Strony

sobota, 30 marca 2019

Serce Lodu - Arkady Saulski


Tytuł: Serce Lodu
Autor: Arkady Saulski
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Data wydania: 15.03.2019r.
Liczba stron: 352


Lód, magia i walka ze złem.

Zło, lód, czary, hordy barbarzyńców atakujących cywilizowany świat... Do tego dwóch bohaterów złączonych wzniosłą sprawą i depczący im po piętach rywale, którzy cel mają podobny, lecz pobudki zupełnie inne. Oto Arkady Saulski i "Serce Lodu" :)

Przyjemne nawet to fantasy w niniejszej odsłonie ;) Arkady Saulski nie był dotąd znanym mi autorem, aczkolwiek ten stan rzeczy od teraz się zmieni, nie zamierzam bowiem - w miarę możliwości rzecz jasna - odpuszczać odtąd jego kolejnych książek. Warto się tym panem zainteresować :)

Cesarstwo Orlanu to największa siła polityczna i militarna w wykreowanym przez autora świecie. Jest jeszcze co prawda papiestwo, aczkolwiek jego siła nie jest wcale taka wielka... Na mroźnym, skutym lodem południu pojawia się zagrożenie - hordy barbarzyńców połączone mocą tajemniczych glifów i osobą kapłana, który odstąpił od prawdziwej wiary na rzecz żądzy władzy przykrytej płaszczykiem walki o odrodzenie dawno skruszonego i upadłego imperium prą naprzód... Wolne miasta leżącego na południu Karhanu są zagrożone. Nie ulega wątpliwości, że Cesarstwo Orlanu będzie następne.

Moc spajająca hordy barbarzyńców pochodzi rzekomo od tajemniczego Serca Lodu - magicznego artefaktu o wielkiej mocy, który zaginął przed wiekami. Tropy doń wiodące prowadzą ku Białej Fortecy na dalekim południu - tam być może kryje się zarówno sam artefakt, jak i władający nim kapłan. Zarówno Cesarstwo jak i Kościół chcą posiąść tajemniczą moc. Biskupi wysyłają w tym celu Setha, znakomicie wyszkolonego również w mieczu zakonnika, który werbuje dla swej sprawy Erina, znamienitego wojownika i najemnika zarazem; łączą siły z różnych powodów, lecz cel jest jeden - Serce Lodu. Problemem stają się jednak oddzielające bohaterów od artefaktu hordy żądnych krwi barbarzyńców, a sprawy komplikuje dodatkowo fakt, że władczyni Cesarstwa Orlanu wysyła z podobną misją własnych siepaczy - kto i czy dotrze do artefaktu pierwszy?

Wyszło to wszystko na papierze całkiem całkiem :) Wykreowany przez Arkadego Saulskiego świat jest przekonujący, szczegółowy, posiada do tego własną historię i legendy; wszystko tutaj ze sobą gra i tworzy naprawdę fajny klimat. Zastanawiam się, na ile autor inspirował się twórczością innych, ale książka nie jest bynajmniej kalką czegoś, co już było - wcale a wcale nie :) Skojarzenia co prawda są ("Pieśń Lodu i Ognia" sama się nasuwa na myśl ;) ... różnica jednak zasadnicza jest taka, że nieumarłych się tu nie uświadczy, a samo zagrożenie nadciąga nie z północy, lecz z południa kontynentu), ale to tylko skojarzenia. Epickość przedstawionej historii jest na tyle oryginalna i pełna pasujących do całości szczegółów, że nie warto się czepiać. Czymże bowiem są tak po prawdzie dzieła innych, jeśli nie świetnym źródłem inspiracji dla czegoś nowego? :)

Czepiać można by się było czegoś zgoła innego, a mianowicie tego, że momentami opowieść dosyć gładko przechodzi do dalszych wydarzeń, a sami bohaterowie noszą w sercach tyle wychodzących na jaw po drodze przydatnych tajemnic i umiejętności, że czasem jest trochę zbyt łatwo, a całość fabuły bywa zbyt oczywista... Zwłaszcza Seth i Erin są zbytnio chwilami bogaci w skrywane wcześniej umiejętności i koneksje (a czasami w sprzyjające im szczęście). Cóż... dla mnie jest to pewien mankament, ale trzeba przyznać, że bez tego wszystkiego o czym piszę zarówno bohaterom jak i całej opowieści było by chwilami ciężko ruszyć naprzód. A zatem - jak pisałem chwilę temu - nie czepiajmy się zbytnio ;)

Podsumowując - warto przeczytać. Historia wciąga i szybko się czyta. Klimat opowieści jest przekonujący, chwilami przyjemnie mroczny, pełen magii i tajemnic. Dobrze to wygląda i fajnie się czyta. Zastanawiam się, czy "Serce Lodu" będzie mieć jakąś kontynuację... Książka wydaje się być zamkniętą historią, ale przyjemnie by było wrócić zarówno do Karhanu, jak i do Cesarstwa Orlanu. Miejmy więc nadzieję, że będziemy mieć ku temu okazję :)

Gorąco polecam!

Dziękuję Fabryce Słów za egzemplarz recenzencki.






Szczury Wrocławia. Kraty - Robert J. Szmidt


Tytuł: Szczury Wrocławia. Kraty
Cykl: Szczury Wrocławia (tom 2)
Autor: Robert J. Szmidt
Wydawnictwo: Insignis
Data wydania: 30.01.2019r.
Liczba stron: 616



Nieumarli w natarciu.

Zombie i PRL? Tak! O tym właśnie w skrócie jest ta książka :) Połączenie niemożliwe? Bynajmniej. Mieszanka wybuchowa? Jak najbardziej :) Realizm? Oj, jest – wiernie oddana sceneria Wrocławia i nawiązanie do autentycznej epidemii czarnej ospy z 1963 roku robią swoje (!) W związku ze wszystkim powyżej: całokształt… Czy naprawdę trzeba zadać pytanie (retoryczne) czy jest dobrze lub źle? ;)

Dla mających wątpliwości - wszystko w tej książce jest zdecydowanie na plus! Robert J. Szmidt stworzył opowieść spójną, ukazaną z wielu perspektyw, pełną mroku i realistycznych odczuć – no aż chce się czytać :) A czyta się dosyć szybko. Na koniec zostaje więc pewien nieunikniony dyskomfort spowodowany przez niedosyt… ;)

Wrocław, sierpień 1963 roku. Epidemia czarnej ospy skutek ma dość nieoczekiwany, na ulice stolicy Dolnego Śląska wylegają bowiem nieumarli. Milicja jest bezradna, inne siły porządkowe również, mieszkańcy zaś w popłochu uciekają gdzie się da. Wojsko adoptuje na swoje potrzeby miejscowe zoo, zamykając za jego kratami złapanych zombie celem ich obserwacji i – taką wojskowi mają przynajmniej nadzieję – wynalezienia z czasem jakiegoś sposobu na skuteczne i szybkie unicestwianie stworów (a może i remedium). Służba więzienna również używa swoich cel, lecz z myślą o czymś nieco innym, kraty stają się bowiem bezpiecznym schronieniem dla rodzin i bliskich pracowników służby penitencjarnej. Ma to jednakże swoje konsekwencje (spore i nieprzyjemne), cele bowiem wcześniej puste bynajmniej nie były… Na wolność wypuszczono więźniów sądząc, że poradzą sobie w opanowanej przez nieumarłych rzeczywistości. Skutek zaś jest taki, że zwyrodnialcy pokroju Fabiana Sprychy mają niepowtarzalną szansę na to, żeby zawładnąć miastem…

Fantastyczna książka :) Zombie Roberta J. Szmidta to jedni z najciekawiej wykreowanych zombie o jakich miałem okazję czytać: bezmyślni wprawdzie i powolni, a jednak prawie niezniszczalni. Dający sobą do pewnego – bezmyślnego – stopnia kierować, co jest niesamowitą szansą dla typów pokroju Sprychy. Zombie to zombie, ale największym zagrożeniem dla ludzi są w tej książce inni ludzie, którzy dążą do jak największej anarchii i chaosu… Jak mawiał Petyr Bealish z „Gry o Tron”: „Chaos jest drabiną”…

Klimat opowieści przekonuje do książki niesamowicie. Osadzenie realiów i akcji w czasach PRL-u dodaje całości dramaturgii i pierwiastka autentycznej grozy. Zwykli ludzie milicji bynajmniej w tamtych czasach nie kochali, wobec czego już na starcie dramaturgia jest spora z uwagi na brak współpracy mieszkańców z przedstawicielami władzy i sił porządkowych. Pamiętajmy też, że to PRL – nie ma tu smartfonów, internetu, Facebooka… Informacje nie rozchodzą się tak szybko, a to tylko daje zombiakom atut zaskoczenia i świetnie wpływa na wspomnianą dramaturgię zdarzeń. Polska Ludowa nie była przy tym bynajmniej miejscem szczęśliwym i kolorowym; ponura peerelowska sceneria także robi sporo dobrego dla klimatu książki.

Akcja przedstawiona z trzech perspektyw (wojsko, więzienie, miasto opanowane przez zombiaków, na którego ulice wypuszczono wszelkiej maści przebiegłych złoczyńców) zdaje według mnie egzamin. Naprawdę nieźle się to wszystko prezentuje. Co więcej zaś, „Kraty” są wprawdzie drugą częścią cyklu „Szczury Wrocławia”, ale można je czytać nawet bez znajomości poprzedniej części, tj. bez znajomości „Chaosu”. Jako samodzielna lektura książka również daje radę.

Cóż dodać… Oby jak najwięcej takich książek :) Robert J. Szmidt udowadnia, że rodzime wizje nieumarłej apokalipsy stoją na wcale nie gorszym poziomie niż znane powszechnie wizje twórców zagranicznych. To dobra wiadomość. Czekamy na więcej Panie Robercie ;)

Dziękuję Wydawnictwu Insignis za egzemplarz recenzencki.






Rozwiń swoją wyobraźnię. Myśl i twórz jak wynalazca - Temple Grandin


Tytuł: Rozwiń swoją wyobraźnię. Myśl i twórz jak wynalazca (tytuł oryginału: Calling All Minds: How To Think and Create Like an Inventor)
Autor: Temple Grandin
Wydawnictwo: Insignis
Data wydania: 28.11.2018r.
Liczba stron: 248



Coś dla szarych komórek!

A teraz będzie coś, przy czym nie sposób będzie się nudzić :) Oto bowiem książka łącząca w jedno coś dla majsterkowiczów (zarówno amatorów jak i dla bardziej zaawansowanych), coś dla wszystkich ciekawych sposobu powstania rozmaitych wynalazków, jak również coś dla każdego, kto żądny jest informacji dotyczących biografii wynalazców (tych bardziej i mniej znanych) oraz ciekawostek na temat patentowania, procesu twórczego oraz wszelakich szczegółów technicznych dzieł, które wyszły z rąk swoich twórców :)

Na wstępie zacznę może od tego, że główną myślą przewodnią autorki, Temple Grandin, jest nie tylko zarażenie czytelnika swoją ciekawością świata, ale ważny jest tutaj także właściwy przekaz książki, którym jest: nigdy się poddawaj, dociekaj i próbuj na wszelkie możliwe sposoby oraz na przekór wszystkim przeszkodom! :) Wymiar tego przekazu nabiera jeszcze większej mocy kiedy dowiemy się, że autorka – wykształcony naukowiec; doktor zootechniki, profesor na Colorado State University – to wysokofunkcjonujący autysta (!). Jak widać posiadanie na co dzień swojego problemu (z którym trzeba się nieustannie borykać) wcale nie jest przeszkodą do tego, żeby nie tylko coś w życiu osiągnąć, stać się autorytetem, ale także można pomimo tego codziennego problemu skutecznie inspirować innych. Budujące? :)

„Rozwiń swoją wyobraźnię…” to świetna prowokacja do tego, żeby zacząć samemu kombinować z wszelkiego rodzaju konstrukcjami :) Zarówno tymi mniej, jak i bardziej skomplikowanymi. Na kolejnych stronach – poza notkami biograficznymi twórców oraz ciekawostkami dotyczącymi wszelakich wynalazków – znajdziemy schematy, modele i instrukcje prowadzące za rękę, krok po kroku do tego, żeby zbudować / skonstruować samemu np. amatorski helikopter, efektywnie latający latawiec, czy kalejdoskop :) Przykładów i inspiracji znajdziemy w książce mnóstwo – i to o różnych poziomach trudności, od banalnego samolotu z papieru (to akurat troszkę trywialny przykład, ale zamieszczony w książce został), aż do Pokoju Amesa (rodzaj pomieszczenia, w którym dzięki specyficznemu układowi i konstrukcji ścian powstają złudzenia optyczne; coś takiego wykorzystano np. w filmowej trylogii „Władca Pierścieni” w celu ukazania różnic wzrostu bohaterów – ta konstrukcja to już naprawdę wyższa szkoła jazdy, aczkolwiek konstrukcja ta jest… jak najbardziej wykonalna :) ).


Same notki biograficzne autorów i dygresje dotyczące genezy różnych zjawisk i wynalazków również są niesamowicie ciekawe :) Na poszczególnych stronach dowiemy się np. jak wygląda proces patentowania wynalazków, czy też informacje o tym co można opatentować, a czego nie. Można się także dowiedzieć interesujących rzeczy z dziedzin fizyki, inżynierii, mechaniki i szeroko pojętej nauki, jak np. tego, dlaczego i jak działają rzepy w butach, co sprawia że latawiec rzeczywiście lata, czy też czemu należy zawdzięczać wygląd płatków śniegu :) Jesteście ciekawi? ;) – jeśli tak, to zapraszam do lektury :)

Niniejsza książka to pozycja, o której można by wiele mówić, ale zdecydowanie lepiej jest ją samemu przeczytać – i zastosować zdobytą wiedzę w praktyce! Dodatkowy atut zawartych na kolejnych stronach przykładów jest zaś taki, że możemy się pobawić i zainspirować sami, ale możemy także zrobić to wspólnie z własnymi dziećmi – pomyślcie tylko, ile będzie frajdy ze zrobienia we dwójkę z dzieckiem domowego helikoptera, czy latawca :) Jak dla mnie – bomba!

Gorąco polecam :) Naprawdę warto sięgnąć i – jak sugeruje tytuł – porozwijać trochę wyobraźnię (i to nie tylko własną! :) ).

Dziękuję Wydawnictwu Insignis za egzemplarz recenzencki.






piątek, 29 marca 2019

Siedem śmierci Evelyn Hardcastle - Stuart Turton


Tytuł: Siedem śmierci Evelyn Hardcastle (tytuł oryginału: The Seven Deaths of Evelyn Hardcastle)
Autor: Stuart Turton
Wydawnictwo: Albatros
Data wydania: 27.02.2019r.
Liczba stron: 544



Zagadka jakich (naprawdę!) mało.

Używanie w odniesieniu do jakiejkolwiek książki określeń w rodzaju „wyjątkowa”, „zaskakująca”, „świetna” niezwykle podnosi poprzeczkę oczekiwań, a tym nie każda książka jest w stanie sprostać. Jednakże w przypadku „Siedmiu śmierci Evelyn Hardcastle” wszystkie powyższe określenia (i wiele innych!) są w pełni usprawiedliwione i jak najbardziej na miejscu! Kryminał jest z tej książki pierwszorzędny, a zaserwowana czytelnikom zagadka - naprawdę wyjątkowa. 

Posiadłość Blackheat - miejsce zbrodni, której przebieg, sprawcę i motywy odkryć ma Aiden Bishop. Do tego grupa świadków i jednocześnie podejrzanych, każdy zaś z innym alibi, z inną perspektywą, z innym zestawem zapamiętanych sekwencji zdarzeń, faktów i… kłamstw. Osiem dni, osiem wcieleń - osiem szans na rozwiązanie zagadki… Aiden Bishop każdego dnia wciela się w kogoś innego (wpadając w swoistą pętlę czasu i doznając przy tej – codziennie się powtarzającej się - okazji swego rodzaju własnego Dnia Świstaka). Bishop „operując” z poziomu świadków zdarzenia poznaje nowe perspektywy, nowe punkty widzenia, nowe zestawy faktów (i kłamstw), samo morderstwo jednak ciągle się powtarza… Codziennie. Czy uda mu się rozwikłać sprawę? Inaczej może nie opuścić pięknej posiadłości Blackheat… (już nigdy).

Fabuła i pomysł na nią – palce lizać! Różne perspektywy, powtórzenia fabularne wzbogacane o coraz to nowe tropy, ślady, punkty odniesienia (jedne mylące, inne właściwe), trudny do przezwyciężenia i do przebicia mur, za którym kryje się prawda, a do tego nieustająca rozrywka intelektualna dla czytelnika polegająca nie tylko na próbie samodzielnego dojścia do prawdy, ale także na przyjemności wynikającej z wyłapywania różnic i tropów w każdej z przedstawionych wersji zdarzeń (tak do siebie podobnych, a jednocześnie tak od siebie różnych). Patrząc na rzecz w największym skrócie - nic dodać nic ująć :) Kryminał jako gatunek literacki w zasadzie cały czas ma się dobrze, jednak książki takie jak ta wynoszą go – choć na chwilę – na poziom bliski geniuszowi. „Siedem śmierci…” swą konstrukcją nawiązuje do najlepszych tradycji takich autorów jak Agatha Christie, na dokładkę odświeżając i wzbogacając całą konwencję o coś nowego, dzięki czemu chce się coś takiego po prostu czytać. Zaskakujące jest w tej lekturze – tak na dzień dobry – zwłaszcza to, że jest to de facto literacki debiut (!). Jeśli Stuart Turton już teraz pisze w ten sposób – co będzie dalej? Tego autora trzeba koniecznie dopisać do listy obserwowanych twórców :)

Wydawać by się mogło, że kryminał jako taki nie jest w stanie zaoferować nam, czytelnikom, już nic nowego. Że wszystko już tak naprawdę gdzieś i kiedyś już było, a poszczególni pisarze zmieniają tylko scenografię, światła, sam scenariusz zdarzeń zmieniając jednak tylko kosmetycznie – o ile w ogóle… A jednak konwencja ta wcale nie wyczerpała ani swojego potencjału, ani też swych zasobów. „Siedem śmierci…” naprawdę może się podobać. To taki świeży powiew w pokoju, w którym każdy z obecnych w nim gości pogodził się poniekąd z tym, że świeżego powietrza może już nie uświadczyć, w związku z czym oddycha tym które jest i stara się nie zwracać na to zbytniej uwagi. Stuart Turton otwiera okna – i to bardzo szeroko :)

Pewnym minusem tej książki może być tylko i wyłącznie to, że nie każda z pomniejszych zagadek stojących na drodze do prawdy jest sobie równa. Turton tak jakby jedne z nich mota szalenie zawile, po to by za moment skonstruować jakąś banalną, zbyt prostą jak na poprzeczkę którą sam sobie zawiesił… Hm, to może być faktycznie minus - ale czy rzeczywiście? Dla niektórych na pewno, jednak trzeźwo na rzecz patrząc, nie da się prowadzić fabuły przez całą książkę jednakowo, na tym samym poziomie, a w związku z tym niemożliwe jest serwowanie wszystkich zagadek na stałym, intelektualnie wysokim oraz trudnym do rozwikłania poziomie. Nasze pracujące na pełnych obrotach szare komórki mogły by zresztą tego nie wytrzymać ;), a nie o to chodzi. Książka ponadto – co oczywiste – musi też mieć swój rytm, tak więc… to o czym piszę „kryminałożercy” może i wezmą za wadę, ale realiści zrozumieją i nie będą się czepiać. Nie będą się też czepiać zakończenia, które choć jest świetne i zaskakujące, to jednak wiąże się z chyba zbyt dużą (przypadkową?) zmianą charakterologiczną części postaci w tej książce. Ludzie w zwykłym życiu niezbyt lubią zmieniać samych siebie, fronty, przekonania – a co dopiero postacie fikcyjne w kryminale :/ … Tymczasem pod koniec „Siedmiu śmierci…” w dużej mierze coś właśnie takiego możemy zaobserwować. Tego można by się ewentualnie doczepić.

Ale poza tym wszystko jest ŚWIETNIE :) Polecam, gorąco namawiam i (jeszcze goręcej!) Was zapraszam do posiadłości Blackheat – nie pożałujecie tej wizyty! :)

Dziękuję Wydawnictwu Albatros za egzemplarz recenzencki.






Dwunastu - Justin Cronin


Tytuł: Dwunastu (tytuł oryginału: The Twelve)
Cykl: Trylogia Przejścia (tom 2)
Autor: Justin Cronin
Wydawnictwo: Albatros
Data wydania: 27.02.2019r.
Liczba stron: 672



Ciąg dalszy croninowej apokalipsy.

Kontynuacja „Przejścia” Justina Cronina to powrót do post-apokaliptycznego świata, w którym rządzą wampiryczne bestie, ocalała ludzkość zaś desperacko walczy o przetrwanie w zamkniętych enklawach. „Dwunastu” rozwija genezę całej katastrofy, ale także – w równoległym wątku fabularnym – daje nikłą nadzieję na wygranie beznadziejnej walki o przetrwanie.

Nadzieją tą może być wytropienie i zgładzenie tytułowych Dwunastu, a więc dwunastki ludzi początkowo i eksperymentalnie zarażonych w ramach „Projektu Noe”. Oni mogą być kluczem do wszystkiego, podobnie jak Amy – nastoletnia już bohaterka znana z pierwszej części, również poddana eksperymentowi, nie przejawiająca jednak tak krwiożerczych i morderczych zapędów, jak wampirza dwunastka. Dwunastkę tę trzeba jednak najpierw znaleźć – trop wiedzie do tajemniczej Ojczyzny, miasta w stanie Iowa zdającego się być główną bazą Dwunastu i zarażonych przezeń ludzi (obecnie – wiroli). Ojczyzną formalnie zarządza Horace Guilder, były zastępca Departamentu Broni Specjalnych odpowiedzialny za „Projekt Noe”, lecz tak naprawdę rządy sprawuje tam Dwunastu… Guilder jest chory, a chcąc odzyskać zdrowie wykonuje ich polecenia… Ludzie trzymani są w lochach, zmuszani do niewolniczej pracy lub rzucani na pożarcie wirolom… Wszystko to zaś widzi Amy, która dzięki swym wyjątkowym umiejętnościom potrafi wytworzyć pomiędzy sobą a Dwunastką psychiczną więź, pozwalającą jej wnikać do ich umysłów. Co jeszcze Amy w nich odnajdzie i ujrzy?...

Kontynuacje bestsellerów nie zawsze się udają, jednakże „Dwunastu” jest kolejnym znanym mi wyjątkiem od reguły. Pokusiłbym się nawet o stwierdzenie, że ciekawi jeszcze bardziej niż będące częścią pierwszą „Przejście” :) To jednak wynika chyba z tego, że Cronin wykreował tak ciekawy i intrygujący postapokaliptyczny świat, że nie sposób nie chcieć poznać dalszego rozwoju wydarzeń (!).

Książka, podobnie jak „Przejście”, pod względem fabularnym prowadzona jest dwutorowo: jedna linia narracyjna dotyczy wydarzeń z czasu wywołania epidemii i hekatomby jaka spadła na ludzkość, druga zaś dotyczy wydarzeń mających miejsce blisko sto lat później, a więc z punktu widzenia czasu akcji w cyklu dotyczy ona wydarzeń „bieżących”. Taki rozdział narracyjny fajnie się sprawdza, w dalszym ciągu jednak – tak jak w pierwszym tomie – trzeba uważać na to, żeby się nie pogubić ;) Sprawy nie ułatwia mająca wciąż miejsce mnogość wątków fabularnych, postaci, gawędziarski styl pisania autora, jednak jeśli przebrnęło się przez tom pierwszy – w żaden sposób nie przeszkadza to w lekturze. Zaryzykuję stwierdzenie, że jeśli dotarło się aż tutaj, do tomu nr 2, to odwrotu już nie ma i czytać dalej po prostu już TRZEBA :)

Gorąco polecam :) Koniecznie jednak dopiero po przeczytaniu pierwszego tomu. Na upartego da się może i zorientować o co w tym wszystkim chodzi nawet bez znajomości „Przejścia”, ale to już może nie być to samo – chociażby z uwagi na ilość otwartych i prowadzonych przez Cronina wątków. Jeśli jednak czytaliście wcześniej „Przejście”, to nie tylko nie będzie problemów, ale będzie za to coś innego – satysfakcja i książkowe emocje nie do podrobienia :)

Dziękuję Wydawnictwu Albatros za egzemplarz recenzencki.





Przejście - Justin Cronin


Tytuł: Przejście (tytuł oryginału: The Passage)
Cykl: Trylogia Przejścia (tom 1)
Autor: Justin Cronin
Wydawnictwo: Albatros
Data wydania: 27.02.2019r.
Liczba stron: 832



Apokalipsa ludzkości.

Pozytywna opinia Stephena Kinga to rekomendacja z gatunku tych, których nie można zignorować :) „Przejście” jest w związku z tym lekturą, po którą sięgnąć musiałem (!). Efekt? Bestsellerowym „Bastionem” książka ta bynajmniej nie jest, aczkolwiek… moc jak najbardziej jest! :)

Początek tej historii to pochodzący z boliwijskiej dżungli tajemniczy wirus i będący skutkiem jego odkrycia wojskowy „Projekt Neo”. Sam wirus w swych objawach przypomina nieco gorączkę krwotoczną, jednak nader interesujące są jego skutki uboczne – niebywała siła, odporność, możliwa do użycia w mniemaniu wojskowych niepohamowana agresja zarażonych… Są też powiązane z owym skutkiem ubocznym i inne efekty, jak nieprzezwyciężone pragnienie krwi, żądza zabijania… Wampiryzmem to pachnie aż nadto. No ale potencjalna broń to zawsze potencjalna broń – wojsko zatem inwestuje, prowadzi badania i czeka na efekty…

Na czymś – i na kimś - trzeba wirusa testować, zatem dwunastu królików doświadczalnych zostaje nim zainfekowanych. Szumowiny, skazańcy, typy spod ciemnej gwiazdy – co za różnica? Nikt się w końcu o kogoś takiego raczej nie upomni, a więc materiał do eksperymentów wojsko ma idealny. Jedną z ostatnich faz testów jest zainfekowanie wirusem dziecka i tutaj na arenę zdarzeń trafia dziewczynka Amy i mający za zadanie dostarczyć ją w ręce naukowców i wojskowych agent FBI Brad Wolgast. Sytuację komplikuje rodząca się między agentem a dziewczynką więź, to jednak dopiero początek komplikacji, albowiem dwunastu zainfekowanych ucieka z ośrodka badawczego… Efekt? Pandemonium… Zniszczone miasta, zabijana ludność, seryjne infekowanie wirusem całej prawie populacji, użycie broni atomowej, rozpad Stanów Zjednoczonych, niedobitki ludzkości żyjące w zamkniętych i broniących się rozpaczliwie enklawach. Apokalipsa pełną gębą.

Tyle o „godzinie zero”. Justin Cronin jednakże opisuje w „Przejściu” nie tylko wydarzenia wiodące do tragedii, ale także – drugim, równoległym torem – wydarzenia mające miejsce stulecie po katastrofie. Postapokaliptyczny świat widziany oczami Cronina to spustoszona Ameryka pełna enklaw niezarażonych ludzi, w tym Kalifornia, która w czasie katastrofy sprzed stulecia ogłosiła secesję. W równolegle rozrywającej się fabule do kalifornijskich bram puka pewna dziewczynka – Amy… Czy to ta sama Amy, o której mowa w wątku z „godziny zero”? A jeśli tak – czy jest w niej coś wyjątkowego, co pozwoli ludzkości nie tylko przetrwać, ale i wygrać walkę z zarażonymi wirusem bestiami w ludzkiej skórze?

Świetna książka :) To pierwsza część trylogii, która swą objętością, mnogością wątków i znakomitym prowadzeniem akcji daje wielką nadzieję na więcej w kolejnych tomach. Klimat opowieści także jest świetny – rzeczywiście blisko mu do „Bastionu” Kinga :) (choć tam mieliśmy supergrypę, tutaj zaś wirus specyficznej gorączki krwotocznej). Inspiracji Kingiem widać zresztą u Cronina dużo więcej. Sam pomysł i wspomniane podobieństwo do konwencji „Bastionu” to jedno (warto zwrócić przy tym uwagę na zbieżność pomysłów jeśli chodzi o ludzkie enklawy istniejące po katastrofie i ich walkę o przetrwanie). Podobne jak u Kinga jest u Cronina także swoiste gawędziarstwo (które zapewne nie każdemu przypadnie do gustu) oraz szczegółowość wykreowanego w książce świata. Sporo postaci, wydarzeń, ilość wątków fabularnych – jest tego po prostu dużo i pełno wszędzie szczegółów. Można się pogubić jeśli nie czyta się uważnie ;) Mi osobiście bardzo to pasuje, aczkolwiek zapewne nie każdy będzie takim obrotem spraw w tej książce zachwycony.

Podsumowując – polecam, i to bardzo! Z zastrzeżeniem w każdym razie, że musicie się przygotować na opasłe tomiszcze będące częścią jeszcze bardziej opasłego cyklu. Trzeba być na to przygotowanym, ale warto :) Pomysł na tę książkę już nieraz się – nie tylko w literaturze – pojawiał, ale nie zawsze dobrze się sprawdzał na papierze (i na ekranie). Justin Cronin jest jednak na tyle zręcznym twórcą, że w przypadku „Przejścia” pomysł wypada na papierze co najmniej bardzo dobrze :)

Dziękuję Wydawnictwu Albatros za egzemplarz recenzencki.






sobota, 23 marca 2019

Wesoły Ryjek o jesień - Wojciech Widłak, Agnieszka Żelewska


Tytuł: Wesoły Ryjek i jesień
Cykl: Wesoły Ryjek (tom 6)
Autor: Wojciech Widłak, Agnieszka Żelewska
Wydawnictwo: Media Rodzina
Data wydania: 29.10.2018r.
Liczba stron: 48


Jesienne historyjki.

Pora roku może niekoniecznie adekwatna (wszak wiosna puka do drzwi), jednak jesienne opowieści z cyklu przygód Wesołego Ryjka można pomimo wiosennej aury jak najbardziej poznać ;) Historyjki te zaś są po prostu przesympatyczne :)

Wesoły Ryjek to bystry prosiaczek, który w cyklu książeczek autorstwa Wojciecha Widłaka poznaje otaczający go świat. W dziele tym pomagają mu Mama, Tata i nieodzowny przyjaciel - żółw przytulanka :) Jak sam tytuł książeczki już sugeruje - w niniejszej części Wesoły Ryjek pozna kilka faktów dotyczących jesieni.


Jesień to deszcz, opadające z drzew liście i przepiękne jesienne barwy strojące świat szykujący się powoli do zimowego snu. Ryjek w dziesięciu krótkich historyjkach dowie się wiele na temat zarówno deszczu, wspomnianych liści, ale także na temat jesiennych porządków i jesiennych kolorów. Same historyjki zaś pełne są ciepła, humoru i... po prostu budzą sympatię :)


Przy okazji dobrych książeczek dla dzieci autorstwa rodzimych autorów często podkreślam jak fajny jest fakt powstawania takich historii na rodzimym podwórku. Nie inaczej jest i tym razem :) Ryjek to fajna, budząca sympatię i uśmiech postać :) Nie wiem na ile jest i stanie się znany wśród dzieci, ale pewne jest jedno - warto sięgnąć. I to tym bardziej, że historyjki te nie tylko ładnie wyglądają (nie sposób nie wspomnieć o pięknych ilustracjach autorstwa Agnieszki Żelewskiej), ale także czegoś uczą.

Polecam :)

Dziękuję Wydawnictwu Media Rodzina za egzemplarz recenzencki.




Piotruś Pan w Ogrodach Kensingtońskich - James Matthew Barrie, Marcin Minor


Tytuł: Piotruś Pan w Ogrodach Kensingtońskich
Autor: James Matthew Barrie, Marcin Minor
Wydawnictwo: Media Rodzina
Data wydania: 20.09.2018r.
Liczba stron: 104


Klasyka :) ...

Piotruś Pan - postać, którą z czasów dzieciństwa pamięta chyba każdy z nas. Chłopiec, który nie chciał dorosnąć; być może ten mały chłopiec mieszka gdzieś ciągle w każdym z nas ;) Nibylandię też każdy chyba pamięta, jednak przed nią Piotruś mieszkał... zupełnie gdzie indziej :)

Przygody Piotrusia Pana to jedna z najpiękniejszych historii, jakie możemy przeczytać dziecku. Ta magia zawsze się zaszczepi w dziecięcej wyobraźni i może w niej mieszkać przed długie lata :) Pomóc w tym zaś mogą takie wydania jak niniejsze - a jest ono przepiękne! Nie tylko jeśli chodzi o samą treść, ale także jeśli chodzi o oprawę graficzną. To czysta przyjemność pokazać własnemu dziecku tę historię :)

Zanim Piotruś trafił do Nibylandii mieszkał - jak się okazuje - w Ogrodach Kensingtońskich w Londynie. Jako siedmiolatek był głęboko przeświadczony, że potrafi latać i pewnego dnia, przerażony perspektywą dorosłości, po prostu wyleciał sobie przez okno własnego pokoju i poleciał do Ogrodów :) Co go tam spotkało i jakie losy go tam czekały - tego dowiemy się z kolejnych stron książki :)

Książka składa się z sześciu rozdziałów: "Wielka przechadzka po Ogrodach", "Piotruś Pan", "Gniazdo Drozda", "Czas Po Zamknięciu Bram", "Mały Domek", "Koza Piotrusia". Na końcu książki znajdziemy też posłowie tłumaczki (Aleksandra Wieczorkiewicz - tłumacz spisał się naprawdę na medal!). Klasyka, którą niesamowicie przyjemnie się czyta - tak w skrócie można by napisać :) Ale jest też i co oglądać - ilustracje autorstwa Marcina Minora są przepiękne, niezwykle klimatyczne i "robią" niesamowitą robotę jeśli chodzi o wprowadzenie czytelnika w odpowiedni nastrój właściwy dla tej historii. Na początku i na końcu książki mamy też mapę Ogrodów Kensingtońskich - fajna graficzna pomoc ilustrująca wydarzenia z poszczególnych rozdziałów ;)

Koniecznie sięgnijcie i przeczytajcie dziecku :) Naprawdę warto. Piotruś Pan to postać, która ma w sobie niesamowicie dużo z tego, co jest częścią składową towarzyszącej każdemu przez lata magii dzieciństwa - niesamowitą stratą było by odmówienie sobie (i własnemu dziecku) tej cząstki magii :) 

Gorąco polecam!

Dziękuję Wydawnictwu Media Rodzina za egzemplarz recenzencki.






Fantastyczne zwierzęta: Zbrodnie Grindelwalda. Oryginalny scenariusz - J.K. Rowling


Tytuł: Fantastyczne zwierzęta: Zbrodnie Grindelwalda. Oryginalny scenariusz (tytuł oryginału: Fantastic Beasts: The Crimes of Grindelwald. Original Screenplay)
Cykl: Fantastyczne zwierzęta (tom 2)
Autor: J.K. Rowling
Wydawnictwo: Media Rodzina
Data wydania: 13.02.2019r.
Liczba stron: 288


Magia powraca!

Kto uwielbia Harry'ego Pottera - ręka w górę! Dla fanów absolutne "must read" :) Oczywista jest także wizyta w kinie ;) (lub chociaż obejrzenie filmu w domowym zaciszu). Czy jednak wcześniej warto przeczytać książkę? Wszak można sobie "zepsuć" kinową niespodziankę... A może jednak nic sobie nie zepsujemy sięgając wcześniej po książkę?

J.K Rowling serwuje nam kontynuację hitu "Fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć". Zdemaskowany i powstrzymany w pierwszej części Gellert Grindelwald spełnia swą groźbę i ucieka. Świat czarodziejów znów czeka walka ze złem i kierującą Grindelwaldem ideą wyniesienia czarodziejów ponad wszystkie niemagiczne istoty... 

Rowling zabiera nas tym razem do malowniczego Paryża. Główną rolę w walce ze złem ma do odegrania Albus Dumbledore, jednak pojawią się tutaj także inni bohaterowie znani z poprzedniej części cyklu: Newt, Tina, Queenie i Jacob. Newt Skamander już raz wydatnie przyczynił się do powstrzymania Grindelwalda - czy historia się powtórzy?

Magia pozostanie zawsze magią :) ... Jak dla mnie książkę koniecznie trzeba przeczytać (a i film zobaczyć ;) ). Nieuchronnie pojawią się jednak głosy wątpiących i pytania, czy aby nie jest to coś wtórnego i zahaczającego o odcinanie kuponów od sławy. Hm... Według mnie nie. Świat magii i czarodziejów wykreowany przez Rowling jest czymś, co na stałe zapisało się zarówno w zbiorowej świadomości jaki i w popkulturze. Traktowałbym w związku z tym ciąg dalszy "Fantastycznych zwierząt..." jako wydarzenie, w którym trzeba po prostu uczestniczyć. Niekoniecznie nawet jeśli lubiło się Harry'ego (są tacy?) - kolejna odsłona magicznego cyklu zwyczajnie warta jest uwagi widza. A dla wtajemniczonych w temat i cykl uwielbiających - czy jest coś, co przebija możliwość poznania dalszej historii Grindelwalda, Dumbledore'a i świata czarodziejów sprzed wydarzeń w "Harry'm Potterze"? To jest dla fana po prostu ekscytujące :) (!).

Co do samej książki, to oczywiście polecam - ale dopiero po obejrzeniu filmu. Według mnie w przypadku świata magii i czarodziejów lepiej jest tej magii zakosztować najpierw na dużym ekranie, a później - z uśmiechem - przypomnieć sobie ekranowe wydarzenia i wrócić do nich dzięki książce. Ale to tylko moje zdanie ;)

Polecam!

Dziękuję Wydawnictwu Media Rodzina za egzemplarz recenzencki.








Mia i biały lew. Historia niezwykłej przyjaźni - praca zbiorowa


Tytuł: Mia i biały lew. Historia niezwykłej przyjaźni
Autor: praca zbiorowa
Wydawnictwo: Media Rodzina
Data wydania: 15.02.2019r.
Liczba stron: 192


Siła przyjaźni.

Poruszająca i pełna ciepła historia przyjaciół, których nic nie może rozdzielić. Pachnie to może troszeczkę wtórnością (ileż bowiem znamy wszyscy opowieści o przyjaźni dzieciaka z jakimś zwierzakiem?), jednak dzięki umiejscowieniu akcji w afrykańskiej scenerii całość nabiera powiewu świeżości, dla którego warto zaryzykować lekturę.

Dziesięcioletnia Mia przeprowadza się wraz z rodzicami z Londynu na afrykańską farmę. Radykalna zmiana początkowo nie jest łatwa do zaakceptowania - cały świat dziewczynki runął i zmienił się w jednej chwili. Wszystko trzeba sobie poukładać na nowo... Sytuacja zmienia się jednak, kiedy na farmie pojawia się białe lwiątko o imieniu Charlie. Przyjaźń od samego początku wisi w powietrzu :) Co innego jednak domowe zwierzątko w postaci psa czy kota, a co innego... lew. Siłą rzeczy Charlie rośnie, a jego dzika i uwarunkowana przez naturę drapieżność stawia przyjaźń pod znakiem zapytania... Z dzikim zwierzęciem, którym jakby nie było jest Charlie, żartów nie ma. Rodzice postanawiają zatem rozdzielić parę przyjaciół. Co z tego wyniknie?

Jak już wspomniałem - troszeczkę ta opowieść pachnie wtórnością... Pomysł jest bowiem, nie ma co się oszukiwać, mocno sprawdzony i wyeksploatowany. Historię ratuje jednak oryginalna sceneria afrykańskiej sawanny, a samą książkę - przepiękne fotosy z filmu. Poza tym... jeśli coś jest sprawdzone, nie od razu musi nudzić. Takie opowieści czyta się (i ogląda na dużym ekranie) całkiem przyjemnie, nawet jeśli wszystko jest mniej lub bardziej przewidywalne (i nawet jeśli to wszystko już kiedyś było, tyle że w nieco innych odsłonach). 

Ostatecznie - warto sięgnąć ;)

Dziękuję Wydawnictwu Media Rodzina za egzemplarz recenzencki.








Sierota, bestia, szpieg - Matt Killeen


Tytuł: Sierota, bestia, szpieg (tytuł oryginału: Orphan Monster Spy)
Autor: Matt Killeen
Wydawnictwo: Media Rodzina
Data wydania: 19.09.2018r.
Liczba stron: 448


"Bękarty wojny" dla nastolatków.

Miks powieści młodzieżowej z wojenną. Trudny temat realiów panujących w hitlerowskich Niemczech ukazany z perspektywy żydowskiej społeczności, do tego pokazany oczami nastolatki - to może robić wrażenie. I to tym bardziej, że wszystko wyszło naprawdę dobrze.

Akcja powieści rozgrywa się latem 1939 roku. Miejsce akcji - III Rzesza. Dla Żydów zamieszkujących hitlerowskie Niemcy "dobry czas" minął już dawno i bezpowrotnie. Zredukowani do roli obywateli drugiej kategorii albo szykują się do wyjazdu na ostatnią chwilę, albo ulegają syndromowi zaprzeczenia próbując żyć tak jak wcześniej, lub też biernie wszystkiemu wokół ulegają, żyjąc w coraz większej apatii, czekając na nieuchronny i podświadomie wyczuwany koniec. Realia historyczne tamtego okresu ukazano bardzo dobrze, niezwykle sugestywnie. Jak na książkę przeznaczoną dla młodzieży - bomba.

Główna bohaterka Sara (vel Ursula) to piętnastoletnia Żydówka. Poznaje na swojej drodze brytyjskiego szpiega, który w zamian za pomoc w realizacji pewnej misji obiecuje jej potajemne wywiezienie za granicę. Uda się? 

Warstwa fabularna, jeśli skupić się na samej akcji, nie jest może powalająca, ale nie można też wymagać zbyt wiele - to w końcu książka przeznaczona dla młodzieży; fajerwerków fabularnych nie ma w związku z tym co oczekiwać (przy całym szacunku dla książek przeznaczonych dla odbiorców w młodym wieku). Innymi słowy książka ta jest po prostu skrojona pod względem akcji pod potencjalnego odbiorcę, który wymagać oczywiście pewnego poziomu ma prawo, jednak sam poziom - z uwagi na rzeczonego odbiorcę - nie jest czymś, co ociera się o jakiś geniusz... Lepiej tego ująć chyba nie umiem.

Podsumowując - książka dobra, z akcją na poziomie przyzwoitym, świetnie ukazująca realia okresu, którego dotyczy. Bardzo dobrze sprawdził się zamysł autora (o ile taki był zamysł) dotyczący napisania książki po trosze sensacyjnej, po trosze historycznej, z trudną moralnie narracją w tle, skierowanej do młodego odbiorcy. Lektury szkolne i mądre książki o mocnym ciężarze gatunkowym dotyczącym m.in. Holocaustu i losu Żydów w czasie II Wojny Światowej zapełniają zarówno biblioteki jak i księgarnie, niewiele jest jednak książek dotyczących tego tematu o nieco mniejszym ciężarze gatunkowym. Jeśli taki był zamysł autora i jego pomysł na tę książkę - sprawdził się.

Dziękuję Wydawnictwu Media Rodzina za egzemplarz recenzencki.



wtorek, 19 marca 2019

Ofiarologia - Karolina Kaczkowska, Tomasz Czarny

Tytuł: Ofiarologia
Autor: Karolina Kaczkowska, Tomasz Czarny
Wydawnictwo: Dom Horroru
Data wydania: 08.03.2017r.
Liczba stron: 184


Tylko dla ludzi o mocnych nerwach.

Mocny materiał... Naprawdę mocny. Nie ma ani słowa przesady w stwierdzeniu, że tylko czytelnicy o mocnych nerwach (i żołądkach; bez wytrzymałego żołądka grozić Wam może - momentami - niekontrolowane pozbycie się jego zawartości) będą w stanie unieść ciężar gatunkowy tej lektury. Ekstremalnie jest bowiem... bardzo.

Tomasz Czarny i Karolina Kaczkowska spisali wspólnie zbiór opowiadań co najmniej specyficznych. Opowiadań dostajemy osiemnaście, razem zaś stanowią pakiet iście powalający. Znajdziemy tu przeróżne, najbardziej wymyślne zboczenia, dewiacje, wynaturzenia ludzkiej natury, odchyły psychiczne, fetysze z piekła rodem, odmęty szaleństwa przekuwające się na czyny zwyrodnialców, a także perwersje i tortury. Będzie też oczywiście morze krwi i mniejszych lub większych obrzydliwości... To rzecz naprawdę tylko dla ludzi o mocnych nerwach.

Przebrnąć przez tę książkę nie jest łatwo. Jest to wykonalne, lecz jeżeli nie mieliście wcześniej do czynienia z horrorem w wydaniu ekstremalnym, to nie radziłbym niniejszą lekturą zaczynać tej przygody (lub doświadczenia, czystej ciekawości czytelnika - semantyka; jakkolwiek nazwać można taką lekturę, jest to doświadczenie z całą pewnością diametralnie różne od tego, co już znacie). Może później, kiedy przeczytacie już coś innego z tej półki... Ale na początek z ekstremami (i ekstrementami) zdecydowanie nie polecam...
... chyba, że jesteście już z rzeczonymi ekstremami za pan brat - wtedy możecie być zachwyceni. Jednakowoż - chcąc być uczciwym - nawet wtedy nie jest to łatwa lektura. Picie zawartości wiadra z fekaliami, kastracje będące jedynie początkiem "użycia" (!) obciętych części ciała... Ot, tyle na początek. Do tego seksualne dewiacje, fetysze przyprawiające o zawroty głowy (z wielu powodów) i wspomniane już przeze mnie wszelakie ludzkie wynaturzenia. Wyobraźnia ludzka nie zna granic. Również, jak widać, w mrocznym wymiarze i znaczeniu tych słów. 

Cóż począć z tą książką... Spoiler odpada, jednoznaczna ocena chyba też... Można jedynie - co starałem się zrobić powyżej w dużym skrócie, skupiając się na rzeczach dla "Ofiarologii"  reprezentatywnych - dać w krótkiej recenzji pewien przedsmak tego, co możecie odkryć na kolejnych stronach. Warto? To zależy. W dużej mierze zależy to od tego, co lubicie i co jesteście w stanie znieść (że o przeczytaniu nie wspomnę). Dacie radę?... ;) 

Subiektywnie, tak na koniec... Można by uznać "Ofiarologię" (potencjalnie) za swoisty podręcznik psychopaty. Również z tego powodu nie jest to lektura dla każdego. Ważny jest umiar - także w odbiorze książki (w każdym tego słowa znaczeniu, również dosłownym). Ufajmy zatem i umówmy się, że szablonowy odbiorca to wielbiciel horroru w każdej jego postaci, dopuszczający możliwość poznania jego różnych oblicz. W tym, jak ta, ekstremalnej.

Dziękuję Wydawnictwu Dom Horroru za egzemplarz recenzencki.





Obślizgłe Paluchy - Patryk Bogusz


Tytuł: Obślizgłe Paluchy
Autor: Patryk Bogusz
Wydawnictwo: Dom Horroru
Data wydania: 21.01.2019r.
Liczba stron: 92


Kuchenna makabra.

Horror ekstremalny w wydaniu... kuchennym. Literacka potrawa serwowana przez Patryka Bogusza jest z całą pewnością ekstremalna - czy jednak strawna? To zależy w dużej mierze od tego, jakie macie gusta... Nie tylko kulinarne i literackie. 

Kuchnia tworzona przez ludzi. Dla ludzi.... i z ludzi. Opis książki z dużej mierze sugeruje jej treść i nie ma się co w tym temacie oszukiwać. "Obślizgłe Paluchy" to pewna restauracja - ot, specyficzny, rodzinny biznes. Restauracja niby taka, jakich wiele ;) ... Jednak menu - a w zasadzie to, na jakiej bazie jest ono sporządzane - to już wcale nie jest kulinarne rzemiosło w jego potocznym, potulnym, smacznym i restauracyjnym rozumieniu.

Obrzydliwości w tej książce znajdziemy wiele. Patroszenie, nadziewanie, obcięte głowy, krew, pękające krosty pełne ropy... i takie tam ;) Ekstremalnie jak najbardziej jest. Choć z całą pewnością nie tak ekstremalnie, jak mogło by być. Dawka obrzydliwości (jak i efektów gore) jest przyzwoita, jednak Patryk Bogusz nie popada w przesadę. Umiar w pewnym sensie w książce zachowano (choć rzecz jasna dyskusyjnym jest to, co oznacza w przypadku tego rodzaju książek zwrot "umiar"). Sięgnąłem z ciekawości i wniosek jest jeden: książka daje radę, pewne jest wszakże jedno - takie lektury jak ta trzeba lubić i na tysiąc procent nie jest to książka przeznaczona dla każdego. Nawet nie wszyscy miłośnicy horroru (tak podejrzewam) uniosą treść tej lektury... Co innego wielbiciele horroru w wydaniu ekstremalnym. Nisza ta - jak widać - nie ma się wcale najgorzej. Debatować wszakże na ten temat nie ma sensu; jeśli nie znacie zbyt wielu książek pochodzących z omawianej niszy, to lepszego sposobu na zapoznanie się z nią niż sięgnięcie po jakiś przypisany do niej tytułu po prostu nie ma.

Wydawnictwo Dom Horroru ma w swojej ofercie kilka perełek takich jak ta. Przyznam szczerze, że do chwili w której trafiłem zarówno na samo wydawnictwo (jak i na oferowane przezeń książki) nie sądziłem, że polska scena horroru (w wydaniu zarówno ekstremalnym jak i gore) jest tak bogata - zarówno w autorów, jak i w same dostępne na rynku wydawniczym tytuły. Jeżeli ktoś takie klimaty lubi, to "Obślizgłe Paluchy" będą wyborem w punkt i strzałem w dziesiątkę (zwłaszcza jeśli zaczyna się przygodę z tą niszą lektur spod szyldu szeroko pojętej grozy). Makabra, krew, flaki, a na dokładkę czarny humor, przewrotność fabularna i spora dawka niepoprawności politycznej. Jeśli coś takiego Was zadowala - zapraszam ;) ...

Dziękuję Wydawnictwu Dom Horroru za egzemplarz recenzencki.

Więcej na: http://www.domhorroru.usermd.net/pl/glowna/45-patryk-bogusz-obslizgle-paluchy.html





sobota, 16 marca 2019

Zły las - Andrzej Pilipiuk


Tytuł: Zły las
Cykl: Światy Pilipiuka (tom 10)
Autor: Andrzej Pilipiuk
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Data wydania: 13.03.2019r.
Liczba stron: 416


Tajemnice i czające się po kątach zło.

Opowiadania Andrzeja Pilipiuka od zawsze przyciągają rzesze czytelników, a każdy kolejny tom jest czymś wyjątkowym i wyczekiwanym. Nie inaczej jest i tym razem - a czekać było warto! Cztery zaprezentowane historie to podróże w czasie i przestrzeni do miejsc, gdzie zło i tajemnice czają się po kątach, a każdy może zostać ukarany przez los - warto więc zważać na to, co się czyni... :)

Zacznę od okładki i wklejki, bo są przepiękne! Kto jak kto, ale Fabryka Słów wydaje książki w sposób, który jest nieraz mistrzostwem świata. Takie książki jak ta trzymają poziom całego Wydawnictwa i wprowadzają w odpowiedni klimat załączonych opowieści także dzięki temu, co już z zewnątrz cieszy oko :) Dla estetów - miodzio!

Cztery pilipiukowe opowieści z niniejszego zbioru to "Tajemnica zielonej teczki", tytułowy "Zły las", "Rozczochrana kochanka" oraz "Zemsta Śmieciarzy". Dostajemy od Pana Andrzeja podróże w czasie do dwudziestolecia międzywojennego, do czasów II Wojny Światowej, ale będzie i coś z czasów współczesnych. Znajdzie się miejsce dla czysto naukowych - aczkolwiek pełnych grozy - rozważań, dla ludowych bajań o strachach i upiorach, a także dla cygańskich (i nie tylko!) klątw i sposobów na to, jak je w razie potrzeby zdjąć. Gotowi?

"Tajemnica zielonej teczki" zakłada śmiałą tezę o tym, że neandertalczyk bynajmniej nie wyginął, a co więcej żądny jest - jako gatunek - zemsty na homo sapiens i dąży do jego wyeliminowania. Jak? Za pomocą zmieszanych z ludzką rasą potomków zmierzających do zagłady ludzkości dzięki posiadanej przezeń władzy. Przykład? Lenin... Polski tajny instytut badawczy przeprowadza wyprawę na Grenlandię w celu udowodnienia założonej tezy o istnieniu neandertalczyków i ich potomków - co badacze odnajdą i czy wyjdą z tego cali?

Tytułowy "Zły las" to bardzo klimatyczne opowiadanie o ludowych przesądach, z których być może niejeden może okazać się prawdą... Co bowiem czyha w lesie, i to nie tylko po zmroku - to nie każdy wie, ale raczej mało kto chce się o tym przekonać. Zwłaszcza jeśli kilku nazistów ginie w tajemniczych okolicznościach z rozszarpanymi gardłami...

"Rozczochrana kochanka" jest najkrótsza i troszkę - jak dla mnie - nie pasuje do reszty zbioru. Historia obrazu zmieniającego swą artystyczną treść z biegiem czasu jest ciekawa, jednak mało mi to wszystko na tle reszty zbioru pasuje... Może gdyby to opowiadanie było dłuższe? Wtedy jednak chyba straciło by swój styl... Tak źle i tak niedobrze... ;)

Co do "Zemsty Śmieciarzy", to oferuje nam ona literacki powrót Roberta Storma - znanego z innych dzieł Pana Andrzeja po trosze detektywa, po trosze kolekcjonera osobliwości i antyków. Będzie on miał swój udział w udaremnieniu pewnej transakcji, na której fiasku tzw. Śmieciarze (gang handlujący antykami) traci sporo forsy. Człowiek, który transakcję udaremnił doświadcza niebawem serii niepowodzeń, złośliwości losu i co rusz coś się psuje zarówno w jego zbiorach, jak i w zamieszkanej przezeń kamienicy.. Czyżby dziwny zbieg okoliczności? A może jakowaś... klątwa? Uda się to stwierdzić do spółki z cygańskimi znawcami tematu, a środki zaradcze będą możliwe do podjęcia dzięki komuś, kto posiada stosowne umiejętności i komu nie po drodze z tymi, którzy za całą hecą stoją.

Andrzej Pilipiuk daje popis wiedzy z tak wielu dziedzin, że nie sposób nie być dla Niego pełnym podziwu. Historia, antropologia, antyki... czym jeszcze zaskoczy nas i urzeknie w przyszłości Pan Andrzej? :) Do tego wiedza ta po mistrzowsku wpleciona jest w fabułę opowiadań tchnących atmosferą niepokoju, niedopowiedzeń, tajemnic, a nieraz i grozy. Same historie zaś ani nie są za długie, ani za krótkie (nawet jeśli można by kręcić trochę nosem i wydziwiać nad trzecim z nich). Wszystko wręcz niemal w punkt :) Brawo!

Czytałem z przyjemnością i z przyjemnością Wam polecam :) Warto!

Dziękuję Fabryce Słów za egzemplarz recenzencki.






Nie ma to jak autograf :) :)


Miła notka od autora (z autografem!) na własnym egzemplarzu książki = super sprawa :) :)

Recenzja wciąż do przeczytania tutaj ;)




29 sekund - T.M. Logan


Tytuł: 29 sekund (tytuł oryginału: 29 Seconds)
Autor: T.M. Logan
Wydawnictwo: Bukowy Las
Data wydania: 13.02.2019r.
Liczba stron: 336


Sekundy decydujące o ludzkim losie.

A gdyby tak moglibyście sprawić, że ktoś zniknie? Tak całkowicie, bez żadnych konsekwencji dla Was samych, dając Wam przy okazji swoim zniknięciem wiele powodów do radości? Ludzie ot tak nie znikają, ale mogą zniknąć za sprawą innych ludzi... Wystarczy podjąć pewną decyzję... Bardzo dobry kawałek sensacji w wykonaniu T.M. Logana!

Po zeszłorocznej lekturze "Kłamstw" zastanawiałem się, jak też wypadnie kolejna książka Logana... Następna książka kogoś kto odniósł dzięki pierwszej sukces nieodmiennie rodzi obawy, czy aby poziom zaprezentowany przez autora się utrzyma. I muszę powiedzieć, że Loganowi sztuka ta się udała. To trochę inny temat niż ten będący kanwą "Kłamstw", jednak poziom lektury utrzymany jak najbardziej został.

Sarah ma problem, jej kariera zawodowa i jej rozwój zależy bowiem od - mówiąc wprost - oblecha, który jej nie przepuści. Sytuacja zmienia się diametralnie kiedy pewnego dnia bezinteresownie pomaga pewnej dziewczynce, której specyficzny opiekun uznaje wyczyn Sarah za swój osobisty dług i pragnie go spłacić. Spłatą długu może być sprawienie, że ktoś zniknie... Bezpowrotnie, bez żadnych konsekwencji dla Sarah. Wystarczy tylko podjąć decyzję, a machina ruszy...

Warstwa psychologiczna książki jest zadowalająca. Zestawiona z zaskakującym zakończeniem robi dobre wrażenie, bardzo mocno ograniczające poczucie przewidywalności towarzyszące czytelnikowi podczas lektury :) No bo jak tu tak naprawdę wielu rzeczy nie przewidzieć?... Mafia, mokra robota której domyślamy się już od pierwszych stron, niosąca moralne (i nie tylko) konsekwencje decyzja; rozwój wydarzeń jest mniej lub bardziej oczywisty. Logan wygrywa jednak sposobem prowadzenia narracji, dobrą akcją i świetnie rozegranym zakończeniem :)

Autor nie rozczarował, książka również nie. Na jeden, maksymalnie dwa wieczory wybór tej lektury może być zatem bardzo dobrym rozwiązaniem :) Jeśli lubicie dobrą sensację połączoną z thrillerem psychologicznym, a przy tym cenicie sobie dobre prowadzenie akcji - dobrze trafiliście :)

Polecam!

Dziękuję Wydawnictwu Bukowy Las za egzemplarz recenzencki.



piątek, 15 marca 2019

Nowa / stara odsłona Tolkiena już 25 marca!!!



Już 25 marca do księgarń trafią “Niedokończone opowieści” J.R.R. Tolkiena, czyli historii zebranych i opracowanych przez syna pisarza i opiekuna literackiej spuścizny, Christophera Tolkiena.


Książka skupia się na Śródziemiu, zawiera barwną opowieść Gandalfa o tym, jak doszło do tego, że wysłał krasnoludów na słynną kolację w Bag End, opis pojawienia się boga morza Ulma przed Tuorem u wybrzeży Beleriandu oraz dokładny opis wojskowej organizacji Jeźdźców Rohanu, a także relację z podróży Czarnych Jeźdźców w poszukiwaniu Pierścienia. Czytelnik znajdzie tu też jedyną ocalałą opowieść o wielowiekowej historii Númenoru sprzed jego zagłady oraz wszystko, co wiadomo o Pięciu Czarodziejach wysłanych przez Valarów do Śródziemia, a także o Widzących Kamieniach znanych jako palantíry oraz o legendzie o Amrothu.

[ źródło: kawerna.pl ]

czwartek, 14 marca 2019

Borussia Dortmund. Siła Żółtej Ściany - Uli Hesse


Tytuł: Borussia Dortmund. Siła Żółtej Ściany (tytuł oryginału: Building the Yellow Wall: The Incredible Rise and Cult Appeal of Borussia)
Autor: Uli Hesse
Wydawnictwo: SQN
Data wydania: 13.02.2019r.
Liczba stron: 336


Żółte barwy ponad wszystko! 

Borussia Dortmund to swoisty fenomen jeśli chodzi o popularność samego klubu i wierność barwom deklarowaną przez jego kibiców. To właśnie nie kto inny jak własnie oni, Kibice (przez duże "K") stanowią o sile Borussii i o mocy ogłuszającego dopingu płynącego z trybuny Signal Iduna Park zwanej Żółtą Ścianą. Klub o historii pełnej wzlotów i upadków z fanami mogącymi się bez zażenowania nazwać jednymi z najlepszych na świecie - oto Borussia Dortmund.

Dziennikarz Uli Hesse prywatnie jest fanem BD, zatem książka ta nie mogła wypaść blado - i to widać. Niezależnie czy dany rozdział dotyczy okresów świetności (nielicznych), czy tez posuchy (tych było zdecydowanie więcej) - książkę czyta się świetnie, narracja jest pełna swady, anegdot, zacięcia literackiego; po prostu widać, że autor włożył wiele pracy oraz pasji w to, co mamy okazję czytać. Takie lektury są zawsze mile widziane.

Sama książka to w zasadzie historia Borussii w pigułce. Opisano początki klubu, jego pierwsze lata, momenty przeciętności, następnie świetności okraszonej pierwszym mistrzostwem Niemiec w 1956 roku, następnie zaś autor przechodzi przez kolejne dekady aż do sukcesów pod koniec XX wieku, trudności nowego millenium i powrotu klubu na futbolowe szczyty. Każda część tej opowieści zawiera mnóstwo faktów i obrazowych opisów, które wszakże pozbawione są jakiejś gloryfikacji - Hesse bazuje na faktach ubierając je w bardzo dobrą warstwę narracji, która jedynie owe fakty uzupełnia. Ma to swoją wartość jeśli chodzi o odbiór lektury przez czytelnika.

Wszystko pięknie, ale... będzie pewne "ale". Owo "ale" się pojawi, gdy spojrzymy na uwagę autora poświęconą poszczególnym okresom istnienia klubu. Jego początki opisano przyzwoicie, podobnie jak okres świetności z połowy lat 50-tych XX wieku, okres wygrania Ligi Mistrzów w 1997 roku, a także XXI-wieczną historię BD. Niestety lata 60-te, 70-te i 80-te, mimo że opisane są, to jednak wydają się być zepchnięte na drugi plan. Za dużo byłoby powiedzieć, że potraktowano te dekady po macoszemu, a jednak nie są to tak szerokie i barwne opisy jak te poświęcone okresom wymienionym na wstępie tego akapitu. Szkoda - każdy czas w historii istnienia BD miał swoje mniejsze lub większe ikony, każdy obfitował w istotne dla społeczności kibicowskiej wydarzenia, a ich opisów troszeczkę co do drugiej połowy XX wieku (za wyjątkiem lat 90-tych) jakby zabrakło.

Tyle minusów ;) (no, może jeszcze jeden - mało zdjęć). Reszta to jak najbardziej plusy. Z pełną odpowiedzialnością mogę powiedzieć, że ta książka pozwoli w dużej mierze zrozumieć samą Borussię jak i jej fenomen. Kluczem do tego zrozumienia jest zrozumienie miłości kibiców, którzy byli z klubem za dobre i na złe - zawsze. To dzięki ich dopingowi klub nie spadł swego czasu do niższej klasy rozgrywkowej. Można się także pokusić o stwierdzenie, że presja i jednocześnie wsparcie społeczności związanej z klubem pomogły w opanowaniu problemów finansowych i organizacyjnych w początkach XXI wieku. Hesse wyjaśnia także fenomen Żółtej Ściany, znaczenie i genezę klubowych barw - a więc wszystko to, z czym można się identyfikować jako kibic BD.

Na końcu polskiego wydania znajdziemy niespodziankę - mały rozdział poświęcony roli Polaków w klubie w XXI wieku :) Będzie zatem słów kilka o Smolarku, o Piszczku, o Błaszczykowskim oraz o Lewandowskim. Miły akcent :)

Równie miłym akcentem - a przy okazji prezentacją i dowodem na to, że Borussia ma w Polsce mnóstwo fanów - jest akcja SQN polegająca na zebraniu zgłoszeń kibiców i ich imiennym wkomponowaniu w okładkę (!). Szalenie fajnie to wygląda, przypatrzcie się proszę jeśli już ta książka wpadnie w Wasze ręce :)

A czy wpaść w nie powinna? Według mnie tak :) Nie musicie być fanami Borussii żeby tak się stało, wystarczy że kochacie futbol. Książki o klubowych fenomenach jak BD oddają wiele z magii piłki nożnej, za którą to magią wszyscy tęsknią w czasach, w których tą piękną grą rządzi w porażającym zakresie pieniądz... Miłości kibiców nie da się kupić za pieniądze. W Dortmundzie o tym wiedzą i pamiętają. Fajnie jest móc o takim przykładzie poczytać :)

Polecam!

Dziękuję SQN za egzemplarz recenzencki.