w tych zaś czyha na śmiałków niejedno. Co konkretnie? O tym przekonajcie się już sami :)

Gorąco polecam :)

Dziękuję Fabryce Słów za egzemplarz recenzencki.







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz