Tytuł: Płomień i krzyż (tom 4)
Cykl: Płomień i krzyż (tom 4), Cykl Inkwizytorski (tom 17)
Autor: Jacek Piekara
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Data wydania 14.06.2023
Liczba stron: 392
I to by było (w Inkwizytorium spod znaku Fabryki Słów) na tyle...
Jacka Piekarę można lubić, lub nie. Na pewno nie pozostawia On nikogo obojętnym, tak samo jak nie pozostawia nikogo w stanie obojętności Cykl Inkwizytorski - o ile się go zaczęło swego czasu czytać i o ile wiernie brnęło się na przestrzeni lat przez kolejne strony i przez wszystkie następujące po sobie tomy tej historii. Do tej pory cykl doczekał się szesnastu odsłon. "Płomień i krzyż 4" ma numerek siedemnasty i... jest to numer ostatni w Fabryce Słów. Coś się wraz z tą książką kończy. Na pewno istotna dla każdego miłośnika fantastyki epoka. Co możemy o tym końcu powiedzieć? O tym poniżej.
Od trzeciego tomu historii z Arnoldem Lowefellem w roli głównej minęły ponad cztery lata (!), a Jackowi Piekarze przydarzyły się od tego czasu cztery nowe, inkwizytorskie pozycje. Na początek dobrze by więc było coś na temat tych ostatnich czterech lat wspomnieć, albowiem "Płomień i krzyż 4" łączy się z ostatnimi czterema książkowymi laty w sposób nierozerwalny. Nie bijcie za te nawiązania do innych tytułów - są one naprawdę konieczne, albowiem "PiK4" łączy w pewną całość sporo rozsianych w innych miejscach wątków, muszę więc o nich wspomnieć.
Akcja trzeciej odsłony "Płomienia i krzyża" (2019) rozpoczęła się od konieczności przedsięwzięcia tajemniczej wyprawy na Ruś. Na Rusi bowiem skrył się jeden z ostatnich starożytnych, potężnych wampirów, dla Inkwizytorium zaś jego istnienie (a przynajmniej istnienie poza kontrolą Organizacji) zaczęło być czymś absolutnie nie do przyjęcia. W tle majaczyła kwestia odzyskania duchowej esencji Roksany, dawnej uczennicy Narsesa (z którego duchowych szczątków, jak już wiemy, powstał Lowefell) oraz powolne odzyskiwanie przez Arnolda pamięci o tym, kim był i co potrafił jako perski mag ognia… To jednak początkowo schodziło w trzecim tomie na drugi plan. Ekspedycja na Ruś była najważniejsza.
Co było dalej - tego dowiedzieliśmy się z Trylogii Ruskiej (2019-2020). Następnie Mordimer powrócił do Cesarstwa, jednak bez wiedzy i pamięci o tym, co zdarzyło się na rubieżach cywilizowanego świata. Święte Officjum skierowało go do miasta Weilburg, a mające tam miejsce wypadki opisano w "Dzienniku czasu zarazy" (luty 2023). Wspominam o tym nie bez przyczyny, albowiem "Płomień i krzyż 4" mocno do wydarzeń z ostatnich czterech książek (Trylogia Ruska + Dziennik) nawiązuje i kieruje zawiązane w nich wątki na pewne nowe tory.
Czytając Jacka Piekarę miałem dotąd nieodmiennie wrażenie – potęgowane z każdym kolejnym tomem "Płomienia i krzyża" – że autor oddala się od klasycznej konwencji Cyklu Inkwizytorskiego coraz bardziej… Nawet nie warto tego oddalenia rozpatrywać w kategoriach „to źle” / „to dobrze” – to po prostu historia trzymająca się cyklu, a jednak do tej pory mocno od jego meritum odmienna. Zbyt pełna magii i piętrzących się zawiłości fabularnych żeby być częścią ścisłego kanonu, a jednak na tyle z kanonem związana, że nie sposób tej opowieści z całego uniwersum inkwizytorskiego wykreślić. Mi osobiście kierunek obrany przez Piekarę bardzo się podoba(ł), oczywiste jest jednak dla mnie, że nie każdy będzie zadowolony z tego, co się tutaj dzieje.
Tym razem czeka nas prawdopodobnie (przynajmniej pod względem kierunku, w jakim zmierzają wszystkie wątki) pozytywne zaskoczenie, albowiem autor zaprzestał tworzenia nowych nici fabuły, a skupił się na łączeniu tych już istniejących w jedną, sensowną całość i wszystko na to wskazuje, że zostaną one skanalizowane w jakieś nowe rejony, gdzie - być może - doczekamy się jakichś konkluzji (albo i nie - jeśli coś takiego będzie mieć faktycznie miejsce, to już niestety u innego Wydawcy; piszę "jeśli", bo choć krąży już w sieci rozpiska "co i jak" Jacek Piekara za chwilę i gdzie indziej wyda, to jednak autor pewnych obiecanych całe już lata temu książek wciąż nam nie napisał...). Wiem, że do tej pory Pan Jacek sporo czytelnikom obiecał i niewiele z tego wyszło, a jednak TERAZ (czemu tak późno?...) obserwować możemy, po raz pierwszy od dawna, pewną konsolidację wątków (zamiast tworzenia nowych), co może być (przyszłościowo patrząc) obiecujące. Jak będzie - zobaczymy...
Jak widzicie dotąd jest pozytywnie, ale mam graniczące z pewnością przekonanie, że po napisaniu przeze mnie czegoś jeszcze na plus w temacie "PiK4", to wiadro pomyj i tak się wyleje... :) Prosiłbym więc, abyście czytając tę recenzję odłożyli na chwilę na bok żale, frustracje i pretensje do autora (mniej lub bardziej uzasadnione - ja także nie jestem z powodu odejścia Jacka Piekary z Fabryki, i to bez ostatecznego zamknięcia przezeń ważnych wątków i dokończenia obiecanych wiele lat temu książek zadowolony - odkładam to jednak na chwilę na bok). Pogadajmy o samej książce.
Generalnie - nie ruszamy się przez prawie 400 stron ani na krok z klasztoru w Amszilas. Może to na starcie nieco wkurzać. I to zwłaszcza, że pierwsze 170 stron to w zasadzie streszczenie wydarzeń mających miejsce na Rusi, które przybrało formę opisu narady Wewnętrznego Kręgu Świętego Officjum... Ok - mogło to być (być może) krótsze. Jednak sporo się w trakcie owej narady wyjaśniło: przede wszystkim względem niebezpieczeństw, jakie dla samego Mordimera (i dla nieświadomie przezeń noszonej w umyśle księgi Szachor Sefer) stanowił romans z ruską wiedźmą. Pochodząca z peczorskich bagien Natasza była o wiele potężniejsza, niż może się nam zdawać - być może była nawet wcieleniem legendarnej Morgany, która wieki temu stała w Brytanii na czele najpotężniejszego sabatu, z którym przyszło mierzyć się Świętemu Officjum?
O samej Morganie także czegoś się dowiemy. Poznamy także plany i zamierzenia Inkwizytorium, które planuje zaiste spektakularne, śmiałe i wstrząsające podwalinami świata posunięcia. Do Świętego Officjum jest to aż niepodobne (jest ono wszak głównie milczącym obserwatorem świata i ludzi, których poczynania tylko czasem, na chwałę boża, koryguje), a jednak na naszych oczach dokona się za sprawą podjętych przezeń decyzji zmiana, która może być dla cyklu Piekary naprawdę nowym otwarciem. Szkoda tylko, że już nie w Fabryce Słów...
Merytorycznie na książkę patrząc mam mieszane odczucia... Z jednej strony COŚ SIĘ DZIEJE, z drugiej zaś mało w tym wszystkim, niestety, dynamiki samych zdarzeń. Zapewne Ci z Was, którzy są już do autora na dobre zrażeni powiedzą, że to nic nie wnosząca książkowa szmira, napisana nie wiadomo po co, bo jest w dużej części czymś na kształt streszczenia ostatnich czterech lat i poprzednich czterech książek cyklu. Można i tak... Jednak, szukając pozytywów (nie bijcie! :) ), trzeba raz jeszcze coś podkreślić: "Płomień i krzyż 4" porządkuje i wyjaśnia mnóstwo wątków! Z tym faktem trudno polemizować, choć, całościowo patrząc (no dobra - zgoda! :) ) mogło to wszystko wyglądać fabularnie lepiej i bardziej dynamicznie.
W ostatecznym rozrachunku określiłbym "PiK4" jako pewnego rodzaju "tom porządkujący" to, co mamy w cyklu na ten moment "na tapecie". To jednocześnie książka, która obiecuje sporo na przyszłość... Coś o tej przyszłości dzięki informacjom od autora wiemy, jednak narazie są to tylko plany i zapowiedzi. Jednak chyba lepiej jest iść do przodu mając za plecami jako tako uporządkowane wątki, niż totalny bałagan.
"Płomień i krzyż", jako "cykl w cyklu" może być (i zawsze był) ciekawy dla wszystkich tych, którzy chcieli poznać Inkwizytorium od wewnątrz. Knowania, nieczyste gierki, czynione w imieniu Zbawiciela podstępy, dokonywane dla Niego zbrodnie, brudna polityka... Wszystko to znajdziemy właśnie tutaj. Także w tomie numer cztery.
Owe cztery tomy są z perspektywy całego uniwersum Piekary bardzo ważne, bo każda Inkwizycja ma swoje sekrety. A nawet wiele sekretów... Im wyższy poziom wtajemniczenia członków Świętego Officjum, tym zagadek i tajemnic więcej - i tym mniej znających je osób. We wszystkim zaś majaczyła od zawsze odwieczna walka sług Chrystusa i perskich wyznawców magii ognia, na pierwszym planie był zaś tutaj Arnold Lowefell - kiedyś wróg, dziś gorliwy obrońca prawdziwej wiary. Dziś Arnold stoi na progu nowej drogi. Jak mu pójdzie - być może kiedyś się dowiemy.
A jeszcze tak względem pewnych podsumowań... Zapamiętajmy to, co dobre: mroczne tajemnice, pomieszanie dobra ze złem, ni to średniowieczny jeszcze, ni to już renesansowy klimat epoki, wiarę i jej siłę, czary i zło w tle. Ten cykl, pomimo różnych ocen pojawiających się wraz z biegiem lat, po prostu zawsze znakomicie się czytało.
Zdaję sobie sprawę, że wielu z Was ten tom absolutnie nie zadowoli. Niedawno pozwoliłem sobie na FB napisać na ten temat pewne słowa i pozwolę je sobie tutaj, tak na koniec, powtórzyć:
Jacka Piekary można nie lubić (za ostatnie lata?), można go miło wspominać za całokształt, ale na pewno nie pozostawia On nikogo obojętnym, a bądźmy szczerzy: czy czujemy się zawiedzeni, czy nie, to jednak dwie dekady w Fabryce spędził... Niezależnie od tego jak się ocenia ostatnie lata cyklu, to całe wszechobecne wkurzenie na jego autora bierze się z tego, że początek istnienia uniwersum był naprawdę dobry. Wygenerował pewne oczekiwania, a coś, co jest złe, oczekiwań nie generuje. I przede wszystkim te dobre chwile, spędzone przy pierwszych tomach, warto mieć w pamięci (bo resztę ocenia się różnie). Szkoda, że cały cykl nie jest zamknięty, to prawda. Ale nie sądzę, by było dla wszystkich lepiej, gdyby Cykl Inkwizytorski w ogóle nie powstał i gdyby nie było ani jednej fajnej chwili w głowach wielu z nas spędzonych przy początkach Mordimera, Arnolda i całej reszty... Miejmy to w pamięci. A co będzie dalej? Czas pokaże.
Wielkie dzięki za wszystkie lata w Fabryce Panie Jacku.
Fabryko - dzięki!
#płomieńikrzyż4 #płomieńikrzyż #światinkwizytorów #jacekpiekara #cyklinkwizytorski #arnoldlowefell #mordimermadderdin #fantastyka #weilburg #amszilas #święteofficjum #fabrykasłów #cosnapolce #dobraksiazka #czytamksiazki #bookstagram #bookstagrampolska #instabooks #instabookspoland #bookreview
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz