piątek, 19 kwietnia 2019

Sztuka minimalizmu w codziennym życiu - Dominique Loreau


Tytuł: Sztuka minimalizmu w codziennym życiu (tytuł oryginału: L'Art de l'essentiel)
Autor: Dominique Loreau
Wydawnictwo: Czarna Owca
Data wydania: 28.11.2012r.
Liczba stron: 208



Mniej nie znaczy gorzej.

Konsumpcjonizm króluje wokół nas. Nieraz rządzi i dzieli, opanowuje nasze działania i dążenia, przez co stajemy się poniekąd ofiarą – ale i uczestnikiem – wszechobecnego „owczego pędu”… Pęd ten oznacza zaś nie mniej ni więcej, tylko ciągłe dążenie do posiadania. Czy jest nam to rzeczywiście potrzebne?

Kluczowym słowem i pojęciem związanym ze wspomnianym konsumpcjonizmem jest „nadmiar”. Żyjemy wręcz w kulturze nadmiaru – nadmiaru posiadanych dóbr, nadmiaru możliwości, nadmiaru celów i nadmiaru środków pomagających owe cele osiągać. Ktoś mógłby powiedzieć – co to komu szkodzi mieć mnóstwo opcji, szans i możliwości? Generalnie to prawda, nic w tym złego… Gorzej jednak, kiedy to nie my mamy kontrolę nad ilością możliwości, lecz kiedy to możliwości i ich nadmiar mają kontrolę nad nami. Do dobrych rzeczy to nie prowadzi, a tak niestety się coraz częściej dzieje.

Minimalizm nie jest czymś złym. Wprost przeciwnie. Autorka książki próbuje nas o tym nieustannie przekonywać w toku lektury. „Mniej” nie oznacza wcale „gorzej”. Nawet posługując się zwykłą logiką nie sposób odmówić słuszności tezom zawartym w tej książce. Jeśli bowiem skupimy się tylko na tym, co jest nam niezbędne – nie tylko do przeżycia, zaspokojenia potrzeb, ale po prostu do szeroko pojętego zdrowia i szczęścia – oraz jeśli odrzucimy rzucanie się na każdą pojawiającą się możliwość, szansę, coś co możemy mieć (choć tego wcale nie potrzebujemy), to czy – tak na logikę właśnie – nie będziemy mieć wtedy więcej czasu dla samych siebie, dla innych, i czy nasze życie nie będzie aby bardziej świadome, poukładane, spokojniejsze, a przez to zdrowsze? Zarówno w sferze fizycznej jak i psychicznej? No właśnie. Zanim odrzuci się tę książkę w kąt jako „bezużyteczny coachingowy bełkot” warto zadać sobie powyższe pytania (a książki bynajmniej w kąt nie odrzucać).

Wywody zawarte w kolejnych rozdziałach mają swój sens. Autorka nie bierze tego wszystkiego znikąd – to znana propagatorka kultur i sposobów życia Dalekiego Wschodu, których przesłaniem i nauką jest (w dużym skrócie rzecz ujmując) szeroko pojęte zwolnienie obrotów, uspokojenie własnego wnętrza, sfer aktywności i w efekcie uspokojenie całej codzienności. Ma to swój sens. Żyjąc wolniej i skupiając się tylko na tym co naprawdę ważne mamy w efekcie więcej przestrzeni, swobody, luzu, więcej czasu na przemyślenia, refleksje, planowanie i  na efektywne wykorzystanie zarówno zasobów jak i własnych sił i własnej energii. Naprawdę nie warto rzucać się w dzikim i ślepym pędzie na wszystko wokół… W imię czego bowiem? Żeby „mieć”? Żeby „trzymać wszystkie sroki za ogon”? Takie podejście jest mocno bez sensu, do niczego bowiem nie prowadzi. Dużo lepiej niż „mieć” jest po prostu „być” – i to być świadomie, swobodnie, zdrowo, a także bez towarzyszących nam na co dzień nerwów i stresów (które naprawdę da się zredukować).

Na koniec mała refleksja… Takie książki są potrzebne. I to potrzebne coraz bardziej. Nie bez powodu na półkach księgarni i bibliotek pojawia się coraz więcej pozycji poświęconych własnemu rozwojowi, ukierunkowywaniu swoich sił twórczych, „zwolnieniu obrotów”, nie uczestniczeniu w codziennym pędzie… To nie są zdrowe zjawiska i wymuszone przez otoczenie zachowania. Z biegiem czasu stają się one dla społeczeństw coraz większym problemem, stąd zalew publikacji ich dotyczących. Warto się tym zainteresować, nic bowiem jak wspomniałem nie dzieje się bez przyczyny, a opisane zjawiska mogą dotknąć każdego z nas. I to bez ostrzeżenia.

Dziękuję Wydawnictwu Czarna Owca za egzemplarz recenzencki.







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz