Tytuł: Zgroza w Innswich (tytuł oryginału: The Innswich Horror)
Autor: Edward Lee
Wydawnictwo: Dom Horroru
Data wydania: 2017r.
Liczba stron: 216
Lovecraftowe wariacje.
Swoisty hołd złożony przez Edwarda Lee H.P. Lovecraftowi i jego twórczości (nazwa tytułowego miasteczka nie jest bowiem bynajmniej przypadkowa). Jednocześnie jest to kolejne oblicze twórcze samego Lee, który odchodzi nieco od krwawej wersji horroru do jakiej przyzwyczaił czytelników - odchodzi zaś od tego na rzecz grozy bardziej wyważonej... lecz wciąż piekielnie dobrej :)
Port Innswich - miejsce, do którego trafia główny bohater książki, Foster Morley, ma z Lovecraftem więcej wspólnego, niż przyznałby każdy z jego mieszkańców. I nie chodzi tylko o podobieństwo miejscowości do lovecraftowego Innsmouth... Samo miasteczko z pozoru jest jedną wielką sielanką pełną błogostanu (i stanu błogosławionego, nie uświadczy się w nim bowiem młodej dziewczyny, która nie byłaby w ciąży). Lecz to tylko pozory... Morley wraz z upływem czasu przekonuje się, że nic nie jest takim, jakie się na pierwszy rzut oka wydaje, a to czego nie widać gołym okiem... lepiej tego chyba nie oglądać. Może jednak się zdarzyć, że raz zbudzone zło nie zaśnie tak łatwo i główny bohater może nie mieć innego wyboru jak stanąć z nim oko w oko...
Edward Lee zdecydowanie zaskakuje. Kto jak kto, ale ten akurat autor słynie z krwawej, niejednokrotnie wręcz obleśnie makabrycznej wizji horroru, stąd niniejsza książka budzi autentyczne zdziwienie. Zaraz za zdziwieniem zaś pojawiają się... brawa :) To, że na kolejnych stronach nie ma krwawej jatki nie oznacza bowiem, że książka nie jest dobra. Jest - nawet bardzo! Groza w wydaniu tajemniczym, gdzie nic nie jest tak do końca pewne, a kolejny sekret skrywa się za każdą świeżo rozwiązaną zagadką to również coś, co spełnia swoje zadanie. Efekt? "Zgrozę w Innswich" czyta się jednym tchem :) I warto to tchnienie przeznaczyć na lekturę :)
To jeden z lepszych książkowych hołdów złożonych twórczości Lovecrafta jaki miałem okazję czytać. W ostatnich latach równie dobre było według mnie chyba tylko "Przebudzenie" Stephena Kinga. H.P. Lovecraft w każdym razie - jak widać - wciąż inspiruje, wciąż majaczy w twórczości innych, a jego niepokojące wizje wciąż przebijają się na światło dzienne... I oby jak najdłużej tak było :) Co do wielbicieli Edwarda Lee w tradycyjnej, krwawej odsłonie - niniejsza odmiana też powinna Was zadowolić :)
Polecam!
Dziękuję Wydawnictwu Dom Horroru za egzemplarz recenzencki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz