środa, 9 września 2020

Gdzie boją się iść bogowie - Angus Watson


Tytuł: Gdzie boją się iść bogowie (tytuł oryginału: Where Gods Fear To Go)
Seria: Na Zachód od Zachodu (tom 3)
Autor: Angus Watson
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Data wydania: 21.08.2020
Liczba stron: 720


Koniec wieńczy dzieło.

„Gdzie boją się iść bogowie” to ostatni tom w równym stopni krwawej co zabawnej opowieści o średniowiecznych barbarzyńcach rodem ze Skandynawii, którzy szukają swego miejsca w Nowym Świecie. Mityczna Winlandia do gościnnych miejsc nie należy, jednak plemię Wotan (a właściwie to, co z niego zostało) dzielnie przez naprzód przez obce sobie krainy. Cel wędrówki to leżące za Lśniącymi Górami mityczne Łąki – czy Wikingowie dotrą do celu swej podróży? Przekonajmy się!


Zdziesiątkowani Wotanie (z plemienia pozostała raptem garstka dorosłych, dwójka dzieci i dwa szopy) prą naprzód. Łączą po drodze siły z krwiożerczymi Calniankami. Cel podróży to mityczne Łąki, jednak aby się do nich dostać trzeba pokonać Lśniące Góry. A w trakcie tej przeprawy wcale nie będzie łatwo – zadbają o to wrogowie, dzięki zwierzęta, naturalne kataklizmy na czele z tornadami i z powodziami, a także halucynogenne substancje nieznanego pochodzenia. Czy Angus Watson zabije resztkę swoich bohaterów, czy też poprowadzi ich bezpiecznie do celu? :)


Lektura jest świetna! Angus Watson stworzył genialne wręcz połączenie krwawej literatury przygodowo-historycznej z rubasznym, samczym wręcz humorem, które doprawione zostało błyskotliwym w swej istocie poziomem absurdu, ironii oraz iście brytyjskiego poczucia humoru. Proporcje te odmierzone są wręcz idealnie, co czyni z tego literackiego dania naprawdę smaczną potrawę.


To oczywiście nie każdemu się spodoba – i trudno żeby było inaczej. Sceny z latającymi nieomal w powietrzu flakami przeplatają się z epickimi wątkami z wielką przygodą w tle, a całość uzupełnia wikingowe, pierwotnie samcze spojrzenie na świat, w którym seksizm, krew oraz brutalność są na porządku dziennym, a na dokładkę stanowią one świetną inspirację dla ichniejszego humoru dnia codziennego, który to humor Watson przybliża w swoich książkach w prawdziwie mistrzowskim stylu. Mi osobiście bardzo się taka mieszanka podoba, ale nie każdy doceni ten styl pisania i pomysł na fabułę. Komuś może nie pasować spora ilość brutalnych scen, komuś innemu ich bardzo sugestywne i realistyczne opisy, a ktoś trzeci może uznać, że w tym wszystkim nie ma wcale nic śmiesznego lub że proste jak budowa cepa i nieraz prymitywne w swej istocie poczucie humoru Wikingów to absolutnie nie jest coś, co może śmieszyć. Może się tak zdarzyć i nie ma sensu mieć o to do nikogo pretensji – gusta są różne. Ale jeśli taka mieszanka przemawia Wam do wyobraźni (do mojej przemawia bardzo!) - to nic tylko czytać! :)


Czytając drugą odsłonę trylogii „Na Zachód od Zachodu” („Ziemi tej nie opuścisz”) wyraziłem obawę jak też Watson zakończy wszystkie wątki i całą tę opowieść... Dziś mogę powiedzieć, że autor wybrnął z sytuacji z tarczą, a nie na tarczy. Bardzo mnie to cieszy :) Trzeba oczywiście wziąć poprawkę na specyficzny charakter tej trylogii (o czym więcej było powyżej) oraz na to, czego się od tych książek oczekuje. „Umrzesz kiedy umrzesz”, „Ziemi tej nie opuścisz” oraz „Gdzie boją się iść bogowie” to książki, które trudno jest jednoznacznie zakwalifikować. Wbrew potencjalnym oczekiwaniom nie dostajemy w nich bowiem do ręki jedynie epickiej, opartej na faktach historycznych opowieści o podboju Winlandii, nie dostajemy jedynie opisów krwawej jatki ciągnącej się przez kolejne rozdziały, nie jest to także ani klasyczne fantasy, ani humorystyczne studium ironii i absurdu w realiach średniowiecza, lecz jest to… coś pośredniego :) W książkach Watsona znajdziemy trochę z wszystkiego, o czym właśnie wspomniałem. Może to powodować pewne zdezorientowanie u czytelnika (zdaję sobie z tego sprawę), jednak ten potencjalny chaos jest tak naprawdę… wspaniały :) I absolutnie prześmieszny – dobrą zabawę macie gwarantowaną :)


Jeśli czegoś szkoda mi po lekturze, to chyba tylko tego, że za mało było w tym wszystkim (przynajmniej dla mnie) epickości i monumentalności. Wynika to chyba z tego, że temat Wikingów w Nowym Świecie sprawia, że od zawsze na samą wzmiankę o tym słyszę we własnej głowie charakterystyczne „ping!”, po którym oczy mi się szeroko otwierają, a ja sam rzucam się na temat jak Reksio na szynkę ;) To po prostu jeden z ukochanych przeze mnie okresów i tematów historycznych. Stąd chciałbym dostać tego co najbardziej mnie interesuje zwyczajnie jak najwięcej. Ale bardzo daleki jestem od narzekania. I to nawet w obliczu faktu, że Watson przestał w tej części na potęgę uśmiercać swoich bohaterów i - jak na mój gust - nie poszedł na całość w zakończeniu. A przynajmniej nie poszedł w nim - moim zdaniem - tak daleko jakby mógł… Jestem w stanie mu to wybaczyć, bo cała reszta jest palce lizać :)


Gorąco polecam!

Dziękuję Fabryce Słów za egzemplarz recenzencki.

#GdzieBojąSięIśćBogowie #WhereGodsFearToGo #AngusWatson #FabrykaSłów







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz