Tytuł: Czarownice nie płoną (tytuł oryginału: The Foster Child)
Autor: Jenny Blackhurst
Wydawnictwo: Albatros
Data wydania: 03.10.2018r.
Liczba stron: 416
Prawie jak... "Carrie" (?) ;)
Niewyjaśnione, podejrzane zdarzenia, coraz częstsze przypadki w których komuś dzieje się krzywda, a obok tego wszystkiego (czy tylko "obok"?) jedenastoletnia dziewczynka... Mały, szatański pomiot? Czy może napiętnowana (niesłusznie) przez miejscową społeczność ofiara... no właśnie, kogo? (jeżeli w ogóle?). Grozy może w tej książce nie ma (wbrew pozorom), jednak Jenny Blackhurst serwuje nam naprawdę dobry thriller :)
Jedenastoletnia Ellie... jedyna ocalała ofiara pożaru, który kosztował życie jej rodziny... Dziecko napiętnowane traumą, ale nie tylko, coraz więcej bowiem mieszkańców pewnego małego miasteczka w którym mieszka obwinia ją o tajemnicze zdarzenia i wypadki, które przytrafiają się innym... Wszystko to tylko przypadek, czy coś więcej? Mamy do czynienia z małą czarownicą?... Wracająca po latach do Lichoty (tak się bowiem zwie mieścina) Imogen, szkolny psycholog, spróbuje dojść do tego, o co w tym wszystkim chodzi...
A owo "wszystko" wcale nie jest aż tak oczywiste... Ba!, nawet po ostatniej stronie wciąż takie nie jest, chociaż książka skończona (!), co znaczy, że całość na papierze wyszła naprawdę fajnie, a wątek kryminalny w pełni się udał - jeśli bowiem na końcu wciąż zostają niepewności, to robotę pisarską wykonano po prostu DOBRZE :)
No ale do rzeczy ;) ... W "Czarownicach..." mamy dziewczynkę okrzykniętą miejscową czarownicą... Odpowiedzialną za niewytłumaczalne zjawiska (spalony mikser, pająki w szufladach bojących się ich nauczycielek, śmierć nienarodzonych dzieci, obcięcie prawie na łyso jednej z uczennic... długo by tak można wymieniać). Po tragicznym w skutkach pożarze Ellie jest pod opieką rodziny zastępczej, jednak nawet jej przybrana matka wydaje się wierzyć w krążące po mieście opowieści. Jedynym powiernikiem Ellie wydaje się być Mary, biologiczna córka jej zastępczej matki... Do czasu, aż na scenie pojawia się Imogen. Czy jednak nowy szkolny psycholog podoła zadaniu rozwiązania tej zagadki? Zwłaszcza, że Imogen także ściga pewne "brzemię przeszłości", a teraźniejszość, mimo że ma kochającego męża i zaczyna w rodzinnym mieście wszystko od nowa, również nie jest przez nią postrzegana różowo... Cóż... sprawdźcie sami jak to się skończy ;)
"Czarownice nie płoną" nie przez przypadek porównałem na wstępie trochę do "Carrie" Kinga ;) Pachnie tu podobnym klimatem ;) , przynajmniej do pewnego momentu... Potem jednak książka skręca w nieco inną stronę, ale nic przez to nie traci dzięki wtrąceniu przez autorkę dobrze opracowanej warstwy psychologicznej głównych i pobocznych bohaterów, a przede wszystkim przez wszystkie zastosowane (zwłaszcza pod koniec!) nieoczywistości :) ... Dobra robota Pani Blackhurst!
Ciekawe (tak na marginesie) jest w "Czarownicach..." psychologiczno-motywacyjne skonstruowanie przez autorkę postaci Imogen. Jest to postać nawet równie ciekawa jak osnuta nimbem tajemnicy Ellie ;) Czemu? Przez pełną gamę kobiecych sprzeczności, na czele z dylematem dotyczącym macierzyństwa, nieuzasadnioną irytacją skierowaną ku osobie kochającego męża (i przejawiającą się w robieniu mu, de facto, świństw życiowych) oraz traumą po tym, jak nieskutecznie próbowała pomóc pewnemu chłopcu w innym miejscu, w innym czasie... Postać, naprawdę, bardzo ciekawa :)
Cóż dodać?... Książka jest w sam raz na jeden - dwa, góra trzy jesienne wieczory ;) A jako że jesień w końcu do nas zawitała, to myślę, że na aurę za oknem mały thriller z elementami kryminału nie zaszkodzi ;)
Polecam!
Dziękuję Wydawnictwu Albatros za egzemplarz recenzencki :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz