Strony

niedziela, 6 marca 2022

Magiczne piórko Gwendy - Richard Chizmar (wstęp: Stephen King)

Cykl: Pudełko z guzikami Gwendy (tom 2)
Autor: Richard Chizmar (wstęp: Stephen King)
Wydawnictwo: Albatros
Data wydania: 23.02.2022
Liczba stron: 224


Niebezpieczne guziki i czekoladki...

"Magiczne piórko Gwendy" to kontynuacja napisanego wspólnie przez Stephena Kinga i Richarda Chizmara "Pudełka z guzikami Gwendy". Tym razem Stephen King napisał jedynie wstęp książki, całość "pociągnął" sam Chizmar, a polscy fani... powoli już swego czasu tracili nadzieję na to, że "Magiczne piórko..." ukaże się i u nas (w USA książka pojawiła się w 2019 roku). Na szczęście na horyzoncie pojawiła się wieść o tym, że obaj panowie ucieszą nas trzecim tomem tej historii ("Ostatnia misja Gwendy" ukaże się w maju br.), więc nielogicznym by było, gdyby drugi tom cyklu pozostał w Polsce niewydany. I powiem Wam, że nawet jeśli King napisał tutaj jedynie wstęp, to wierni fani autora (w tym ja) mogą być bieżącą premierą zachwyceni! I są - bo też i jest czym.


Przypomnijmy pokrótce na początek o co chodziło w "Pudełku z guzikami Gwendy". Gwendy Peterson była zwykłą dziewczynką z amerykańskiego miasteczka Castle Rock (tak jest - chodzi DOKŁADNIE O TO miasteczko!), było tak jednak - co do tej "zwyczajności" - tylko do chwili, gdy na Schodach Samobójców spotkała tajemniczego mężczyznę w czarnym kapeluszu. Ów jegomość nazywał się Richard Farris i miał dla Gwendy pewien podarunek. A w zasadzie coś na przechowanie... Tym czymś było magiczne pudełko, które swojemu właścicielowi (lub opiekunowi takiemu jak Gwendy) dawało ogromne możliwości. Po pociągnięciu za boczne wajchy wysuwały się z niego szufladki z drogocennymi monetami, albo kunsztownie wykonane czekoladki, które po zjedzeniu ofiarowywały danej osobie dar bycia najlepszym, najbystrzejszym, zdrowym - po prostu wyjątkowym. To było coś, co pudełko miało do zaoferowania "tym dobrym"... Były też jednak rzeczy, które pudełko mogło ofiarować "tym złym"...


Cały haczyk polegał na tym, co tkwiło WEWNĄTRZ pudełka. Szufladki z monetami i czekoladkami kryły się bowiem po bokach, a w środku znajdowały się różnokolorowe guziki, które można było nacisnąć. Zupełnie jak w jakiejś maszynie. To nie była jednak zwykła maszyna. Każdemu guzikowi o określonym kolorze odpowiadał jeden z kontynentów; kiedy taki guzik zostawał wciśnięty, na którymś kontynencie mogło dojść do jakiejś tragedii... Był tam też jeszcze jeden guzik - czerwony. Usytuowany jakby obok pozostałych, na najważniejszym miejscu. Czuło się, że jego użycie sprowadzi na świat jakąś wyjątkowo przerażającą katastrofę. Dla dobra wszystkich lepiej więc byłoby go nie naciskać.


Gwendy o tym wiedziała i choc nieraz ją kusiło, to jednak nigdy nie sprowadziła na świat żadnej hekatomby. Farris wiedział, co robi, powierzając jej pudełko. Kiedy nadszedł czas zjawił się ponownie i odebrał je od Gwendy - czas, w którym mogła korzystać z dobrodziejstw tej magicznej skrzynki już się dla niej skończył. Nadszedł czas na dorosłość.

Po wielu latach - i w tym właśnie miejscu zaczynamy opowieść o "Magicznym piórku Gwendy" - Pani Peterson jest już dojrzałą, poważną osobą. I ma na koncie sporo sukcesów, począwszy od wydania książkowych bestsellerów, poprzez udaną akcję w propagowaniu kampanii na temat AIDS, aż po objęcie stanowiska kongresmenki w najwyższych władzach kraju. Krótko mówiąc: Gwendy się powodzi. Przez tyle lat prawie już zapomniała o pudełku, jednak czasem nachodzi ją myśl o tym, ile w swoim życiu zawdzięcza samej sobie, a ile mocy tajemniczej skrzynki...


Nieoczekiwanie pudełko właśnie teraz do niej wraca. Gwendy jest w szoku, skrzynka pojawiła się bowiem w chwili, gdy kompletnie się tego nie spodziewała (prawdę mówiąc w ogóle nie oczekiwała, że jeszcze kiedyś je zobaczy). Tym razem w pobliżu nie ma jednak ani śladu Farrisa... Dlaczego pudełko pojawiło się właśnie teraz? Może ma to związek z tajemniczymi porwaniami dziewczynek w jej rodzinnym Castle Rock? Gwendy jedzie do domu. I tak miała taki zamiar (idą Święta), wkrótce więc przekona się, do czego (i czy w ogóle) przyda jej się tym razem dobrze znajome, magiczne pudełko.


Na miejscu Gwendy wpada w wir świątecznych przygotowań, spędza czas z rodzicami, ale także mimochodem uczestniczy w śledztwie dotyczącym zaginionych dziewczynek. Wkurza się także notorycznie na podstarzałego kongresmena-idiotę, a także na kompletnie nieodpowiedzialnego prezydenta, który zachowuje się w sposób totalnie nieprzewidywalny (jak widać Chizmar podziela opinię Kinga na temat Trumpa; aluzja do poprzednika Bidena jest tu bardzo wyraźna). A gdyby tak ich usunąć?... Wszystkich: porywacza dzieci, kongresmena-idiotę, durnego przywódcę narodu?... Czerwony guzik jest tak blisko, dosłownie na wyciągnięcie ręki!... Pokusa jest bardzo silna. Czy Gwendy się jej oprze?


Książka jest bardzo fajna i każdy fan miasteczka Castle Rock (znanego z takich powieści Kinga jak "Cujo", "Martwa strefa", "Sklepik z marzeniami") z przyjemnością tu powróci. Sama lektura jest - tak jak miało to miejsce w przypadku "Pudełka..." - bardzo "lekka" i, jak na styl Kinga (a z niego wszak czerpie Chizmar) dość trywialna, jednak wszystkie argumenty "za" biorą się tutaj z faktu naszego powrotu do Castle Rock, które jest flagowym przykładem na to, jak wygląda amerykańska prowincja z całą jej małomiasteczkowością, hermetycznością, tajemnicami, ale i z gościnnością oraz z ciepłem, które bierze się prosto z serc dobrych ludzi. Małe miasteczka to niezwykle plastyczna i bliska czytelnikowi scenografia, na której najchętniej podziwialiśmy przez dziesiątki lat pokazywane przez Kinga historie oraz ich głównych bohaterów, którzy na przestrzeni dekad mierzyli się ze złem w różnych odsłonach. Między innymi właśnie za to od zawsze kochamy Stephena Kinga. Richard Chizmar bardzo dobrze pojął nauki Mistrza i świetnie wszedł w rolę opowiadacza, która przypadła mu na łamach "Magicznego piórka Gwendy".


A skoro już o tytułowym piórku mowa... Można by sądzić, że odegra ono w książce rolę kluczową, a tymczasem co prawda się pojawia, jednak nie wydaje się mieć ono jakiejś kluczowej roli dla wszystkiego, co się tutaj fabularnie wydarzy. Kiedyś było to szczęśliwe piórko dziewczynki, które Gwendy odkupiła od pewnego chłopca i głęboko wierzyła w to, że rzeczywiście przyniesie jej ono szczęście. Piórko kiedyś jej się zgubiło. Teraz odnalazł je w garażu ojciec Gwendy. Pani kongresmen daje je w szpitalu swojej mamie, która ma nawrót nowotworu; choroba się cofa, a piórko znów znika, jednak nie do końca wiadomo, czy wyzdrowienie starszej pani Peterson to faktycznie zasługa piórka, czy też np. magicznych czekoladek z bocznych szufladek pudełka, którymi Gwendy karmi swoją mamę. A może to wszystko to po prostu wiara w szczęście, piórkowe placebo, złudzenie i uśmiech losu? Tego do końca nie wiadomo. I właśnie dlatego jest w tym tyle uroku.


Podsumowując chciałbym podkreślić, że fani Kinga będą prawdopodobnie zadowoleni, jednak ci z nich, którzy wymagają "czegoś więcej" mogą poczuć pewien niedosyt. Co prawda King napisał tutaj jedynie wstęp, a całą pracą zajął się Chizmar, jednak "Magiczne piórko Gwendy" bardzo mocno nawiązuje do sedna twórczości Kinga (zwłaszcza w kontekście Castle Rock) oraz do kierunku, w jakim Mistrz zmierza literacko w ostatnich latach, tak więc rozpatrywanie części napisanej przez Chizmara w kontekście ogółu książek Stephena Kinga jest jak najbardziej uprawnione. I już tłumaczę, dlaczego część publiki może poczuć niedosyt. W ostatnich latach King wciąż pisze świetnie, wręcz porywająco (dość wspomnieć "Instytut", "Outsidera", "Billy'ego Summersa"), ale zdarzają mu się także tytuły słabsze, pozbawione oczekiwanego od nich błysku i o zauważalnie niższej jakości niż ta, do której King przyzwyczaił nas w swoich najlepszych powieściach (przykładem takich nieco niższych lotów może być "Uniesienie", "Jest krew...", do pewnego stopnia także zeszłoroczne "Później"). W tym świetle cykl o Gwendy jest właśnie czymś takim - cyklem książek o mniejszym blasku, niż się tego od tych książek oczekuje. To lektury nieco lżejsze, jak na Kinga "lightowe" i... to się nie każdemu podoba. Pamiętajmy jednak o jednej rzeczy: to wciąż Stephen King. I każda jego książka jest wyjątkowa.


Ja osobiście jestem jednak zadowolony. Niecierpliwie wypatruję maja i ostatniej (tak przynajmniej wieść niesie, choć kto wie? - King już nieraz wracał do tematów i do bohaterów, z którymi pozornie już skończył, jak choćby do postaci Rolanda Deschaina z "Mrocznej Wieży", czy do Holly Gibney z trylogii o Billu Hodgesie) części tej historii. Robi mi się tylko trochę smutno, a to z tego względu, że już od kilu lat mam wrażenie, że King jakby powoli żegnał się ze swoimi ulubionymi tematami, miasteczkami, i właśnie dlatego raz jeszcze do nich zagląda - jak choćby w historii o Gwendy, w której zagląda raz jeszcze do Castle Rock... Oby było to tylko moje mylne wrażenie, życzę sobie bowiem jeszcze całego stosu jego nowych książek.

Wydawnictwo Albatros - dziękuję.

#magicznepiórkogwendy #gwendypeterson #castlerock #pudełkozguzikamigwendy #richardchizmar #stephenking #albatros #wydawnictwoalbatros #gwendysmagicfeather #cosnapolce #czytamksiazki #dobraksiazka #bookstagram #bookreview











Brak komentarzy:

Prześlij komentarz