Tytuł: Zgwałcony (tytuł oryginału: On Being Raped)
Autor: Raymond M. Douglas
Wydawnictwo: Media Rodzina
Data wydania: 10.09.2018r.
Liczba stron: 120
Nie ma co udawać, że tego tematu NIE MA.
Tytuł jest wymowny... Aż nadto. Ma jednak większą nieco wymowę, jeśli przeczyta się (chociażby) opis książki - że o przeczytaniu samej książki nie wspomnę. Opowiada ona bowiem o akcie gwałtu dokonanym na mężczyźnie (dokładnie tak - oni też są ofiarami tego rodzaju przemocy) przez innego mężczyznę... W SUTANNIE... A to już podnosi tę książkę do zupełnie innej, szalenie ważnej, rangi... O tematach tabu trzeba bowiem mówić. Głośno.
Trudny temat. Bardzo. Zwłaszcza w Polsce... Zastanawiam się tak po cichu, czy dlatego właśnie - czy z tego właśnie powodu, że książka ta ukazała się w Polsce?... - czy z tego oto powodu, kiedy szukałem niedawno informacji na temat tej książki w sieci, nie zobaczyłem ani jednej wystawionej dla niej oceny? Ani jednej opinii na jej temat?... Aż tak boimy się w naszym kraju ruszania czegokolwiek związanego ze złem, które tkwi w Kościele? ... NAWET JEŚLI TO TYLKO KSIĄŻKA?... Smutny wniosek.... Mam nadzieję, że tylko przypadkowy, ale boję się, że w tym akurat temacie "przypadku" jest niewiele... A szkoda. Pachnie to bowiem po prostu HIPOKRYZJĄ. Wolę więc myśleć, że to tylko niewiedza czytelnicza na temat istnienia tej książki. Może, choć w małym stopniu, zmieni się to po zamieszczeniu tej recenzji w sieci (jako bodaj czy nie pierwszej...).
Książka ta jest autentyczną historią, która opisanymi w niej wydarzeniami jest, w rozumieniu usytuowania geograficznego, w ogóle z polskim Kościołem niezwiązana. Nie oznacza to jednak, że w polskim Kościele takie przypadki się nie zdarzają. ZDARZAJĄ SIĘ. Autor, Raymond M. Douglas, z Polską jako taką nie ma kompletnie nic wspólnego. Jego historia wydarzyła się w zupełnie innym kraju, w zupełnie innych realiach. Mimo terytorialnego oddalenia od naszego własnego podwórka myślę jednak, że tę historię warto przeczytać...
Nie jest ona, jak wspomniałem (i jak można się domyślać nawet bez moich uwag) łatwa. Jest okrutna w wydźwięku dotyczącym ofiary i zapierająca dech w piersiach jeśli chodzi o cynizm, wyrachowanie napastnika, a w pewnej (niestety, wcale nie budzącej zdziwienia...) konsekwencji, zapierająca dech z oburzenia także w kwestii dotyczącej hipokryzji i udawania, że "nie ma tematu", jeśli rzecz rozpatrywać pod kątem "reakcji" (czytaj: braku reakcji) instytucji kościelnych, którym napastnik podlega(ł) i które władne były (i są, w dalszym ciągu są - w obliczu wielu innych przypadków tego rodzaju) coś w tej sprawie uczynić.
To w pewnym sensie książka autobiograficzna. Autor doświadczył gwałtu, który przypłacił niezaprzeczalnym urazem psychicznym. Nieprzemijającą traumą, przez którą opuścił ojczyznę (autor jest obecnie profesorem historii w zupełnie innym państwie) i przeszedł przez piekło procesu "dochodzenia do siebie", z pomocą (i tą fachową, ale i tą totalnie nieprofesjonalną, merytorycznie nieprzygotowaną) wielu terapeutów i, rzecz jasna, bliskich sobie osób. Sfera przeżyć własnych, z poziomu przeżyć psychicznych, jest w "Zgwałconym" bardzo rozbudowana. Widać, że słowa spisane na temat tamtych wydarzeń przelano na papier po wielu latach, przez co (tak podejrzewam), dzięki dystansowi lat, w ogóle było to możliwe... Co wcale nie umniejsza traumy tamtych chwil. Przeciwnie - skoro bowiem dopiero po upływie lat autor był w stanie o tym wszystkim opowiedzieć, to jak wielkiego urazu przez to wszystko doświadczył? Można się tylko domyślać... Cóż bowiem może czuć ktoś, kto będąc nastolatkiem doznaje nie tylko zawodu, ale i brutalnej przemocy najgorszego możliwego rodzaju ze strony kogoś, kto był jego mentorem, duchowym przewodnikiem, W ŚWIETLE DOKTRYNY KOŚCIOŁA KATOLICKIEGO - "PASTERZEM" (!...), przyjacielem nieomal, autorytetem? Dramat... a jednak dramat, który się wydarzył. Dlatego właśnie trzeba o tym mówić głośno.
Mam wielką nadzieję, że ta książka stanie się znana szerokiemu kręgowi publiczności, odbiorców, czytelników. Nie tylko z powodu, będącej trochę na czasie również za sprawą pewnego filmu w kinach (kryptoreklamy robić nie będę, wszyscy zapewne wiedzą o jakim filmie mówię), nie tylko z powodu kwestii piętnowania kościelnych nieprawości, ale po prostu z ludzkiego punktu widzenia. Mężczyźni bowiem, co jest totalnie przez ogół społeczeństwa ignorowane, także bywają ofiarami przemocy. Również tej w najgorszym możliwym wydaniu. Fakt dokonania aktu przemocy przez osobnika w koloratce nie ma zaś na celu stwierdzenia, że w Kościele panuje tylko i wyłącznie zło... otóż nie - ten fakt ma za zadanie podnieść w pewnej publicznej debacie (podkreślę raz jeszcze: RÓWNIEŻ W POLSCE) temat, który jest tematem tabu. Wytykanie zła w pewnej sferze nie jest twierdzeniem, że zła jest cała organizacja. To po prostu wskazywanie palcem zła, A TAKIE DZIAŁANIE JEST ZAWSZE CZYMŚ KONIECZNYM. Koniecznym w sposób niepodlegający ŻADNEJ dyskusji.
Odwołując się do - wspomnianego już - pewnego filmu, goszczącego od kilku dni w polskich kinach, można przywołać jakże właściwy cytat: "Kościół jest święty, ale tworzą go ludzie grzeszni". To święta prawda... Niektóre grzechy powinno się po prostu pokazywać. Wręcz wskazywać palcem. I to bardzo wyraźnie. Tak, żeby nie było żadnych wątpliwości, że zło jest złem. Przede wszystkim zaś trzeba słuchać pewnych głosów prawdy i poznawać pewne jej świadectwa - takie właśnie jak w tej książce.
Polecam. Dla świadomości własnej każdego z Was.
Jak dla mnie - LEKTURA OBOWIĄZKOWA.
Jak dla mnie - LEKTURA OBOWIĄZKOWA.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz