Autor: Lydia Millet
Wydawnictwo: Echa, Czarna Owca
Data wydania: 26.01.2022
Liczba stron: 224
Po co dzieciom rodzice?
Ciężko zebrać na świeżo po lekturze galopujące w głowie myśli (zwłaszcza w jakąś sensowną całość), ale spróbuję... Po pierwsze: ALEŻ TO BYŁO DOBRE! "Ewangelia dzieciństwa" autorstwa finalistki National Book Award robi wrażenie, daje niesamowicie szerokie pole do przemyśleń i ma tak wiele ukrytych w sobie znaczeń, że naprawdę trzeba to wszystko przede wszystkim poukładać sobie najpierw w głowie, zanim się coś na ten temat napisze. A jeśli się to już zrobi, to w dalszym ciągu nie sposób wyjść z podziwu dla Lydii Millet, której udało się (i to na nieco ponad 200 stronach!) pokazać zarówno zagrożenia, jak i degrengoladę naszych czasów, ale także - i to chyba najważniejsze - kompletne niezrozumienie się nawzajem kolejnych pokoleń, które możemy obserwować na własnych oczach. A także go doświadczać. Choć bowiem historia ta jest fikcją, to pamiętajmy, że jest także gorzkim obrazem nas samych i czasów, w których przyszło nam wszystkim żyć. Krótko mówiąc: Echa znów zachwycają!
Eve, podobnie jak jedenaścioro innych dzieci, znalazła się w letnim domku wbrew własnej woli. To jej rodzice – którzy właśnie pogrążają się ze swoimi znajomymi w alkoholowym otępieniu – wybrali to miejsce na wspólne spotkanie. No nic, trzeba będzie to jakoś przeżyć. Letnia sielanka nie trwa jednak długo – zapowiadany wcześniej huragan i gwałtowna burza niszczą część posiadłości. Okazuje się, że dzieci i rodzice mają zupełnie inne podejście do tego, co należy zrobić: wyjechać i ratować życie, czy zostać, żeby chronić to, co jeszcze zostało?
Posługując się kolejnymi metaforami i alegoriami, Lydia Millet kreśli
świat zadziwiająco podobny do naszego (oba są de facto swoim lustrzanym odbiciem), nadając mu symboliczny rys
czasów ostatecznych. W profetycznym i dającym do myślenia tonie opisuje
zaostrzający się konflikt pokoleń, którego rozwiązanie wydaje się być niemożliwe...
Zacznę chyba od tego, że tło dla opowieści o międzypokoleniowym niezrozumieniu Millet dobrała wręcz perfekcyjnie. Kryzys klimatyczny narasta i objawia się za sprawą szalonych zmian pogodowych, które skutkują totalnie destrukcyjnymi huraganami. Grupka dzieci i dorosłych zostaje odcięta od świata, co staje się testem dla wszystkich zainteresowanych. Testem, który dorośli koncertowo oblewają (co, niestety, nie zaskakuje, albowiem nawet przed pogodowym kataklizmem nie spisywali się oni jak na rodziców i dorosłych ludzi przystało). W przeciwieństwie do dzieci.
Konflikt pokoleń, o którym na łamach książki mowa, nie dotyczy wbrew pozorom tego, co zazwyczaj jest jego treścią - a więc NIE wzajemnego niezrozumienia, które wynika z odmiennych obyczajów i pomysłów na to, jak kroczyć przez ścieżkę dorosłości. Konflikt ten polega na tym, że dorośli - chociaż otoczeni dobrodziejstwami cywilizacji, dysponujący pieniędzmi i czasem, który mogliby poświęcić członkom rodziny, zwłaszcza tym najmłodszym - są kompletnym przeciwieństwem właściwej z zasady rodzicom odpowiedzialności, przez co nie tylko nie wychowują swoich dzieci, ale także nie poświęcają im czasu (chociaż śmiało by mogli!). Dzieciaki pozostawione są samym sobie i niejednokrotnie prezentują wyższy poziom dojrzałości, rozsądku i trzeźwości oceny sytuacji, niż ich opiekunowie.
W efekcie to właśnie dzieci walczą w obliczu kataklizmu o przetrwanie (mając na to w ogóle jakiś pomysł - jako jedyni!), podczas gdy ich rodzice oddają się patologicznym libacjom i orgiom, wierząc w pomoc służb ratowniczych, snując się z kąta w kąt z młotkami, płachtami brezentu i workami na piasek, które układane są przez nich bez ładu i składu. I bez pomysłu, ci ludzie bowiem pomysłów NIE MAJĄ. Ani na życie, ani na sposób wychowania dzieci, ani na samych siebie. Myślą za nich technologie i pieniądze, więc wychodzą oni z założenia, że skoro ich pociechy też to wszystko mają, to nie tylko wszystkim zainteresowanym nic w obliczu huraganu nie może się stać (no bo jak to? - NAM?!...), ale także zdają się sądzić, że pieniądze i możliwości dokonają za nich dzieła wychowawczego. Owi "rodzice" uznają za "mądry" przejaw troski wychowawczej w zasadzie jedynie to, że ograniczyli swoim dzieciom dostęp do smartfonów (!). Absurd totalny!...
Dokąd doprowadzi rozwój sytuacji? Tego nie zdradzę. To zbyt ważna sprawa, więc musicie sami się o tym przekonać. Ja ze swojej strony podkreślę tyko raz jeszcze, że WARTO. "Ewangelia dzieciństwa" pomimo maleńkiej, zawstydzająco małej z pozoru dla autorki objętości, porusza tak wiele ważnych tematów (od konsekwencji klimatycznych naszych codziennych działań, poprzez współczesne uzależnienie cywilizacyjne od technologii i pieniędzy, aż do zaprzestania wychowywania własnych dzieci i - paradoksalne - do osiągnięcia przez owe dzieciaki poziomu dojrzałości w wieku, w którym absolutnie nie powinno to mieć miejsca), że PO PROSTU TRZEBA po nią sięgnąć. Nominacja do jednej z najważniejszych nagród literackich współczesnego świata nie była ani dla autorki (ani dla jej książki) przypadkowa.
Echa, Czarna Owca - dziękuję!
#ewangeliadzieciństwa #achildrensbible #lydiamillet #echa #czarnaowca #wydawnictwoczarnaowca #imprintliterackiecha #pocodzieciomrodzice #nationalbookaward #konfliktpokoleń #katastrofaklimatyczna #kryzysrodziny #wychowanie #brakwychowania #cywilizacjawkryzysie #cosnapolce #bookstagram #dobraksiazka #czytamksiazki
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz