Tytuł: W cieniu błyskawic
Cykl: Trylogia Magów Szkła (tom 1)
Autor: Brian McClellan
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Data wydania: 29.09.2023
Liczba stron: 808
Szkło w miejsce prochu.
Pamiętacie Briana McClellan'a? Część z Was na pewno Go pamięta i (tak jak ja) ma w naprawdę wdzięcznej pamięci jego książkowe cykle o magach prochowych (dwie trylogie plus zbiór opowiadań). To była naprawdę świetna przygoda! McClellan kazał nam czekać na polskie wydanie swojej kolejnej książki ponad 3 lata (!), jednak opłacało się czekać. Przygotujcie się jednak na zmianę koncepcji i na nowy świat, w którym magię opartą na prochu zajęła potężna magia szkła - Panie i Panowie, oto pierwszy tom nowego cyklu: "W cieniu błyskawic".
Brian McClellan, autor "Trylogii Magów Prochowych" i cyklu "Bogowie Krwi i Prochu", przedstawia nam zupełnie nową historię fantasy, w której magia ma bardzo ograniczony zasób — a ten powoli zaczyna się wyczerpywać... Będzie to przyczynkiem do znakomitej historii, której pierwszy tom mamy właśnie okazję trzymać w naszych rękach.
O co chodzi z tą nową magią i z jej ograniczonymi zasobami? Oparta jest ona na mocy magicznie zaklętego i w hutniczy sposób wytworzonego szkła, które może mieć różnorakie zastosowanie. Może to być np. szkło mocy, szkło lecznicze, uspokajające szkło harmonii, wspomagające intelekt i zdolności analityczno-strategicznego myślenia szkło rozumu, ale także złowrogie, nieludzkie i zakazane szkło strachu. Wspomniane szkła wytwarzane są na kształt zakładanych do ucha kolczyków (choć mogą być także np. wkomponowane w zbroję) - po założeniu natychmiast oddziałują w pożądany sposób na zakładającego.
Istnieją także potężni magowie szkła, którzy są wyjątkowo wrażliwi na moce zaklęte w tych wszystkich pełnych dobrodziejstw szkiełkach. Ba! - magowie tego rodzaju potrafią także oddziaływać na szkło (także na to zwykłe, nie-magiczne), co czyni ich wyjątkowymi wojownikami, których najczęściej wszyscy się boją, postrzega się ich bowiem przede wszystkim jako zabójców.
A o co chodzi z ograniczonymi zasobami szkła? No bo przecież w czym problem? - czyż nie można po prostu wytwarzać w hutach nowych szkieł o różnych zastosowaniach? Niby można, ale to nie takie proste. Po pierwsze, każde szkło (niezależnie od zastosowania) prędzej czy później się zużywa, potrzebny jest więc nowy zasób surowca: żaropiachu. A jego zasoby... kurczą się. I to szybciej, niż wszyscy by sobie tego życzyli. Jeśli zabraknie żaropiachu, to zabraknie także magicznego szkła - a to oznaczałoby powszechną katastrofę.
Ratunkiem wydaje się być wynalazek zwany portalem feniksa. Jest to hutnicze urządzenie, które wymaga co prawda potężnych zasobów mocy i energii, jednak oferuje w zamian rzecz bez precedensu: możliwość ponownego naładowania magią zużytych już odłamków szkła! Coś takiego oznaczałoby nie tylko rozwiązanie problemu kurczenia się pokładów żaropiachu, lecz także pojawienie się na świecie potężnego ekonomicznego oręża, które w rękach możnych tego świata byłoby wystarczającym powodem do tego, by zabijać. A nawet do tego, by rozpętać wojnę.
I właśnie z tym będziemy mieć w pierwszym tomie nowego cyklu do czynienia: z politycznym zabójstwem oraz z rozpętaną w celu jego zatuszowania wojną. Ofiarą zabójstwa będzie przedstawicielka jednej z ważniejszych (lecz wcale nie najpotężniejszych) gildii Imperium Ossańskiego, Adriana Grappo, która wspólnie z pochodzącym z Księstwa Grentu hutniczym mistrzem Kastora pracowała nad prototypem portalu feniksa. Adriana umiera zabita przez niezidentyfikowanych (poza jednym, pochodzącym oczywiście z Grentu) zamachowców, Ossa atakuje Grent... Machina zniszczenia rusza pełną parą. Jest jednak ktoś, kto może to wszystko powstrzymać: Demir Grappo, syn Adriany i... mag szkła.
Historia Demira wydawałaby się usłana różami - bogaty syn ważnej ossańskiej gildii, mag szkła, najmłodszy gubernator w historii, wschodząca gwiazda na ossańskim firnamencie... A jednak szaleństwo od geniuszu dzieli tylko skala sukcesu. Spoglądając na bajecznie piękny zachód słońca rozpościerający się nad cuchnącym, krwawym błotem pobojowiska generał Demir Grappo zrozumiał swego czasu, wiele lat temu, że woli towarzystwo żywych od zmarłych i przyjaciół od wrogów. Sprzeciwiając się okrutnej tradycji chciał zmienić świat na lepsze. Oglądając konsekwencje własnych decyzji (czy jednak to były rzeczywiście JEGO decyzje?) zrozumiał, że niczego nie da się zmienić. Tego dnia Demir Grappo, Książę Błyskawic, odszedł...
To urywki z trudnej przeszłości Demira, którego obarczono winą za zbrodnie wojenne sprzed lat. Chłopiec - dziś już mężczyzna - załamał się i usunął w cień. Teraz musi jednak wrócić i to nie tylko po to, by wymierzyć sprawiedliwość za śmierć matki, ale także po to by oczyścić swe imię, ocalić Imperium Ossańskie, samego siebie i... świat. Coś jeszcze? Demir wydaje się odpowiedzieć jedno: "Hold My Beer"!
Tak się może wydawać, jednak nic nie przychodzi Demirowi łatwo. Trudno zaprzeczyć, że czuje się do gościa z miejsca sporą sympatię i że ma on w sobie sporo charyzmy, jednak mierzy się on z nieproporcjonalnie wielką potęgą: zarówno wewnątrz Ossy (potężne rody rządzące największymi gildiami), jak i na zewnątrz (siły Grentu i armia najemników pod wodzą najlepszej generał swoich czasów, którym Demir - na nowo powołany przez Ossę jako dowódca armii - musi stawić czoła). Ocalenie Ossy, świata i samego siebie wcale nie jest dla Demira w tej historii oczywiste...
Ok - mała przerwa na objaśnienie kontekstu :) Wspomniane Imperium Ossańskie, Grent i inne wymienione w powieści miejsca to coś na kształt udzielnych księstw, którymi rządzą książęta lub rodzinne gildie. Wszystko to - wspólnie z niuansami nowego świata McClellana - jako żywo przypomina mi włoskie, renesansowe realia, gdzie kraj rozbity na księstewka i republiki toczył sam ze sobą nieustanne wojny. Realia i niuanse polityczno-historyczne także pasują: mamy tutaj rodzinne gildie żywo przypominające makiaweliczne klimaty wprost z "Rodziny Borgiów"!
Tyle względem oryginalności. Reszta książki to jednak coś, czemu także warto się przyjrzeć, autor bowiem pozornie korzysta ze swoich własnych pomysłów z przeszłości, a jednak tak umiejętnie je przekształca i do tego stopnia ulepsza koncepcje na swoich bohaterów, że nie sposób nie stwierdzić, że staje się jako pisarz w systematyczny sposób coraz lepszy. Oto bowiem mamy bohaterów z nowego i z poprzednich cykli, którzy teoretycznie mogliby być swoimi kalkami: Demir Grappo (żywo przypominający Taniela Dwa Strzały z cyklu o magach prochowych), Kizzie Vorcien (dla mnie, przynajmniej narazie, nowa Vlora), Mały Montego, czy Idrian (bardzo udane wariacje w duchu Bena Styke'a). Co do kalek, to jednak tylko teoria: Brian bazuje na pewnym koncepcie, jednak dodaje bohaterom jeszcze większej głębi niż kiedyś, a to świadczy tylko i wyłącznie o tym, że jest jako twórca i pisarz coraz lepszy.
Refleksja końcowa? Ależ to była przyjemna cegła! 800 stron to nie byle co, a jednak w wydaniu McClellana to jest - jeśli mogę sobie pozwolić nazwać tak fantastykę - czysta poezja i przyjemność godna polecenia. Nieodrodny uczeń Sandersona po raz kolejny udowadnia, że jest znakomitym pisarzem, którego zdolność do wciągnięcia czytelnika w swój świat stoi na poziomie dostępnym tylko nielicznym.
W wielkim skrócie, jeszcze tak na koniec: nie zawiedziecie się, po prostu nie ma takiej opcji. Zwłaszcza jeśli znacie już tego
autora i jego książki. Rozmach to znak rozpoznawczy McClellana i tego
właśnie rozmachu mamy w "W cieniu błyskawic" pod dostatkiem.
Fabryko - dziękuję :)
#wcieniubłyskawic #brianmcclellan #trylogiamagówszkła #fantastyka #czytamfantastykę #fabrykasłów #dobraksiążka #czytamksiążki #cosnapolce #bookstagram #bookreview #recommendedbooks #bookreview #bookstagrampolska #instabooks #instabookspoland
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz