czwartek, 25 kwietnia 2019

Ogień i krew - George R.R. Martin


Tytuł: Ogień i krew (tytuł oryginału: Fire and Blood vol. 1)
Cykl: Historia Targaryenów (tom 1.1, tom 1.2)
Autor: George R.R. Martin
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Data wydania: 20.11.2018r. (tom 1.1), 28.01.2019r. (tom 1.2)
Liczba stron: 616 (tom 1.1), 518 (tom 1.2)



Spin-off „Pieśni Lodu i Ognia”.

Ósmy, końcowy sezon „Gry o tron” w toku, książkowego ciągu dalszego „Pieśni Lodu i Ognia” jak nie było tak nie ma, lecz oto od kilku miesięcy możemy sobie przeczytać „Ogień i krew” – spin-off cyklu opowiadający o losach rządzącej Westeros dynastii Targaryenów. Warto? ;)

Fani cyklu i serialu zapewne po książkę (a w zasadzie po dwie książki) sięgną, trzeba mieć jednak na uwadze, że to nie jest niestety to samo. Jeśli więc oczekujecie powtórki tego, co dotąd w książkach i na szklanym ekranie, to możecie się rozczarować. Aczkolwiek emocjonująco jak najbardziej jest, w tym temacie mogę uspokoić. Co do samych książek zaś – mają szereg plusów i minusów.

Od plusów może zacznijmy. Pierwszy i naczelny jest taki, że każdy powrót do Westeros to fantastyczna przygoda :) Uniwersum stworzone przez Martina zdaje się mieć potencjał wręcz niewyczerpany i fakt ten niesamowicie cieszy. Przedstawione w „Ogniu i krwi” losy Targaryenów to także plus sam w sobie – w sadze królewskiego rodu jest krwawo, brutalnie, a akcja toczy się w dobrym narracyjnym tempie. Jak to w historii wielkich rodów bywa okresy panowań poszczególnych władców są zróżnicowane jeśli chodzi o zakres, skalę i doniosłość wydarzeń, jednak nieodmiennie czyta się to bardzo fajnie – nieważne, czy mowa o podboju kontynentu przez Aegona Zdobywcę, czy o długich i sprawiedliwych rządach Starego Króla (wnuk Aegona), czy też o rozpalającej wyobraźnię wojnie domowej zwanej Tańcem Smoków (!). Plus to także smoki! W trakcie opisywanych przez Martina wydarzeń mają się one dobrze i jest ich zdecydowanie więcej niż trzy ;) Z kolejnych rozdziałów dowiemy się jak doszło do ich rozmnożenia się w Westeros, jakie tradycje zapoczątkowała w związku z nimi rodzina królewska, a także poznamy przyczyny wybudowania w stolicy osławionej Smoczej Jamy. Smutno też w tym temacie będzie, doczytamy się bowiem wiele na temat smoczych zgonów na polach bitew w trakcie wojny domowej… O samej zagładzie smoków mieszkających w Smoczej Jamie też przeczytamy. Na zachętę tyle plusów Wam wystarczy? :)

Minusy… Niestety są. Zacznijmy może od formy wydania samego tytułu. Nie wiem, czy to klasyczny „skok na kasę”, czy względy po części praktyczne (obydwa tomy razem wzięte to dość pokaźny wolumin), aczkolwiek fakt wydania „Ognia i krwi” w dwóch częściach podczas gdy na Zachodzie książkę wydano jako jeden tom… No, wnioski nasuwają się same. Ładnie to wygląda na półce, nie powiem że nie, aczkolwiek rozbicie tytułu na dwa tomy i w efekcie podwojenie zysków ze sprzedaży wniosek nasuwa oczywisty… Smutne są takie „skoki na kasę”… Zupełnie jakby wydawca chciał maksymalnie skumulować zysk. Ok, prawo wydawcy, jednak intencje ukierunkowane na ową maksymalizację są zbyt oczywiste – a przez to budzą niesmak.

Kolejny minus to fakt doprowadzenia fabuły jedynie do zakończenia Tańca Smoków i następującego po nim okresu rządów regentów – zostaje niezapełniona, prawie półtorawieczna dziura przed początkiem akcji „Pieśni Lodu i Ognia”. Zupełnie inaczej można by było oceniać „Ogień i krew”, gdyby przedstawiał pełne losy Targaryenów aż do początku akcji „Gry o tron”. No niestety… Martin nie spisał wszystkiego, a fakt ten budzi kolejne rozczarowanie, jeśli bowiem ciąg dalszy „Ognia i krwi” będzie pisał w tym tempie co „Wichry zimy”… Możemy sobie, obawiam się, długie lata poczekać na dokończenie i jednej i drugiej historii. Szkoda…

Reasumując… warto :) Aczkolwiek pozycja ta przeznaczona jest przede wszystkim dla fanów Westeros i nie ma co tego faktu ukrywać. Ktoś nieobeznany z tematem przeczytać całość oczywiście da radę, aczkolwiek całkiem inny jest odbiór książki z perspektywy fana obeznanego z kontynentem i z całym uniwersum. Do tego wszystkiego styl pisania Martina trzeba po prostu lubić. Już w „Pieśni Lodu i Ognia” miał tendencje do tworzenia rozległych dygresji i rozpisywania się – w „Ogniu i krwi” jest to aż nadto widoczne, a przez to książki należy czytać raczej „na raty” aniżeli ciągiem. Inaczej można się po prostu znużyć czytaniem przez mnogość postaci, wydarzeń, nazwisk, czy dat…. Taki styl pisania trzeba, jako się rzekło, lubić.

Polecam :)

Serial polecam także, mimo że to może troszeczkę nie na temat omawianych książek ;) Nie można jednak o ósmym sezonie „Gry o tron” przy takiej okazji nie wspomnieć! :) :) :)






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz