Tytuł: Młody bóg z pętlą na szyi. Terapia u doktorka
Cykl: Młody bóg z pętlą na szyi (część II)
Autor: Anka Mrówczyńska
Wydawnictwo: Psychoskok
Data wydania: 31.07.2017r.
Liczba stron: 190
"Jenny, mam na imię Jenny. Co w jej głowie siedzi - wiem
tylko ja"...
Nie wiem czy pamiętacie ten refren pewnej piosenki sprzed lat. Zakładam, że tak
;) ... Trudno chyba o lepszą (muzyczną tym razem) mini-pigułkę informacyjną na
temat sedna tego, o czym są książki Anki Mrówczyńskiej (pozdrawiam Cię
serdecznie w tym miejscu :) - raz jeszcze dziękując za chwilkę rozmowy i dobre
słowo o wcześniejszych recenzjach ;) ). O czym więc są? Tak naprawdę, patrząc
na to z innej strony... o świetnych ludziach, którzy nie do końca wiedzą (i nie
wierzą w to), że są świetni :) ... Każdy jest przecież wyjątkowy :) Szkopuł w
tym, co - znów ukłon w stronę refrenu - "siedzi w głowie"... A mogą
tam siedzieć różne rzeczy. To kolejna książka właśnie o tym - o tym, co może
siedzieć w czyjejś głowie... Znów lektura do bólu i do gruntu autobiograficzna
- i znów pełna niesamowitej odwagi. Już za to wielkie brawa i - niezmiennie - wielki
szacunek dla Anki.
Ta książka to świetny obraz tego, czym jest - i czym może być - psychoterapia w
przypadku kogoś z problemem pt. "borderline". Celowo używam słowa
"problemem"... Wrzucić wszystkich do jednego wora z piętnującym
napisem "choroba" jest szalenie łatwo, a borderline to po prostu
pewnego rodzaju zaburzenie... (wystarczy sobie wygooglować i przeanalizować choćby
samą nazwę). A zatem po prostu pewien problem. Z którym trzeba sobie (po)radzić.
I to każdego dnia, dzień po dniu - nie jest to bowiem coś, co mija jak za
dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Jednak można z tym wszystkim żyć i
funkcjonować. I to zarówno patrząc z perspektywy kogoś, kto ma ten problem, jak
i z perspektywy wszystkich wokół, którzy żyją i funkcjonują wokół tej osoby (będąc
w ten czy w inny sposób w jej życiu). Ta książka jest w dużej mierze o tym, co w
tym codziennym dziele... pomaga - o indywidualnej psychoterapii.
Jak to wygląda? Na czym polega? Łopatologicznie pytając - "z czym i jak
się to je"? Niby w założeniu prosta sprawa, bułka z masłem... Gabinet,
terapeuta, spotkania... Haniebne uproszczenia i wciąż funkcjonujące stereotypy (rodem
z ciemnogrodu) kazałyby dodać tu jeszcze pewnie kozetkę... ale nie, to nie do
końca tak właśnie wygląda... Nawet zupełnie nie. Uproszczenia uproszczeniami,
ale tak naprawdę... to wszystko nie jest łatwe. Rzekłbym nawet, że jest
niesamowicie trudne. Ta książka to pokazuje... Terapia i jej sedno to
nawiązanie nici porozumienia między terapeutą i siedzącą naprzeciw niego osobą.
To rozmowy. Próby zrozumienia, co jest istotą problemu, a później rozpracowania
go, rozłożenia na czynniki pierwsze, okiełznania... Łatwe?... O, nie... Przy
tym wszystkim mamy bowiem do czynienia z tyglem pełnym emocji. Z elementem
problemu, jakim są myśli (i czyny) autodestrukcyjne. I czasem... może i z
zamykaniem się. Może... to już kwestia interpretacji. I kwestia konkretnego
człowieka, konkretnej osoby. Czasem bowiem istnieje też coś takiego jak upór -
na zasadzie, że im bardziej się naciska (lub tylko tak nam się wydaje), to
stajemy okoniem (jeszcze bardziej)... ale to tylko taka mała dygresja :) ... i,
jak wspomniałem, kwestia indywidualnej interpretacji... Nic nie jest w każdym
razie ani łatwe ani proste. Czasem coś się może nie udać... z wielu różnych
przyczyn.
Co jest istotnym wnioskiem? Chyba to, że terapia jest czymś dobrym... ale i
niesamowicie trudnym. Jak bardzo trudnym uzmysłowić może fakt, że Anka
opisywaną na kolejnych stronach terapię przerwała... W dużej mierze z przyczyn,
o których pisałem akapit wyżej. Tygiel emocji, miotanie się od bandy do
bandy... Tak, wiem, powtarzam sie troszkę przy każdej recenzji kolejnej takiej lektury,
ale nie sposób tego uniknąć. "Problem" bowiem cały czas kręci się,
tak naprawdę, wokół tych samych kwestii - uciec więc od powtarzania się nie
sposób... Ta książka to przede wszystkim bardzo osobiste doświadczenia własne, nie
jest więc napisana z perspektywy terapeuty (czy, szerzej patrząc, kogokolwiek
będącego "obok")... Ale chyba rzecz w tym, że i terapia (i
jakikolwiek sposób bycia "obok" kogoś) sprowadza się do próby
dotarcia do czyjejś głowy... Do dostania się do środka - po to, żeby zrozumieć.
I coś zrobić. Coś dobrego... Czy to w gabinecie, czy na co dzień. Każdy sposób
jest dobry, różnica tylko taka, że ktoś z gabinetu wykonuje swój zawód i jest
fachowcem, a ktoś "z codzienności" robi to bezinteresownie ;) ...
"Terapia u Doktorka" jest tak naprawdę trochę o tym, jak trudno jest
czasem... raz że do tej głowy się dostać, dwa - pozwolić na to, żeby ktoś tam
wszedł, i wreszcie trzy - o tym, jak bardzo stąpa się po kruchym lodzie, biorąc
pod uwagę pierwsze i drugie... Niekiedy trudno się otworzyć. Do tego nie zawsze
lubimy i tolerujemy, kiedy ktoś, nawet tylko chcąc pomóc, definiuje nas samych
i (obiektywnie, czy też tylko naszym zdaniem - bo tak nam się w danej chwili wydaje)
nas ocenia. Wszystko jest kwestią interpretacji... Ta książka też. Dlatego
myślę... że nie będę niczego z tych stron oceniać. Jeśli mogło się tak wydawać
przez dotychczasowe akapity, to nie o to mi chodziło, wcale nie... Nie o to tutaj
bowiem chodzi... Ta książka nie jest po to, żeby oceniać jej treść. Ma w sobie
coś więcej, takie małe przesłanie... mimo różnej treści na kolejnych stronach, to
przesłanie jest pozytywne - i można je zawrzeć w jednym słowie: WARTO... Tylko jedno
jest według mnie po tej lekturze ważne: terapia jest czymś, co może pomóc. Czy
pomoże, to osobna sprawa... Ale może pomóc. Tak, różnie się taka terapia może
potoczyć... Ale jeśli może pomóc?... To warto spróbować. Trochę... jak w życiu
:) ... Jeśli jest ktoś, kto pomaga... i może pomóc... to może warto to brać.
Choćby i garściami. Będą wzloty i upadki. Efekty też nie zawsze będą. Ale jeśli
choć trochę coś to daje... to WARTO. Średnio przyjemnie idzie się przez życie i
przez wszystkie jego części, też przez te trudne, samemu. Jeśli są obok ludzie,
którzy choć trochę rozumieją, chcą zrozumieć jeszcze bardziej, a my to czujemy
i wiemy, jak to na nas działa... to chyba WARTO :) ...
Cieszę się, że mogłem przeczytać tę książkę. Anka z każdą kolejną częścią tego
swoistego cyklu robi jednocześnie coś dobrego. Ważnego. Pomaga innym. To
wszystko ma wielki sens. Już o tym pisałem w innej recenzji, ale może - prócz
tego, co te książki robią dobrego dla osób z pewnym problemem i dla ich
bliskich - może kiedyś takie lektury zrobią szerszy wyłom w murze tego, co bez
ogródek można nazwać "ciemnogrodem". Może... :) Na dziś dzień to
kawał świetnej roboty. Oby tak dalej :) ...
Serdecznie dziękuję Wydawnictwu Psychoskok za egzemplarz recenzencki.