Tytuł: Uciekinier (tytuł oryginału: The Running Man)
Autor: Stephen King
Wydawnictwo: Albatros
Wydawnictwo: Albatros
Data wydania: kwiecień 2015r. (data przybliżona)
Liczba stron: 336
Mocny przekaz, świetna akcja, niesamowite zakończenie. Tak w największym
skrócie można opisać "Uciekiniera" - historię o głębi degeneracji
zakłamanego, pełnego zła i niesprawiedliwości, beznadziei i bezmyślnego
okrucieństwa świata, w którym szczucie ludzi stało się telewizyjną
rozrywką dla ogłupianych każdego dnia mas, przez własne władze
pozbawionych przyszłości i nadziei. Wbiło mnie w fotel...
Stephen King (a właściwie jego mroczne alter ego w osobie Richarda Bachmana) ponownie ostrzega i pełnym szyderczej ironii gestem ściąga klapki z oczu czytelnika, pokazując, czym i kim możemy się stać jako społeczeństwo w niedalekiej przyszłości. Nie jest to miła wizja. Lekcja płynąca z lektury "Uciekiniera" jest co najmniej ciężkostrawna. Chcielibyście bowiem żyć w świecie rządzonym przez korporacje i bogaczy, w którym każdy oddech was zabija (oczywiście o tym nie wiecie, okłamywanie przez władze to podstawa), a wy nie macie ani pracy, ani pieniędzy na jedzenie i lekarstwa dla dziecka, a jedynym sposobem ich zdobycia jest albo postawienie własnej żony pod latarnią, albo wzięcie udział w telewizyjnym show, w którym prawdopodobnie zginiecie, lecz za każdą przeżytą przez was godzinę otrzymacie sto dolarów, które pozwoli waszej rodzinie na co najmniej kilka tygodni życia? Makabra... Nikt nie chce żyć w taki sposób i po prostu przeraża myśl, jak niewiele może brakować, by literacki koszmar w rodzaju "Uciekiniera" stał się rzeczywistością...
Wspominałem o tym niedawno przy okazji opinii dotyczącej "Wielkiego Marszu", a teraz czuję się w obowiązku powtórzyć to po lekturze "Uciekiniera": Suzanne Collins i jej "Igrzyska śmierci" mogą się przy tych dwóch książkach Kinga PO PROSTU SCHOWAĆ. Najlepiej do najciemniejszego kąta, ze wskazaniem na najciemniejszy kąt piwnicy. Pani Collins nie umie pisać o mrocznych wizjach dotyczących ludzkości, degeneracji władzy, ani o ludzkich tragediach wynikających z brutalizacji życia, a okazuje się, że można to zrobić dobrze, ba! - było to możliwe już kilkadziesiąt lat temu, gdy powstawały dwie wspomniane książki Kinga. Dlatego zachęcam w tym miejscu bezkrytycznie zachwyconych serią "Igrzyska śmierci": sięgnijcie po "Uciekiniera" i/lub po "Wielki Marsz" i przekonajcie się, jak powinna wyglądać naprawdę dobrze napisana książka o tych ważnych i ciągle aktualnych sprawach.
Kończę już te zachwyty;) Z całego serca zachęcam przy tym do sięgnięcia po "Uciekiniera". Byłem nim zachwycony i naprawdę sądzę, że warto dać mu szansę. Ta książka to jest naprawdę coś, i to przez duże "c".
Stephen King (a właściwie jego mroczne alter ego w osobie Richarda Bachmana) ponownie ostrzega i pełnym szyderczej ironii gestem ściąga klapki z oczu czytelnika, pokazując, czym i kim możemy się stać jako społeczeństwo w niedalekiej przyszłości. Nie jest to miła wizja. Lekcja płynąca z lektury "Uciekiniera" jest co najmniej ciężkostrawna. Chcielibyście bowiem żyć w świecie rządzonym przez korporacje i bogaczy, w którym każdy oddech was zabija (oczywiście o tym nie wiecie, okłamywanie przez władze to podstawa), a wy nie macie ani pracy, ani pieniędzy na jedzenie i lekarstwa dla dziecka, a jedynym sposobem ich zdobycia jest albo postawienie własnej żony pod latarnią, albo wzięcie udział w telewizyjnym show, w którym prawdopodobnie zginiecie, lecz za każdą przeżytą przez was godzinę otrzymacie sto dolarów, które pozwoli waszej rodzinie na co najmniej kilka tygodni życia? Makabra... Nikt nie chce żyć w taki sposób i po prostu przeraża myśl, jak niewiele może brakować, by literacki koszmar w rodzaju "Uciekiniera" stał się rzeczywistością...
Wspominałem o tym niedawno przy okazji opinii dotyczącej "Wielkiego Marszu", a teraz czuję się w obowiązku powtórzyć to po lekturze "Uciekiniera": Suzanne Collins i jej "Igrzyska śmierci" mogą się przy tych dwóch książkach Kinga PO PROSTU SCHOWAĆ. Najlepiej do najciemniejszego kąta, ze wskazaniem na najciemniejszy kąt piwnicy. Pani Collins nie umie pisać o mrocznych wizjach dotyczących ludzkości, degeneracji władzy, ani o ludzkich tragediach wynikających z brutalizacji życia, a okazuje się, że można to zrobić dobrze, ba! - było to możliwe już kilkadziesiąt lat temu, gdy powstawały dwie wspomniane książki Kinga. Dlatego zachęcam w tym miejscu bezkrytycznie zachwyconych serią "Igrzyska śmierci": sięgnijcie po "Uciekiniera" i/lub po "Wielki Marsz" i przekonajcie się, jak powinna wyglądać naprawdę dobrze napisana książka o tych ważnych i ciągle aktualnych sprawach.
Kończę już te zachwyty;) Z całego serca zachęcam przy tym do sięgnięcia po "Uciekiniera". Byłem nim zachwycony i naprawdę sądzę, że warto dać mu szansę. Ta książka to jest naprawdę coś, i to przez duże "c".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz