Tytuł: Głębia
Autor: Marek Świerczek
Wydawnictwo: Dom Horroru
Data wydania: 20.06.2018r.
Liczba stron: 248
Potwory z głębin...
Co czai się w morskich otchłaniach? Lub co czaić się w nich może?... Zaskakujący pomysł fabularny na osadzenie akcji w powojennej Polsce (1946 rok) sprawdza się w stu procentach! Marek Świerczek lawirując między zabobonami, niepewnością, a powojenną rzeczywistością odebranego Niemcom Pomorza Zachodniego stworzył coś, co ciekawi, wciąga i jest znakomitą rozrywką na kilka jesiennych wieczorów. Jesienią bowiem zmrok zapada szybko, a po zmroku tę książkę czyta się zdecydowanie najlepiej :)
Nie sądziłem - szczerze przyznam - że możliwe jest napisanie wiarygodnej w swym wydźwięku książki grozy, która fabularnie może być osadzona w powojennej Polsce. Zaskoczenie bardzo na plus! Kluczem do sukcesu tej fabuły jest bez wątpienia połączenie nieznanego z czymś, co znamy choćby z kart historii. Poniemieckie ziemie, niewyjaśnione zatonięcia statków, szepty miejscowej ludności o diabłach wychodzących z morza, nawiedzone Wzgórze Wisielców... W tym wszystkim zaś kształtująca się na nowych terenach władza ludowa, nieudolnie prowadzone śledztwo i zwolniony z wojska z przyczyn zdrowotnych Zygfryd Kurtz, który postanawia dotrzeć do sedna sprawy... Już na wstępie całość wygląda nieźle, a wykonanie weryfikuje wszystko tylko i wyłącznie na plus :)
Jak się ta historia skończy - nie zdradzę ;) Zakończenie pozostawia jednak trochę do życzenia... Chciałoby się po prostu więcej! Ale z drugiej strony patrząc... może taki minimalizm wcale nie jest zły? "Głębia" w dużej mierze bazuje na niepewności czytelnika, operuje tajemnicami, dreszczykiem emocji podczas lektury, może więc zachowanie kilku z tajemnic aż do samego końca nie jest wcale takim złym pomysłem... Trzeba bowiem przyznać, że zatopione przez Boga miasto, diabły, złe moce, pogańskie tańce ku czci Złego, a wszystko to w połowie - cywilizowanego jakby nie było - XX wieku... jako pewna całość robi to wrażenie :)
"Głębia" to - aż dziw - bardzo mało znana książka tego autora. Oby się ten stan rzeczy zmienił, książka bowiem zdecydowanie zasługuje na uwagę. Minusów można jej potencjalnie kilka wytknąć, ale według mnie już samo wykonanie tego pomysłu niweluje wszystkie jego potencjalne wady. Czyż bowiem w szeroko pojętej literaturze grozy nie jest najfajniejsze to, że coś pozornie niewiarygodnego zyskuje posmak i pozory wiarygodności? Autorowi ta mała sztuczka się udała, a to już naprawdę COŚ. Przez duże "C" :)
Polecam!
Dziękuję Wydawnictwu Dom Horroru za egzemplarz recenzencki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz