środa, 12 grudnia 2018

"Uniesienie" - Stephen King


Tytuł: Uniesienie (tytuł oryginału: Elevation)
Autor: Stephen King
Wydawnictwo: Albatros
Data wydania: 14.11.2018r.
Liczba stron: 176


Prawie jak "Chudszy" ;)

Stephen King pokazuje, że ciągle jest w dobrej formie :) Kolejna (po zeszłorocznej) wizyta w miasteczku Castle Rock (rok temu zajrzeliśmy tam z racji "Pudełka z guzikami Gwendy") nie wypada może okazale i w jakiś sposób przełomowo, ale to wciąż King, który opowiada historie jak nikt (!).

Główny bohater "Uniesienia", Scott Carey, w tajemniczy sposób traci na wadze. Stale... Pachnie to wszystko "Chudszym", inną "wagową" książką Kinga ;) , jednak na podobieństwach w czystej teorii sprawa się kończy. Scott Carey bowiem, w odróżnieniu od Billa Hallecka, wcale w widoczny sposób nie traci kilogramów. One ubywają tylko kiedy stanie na wadze, a coraz mniejsza waga objawia się z kolei poczuciem lekkości... Coraz większym... Zupełnie jakby docelowo miał osiągnąć wagę "0" i stać się jakimś ludzkim, cudacznym balonem... Czy tak się stanie?

Nie zdradzę ;) ... Ta historia jednak - i tyle powiedzieć mogę - nie jest jeszcze jedną, typową, pełną makabry czy grozy historią z Castle Rock. Samo miasteczko przyzwyczaiło nas do tego, że nie dzieją się tam dobre rzeczy, a jego ulice i mieszkańcy to jedna wielka arena, na której lokalna społeczność (mająca na sumieniu swoje grzechy, zarówno jako pewna całość i jako każda jednostka z osobna) albo niszczy samą siebie ("Sklepik z marzeniami"), albo jest po prostu miejscem, w którym nie dzieje się fajnie ("Cujo", "Mroczna połowa"). Tym razem... pojawia się tak jakby dla tego miasteczka nadzieja? Tak, to dobre słowo. "Uniesienie" bowiem jest dla Castle Rock małą szansą na pokazanie, że można się jako pewna społeczność zaakceptować, polubić i być dla siebie tolerancyjnym. Szansa ta tkwi w tym, co Scott robi dla swoich sąsiadek - lesbijek prowadzących restaurację, które są, delikatnie mówiąc, nie akceptowane przez miasteczko. Czy ten stan rzeczy się zmieni, a szansa na pokazanie przez Castle Rock innego oblicza zostanie wykorzystana? No i pytanie-klucz: czy Scott zdąży zrobić coś dobrego, zanim licznik wagi wskaże magiczne "0"? 

Król Horroru tym razem wcale nie otarł się nawet o horror. Czy to źle? Absolutnie nie. King ma swoją literacką opinię (ciężko żeby autor "Lśnienia", "To", "Christine", "Miasteczka Salem", czy "Smętarza dla zwierzaków" takiej nie miał), jednak jeśli czyta się go uważnie w ostatnich latach, to widać, że w swoich książkach zmierza w trochę inną stronę. Tak jakby (z wiekiem?) nieco zwalniał i zamiast pędzić (ze sporą domieszką gawędziarstwa) ku makabrycznym finałom, zatrzymuje się nieco w swoich książkach - ma się wrażenie, że po to, ażeby się uważniej porozglądać i poopowiadać trochę bardziej o ludziach. Samego gawędziarstwa i rozwlekłych, typowych dla Kinga dygresji i wszelakich "opisów przyrody"... też się nie uświadczy. Historia na tym zyskuje, King skupia się bowiem na jej esencji, lecz czy to nie świadczy aby o tym, że Mistrz się jakby... starzeje? Tracąc swoje walory? Lata swoje ma, to prawda, ja bym jednak nie posuwał się do wniosków w tę stronę zmierzających. To zbyt drastyczne ujęcie sprawy. Być może ci, którzy najbardziej kochają u Kinga grozę, będą nieco rozczarowani, ale to, co obserwujemy w jego książkach od kilku lat, to po prostu - według mnie - pewna zmiana perspektywy objawiająca się w tym, że pisze nieco inaczej... Tylko tyle. A czy to źle... Nie każdemu da się dogodzić i nigdy nie będzie tak, że każdy będzie z czegoś zadowolony. Dla mnie najważniejsze jest to, że King wciąż fantastycznie robi to, za co TAK NAPRAWDĘ POKOCHAŁY GO MILIONY - GENIALNIE OPOWIADA KOLEJNE HISTORIE. I naprawdę nie jest ważne, czy trzęsiemy się przy tym ze strachu, czy leje się krew, czy też raczej przystajemy i trochę bardziej uważnie przyglądamy się wszystkiemu wokół. Ludzie, to wciąż Stephen King! :) Cieszmy się po prostu jego kolejną książką :)

O samej książce jeszcze - wydana bardzo ładnie :) Bardzo podobnie do zeszłorocznego "Pudełka z guzikami Gwendy" jeśli chodzi o wewnętrzną szatę graficzną. Okładka też fajna. Miło brać do ręki tak wydane książki :) 

Kończąc... raz jeszcze: cieszmy się i nie narzekajmy :) Na nic. To wciąż Stephen King, tylko opowiadający swoje historie w nieco inny sposób. "Inny" nie oznacza jednak "gorszy". Jeśli zaś wszyscy oczekujący tylko i wyłącznie grozy będą zawiedzeni, niech przypomną sobie, że ten sam Stephen King napisał także równie uwielbianą przez wszystkich "Zieloną milę", czy choćby "Skazanych na Shawshank". To po prostu Mistrz przez duże "M". Dajmy mu szansę pokazać nam swoje kolejne oblicze :)

Dziękuję Wydawnictwu Albatros za egzemplarz recenzencki.







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz