Tytuł: Córka Kości
Cykl: Tonące Cesarstwo (tom 1)
Autor: Andrea Stewart
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Data wydania: 08.11.2023
Liczba stron: 496
Kości ludzkich losów.
Na moim blogu nadszedł czas na recenzję "Córki Kości" Andrei Stewart. W normalnych okolicznościach, goniony codziennymi sprawami, pewnie napisałbym ten tekst za (plus-minus) najwcześniej klika dni. Ale tego nie zrobię, napiszę go świeżo po lekturze. Bo jestem zachwycony i wstrząśnięty zarazem. Ta książka to NIE JEST jeszcze jedna - jakich wiele - opowieść z vibe'm Dalekiego Wschodu. To coś o wiele więcej: porywająca zagadka, porażająca wizja magii i pełna fantastycznych bohaterów (fretkowydrokotek!) opowieść o tym, co zrobić by świat był lepszy i jak to zrobić pozostając przy tym sobą (a także w zgodzie ze sobą). "Córka Kości" to jedna z najbardziej domagających się kontynuacji, a jednocześnie najbardziej fascynujących lektur tegorocznej jesieni!
Tak wiele tu wątków, tak wiele różnych kulturalnych i historycznych motywów oraz nawiązań do rzeczywistości (a także, tak swoją drogą, do innych literackich fikcji)! Trudno to w kilku słowach posklejać w jedną całość, ale spróbujmy. Warto zacząć od kontekstu, a tym jest niewątpliwie nawiązanie (częste w ostatnim czasie u fabrycznych autorów) do Dalekiego Wschodu - istniejące w powieści Cesarstwo Feniksa przypomina mi hybrydę Chin i Japonii; skojarzenia z Chinami mam z uwagi na podobieństwa rządzącej w książce dynastii Sukai do historycznego stylu prowadzenia rządów w Państwie Środka, a z Japonią przez wzgląd na to, że Cesarstwo Feniksa położone jest na wyspach (bardzo specyficznych tak na marginesie, bo jeśli dobrze zrozumiałem koncept autorki, to wszystkie one po prostu sobie pływają po Bezkresnym Morzu i bynajmniej nie tkwią w miejscu jak przystało na porządne, grzeczne wyspy).
Cesarstwo Feniksa istnieje według oficjalnej wersji po to, by chronić ludność przed dawnym wrogiem, którym są Alanga. Sukai pokonali kiedyś zarówno ich, jak również ich magię, a obecnie uzasadniają konieczność istnienia cesarstwa możliwością przebudzenia się złowrogich sił. Narazie niewiele dostaliśmy na temat Alanga konkretów poza tym, że ich dawne artefakty na naszych oczach rzeczywiście się budzą (posągi, rzeźby i postacie na malowidłach otwierają zamknięte dotąd oczy i takie tam). Na ten wątek przyjdzie jeszcze pora, póki co jednak ważne jest to, że dynastia Sukai obiecuje obronić ludność na wypadek powrotu dawnego wroga. A JAK Sukai zamierzają to zrobić? Otóż za pomocą magii kości, która działa w ten sposób, że każdemu ośmioletniemu obywatelowi cesarstwa przeprowadza się małą trepanację czaszki, wydłubując dłutem fragment kości zza prawego ucha, a każdy taki odłamek ma zostać po nasączeniu go magią zużyty (tj, może on, lecz wcale nie musi być (z)użyty; wszystko zależy od tego, czy cesarz go akurat potrzebuje - jeśli nie, to leży on sobie w zamkniętej szufladzie jako znakomite narzędzie zastraszania i utrzymywania ludności w posłuchu) jako materiał napędzający magiczne konstrukty służące m.in. do walki...
"Wyobraź sobie, że jesteś kilkuletnim dzieckiem, stoisz w tłumie innych kilkuletnich dzieci i czekasz na swoją kolej. Naokoło trwa wielkie święto. Święto, w czasie którego spełnisz swój obowiązek wobec Cesarza. Podejdzie do ciebie żołnierz i dłutem wybije odłamek kości z twojej czaski. Tak, poczujesz to, poczujesz to bardzo dobrze. Będzie bolało. Ale nie to jest najgorsze, chociaż jeszcze o tym nie wiesz. Odłamek twojej kości zostanie kiedyś wykorzystany do ożywienia magicznego konstruktu, który będzie potrzebny Cesarzowi. Będzie mu służył wiernie i bez wytchnienia. A ty zaczniesz umierać. Ale ty jesteś tylko malutkim, zupełnie nie istotnym trybikiem w wielkiej machnie Imperium. Cesarz nie ma pojęcia o twoim istnieniu, a o twojej śmierci dowie się dopiero, gdy jego konstrukt przestanie działać. Gdy zepsujesz jego magiczną zabawkę."
Czy tylko mi kojarzy się to z czymś na kształt trybutu z "Igrzysk Śmierci" Suzanne Collins? Różnica jest taka, że u Collins podbite dystrykty płaciły trybut z zabijających się ku chwale Panem ludzi, a u Stewart wydłubuje się tym ludziom fragment kości z czaszki, który albo posłuży do napędzania magią jakiegoś konstruktu (wysysając jednocześnie siły życiowe właściciela danego fragmentu kości i prowadząc do jego nieuchronnej, przyspieszonej śmierci), albo i nie. O wszystkim decyduje cesarz... W teorii dobry obrońca wszystkich swych poddanych, a w praktyce zamknięty w sobie, zraniony dawną stratą i chorobliwie nieufny wobec wszystkich i wszystkiego psychol bawiący się w doktora Frankensteina (bo inaczej tworzenia koszmarnych, zwierzęco-ludzkich, napędzanych magią ludzkich kości hybryd nazwać nie można).
Jak to często bywa (o czym uczy nas historia), Cesarstwo Feniksa pod pozorem ochrony swej ludności stworzyło coś na kształt systemu totalitarno-autorytarnego, gdzie całą władzę ma w rękach jednostka, a to w oczywisty sposób prowadzi do społecznych nierówności, niesprawiedliwości oraz do buntu. W powieści Stewart bunt podnoszą tzw. Bezkostni: sprzeciwiająca się instytucji cesarstwa organizacja dążąca do obalenia aktualnej władzy. Poznamy tych buntowników w książce nieco bliżej - podobnie jak głównych bohaterów (do których, wybaczcie, dochodzę dopiero teraz): córkę cesarza Lin oraz pozornie nieistotnego w tej historii przemytnika Jovisa (tylko pozornie nieistotnego :) ).
Cesarska córka wychowywana jest na dziedziczkę ojcowskiej schedy, czyli nieograniczonej niczym władzy i armii magicznych konstruktów, kontrolujących każdy obszar codzienności (od konstruktów z pałacowej służby począwszy, przez konstrukty zaopatrzeniowe i szpiegowskie, na wojennych kończąc). Ojciec-cesarz nie wychowuje jednak swej córki tak, jak zwykło się to robić. Poddaje ją raczej serii niekończących się testów, a zamiast miłością obdarza ją nieufnością i presją tego, by podołała jego oczekiwaniom. Normalny ojciec daje dziecku swój czas, uwagę, miłość, zabawki i radość, natomiast jedynym co daje Lin jej ojciec są, jeśli sprosta ona jego oczekiwaniom, klucze do kolejnych cesarskich komnat (mieszczących tajemnicę magii kości), albo pełne rozczarowania spojrzenia i kary. No tak, psychol - o tym już Was uświadomiłem... Lin niewiele może jednak poradzić na to, kim i czym jest jej ojciec. Bardziej interesuje ją to, by zasłużyć wreszcie na jego miłość oraz by... odzyskać pamięć. Bo, widzicie, dziwna sprawa: dziewczyna jest już w zasadzie prawie dorosła, a pamięta jedynie okres do pięciu lat wstecz. Dlaczego? Gdzie jest reszta jej wspomnień? Przecież pamięć ograniczoną do zaledwie pięciu lat mogą w sobie nosić co najwyżej sztucznie ożywione konstrukty, a nie cesarska córka...
Drugi interesujący nas (i to niezmiernie!) bohater to Jovis: prosty przemytnik, pragnący nie tylko przetrwać w szarej strefie za wszelką cenę, ale i odnaleźć dawną ukochaną, którą kilka lat temu uprowadziła ciemna łódź o niebieskich żaglach. Jovis podąża jej śladem, ciągle bowiem widuje się ją na różnych wyspach, a w ślad za nią tracą się kolejni ludzie (czyżby łódź uprowadzała ich na potrzeby makabrycznych cesarskich eksperymentów?). Podczas kolejnej z wielu pogoni za tajemniczą łodzią Jovis jest świadkiem zagłady wyspy Jelenia Głowa, która po prostu zapada się do morza (czyżby magia Alanga zaczęła się budzić?...). W czasie ewakuacji chłopak wyławia z morza dziwne stworzenie; ani nie jest to do końca kot, ani fretka, ani wydra (być może, jak napisała ostatnio na Instagramie Ula z Fabryki Słów, mamy do czynienia z jakimś "fretkowydrokotkiem" :) ), a jednak zmoknięty futrzak ma w sobie cechy każdego z tych stworzeń. Co więcej, chyba drzemie w nim jakaś magia - Mephi (skrót od Mephisolou) nie tylko jest uroczy, ale potrafi także nieźle dmuchać w żagle (zastępując bardzo skutecznie służący do napędu statków, szalenie drogi bystrokamień) i... mówi! Niby tylko proste słowa, lecz jego zasób słownictwa powiększa się w miarę tego, jak rośnie, a wraz z tym u Jovisa także pojawiają się ciekawe umiejętności. Nie każdy wszak potrafi wywołać mikro-trzęsienie ziemi lub przywołać na swe usługi zebraną wokół wodę lub posiąść siłę kilku ludzi. Trudno nie łączyć tych umiejętności z pojawieniem się małego - ale coraz większego - futrzaka. Z Mephi'm ewidentnie jest coś nie tak... I to w zdecydowanie magiczny sposób!|
Na tle poczynań Lin i Jovisa widzimy w kolejnych rozdziałach jak zgniła tkanka cesarstwa zaczyna się powoli rozpadać. Starzejący się, schorowany cesarz-psychol coraz mniej panuje nad sytuacją, Bezkostni szerzą bunt zdobywając przyczółki na nowych wyspach, jedna z tych wysp zapada się do morza, a stare artefakty Alanga budzą się do życia. Jovis i Mephi płyną na cesarską wyspę, a tam ich drogi skrzyżują się z Lin... Być może poznamy dzięki temu odpowiedzi na kilka pytań, jednak to nastąpi już w kolejnym tomie, na który CHOLERNIE nie chce mi się zbyt długo czekać! :)
Ta historia po prostu mnie porwała. Nie wiem, czy dla Andrei Stewart porównanie "Córki Kości" do połączenia świetnego fantasy z motywami tradycji Chin, Japonii i z vibe'm "Igrzysk Śmierci" (które - tak swoja drogą - cenię, lecz wkurza mnie zmarnowanie przez Collins potencjału jej własnej koncepcji; o czym możecie na moim blogu poczytać w innych miejscach, polecam lupkę na górze strony po lewej :) ) byłoby komplementem, ale tak tę historię postrzegam. I w moich oczach jest to spory komplement, nie tylko za sprawą tych porównań, bo absolutnie nie spodziewałem się, że opowieść o wydłubywanych z ludzkich czaszek kościach tak na mnie zadziała. I że tak mną wstrząśnie! Tak, Stewart to właśnie ze mną zrobiła: na początek mnie zaciekawiła, potem walnęła mnie w głowę, porządnie mną wstrząsnęła, a na koniec tak po prostu zostawiła w oczekiwaniu na to, co stanie się dalej z cesarską córką, sprytnym przemytnikiem i z magicznym fretkowydrokotkiem.
"Córka Kości" ma coś, co ją zdecydowanie na tle innych książkowych premier wyróżnia: GŁĘBIĘ. I nie jest to tylko głębia pomysłu na kolejny fantastyczny świat i na sposób jego przedstawienia, lecz jest to głębia całościowej koncepcji autorki, dzięki której czytelnik czuje się rozerwany między tym, czy kibicować niekochanej córce, pozbawionemu ukochanej przemytnikowi, niewinnie uroczemu, magicznemu stworzeniu, czy walczącemu o kres cesarskiej tyranii ruchowi oporu; do wyboru, do koloru! Można jednak zrobić coś jeszcze lepszego i kibicować wszystkim tym wątkom naraz. Dzięki temu dowiemy się na koniec, o co w tym wszystkim tak naprawdę chodzi - a zapewniam, że nikt, kto sięgnie po tę książkę, nie będzie w stanie uciec od żądzy poznania odpowiedzi na to najważniejsze ze wszystkich pytanie.
Fabryko - dziękuję!
#córkakości #tonącecesarstwo #andreastewart #magiakości #fabrykasłów #cosnapolce #fantastyka #dobraksiazka #czytamksiazki #fantastyka #bookreview #bookstagram #bookstagrampolska #instabooks #instabookspoland
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz