Cykl: Arena Dłużników (tom 2)
Autor: Michał Gołkowski
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Data wydania: 30.06.2022
Liczba stron: 560
Apokalipsy 2.0 ciąg dalszy!
Wyobraźcie sobie, że znajdujecie się na zatrzymanej w swoim ruchu obrotowym planecie. Wokoło szaleją kolejne plagi, powróceńcy wstają z grobów, ludzkość ogarnia szał i panika, a finalnie jej przedstawiciele reprezentują swoim zachowaniem same najgorsze instynkty. A po pozbawionym obłoków i zdominowanym przez niemiłosiernie palące słońce nieboskłonie radośnie pomykają sobie cherubinki, wyposażone w swych niewinnych ślepkach w zajebiście celne lasery, które zdolne są spopielić w mgnieniu oka każdego bluźniącego przeciw Górze śmiałka. I wyobraźcie sobie, że pośród tego wszystkiego jesteście sobie Wy: na rzymskiej arenie, ramię w ramię z chyba jedynym osobnikiem, który jest zdolny to wszystko powstrzymać. Podoba się? Taaaak, jest super! Jedyny tyci problem w tym, że ten ktoś - a mowa o naszym dobrym znajomym, Ezekielu Siódmym - dał się jak ostatni frajer sprzedać w niewolę i właśnie radośnie zmierzacie sobie razem z nim na piaski areny po to, aby ponieść chwalebną śmierć na cześć specjalnego gościa igrzysk: archanioła Michała... Przed nami Apokalipsa 2.0 - czyli może być tylko gorzej!
W ramach małego przypomnienia po tomie pierwszym "Areny Dłużników" (i nie tylko, wszak "Arena..." to już drugi cykl poświęcony Zekowi i gołkosiowym, apokaliptycznym klimatom): Ezekiel Siódmy to były Komornik, który jako jedyny przeżył Apokalipsę (a przynajmniej tę pierwszą). Przez splot okoliczności - wszak wszystko musi zawsze pójść nie tak, no nie? - i po dopełnieniu się katastrofy Zek pełnił sobie rolę... Boga Wszechmogącego! Stwórca się bowiem chwilowo gdzieś... stracił? Zawieruszył? Nevermind. Zek próbował więc (będąc owym p/o) stworzyć wszystko od nowa i zapobiec katastrofie, ta jednak uparcie jakby chce go dopaść - a przybrała ona tym razem postać pukającego do jego Świetlistego Pałacu aniołka... Szemijazasz to jednak wcale nie jest jakiś niewinny cherubinek (ha!, żeby to był TYLKO cherubinek!). Skrzydlaty gościu ma własną koncepcję rozwoju wydarzeń, a ta nie zakłada utrzymania Zeka ani przy życiu, ani tym bardziej u steru Dzieła Stworzenia. Cóż począć? Zek skoczył na łeb na szyję na Ziemię usiłując tak wycelować, aby trafić w odpowiedni czas i miejsce tuż przed początkiem Apokalipsy - po to, aby ją powstrzymać.
Czy się udało? Haha, dobry żart! Oczywiście, ŻE NIE! Co by to była za zabawa, gdyby wystarczyło tylko zrobić "pstryk!", w którego efekcie kończy się ten cały koszmar? To by było aż nazbyt proste. W związku z tym w ogóle nie dziwi fakt, że Zek po wylądowaniu na Ziemi trafia w Stanach do wariatkowa, spotyka równych sobie (ale jakże pozytywnych) świrów w osobach Cartera, Cat i zombiaka Reggie'ego i przemierza wraz z nimi Atlantyk, albowiem tylko na Starym Kontynencie jest szansa, aby zatrzymać ten kręcący się coraz szybciej, apokaliptyczny cyrk. Problem w tym, że Zek i kompania dają się zrobić w wała jak ostatni amatorzy i zostają sprzedani do niewoli, w której czeka ich chwalebna kariera gladiatorów i równie chwalebna śmierć w stertach piachu rzymskiego Koloseum.
Na arenie Zek na dzień dobry spotyka starego, dobrego znajomego - Siliasza. Kwituje to soczystym "o, kur..!" (kłania się poprzednia komornicza trylogia, koniecznie nadróbcie braki czytelnicze!), a jednak... nic nie zdarza się dwa razy tak samo. Porównywalnym elementem tej porąbanej układanki są jedynie piachy areny, zdegenerowana, anielska Góra (która pragnie chyba tylko ludzkiej krwi, najlepiej zdobytej na najbardziej wyrafinowane, wynaturzone sposoby) i... konieczność zdobycia broni, która przesiąknięta jest Purpurą! Tą samą Purpurą, która jest w stanie uśmiercać anioły, cherubiny, wysłanników i wszystkie inne zwyrodniałe ścierwa, polujące na rodzaj ludzki. A jeśli mówimy o broni, to ktoś musi ją wykuć... Dobry gladius, najlepiej mieniący się Purpurą, bardzo by się przydał! A jeśli potrzebujemy kowala, to tak się składa, że Zek spotyka - znów!; dokładnie tak, jak kiedyś, choć w nieco innych okolicznościach - niejakiego Teodora Stratilatę, zwanego też Teodorem z Tarsu: świętego, słynącego ze swych wyrobów kowalskich :) ...
Gdyby nie to, że tę recenzję będą czytać inni, to bez zahamowań KLĄŁBYM JAK SZEWC Z ZACHWYTU nad tą książką! Myślę, że uszy każdego świętego w mgnieniu oka by zwiędły (że o cherubinach i aniołach nie wspomnę). "Arena Dłużników" to jest tak fantastyczny, cudownie obrazoburczy i genialnie niepoprawny politycznie festiwal zrytego jak pęknięty baniak spier..lenia, że rogata dusza jest w stanie się w człowieku tylko i wyłącznie radować!
Jeżeli poprzednia komornicza trylogia zapadła Wam w pamięć i przyjemnie legła Wam na serduchu, to tym razem czeka Was jeszcze więcej wszelakiego dobra :) Wydawać by się mogło, że wcześniejszy cykl wyczerpał koncept, dał nam do ręki wszystkie odpowiedzi i nie zostawił po sobie już nic... Otóż nie! Michał Gołkowski udowadnia, że można jeszcze mocniej, jeszcze lepiej i w jeszcze cudowniej zryty sposób, a cała koncepcja ma tyle możliwości rozwojowych, ile tylko pozytywnie pogiętych pomysłów lęgnie się w głowie autora (Michał - Ty wiesz, że to komplement :D ).
Uff... Ale jazda! "Arena Dłużników" to nieustający, ostry trip bez trzymanki, w czasie którego sparodiowane i unurzane w absurdalnym (i genialnym w swej prostocie!) humorze sytuacyjnym jest absolutnie wszystko! O, matko, czego tu w obu dotychczasowych częściach nie będzie - będą olbrzymie osobniki szarańczy (przed którymi jedyną ochroną jest opancerzenie samochodu figurami religijnymi, krzyżami i głośną modlitwą), będą religijni fanatycy niszczący resztki cywilizacji w imię oczekiwania na Powrót Pana i nie zabraknie też cherubinów, którzy radośnie mknąć po nieboskłonie spalą laserami swych oczu flotę statków w nowojorskim porcie. Do tego dołóżmy archanioła-psychopatę i jego świtę, którzy obrali sobie za cel powrót świata do antyku i zrównanie ludzkiej godności z poziomem gnijącego w rowie ścierwa. Konwencja Genewska? Prawa Człowieka? Zapomnijcie - nie ten adres!
Jedna jeszcze uwaga dla co bardziej wrażliwych i poprawnych politycznie (lub religijnie) - ta książka z poprawnością nie ma absolutnie nic wspólnego. Ale właśnie dlatego jest tak GENIALNA! Zlasować sobie w przyjemny sposób mózg taką lekturą i leżeć niemal pod stołem ze śmiechu podczas jej czytania to była czysta przyjemność :)
Jak jechać ostro, to tylko bez trzymanki! Michał Gołkowski pokazuje, że tylko takie podejście ma sens - bo tylko takie podejście może dać nam tyle frajdy, ile daje ją ta książka! Powrót Ezekiela na karty kolejnej książki Michała cieszy niezwykle, nieprzyzwoicie i napawa niekłamanym zachwytem. Warto było na to czekać.
Fabryko - dziękuję!
#arenadłużników2 #komornik #michałgołkowski #apokalipsa #ezekielsiódmy #fabrykasłów #szmizajasz #wiecznemiasto #szemizajasz #teodorstratilat #cosnapolce #bookstagram #bookreview #fantastyka #czytamksiazki #czytamfantastyke #bookstagrampolska #recommendedbooks
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz