sobota, 7 lipca 2018

"Na pożółkłym papierze" - Aleksandra Bartosik


Tytuł: Na pożółkłym papierze
Autor: Aleksandra Bartosik
Wydawnictwo: Psychoskok
Data wydania: 13.06.2018r.
Liczba stron: 76


Tęsknota i złe wybory...

Dziewiętnaście listów, siedemdziesiąt sześć stron... Do głębi poruszająca książka. O czym? O tym, że złych wyborów żałuje się zawsze...

Autorka listów siedemnaście lat wcześniej porzuciła narzeczonego. Bała się. Czego? Wszystkiego co czeka ich razem. Tak naprawdę bała się jednak... zmian... Nie potrafiła pchnąć się na drogę ich dokonania, zmiany bowiem w życiu razem były (zawsze są) nie do uniknięcia - i tego się właśnie bała. Przykrywała to argumentacją o tym, że chce być wolna, szczęśliwa, że musi odnaleźć coś swojego (w tym miejscu, życiowo patrząc, wstawić można dowolne argumenty - ich wspólny mianownik to mydlenie oczu samemu sobie, bo prawdziwą motywacja do ucieczki jest zawsze strach). Tak mówiła wtedy... po latach jednak zrozumiała chyba, że zrobiła błąd. Jej prywatne życie leży bowiem w gruzach w momencie, kiedy poznajemy się na kartach tej książki. 

Skąd pomysł listów do byłego ukochanego? Cóż... musiałby pojawić się spoiler, a tego bym nie chciał... Zresztą spoiler ten, którego jednak postaramy się, na ile się da, uniknąć, był tylko impulsem do tego, by zacząć pisać. Sam powód pisania, snucia tej opowieści pisanej nocą i za dnia, snutej w głowie przez cały czas, był dla autorki listów zawsze ten sam - wewnętrzna świadomość, że źle wybrała. Ta prawda wyziera z każdej strony tej książki:

"(...) postanowiłam zrezygnować z nas. Bo tak było łatwiej. Nie rozumiałam wtedy, czym jest prawdziwa miłość. Gdybym spróbowała o nas zawalczyć, dziś byłbyś moją siłą."

Wracając do samych listów... jaki sens ich pisania? Hm... czytając można wyczytać, że chęć wytłumaczenia się, wyjaśnienia... Tak naprawdę chyba jednak chodziło o to, żeby rozprawić się z własną rozpaczą. Samotnością. Konsekwencją własnych wyborów. Wyborów bowiem dokonujemy zawsze. I robimy to my, nie nikt inny. Z ich konsekwencjami zaś trzeba żyć... A czasem, jak widać, żeby poczuć się lepiej - trzeba opisać to w listach.

Co do spoilera... Życie w śmieszny sposób splata ludzkie losy, żeby więc ta recenzja nie była tak mglista, powiem tylko, że spotkała go po latach - to był właśnie ten impuls do pisania listów. Nie był jednak sam - wtedy gdy go spotkała... wokół niego było mnóstwo cierpienia, nieszczęścia i namacalnej śmierci. Chcecie się dowiedzieć więcej? - przeczytajcie ;) ...

Nie wiem szczerze mówiąc, czy ta książka oparta jest na jakichś faktach, czy to czysta literacka fikcja, ale tak naprawdę... chyba nie chcę tego wiedzieć. Treść wystarczająco przemawia sama za siebie, bez otoczki ewentualnego oparcia się na faktach. Jest i bez tego wystarczająco smutna. Prawda jest bowiem taka, jak napisałem na wstępie - złych wyborów żałuje się zawsze. To niesamowite, jak ludzie czasem sami zabierają sobie to, co dobre. Po latach może nie być odwrotu i zostaje tylko kilka rzeczy: rozpacz, samotność, żal do samego siebie. A przepaści lat nie da się zasypać. 

Książka z całą pewnością daje masę powodów do refleksji. Wnioski są chyba proste... Nie warto tracić czasu i marnować szans na to, co dobre. Nie warto uciekać. Warto decydować mądrze, nawet i ryzykując, ale nie warto zamiast tego uciekać w strachu. To zawsze będzie powód do tego, żeby żałować.

Polecam ;)

Dziękuję Wydawnictwu Psychoskok za egzemplarz recenzencki.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz