sobota, 29 lutego 2020

Świat w dziecięcych słowach - Halina Zgółkowa


Tytuł: Świat w dziecięcych słowach
Autor: Halina Zgółkowa
Wydawnictwo: Media Rodzina
Data wydania: 16.11.2019r.
Liczba stron: 352


Po dziecięcemu ;)

Interesująca, intrygująca, uchylająca rąbka tajemnicy na temat wewnętrznego świata (zwłaszcza językowego) dzisiejszych kilkulatków. Do tego wyjaśniająca, bawiąca, a po trosze uświadamiająca nam jak wiele nasze dzieci rozumieją i widzą (co powinno prowadzić do poważnych refleksji na temat tego, jak wielki przykład im dajemy). Te wszystkie przymioty dotyczą omawianej właśnie książki: "Świata w dziecięcych słowach" - pozycji, która być może pomoże nam jeszcze lepiej zrozumieć co, jak i o czym myślą nasze dzieci oraz jakim słownictwem to wyrażają.

Na wstępie nie sposób nie napisać o ogromnym podziwie jaki czuje się czytając tę książkę. Autorka wykonała tytaniczną wręcz, budzącą respekt pracę - i nie chodzi tylko o ogrom zebranego materiału badawczego, ale także o czas poświęcony na jego interpretację. Książkę oparto na zasobie słownictwa używanego przez dzieci w wieku przedszkolnym (od ok, 2,6 do 7 lat), które liczy sobie, bagatela, około 2,5 miliona słów (!). Spośród nich autorka w szerszy sposób opisuje te najczęściej używanie przez dzieciaki, czego owocem jest ponad 7 tysięcy zamieszczonych w tej książce (i opisanych!) haseł. Ogromny szacunek, naprawdę.

Z językowego punktu widzenia książka jest ciekawa, ale bardziej chyba... dla językoznawcy ;) Owszem, to wszystko jest interesujące, jednak rzędy haseł zamieszczone na kolejnych słowach mogą wydawać się nudnawe, gdyż za bardzo przypomina to klasyczny słownik. Dopiero kiedy człowiek zagłębi się bardziej i dotrze do zaskakujących i rzeczywiście ciekawych haseł będących w użyciu dzieci - wtedy robi się dopiero ciekawie! :) Dziecięca kreatywność w tworzeniu zaimków, rzeczowników, przymiotników i czasowników zaiste nie zna granic :) Osobiście polecam lekturę działu z neologizmami, gdzie znajdziemy wiele perełek takich jak np. "zalampić" (zaświecić lampkę), "echować" (powtarzać jak echo), "freszowy" (smaczny), "haukać" (szczekać), czy"otwieraczka" (klamka). Jest się czego dowiedzieć! :)

Druga część książki, w której autorka przytacza dziecięce wypowiedzi, jest absolutnie fantastyczna :) Można naprawdę boki zrywać czytając przedszkolne monologi i dialogi, a przy tym wszystkim są one po prostu... urocze :) Dzieci są z zasady ujmujące, jednak jeśli dodatkowo poczyta się ich dziecięce wypowiedzi, to naprawdę nie sposób się nie uśmiechnąć i nie poczuć do tych wszystkich przedszkolaków sympatii :)

Niniejsza książka miała swoją pierwszą odsłonę już trzydzieści lat temu. Gdyby spojrzeć na wydanie tamto i obecne to nie sposób nie zauważyć szeregu diametralnych zmian w naszym codziennym życiu. Trzydzieści lat temu dzieciaki przeważnie nie wiedziały co to komputer, internet, a smartfony nikomu się jeszcze nawet nie śniły. Codzienność oraz rzeczywistość były inne - w sposób oczywisty odbija się to na słownictwie dzieciaków. Interesująca refleksja - polecam dojść do niej samemu w trakcie lektury.

Książka, jak już wspomniałem na wstępie, uświadamia także jak wiele nasze dzieci widzą i rozumieją - czy tego chcemy, czy nie. To tylko pokazuje jak wielu spraw są one świadome - nawet jeśli ich w te sprawy nie wtajemniczamy, a nawet staramy się je przed dziećmi ukryć (tudzież zachować, jako np. intymne, tylko dla nas). Byłoby dobrze gdyby za tym spostrzeżeniem przyszła refleksja na temat tego, że jesteśmy dla dzieci wzorem, pewnym wyznacznikiem rzeczywistości i naturalnym przykładem do naśladowania. To ogromna odpowiedzialność. Pamiętajmy o tym.

Lektura jest naprawdę ciekawa i pouczająca. Czysto słownikowe części książki mogą wydawać się nudne, ale polecam chociaż spróbować przez nie przebrnąć - jeśli tylko traficie na coś zaskakującego (a tak zapewne się stanie), to zapewniam: dalej pójdzie już z górki ;)

Polecam.

Dziękuję Wydawnictwu Media Rodzina za egzemplarz recenzencki.


#światwdziecięcychsłowach #halinazgółkowa #mediarodzina #dzieci #słownictwo #neologizmy #język





czwartek, 27 lutego 2020

Mniam! Pierwsza gra. Akademia Mądrego Dziecka - Reiner Knizia, Marzenna Dobrowolska


Tytuł: Mniam! Pierwsza gra. Akademia Mądrego Dziecka
Seria: Pierwsza gra / Akademia Mądrego Dziecka
Autor: Reiner Knizia, Marzenna Dobrowolska
Wydawnictwo: Egmont Polska
Data wydania: 12.02.2020r.


Owoce i nauka.

Macie w domu malucha w wieku dwóch lub więcej lat i nie macie pomysłu jak spędzić wspólnie czas? Lubicie planszówki? „Mniam!” może być dla Was świetną propozycją! Przy tej grze nie tylko świetnie spędzicie (razem!) czas, ale także pomożecie dziecku nauczyć się / utrwalić nazwy oraz kształty owoców i warzyw, które z pewnością goszczą w każdym domu :) A to tylko jedna z wielu edukacyjnych zalet tej gry :)


Gra jest niesamowicie prosta. Nic w tym dziwnego, dedykowana jest wszak już dwulatkom ;) (aczkolwiek starsze dzieci też mogą fajnie spędzić przy tej grze czas, ograniczeń wiekowych tutaj nie ma). O co, w wielki skrócie, chodzi? O zebranie jak największej ilości warzyw i owoców z pięciu podzielonych kolorystycznie koszyczków, w czym pomoże każdemu z graczy kostka, za pomocą której losuje się kolor i wybiera swą „zdobycz”. Zwycięzca – a więc to z Was, które zbierze najwięcej „łupów” – otrzymuje nagrodę: owocowy sok :)


Początek gry polega na rozłożeniu pięciu wykonanych z grubego kartonu koszyczków, które podzielone są na kolory: żółty, pomarańczowy, czerwony, niebieski oraz zielony. W każdym z koszyków na początku gry zostawiamy po trzy owoce oraz warzywa w danym kolorze. No i zaczynamy!


Każdy z graczy rzuca podczas swojej kolejki kostką i bierze owoc / warzywo z tego koszyczka, jaki akurat wyrzucił kolor przy rzucie kostką. Wyjątkiem jest sytuacja, w której na kostce wypadnie robaczek-joker; wtedy gracz ma prawo zabrać dowolny owoc / warzywo z dowolnego koszyka ;) Jeśli jakiś koszyk jest już pusty, a wyrzucimy kostką jego kolor – nie dostajemy w tej kolejce nic. Gra toczy się do momentu, kiedy wszystkie koszyki będą puste. Zwycięzca, czyli osoba która zebrała najwięcej, wygrywa sok owocowy :)


Od strony technicznego wykonania patrząc gra wygląda co najmniej przyzwoicie. Wszystkie elementy – poza drewnianą kostką – wykonano z grubego kartonu/sklejki; elementy te są naprawdę trwałe i bynajmniej nie wyglądają na takie, które miałyby się szybko zużyć. Zastosowana kolorystyka także jest przeze mnie oceniana na plus – barwy są żywe, a w odniesieniu do owoców i warzyw pozwalają na łatwe i intuicyjne ich rozpoznanie.


Sama rozgrywka jest łatwa i szybka. Ale bynajmniej nie nudzi – kostka sprawia, że w grze mamy element nieprzewidywalności, który zdecydowanie uatrakcyjnia rozgrywkę. Podobnie jak joker na kostce; wszystko co pozwala uciec od potencjalnej monotonii jest bardzo dużym plusem. W grze „Mniam!” owych plusów nie brakuje :)


Gra jest naprawdę fajna i przyjemna :) Jest nie tylko świetnym sposobem na wspólne spędzenie czasu, ale także okazją do nauczenia się co najmniej kilku rzeczy. Przede wszystkim mowa o kolorach, o nazwach warzyw i owoców oraz o umiejętności liczenia i różnicowania kto ma czego więcej. Gra może być także pretekstem do innych zabaw, albowiem jej elementów można śmiało użyć np. do zabawy w sklep, czy w rozróżnianie dotykiem jakie trzymamy w dłoni owoce i warzywa. Możliwości jest tutaj naprawdę sporo – wszystko zależy od naszej kreatywności :)

Gorąco polecam!

Dziękuję Wydawnictwu Egmont Polska za egzemplarz recenzencki.

Więcej o grze:
https://egmont.pl/Mniam.-Pierwsza-gra.-Akademia-Madrego-Dziecka,24477699,p.html


#mniam #pierwszagra #akademiamądregodziecka #egmontpolska #gra #graplanszowa






Zwierzątka. Pierwsza gra. Akademia Mądrego Dziecka - Stefan Kołecki, Marzenna Dobrowolska


Tytuł: Zwierzątka. Pierwsza gra. Akademia Mądrego Dziecka
Seria: Pierwsza gra / Akademia Mądrego Dziecka
Autor: Stefan Kołecki, Marzenna Dobrowolska
Wydawnictwo: Egmont Polska
Data wydania: 12.02.2020r.


Gra dla dużych i małych :)

Akademia Mądrego Dziecka doczekała się w tym miesiącu odsłon… planszówkowych :) Gra „Zwierzątka” jest jedną z nich. Co owa gra oferuje? Przede wszystkim ciekawą, szybką i nie dającą szans na nudę rozgrywkę, ale także – a może przede wszystkim – możliwość nauki kształtów, nazw zwierząt i kolorów oraz szansę na ćwiczenia z zakresu sensoryki i małej motoryki. W swoistym bonusie dostajemy także możliwość uczenia dziecka podstawowych zachowań społecznych, jak właściwe stosowanie zwrotów grzecznościowych jak „dziękuję” i „proszę” :)


Na grę składa się płócienny czerwony woreczek i pięć dużych plansz zwierzątek, a w obrębie każdej z tych plansz cztery (w sumie 20) wyjmowane kafelki w kształcie figur geometrycznych. Wśród zwierzątek znajdziemy niebieską rybkę, zielonego żółwia, żółtą kaczkę, pomarańczowego motylka oraz czerwoną biedronkę. Kształty będące inspiracją dla wyjmowanych ze zwierzątek kafelków są absolutnie podstawowe: koło, trójkąt, kwadrat, serce. Tyle dostajemy na początek :)

Czas na grę! Aby ją zacząć, każdy z graczy musi wybrać sobie „swoje” zwierzątko, do którego będzie zbierał kafelki z przypisanymi mu według koloru kształtami. Następnie wyciągamy kafelki kształtów z wybranych zwierzątek i wkładamy je do płóciennego woreczka. Czas na serię losowań – do tego bowiem sprowadza się rozgrywka :) Ruch każdego z graczy polega na losowaniu po jednym kafelku kształtu z woreczka. Wygrywa ten, kto pierwszy będzie miał zwierzątko uzupełnione o kafelki kształtów w swoim kolorze. Ale tutaj UWAGA! – możemy nieświadomie pomóc w wygranej przeciwnikowi, bowiem losując możemy wyciągnąć jego kafelek; wtedy dokładamy je do zwierzątka rywala i w efekcie może się zdarzyć, że pomożemy drugiemu graczowi wygrać naszym kosztem ;)


Grę wykonano bardzo ładnie pod kątem graficznym, a także trwale – woreczek, kartonowe kafelki i zwierzątka są mocne, porządne i nie sądzę aby miały się szybko zużyć. Kolorystyka jest żywa i przyjemna dla oka. Spodoba się zapewne niejednemu dziecku :)

Sama rozgrywka jest łatwa i szybka. Ale bynajmniej nie nudzi – losowanie z woreczka sprawia, że nigdy nie wiadomo na co się trafi ;) Uwaga jednak na potencjalne oszustwa, co sprytniejsi bowiem mogą próbować wymacać w woreczku odpowiednie kształty ;) To jednak na szczęście tylko połowa sukcesu – właściwego koloru, którego brakuje graczowi w swoim zwierzątku, nie da się „namacać” ;)


Gra jest łatwa, prosta i, co tu dużo mówić, przyjemna :) Jako się rzekło, poza walorami rozrywkowymi uczy dzieci nazw kolorów, figur geometrycznych i zwierząt. Pozwala także na krótkie ćwiczenia z zakresu sensoryki i tzw. małej motoryki, a wszystko dlatego, że losując z woreczka ćwiczymy zmysł dotyku, a manipulując kafelkami w różnych kształtach ćwiczymy mięśnie dłoni i palców. Grę zadedykowano dzieciom w wieku 2+, ale starsze dzieciaki także z powodzeniem mogą w nią zagrać ;) Krótko mówiąc mamy tutaj przyjemne połączone z pożytecznym :)

A to tylko jeden z wariantów zastosowania gry! Śmiało możemy wykorzystać jej elementy do czegoś innego (lub do innych, wymyślonych przez siebie trybów rozgrywki), np. do zabawy w zgadywanie co jest w worku (zgadywanie kształtów po dotyku), czy też do zabawy w zbiory z podziałem na kolory lub na figury geometryczne. Możliwości jest naprawdę sporo, a ogranicza tutaj tak naprawdę tylko nasza wyobraźnia.


Polecam!

Dziękuję Wydawnictwu Egmont Polska za egzemplarz recenzencki.

Więcej o grze:
https://egmont.pl/Zwierzatka.-Pierwsza-gra.-Akademia-Madrego-Dziecka,24477700,p.html


#zwierzątka #pierwszagra #akademiamądregodziecka #egmontpolska #gra #graplanszowa





Naprzód. Kocham ten film - Bill Scollon


Tytuł: Naprzód. Kocham ten film
Seria: Kocham ten film
Autor: Bill Scollon
Wydawnictwo: Egmont Polska
Data wydania: 12.02.2020r.
Liczba stron: 64


Magia!

Nowa animacja Disney’a i świetnie znanego studia Pixar (czy jest ktoś, kto nie kojarzy lampki wskakującej na literę „i”? ;) ) to opowieść o magii i dorastaniu. To pierwsze trudno we współczesnym świecie znaleźć, to drugie jest z kolei dużo trudniejsze niż można się spodziewać… „Naprzód” to wzruszająca i zabawna historia dwóch elfickich braci, którą możecie troszkę lepiej poznać dzięki niniejszej książeczce z serii „Kocham ten film”.


Główni bohaterowie to dwaj bracia, Ian i Barley. Chłopcy usilnie zastanawiają się nad tym, czy da się jeszcze we współczesnym świecie znaleźć choć odrobinę magii. Bardzo tęsknią także za swoim nieżyjącym ojcem, co zebrane razem skłania ich do wyruszenia w pełną niebezpieczeństw i przygód podróż.


Nie chciałbym spoilerować – tym bardziej jeśli nie widzieliście filmu – jednak z ręką na sercu mogę zapewnić, że ta historia jest zdecydowanie warta uwagi. Temat główny „Naprzód” to dorastanie ze wszystkimi jego blaskami i cieniami, ale jest tutaj także sporo miejsca na opowieść o przyjaźni, o więzach rodzinnych, o tęsknocie, a także o… magii :) Nieraz się zapewne także wzruszycie (zarówno w trakcie lektury jak na seansie).


Książka jest PRZEPIĘKNIE ilustrowana :) Wydania takie jak to cieszą oczy i zdecydowanie zachęcają do czytania. Również samodzielnego – druk jest spory, na kolejnych stronach nie jest go dużo (nie ma więc szansy „zmęczyć” oka), a zatem czytające już dzieci mogą spróbować samodzielnej lektury. „Naprzód” sprawdzi się także świetnie jako czytana dziecku do poduszki dobranocka ;)


Polecam :)

Dziękuję Wydawnictwu Egmont Polska za egzemplarz recenzencki.

Więcej o książce:
https://egmont.pl/Naprzod.-Kocham-ten-film,23717898,p.html

#naprzód #kochamtenfilm #egmontpolska #disney #pixar





środa, 26 lutego 2020

Ostatni - Hanna Jameson


Tytuł: Ostatni (tytuł oryginału: The Last)
Autor: Hanna Jameson
Wydawnictwo: Czarna Owca
Data wydania: 15.01.2020r.
Liczba stron: 424


Zabójstwo w erze postapo.

Świat się kończy, nuklearna zagłada staje się faktem... Takim oto mocnym akcentem Hanna Jameson rozpoczyna fabułę "Ostatniego". Jak mawiał Alfred Hitchcock - akcja powinna rozpoczynać się od trzęsienia ziemi, a potem tempo powinno być już tylko podkręcane (cytat może nie słowo w słowo, ale łapiecie pewnie o co mi chodzi). Tutaj zdecydowanie MAMY początkowe trzęsienie ziemi w postaci nuklearnego postapo. A... co z dalszym podkręcaniem tempa? Jest udane?

Zacznijmy może od małego wstępu. Głównym bohaterem książki jest amerykański historyk Jon Keller. Uczony zmierza do Szwajcarii na konferencję naukową (poniekąd uciekając tym samym od swoich problemów małżeńskich). W drodze zastaje go wieść o nuklearnej zagładzie Szkocji, o zrzuceniu bomb atomowych na Londyn i na Waszyngton oraz o śmierci prezydenta USA, a wraz z nim tysięcy ludzi. Krótko mówiąc - świat się kończy... Keller dostaje się w trakcie tego informacyjno-cywilizacyjnego pandemonium za bramy szwajcarskiego hotelu. Wraz z nim w hotelu mieszka dwudziestu innych ocalałych, którzy usilnie próbują przetrwać i ocalić życie w obliczu nuklearnej zagłady. Łatwo nie jest, ale jakoś to ocalałym idzie... Przynajmniej do czasu gdy w zbiorniku wodnym odnajdują oni ciało zamordowanej dziewczynki. Ktoś z nich jest mordercą.... Tylko kto? I dlaczego ten ktoś zabił? Czy hotel jest rzeczywiście bezpiecznym schronieniem dla gromadzących się za jego murami ludzi?

"Ostatni" to bardzo ciekawa próba połączenia kilku gatunków literackich. Fantastyka, postapo, thriller dystopijny, kryminał i sensacja w jednym... Brzmi intrygująco ;) Ale także można mieć obawy o to, czy tych części składowych nie jest tutaj aby za dużo... Niestety - w tych obawach jest trochę racji. Na szczęście jednak owe potwierdzone obawy nie przeważają tak do końca szali oceny.

Zanim zacznę jednak na pewne elementy książki sarkać - spora garść pozytywów ;) Trzeba bowiem przede wszystkim zauważyć, że "Ostatni" to miło zaskakująca próba odświeżenia konwencji postapo, a także kryminału. Postapo jest co prawda głównie tłem tej opowieści, jednakże jest to tło rzutujące na całą fabułę, nadające jej niepowtarzalny klimat zagrożenia i wyznaczające reguły gry. Kryminał w takiej konwencji ożywa i nabiera swoistej świeżości. Warto zwrócić na to uwagę. Podobnie jak na to, że książka jest świetnym studium klaustrofobicznej gry o przetrwanie w warunkach, w których ludzki umysł zbliża się niebezpiecznie blisko granic wytrzymałości, poza którymi są rzeczy, których nigdy byśmy nie zrobili w normalnych warunkach (!).

Minusy... Postapo - dlaczego to jest tylko tło tej historii, a nie równorzędna z kryminałem oś fabularna?... Aż się prosi w takiej konwencji o choroby popromienne, o choć kilka mutantów, czy o walki z - chociażby - grasującymi bandami szabrowników. Wiem, naczytałem się być może za dużo pozycji z serii "Metro 2033" ;) No ale prawda jest taka, że esencji postapo tutaj niestety nie ma. Zagrożenie czuć, wiemy że znany bohaterom książki świat się kończy, ale... to za mało. 

Wątek kryminalny wiedzie w książce prym. Ale można się również do niego - niestety! - doczepić. Jameson brakuje bowiem czasem zdecydowania i właściwego położenia akcentów w scenach fabularnie kluczowych, przez co są one niewiarygodne (przy tej okazji wspomnę, że niewiarygodny bywa także główny bohater, a wszystko przez nienaturalne w jego sytuacji opanowanie i zimną krew; wcale nie wygląda on z tej perspektywy na uczonego). Zakończenie także może rozczarować; wydaje się być nieco płytkie... Szkoda.

Minusy, jak widać, książka jak najbardziej ma. Mi osobiście one przeszkadzają, no ale cóż - jako wielbiciel fantastyki (w tym klimatów postapo) oczekiwałem czegoś więcej na tym polu, a jako czytelnik mający na koncie kilkadziesiąt przeczytanych pozycji mniej lub bardziej sensacyjno-kryminalnych pokładałem wielką nadzieję w tym, że wątki kryminalne zamkną się piękną i sensowną klamrą po jakimś dobrym twiście fabularnym. Co zrobić - nie można mieć jak widać wszystkiego ;)

Ostatecznie szala chyli się jednak na plus za sprawą powiewu świeżości jakim jest "Ostatni" zarówno dla konwencji postapo jak i kryminału. Jeśli nie jesteście wyczuleni na pewne rzeczy tak jak ja, to powinniście być po lekturze zadowoleni. 

Przeczytać tak czy inaczej WARTO.

Książka zrecenzowana dzięki uprzejmości Księgarni taniaksiazka.pl

Więcej o książce:
https://www.taniaksiazka.pl/ostatni-hanna-jameson-p-1327058.html

#ostatni #thelast #hannajameson #taniaksiążka #postapo #kryminał #hotel #zagładanuklearna #zabójstwo





Lucky Luke. Rodeo - Morris


Tytuł: Lucky Luke. Rodeo
Cykl: Lucky Luke (tom 2)
Autor: Morris
Wydawnictwo: Egmont Polska
Data wydania: 12.02.2020r.
Liczba stron: 48



Kowbojskie zabawy ;)

Przed nami Lucky Luke w jednej z najbardziej klasycznych odsłon, mamy bowiem w rękach, chronologicznie patrząc, drugi tom całej serii (!). Można trochę stwierdzić, że początki cyklu to poniekąd poszukiwanie tożsamości przez Samotnego Kowboja i szukanie optymalnej formuły na całą tę opowieść (docelowo rozwiniętą w 82 częściach, które są od kilku lat sukcesywnie wznawiane). To widać (chociażby po rysunkach), jednak w niczym nie przeszkadza to w lekturze :)

Niniejszy komiks składa się z trzech części. W pierwszej z nich poznajemy zamiłowanie Lucky Luke’a do rodeo. Od tej strony go dotąd nie poznaliśmy, możemy się zatem dowiedzieć, że Luke uwielbia zawody w ujeżdżaniu koni oraz w łapaniu byków na lasso. Samotny Kowboj wydaje się być murowanym faworytem zawodów, trafia jednak na Cactus Kida, który… nie rywalizuje w do końca uczciwy sposób. Kto wygra?

Dalsza część historyjki prowadzi nas do Desperado City, w którym rządzą zabójczy bracia Pistol. Luke spróbuje ich utemperować i przyprowadzić przed oblicze sprawiedliwości. Nie będzie to jednak łatwe, bracia nie ustępują mu bowiem w kwestii strzeleckich umiejętności… Ostatni wątek komiksowej opowieści z tego tomu nawiązuje do gorączki złota, którą żył Dziki Zachód. Tym razem jest to jednak jej zabawna odsłona, Luke postanawia bowiem zrobić pewnego poszukiwaczowi złotego kruszcu mały dowcip ;) Decydując się na tego figla Luke nie przypuszczał jednak co z tego wszystkiego wyniknie… ;)

Świetny, klasyczny komiks. Widać, że kreska jeszcze się kształtuje, nie jest to bowiem oblicze Luke’a znane dobrze z okresu, w którym cykl „okrzepł” – jak już wspomniałem, ewidentnie szukano tu jeszcze optymalnej formuły na całą serię. Nie zmienia to jednak faktu, że komiks jest naprawdę dobry :) Z czystym sumieniem polecam!

Dziękuję Egmont Polska za egzemplarz recenzencki.

Więcej o komiksie:
https://egmont.pl/Lucky-Luke.-Rodeo.-Tom-2,23886863,p.html

#luckyluke #rodeo #tom2 #egmontpolska #morris #komiks





wtorek, 25 lutego 2020

Lucky Luke. Most na Missisipi - Morris, Jean Leturgie, Xavier Fauche


Tytuł: Lucky Luke. Most na Missisipi 
Cykl: Lucky Luke (tom 63)
Autor: Morris, Jean Leturgie, Xavier Fauche
Wydawnictwo: Egmont Polska
Data wydania: 12.02.2020r.
Liczba stron: 48



Problemy architektoniczne.

Sześćdziesiąty trzeci tom przygód Lucky Luke’a to historia budowy mostu na Missisipi – jednego z największych osiągnięć architektonicznych swoich czasów, dzięki któremu Dziki Zachód zyskał porządne połączenie komunikacyjne ze wschodnim wybrzeżem Stanów Zjednoczonych. Jaką rolę odegrał w tym Samotny Kowboj? ;)

Ta historia to oczywiście komiksowa fikcja, ma ona jednak wiele wspólnego z rzeczywistością – chociażby w osobie głównego architekta tytułowego mostu (na końcu komiksu zamieszczono nawet XIX-wieczne zdjęcie jegomościa; wyszedł na kolejnych stronach całkiem podobny w rysowanej wersji ;) ). No a sam most… Niby się buduje, piętrzą się jednak w tej materii pewne trudności…

Jakiego rodzaju są to trudności? A to nie ma czasu, a to materiałów… Lucky Luke został poproszony o pomoc, próbuje się jednak wymówić koniecznością schwytania poszukiwanych listem gończym bandytów. Niestety kwestia odpłynięcia przez niego promem na drugi brzeg Missisipi staje się problematyczna, a zatem Luke zostaje i pomaga w dziele budowy mostu. A w zasadzie w dziele ochrony tegoż przedsięwzięcia przed niepowodzeniem ;)

Komiks jak zawsze pełen humoru, niezłych gagów i niesamowitej, niepowtarzalnej scenerii Dzikiego Zachodu, dzięki której seria Lucky Luke podbiła niejedno serce wielbiciela komiksów :) Niniejszy tom wpisuje się w najlepsze tradycje cyklu i jestem więcej niż przekonany, że nie sprawi on zawodu wiernym fanom serii.

Dziękuję Wydawnictwu Egmont Polska za egzemplarz recenzencki.

Więcej o komiksie:
https://egmont.pl/Lucky-Luke.-Most-na-Missisipi.-Tom-63,23886866,p.html

#luckyluke #mostnamissisipi #tom63 #egmontpolska #komiks





Smerf Naczelnik - Peyo, Yvan Delporte


Tytuł: Smerf Naczelnik
Seria: Smerfy Komiks (tom 2)
Autor: Peyo, Yvan Delporte 
Wydawnictwo: Egmont Polska
Data wydania: 12.02.2020r.
Liczba stron: 64


Czy dyktatura jest... smerfna?

Przed nami klasyka najsmerfniejszego komiksu wszech czasów autorstwa Peyo :) Niniejszy tom to druga chronologicznie patrząc odsłona serii o naszych małych, niebieskich przyjaciołach. Trochę lat zatem ta opowieść ma ;) Niczego jej to jednak jakościowo - i smerfnie! - nie ujmuje :) A w niniejszym tomie znajdziemy tych opowieści nie jedną, lecz aż dwie!

Pierwsza - i obszerniejsza - historyjka to tytułowy "Smerf Naczelnik". Punkt wyjścia tej opowieści to zniknięcie Papy Smerfa, które rodzi... problemy. Pierwszy i najważniejszy z nich jest taki, że ktoś musi w zaistniałej sytuacji przewodzić niebieskiej wiosce. Jak jednak kogoś takiego znaleźć? Wskazać? Smerfy wpadają na pomysł urządzenia wyborów (!). Korzysta na tym pewien sprytny Smerf, który wszystko wszystkim obiecuje w zamian za oddane na niego głosy (brzmi znajomo z dorosłej rzeczywistości? ;) ). Hmm... Co z tego wyniknie? Czy demokratyczne w założeniu wybory dadzą w efekcie naprawdę sprawiedliwe zastępstwo za nieobecnego Papę Smerfa? A może narodzi się z tego jakaś dyktatura i spiski zawiązane w celu obalenia tyrana? Sprawdźcie ;)

Druga komiksowa opowieść zamieszczona w tym tomie to "Smerfosymfonia". Historyjka jest krótsza niż ta tytułowa, ale także wpisuje się ona w esencję "smerfności", albowiem pojawia się w tej opowieści nie kto inny jak Gargamel i Klakier! Zły czarownik użyje swoich podstępów, a cała heca zacznie się od tego, że w Wiosce Smerfów przyszedł czas na wspólne zagranie tytułowej smerfosymfonii, która za sprawą niektórych fałszujących "muzyków" będzie nieco ciężkostrawna dla... ucha ;) (oraz, być może, dla gustów muzycznych części czytelników ;) ).

Cóż można rzec prócz rzeczy oczywistej - mamy do czynienia z absolutną klasyką komiksu. Kreska świetna, Smerfy przyjemnie znajome, perypetie za perypetiami, znakomity humor pełen gagów; jest tutaj wszystko to, za co kolejne pokolenia kochają tę historię :)

Sięgnąć po ten tytuł prostu wypada :) - zwłaszcza jeśli jesteście komiksowymi fanami Smerfów (i nie tylko). Jeśli się do nich zaliczacie, to zawodu po lekturze raczej być nie powinno.

Polecam.

Więcej o komiksie:

Dziękuję Egmont Polska za egzemplarz recenzencki.

#smerfy #smerfnaczelnik #smerfosymfonia #peyo #egmontpolska #komiks






poniedziałek, 24 lutego 2020

Minecraft. Zwierzęta. Album przygód z naklejkami - Craig Jelley, Ryan Marsh


Tytuł: Minecraft. Zwierzęta. Album przygód z naklejkami
Autor: Craig Jelley, Ryan Marsh
Wydawnictwo: Egmont Polska
Data wydania: 12.02.2020r.
Liczba stron: 32 (+24 strony z naklejkami)


Minecraft naklejkowo ;)

Naklejkowe serie doczekały się niniejszym minecraftowej odsłony :) I to odsłony tym ciekawszej, że bazuje ona na biomach Minecrafta powiązanych ze zwierzętami. Niech pokaźna liczba załączonych do albumu naklejek (jest ich aż 500!) Was jednak nie zmyli - ten album pełen jest także różnorodnych zadań, przy których dzieciaki mogą poćwiczyć co nieco szare komórki.

Album składa się de facto z dwóch części. Pierwsza liczy sobie 32 strony i pełna jest różnorodnych zadań do rozwiązania, natomiast druga to 24 strony z naklejkami, które można (a czasem trzeba) wykorzystywać w pierwszej części z zadaniami. Nie ma jednak obaw - naklejek jest tak dużo, że po rozwiązaniu wszystkich ćwiczeń zostanie ich do dyspozycji aż nadto ;)

Zwierzęta - to motyw przewodni całego albumu. Zawitamy wraz z nimi do dżungli, na pustynię, w morskie głębiny, a także na swojskie minecraftowe farmy. Wszystko oczywiście w pikselowo-minecraftowej szacie graficznej ;) Pomysł bardzo fajny, aczkolwiek skierowany raczej do dzieciaków, które mają coś wspólnego z Minecraftem lub chociaż kojarzą co to w ogóle jest. Takich dzieci jednak, jak podejrzewam, nie brakuje.

Zadania! Są i jest ich całkiem sporo. Znajdziemy tutaj różne ich rodzaje, począwszy od tych na spostrzegawczość, przez różnego rodzaju labirynty, ćwiczenia wymagające logicznego myślenia i liczenia, na totalnie kreatywnych zadaniach kończąc. Będziemy mieli, już konkretnie mówiąc, za zadanie m.in. wskazać różnice między obrazkami, przeprowadzić zwierzaki przez labirynt, samodzielnie "ożywić" zwierzęcymi naklejkami dżunglę, a także - co brzmi może enigmatycznie, ale jest w sumie fajnym zadaniem ;) - zafarbować stado owiec ;)

Pomysł na zeszyt ćwiczeń połączony z dobrą zabawą jest naprawdę fajny. Można się także co nieco dowiedzieć na temat świata zwierząt, a także - jeśli już się go zna - przećwiczyć sobie wiedzę na ten temat. Polemizowałbym jedynie z opisem albumu, według którego będzie to "zabawa na długie godziny" - na kilka godzin i owszem, ale aż tak znowu wiele to ich nie będzie ;) Niektórym, nieprzyzwyczajonym do Minecrafta, być może będzie przeszkadzać rozpikselowana szata graficzna. No cóż - taki urok minecraftowych biomów. Albo się to lubi, albo nie ;)

Więcej o albumie:
https://egmont.pl/Minecraft.-Zwierzeta.-Album-przygod-z-naklejkami,23717895,p.html

Dziękuję Egmont Polska za egzemplarz recenzencki.

#minecraft #naklejki #zadania #kreatywnie #500naklejek #egmontpolska






niedziela, 23 lutego 2020

Cujo - Stephen King


Tytuł: Cujo (tytuł oryginału: Cujo)
Autor: Stephen King
Wydawnictwo: Prima
Data wydania: 1994r.
Liczba stron: 304


Bernardyn-morderca.

Książka o wielu obliczach. Momentami świetny horror z genialnie umiejscowionym w fabule szaleństwem morderczego, zarażonego wścieklizną bernardyna. Krew leje się strumieniami, a strach czytającego zwiększa się z każdą kolejną stroną - i o to chodzi! Jednak momentami "Cujo" przez ogromną ilość zatrważająco daleko (jak na Kinga) odbiegających od tematu dygresji przypomina bardziej powieść niemalże obyczajową, a... nie taką przecież powieścią ta książka miała być... (a przynajmniej nie takie panuje o niej wyobrażenie).

Niewinny, potulny bernardyn. Wesoła psia pogoń, dziura w drzewie, nietoperz zarażony wścieklizną, ukąszenie... Stephen King potrafi stworzyć mnóstwo grozy praktycznie z niczego - "Cujo" jest tego najlepszym dowodem :) Kolejne poczynania zarażonego zwierzaka jeżą włos na głowie. W końcu dojdzie do prawdziwej walki na śmierć i życie... Walka ta będzie zaś o tyle przerażająca, że stoczy ją z psem matka próbująca za wszelką cenę ochronić przed śmiercią własne dziecko.


Co do wspomnianych na wstępie dygresji... Stephen King jest z nich znany, wielu Go za nie uwielbia (ja też), jednak w "Cujo" trochę się zapędził. Fabularnych przerywników jest bowiem naprawdę dużo, nie pamiętam żeby w innych książkach Kinga odbiegały od istoty powieści tak daleko jak tutaj, zajmują one sporą część książki i... psuje to obraz całości... Mówię to z naprawdę ciężkim sercem, bo UWIELBIAM Kinga, nie znoszę na Niego narzekać, ale... muszę być szczery.

Kolejną sprawą jest strasznie mała ilość scen budzących prawdziwą grozę i strach... Trzeba na nie czekać prawie do połowy książki, przedzierając się przez ogrom przerywników fabularnych, a potem jeszcze dostaje się w nagrodę naprawdę małą wisienkę na torcie... To dość niesprawiedliwe. I z pewnością sprawia, że wyżej omówione dygresje tak bardzo rzucają się w oczy i przeszkadzają.


Nie chcę kończyć negatywnym akcentem, więc na zachętę powiem, że na chwile strachu naprawdę warto czekać i warto przebrnąć przez początkowe rozdziały żeby do nich dotrzeć. Ci, którym się to uda, będą usatysfakcjonowani :) Po drugie, nie ma chyba innej książki, która tak znakomicie przedstawia proces rodzenia się szaleństwa i zła z perspektywy owładniętego nim zwierzęcia. Jeśli dodamy do tego fakt, że zwierzęciem tym jest wielki, potulny, budzący zaufanie bernardyn, który na naszych oczach zmienia się w żywą maszynę do zabijania, to otrzymamy książkę, obok której w żadnym razie nie można przejść obojętnie. Tak więc spróbujcie - myślę, że (mimo pewnych wad tej książki) nie będziecie żałować :)   

Małym smaczkiem jest otoczka powieści. King niejednokrotnie wspominał, że średnio pamięta (lub nawet nie kojarzy - czasem plątał się w zeznaniach na ten temat) procesu twórczego w trakcie pisania "Cujo". Wszystko przez fakt, że w latach 80-tych XX wieku King był u szczytu swoich alkoholowo-narkotykowych odlotów. Nie dziwię się - będąc ciągle pijany lub na haju miał pełne prawo nie pamiętać tego, jak napisał jedną ze swoich najmroczniejszych książek :)

Notka o wydaniach:
1. Kolekcja Mistrza Grozy, Albatros/Prószyński i S-ka, oprawa twarda, 2019
2. Albatros, oprawa twarda, 2019
3. Albatros, oprawa miękka ze skrzydełkami, 2014
4. Prima, oprawa twarda z obwolutą, 1994



#cujo #stephenking #king #bernardyn #horror






Cień - Melanie Raabe


Tytuł: Cień (tytuł oryginału: Der Schatten)
Seria: Thriller psychologiczny
Autor: Melanie Raabe
Wydawnictwo: Czarna Owca
Data wydania: 12.02.2020r.
Liczba stron: 392


Cienie przeszłości.

Thriller psychologiczny jakich z pozoru wiele. Mamy tu tajemnicę z przeszłości, która kładzie się cieniem na życiu głównej bohaterki, mamy jej ucieczkę od dawnego życia i mamy też powracającą przeszłość, która nie chce dać o sobie zapomnieć. Znajdzie się także oczywiście miejsce na wyjaśnienie całej zagadki oraz na trzymającą w napięciu sekwencję końcową, która zerwie do końca zasłonę, za którą czai się zagadka z przeszłości. Wszystko to już znamy - takich książek wskazać można bez liku. W "Cieniu" zaskakuje jednak sposób przeniesienia w/w schematu na karty powieści, przez co ma ona w sobie powiew świeżości, a tym samym zachęca do czytania, które staje się naprawdę interesującym doświadczeniem.

Norah Ritcher ewidentnie ucieka od przeszłości. A także od swojego dawnego życia. Po zerwaniu z narzeczonym (powód zerwania był co najmniej głupi, no ale cóż - nie wszystko w fabule zawsze wypada idealnie) przeprowadza się z Berlina do Wiednia licząc na to, że zacznie od nowa. Spotyka jednak przypadkiem uliczną żebraczkę, która zaczepia ją słowami: "11 lutego zabijesz na Praterze mężczyznę o nazwisku Arthur Grimm. Z własnej woli. I nie bez powodu". Od tego momentu zaczyna robić się co najmniej dziwnie... I to tym dziwniej, że wspomniany Arthur Grimm rzeczywiście pojawia się w życiu głównej bohaterki. Czy rzeczywiście Norah go zabije? A jeśli tak, to dlaczego? Czy Grimm ma coś wspólnego z tragicznymi wydarzeniami z przeszłości Nory?

Thriller poprowadzono fabularnie bez większych zarzutów. Pewnych rzeczy można się tutaj spodziewać, ale wtórności w tej książce bym nie upatrywał, a to z powodu dużej liczby elementów nowych, ciekawych i w efekcie przykuwających uwagę. ZNAKOMICIE poprowadzono tutaj zwłaszcza aspekt psychologiczny całej opowieści. Atmosfera sukcesywnie zagęszcza się na kolejnych stronach, robi się - jak wspomniałem - z biegiem wydarzeń coraz dziwniej... Zaczynają znikać przedmioty domowego użytku Nory, w ich miejsce pojawiają się inne (np. broń palna...) - dzieje się! A końcowy twist fabularny jest naprawdę palce lizać.

Mam wrażenie, że o tej książce będzie głośno :) Kwalifikacja tej lektury jako thrillera jest jak najbardziej zasłużona, ale to aspekt psychologiczny książki jest tym CZYMŚ, co zasługuje na uwagę. I to na SZCZEGÓLNĄ uwagę. Coś mi się wydaje, że Melanie Raabe ma szansę stać się autorką, której powieści będzie się wypatrywać - oby!

Ze spraw pobocznych, ale niemniej ważnych - osadzenie fabuły w zimowej scenerii Wiednia było strzałem w dziesiątkę! Piękne miasto, tajemnicze wydarzenia, dreszcz emocji, wciągająca historia - to połączenie zdecydowanie działa :)

Sobie i Wam życzę jak najwięcej tak dobrych lektur jak ta :)

Dziękuję Wydawnictwu Czarna Owca za egzemplarz recenzencki.

#cień #derschatten #melanieraabe #czarnaowca #thriller #thrillerpsychologiczny






Skradzione jutro. Jak zrozumieć i leczyć kobiety wykorzystywane seksualnie w dzieciństwie - Steven Levenkron, Abby Levenkron


Tytuł: Skradzione jutro. Jak zrozumieć i leczyć kobiety wykorzystywane seksualnie w dzieciństwie (tytuł oryginału: Stolen tomorrows : understanding and treating women's childhood sexual abuse)
Autor: Steven Levenkron, Abby Levenkron 
Wydawnictwo: Czarna Owca
Data wydania: 12.02.2020r.
Liczba stron: 264


Trudny temat.

"Skradzione jutro"porusza temat niezwykle trudny. Nawet szalenie trudny. Mający swoje źródło w przeszłości i w konsekwencji nieraz rzutujący nie tylko na teraźniejszość, ale także na przyszłość. Mowa o temacie wykorzystywanie seksualnego w dzieciństwie, które może być dla ofiar traumą na całe życie.

Steven Levenkron i Abby Levenkron w swojej książce przedstawili efekty pracy terapeutycznej z siedemnastoma skrzywdzonymi w dzieciństwie kobietami. Niniejsze wydanie jest wydaniem drugim tej książki, która po raz pierwszy ukazała się w 2007 roku (w Polsce w 2010). Terapeutyczne wnioski oraz wskazówki i opisy uaktualniono i wydano po raz kolejny (z niewiadomych dla mnie przyczyn w porównaniu do wydania I pominięto dwie relacje skrzywdzonych kobiet; być może były zbyt drastyczne lub niewpisujące się całkowicie w omawiany temat - nie wiem; fakt jest tak czy inaczej taki, że w wydaniu pierwszym relacji znajdziemy 19, w drugim zaś - 17).

Książka jest trudna. Miejscami, jeśli chodzi o opisy i wspomnienia, być może dla części publiki okaże się ona nawet drastyczna. Sądzę jednak, że jest to do pewnego stopnia usprawiedliwione, chodzi bowiem o świadectwo prawdy - a ta w kwestii molestowania w żadnym wypadku nie jest łatwa.

Autorzy książki wychodzą od teorii problemu omawiając zagadnienie molestowania właśnie z poziomu teoretycznego, dodając kilka słów na temat perspektywy dziecka będącego jego ofiarą. Następnie czytelnik ma okazję zapoznać się z siedemnastoma relacjami poszkodowanych w dzieciństwie kobiet, których wspomnienia mogą być, jako się rzekło, momentami bardzo trudną w odbiorze lekturą. W kolejnych częściach książki omówiono perspektywę bieżącą każdej potencjalnej ofiary, na którą mogą składać się - poza traumą - problemy objawiające się m.in. zaburzeniami łaknienia, krytycznym stosunkiem do własnego ciała (z samookaleczaniem włącznie), a także problemami na tle seksualnym oraz społecznym. Ostatnia część książki skupia się na aspektach terapeutycznej pracy z poszkodowanymi, z położeniem szczególnego nacisku na wagę swoistego przełamania się, powiedzenia głośno o problemie i o udaniu się z nim do specjalisty, który to krok jest nieodzowny dla sukcesu przyszłej terapii.

Lektura jest w moim odczuciu bardzo ważną publikacją. W dobie działań ruchu #metoo książki takie jak ta mają szansę na przekonanie nieprzekonanych jeszcze osób do wyjścia z cienia i do powiedzenia głośno o swoim problemie. Do szukania pomocy w trosce o samego siebie i o swoje otoczenie. Temat nie jest łatwy, jest on obciążony niesamowitym cierpieniem i bagażem potwornych doświadczeń, niemniej jednak z każdym problemem można sobie poradzić - trzeba jednak spróbować i nie bać się szukać pomocy. "Skradzione jutro" jest lekturą, która pomaga to zrozumieć. I choć niektóre fragmenty książki są trudne w odbiorze, to składają się one na pewien obraz trudnej prawdy, z którą trzeba coś zrobić, gdyż inaczej może ona pochłonąć i zniszczyć do reszty osobę poszkodowaną.

Dziękuję Wydawnictwu Czarna Owca za egzemplarz recenzencki.

#skradzionejutro #moelstowanieseksualne #stevenlevenkron #abbylevenkron #czarnaowca #trauma






Trauma. Od przemocy domowej do terroru politycznego - Judith Lewis Herman

Tytuł: Trauma. Od przemocy domowej do terroru politycznego (tytuł oryginału: Trauma and Recovery. The aftermath of violence - from domestic abuse to political terror)
Seria: Terapia traumy
Autor: Judith Lewis Herman
Wydawnictwo: Czarna Owca
Data wydania: 12.02.2020r.
Liczba stron: 368


Trauma.

Trudne wydarzenia z życia czasami się za nami wloką. Zdarza się, że nie pozwalają ruszyć dalej, kładą się cieniem na naszych relacjach i na naszej codzienności. Zwykliśmy nazywać to zjawisko traumą. Nazewnictwo jest jak najbardziej na miejscu, trauma to jednak - niestety - coś więcej, co jako czynnik nieraz w dużym stopniu dysfunkcyjny kwalifikuje się do "naprawy". Ową naprawą jest nic innego jak terapia. Niniejsza książka jej właśnie dotyczy.

Seria Terapia traumy wydana nakładem Wydawnictwa Czarna Owca doczekała się właśnie kolejnej wartościowej i interesującej pozycji. Dla przypomnienia - wcześniej w serii ukazały się m.in. "Strach ucieleśniony. Mózg, umysł i ciało w terapii traumy""Trauma i pamięć. Mózg i ciało w poszukiwaniu autentycznej przeszłości" oraz "Głos wnętrza. Jak ciało uwalnia się od traumy i odzyskuje zdrowie". Lista pozycji imponująca. Co więc takiego oferuje omawiany właśnie tytuł żeby przekonać nas do sięgnięcia właśnie po niego?

Niniejsza publikacja to de facto zapis wielkiego osiągnięcia psychologii, którym jest wykazanie powiązań między traumą i terapią jednostki, a kontekstem społecznym w jakim ta jednostka funkcjonuje. W książce ukazano perspektywę kliniczną oraz społeczną, skupiając się w dużej mierze na ukazaniu metod pracy i leczenia ofiar przemocy. Judith Lewis Herman bazuje na dotychczas znanej literaturze dotyczącej zjawiska traumy, a także na zeznaniach ofiar, na dziennikach więziennych oraz na własnych badaniach i ich owocach wynikających z prowadzonej praktyki terapeutycznej.

Lekturę podzielono na rozdziały poświęcone zaburzeniom traumatycznym oraz etapom powracania ich ofiar do zdrowia. Autorka w kontekście z jednej strony jednostkowym, a z drugiej społecznym omawia zjawisko traumy, jego powiązanie z uczuciem przerażenia, ze zjawiskiem zerwania więzi z otoczeniem przez osobę skrzywdzoną, a następnie wskazuje na metody pracy terapeutycznej, w której skupia się na odbudowaniu poczucia bezpieczeństwa, na odpowiednim przeżywaniu mentalnej żałoby oraz - docelowo - na odbudowaniu przez jednostkę zerwanych bądź nadszarpniętych więzi społecznych, bez których ofiara nie jest w stanie prawidłowo funkcjonować w codziennym życiu. Całość przedstawiono w możliwie prosty, obrazowy sposób, często powołując się na świadectwa pacjentów i konkretne przykłady.

Książka jako pozycja psychologiczna jest publikacją cenną przede wszystkim z uwagi na wskazanie roli, jaką pełni związek traumy jednostki z jej społecznym otoczeniem. Ten element - takie można odnieść wrażenie po lekturze - nie był we właściwy sposób doceniany w dotychczasowej literaturze dotyczącej problemu traumy. Nie był także dostatecznie brany pod uwagę w praktycznej pracy z pacjentami. Książka rzuca więc nowe spojrzenie na całość problemu.

"Trauma. Od przemocy domowej do terroru politycznego" to pozycja ciekawa, lecz chyba przeznaczona głównie dla osób praktycznie związanych ze zjawiskiem traumy; mam na myśli głównie terapeutów, ewentualnie pacjentów, do pewnego stopnia pasjonatów tematu i szeroko pojętych zagadnień psychologicznych. Laikowi może się ta pozycja spodobać... lub nie - wszystko zależy od tego, jakie czytający ma zainteresowania. Jeśli jednak kwestia traumy się w kręgu owych zainteresowań czytającego znajduje, to lektura powinna być co najmniej zadowalająca.

Dziękuję Wydawnictwu Czarna Owca za egzemplarz recenzencki.

#trauma #terapiatraumy #odprzemocydomowejdoterrorupolitycznego #judithherman #czarnaowca






sobota, 22 lutego 2020

Mała książka o kupie - Pernilla Stalfelt


Tytuł: Mała książka o kupie (tytuł oryginału: Bojsboken)
Seria: Bez Tabu
Autor: Pernilla Stalfelt
Wydawnictwo: Czarna Owca
Data wydania: 12.02.2020r.
Liczba stron: 28


Wszystko o... kupie ;)

Tam, gdzie król piechotą chodzi... :) Humorystyczna pozycja napisana przede wszystkim z myślą o najmłodszych, co jednak nie oznacza, że temat jest mało ważny. Przeciwnie - to, co robimy w toalecie ma wielkie znaczenie ;) (przede wszystkim dla naszego zdrowia). Miło będzie, jeśli Nasze Małe Pociechy nauczą się zasad obowiązujących za drzwiami WC. Niniejsza książka może okazać się w tym pomocna.


Temat lektury nie jest może miły dla oka, nosa i - umówmy się - nie jest także wygodny jako przedmiot rozmów. Aczkolwiek na kolejnych stronach temat ten potraktowano nie tylko w sposób komfortowy dla rodzica i dla dziecka, ale także przydano mu walorów humorystycznych, które pozwalają na rozmowę z uśmiechem na ustach :)

Czego się konkretnie dowiemy? Poznamy kształty kupy, dowiemy się jakie rodzaje odchodów pozostawiają po sobie zwierzęta, a także odkryjemy, że rośliny kup nie robią (choć bardzo je pod postacią nawozu lubią). Dużo jednak ważniejsze będzie to, czego dzieci mogą się z tej książki dowiedzieć w odniesieniu do samych siebie.


W książce poruszono kwestie podstawowych zasad higieny, a także dobrego wychowania (i zachowania) w temacie załatwiania swoich potrzeb fizjologicznych, co młodemu człowiekowi jest nader pomocne - i ważne - w codziennym życiu. Dzieci mogą zrozumieć, dlaczego zachowanie zasad higieny za drzwiami WC jest takie ważne, a także dlaczego dla każdego czynności wykonywane za tymi drzwiami są i powinny być intymne.


Bardzo fajnie wygląda i sprawdza się w praktyce humorystyczna narracja zastosowana w książeczce. Trudny i niemiły z pozoru temat staje się śmieszny, a to co śmieszne przestaje być tematem tabu. Taki jest też tytuł serii do której zalicza się ta pozycja - Bez Tabu. Można jak widać rozmawiać bez niego o wszystkim - także o kupie ;)


Dla najmłodszych książka jak najbardziej do polecenia :) Dla wielu dorosłych - moim skromnym zdaniem - też; dobrze jest czasem trochę wyluzować i nauczyć się rozmawiać (zwłaszcza z dziećmi) o wszystkim. Również o tym, co i dlaczego robimy w toalecie :)

Polecam.

Dziękuję Wydawnictwu Czarna Owca za egzemplarz recenzencki.

#małaksiążkaokupie #kupa #wc #toaleta #czarnaowca #pernillastalfelt









Podróż Cilki - Heather Morris


Tytuł: Podróż Cilki (tytuł oryginału: Cilka's Journey)
Cykl: Tatuażysta z Auschwitz (tom 2)
Autor: Heather Morris
Wydawnictwo: Marginesy
Data wydania: 15.01.2020r.
Liczba stron: 400


Nadzieja w ciemnościach.

Kontynuacja bestsellerowego "Tatuażysty z Auschwitz". Czy w temacie literatury obozowej - której zarówno ta jak i poprzednia część cyklu jest przykładem - da się powiedzieć i napisać coś nowego? I tak i nie... Z jednej strony temat cierpienia i nieludzkiej niewoli w warunkach urągających wszelkim normom człowieczeństwa został już opisany niemal na wszystkie możliwe sposoby, z drugiej jednak strony - takich przykładów nigdy nie jest za mało. Trzeba o tym wszystkim pamiętać. Jak bowiem całkiem niedawno powiedział Marian Turski: "Auschwitz nie spadło z nieba".

Cilka, główna bohaterka "Tatuażysty...", otrzymała za sprawą tej oto książki literacki ciąg dalszy swojej historii. Fikcja miesza się tutaj z prawdą historyczną, jednak całość fabuły jest całkiem prawdopodobna - być może los taki jaki stał się udziałem Cilki dotknął także innych więźniów niemieckich obozów śmierci (podkreślmy raz jeszcze: NIEMIECKICH)? Być może... Prawda to czy nie, los ten nie był dla Cilki w żadnym razie łaskawy...

Pobyt Cilki w Auschwitz ciągnął się przez trzy długie lata. Wraz z nadejściem Armii Czerwonej przyszło wyzwolenie, lecz... nie na długo. Główna bohaterka zostaje uznana za kolaboranta, co skutkuje zesłaniem do syberyjskiej Workuty. Niemiecki obóz zagłady zamieniono na radziecki łagier. Trudno sobie wyobrazić coś bardziej przerażającego... Zsyłka na Syberię jest jeszcze bardziej straszliwa niż niewola w Auschwitz. Spartańskie warunki, ludzkie zezwierzęcenie, całkowita negacja człowieczeństwa, praw człowieka, ludzkiego prawa do godności... Krótko mówiąc: cywilizacyjna katastrofa. Demony ożywione za sprawą "Archipelagu Gułag" Sołżenicyna ożywają w książce Heather Morris na nowo.

Czy w świecie, w którym przyszło żyć Cilce jest jeszcze miejsce na piękno, dobro i na przykłady człowieczeństwa? Czy jest w nim miejsce na nadzieję? Na miłość? Okazuje się, że tak. Nadzieja i miłość są szansą na to, że kiedyś da się w tym ciemnym tunelu dostrzec jakieś światło. Codzienność przeczy sensowności takiego podejścia do przyszłości, jednak... trzeba w coś wierzyć. Inaczej człowiek może oszaleć. Konsekwencje mogą być tragiczne, ale warto w obliczu okrucieństwa i śmierci dawać świadectwa oraz przykłady odwagi i hartu ducha. Warto dzielić się z innymi swoją wewnętrzną siłą - nie każdy ją bowiem ma. O tym właśnie jest ta i poprzednia część cyklu: o iskierce człowieczeństwa tlącej się w mroku okrucieństwa oraz o odwadze do dzielenia się z nią innymi z nadzieją na to, że koszmar się kiedyś skończy.

"Podróż Cilki" jest do pewnego stopnia powieleniem wszystkiego, co wiemy już o rzeczywistości obozowej, ja jednak wyróżniłbym tę książkę na tle innych, a to z uwagi na fakt, że dotyczy ona prawdy o łagrach - radzieckich obozach, które także można określić mianem obozów śmierci, pochłonęły one bowiem bodaj czy nie więcej istnień ludzkich niż obozy hitlerowskie. O tym historia bardzo lubi nie pamiętać - o tym, że Stalin był na pewno nie mniejszym (a w pewnych aspektach większym) zbrodniarzem niż Hitler. To, że powstała książka mogąca o tym przypomnieć, bardzo mnie cieszy. O prawdzie trzeba pamiętać, a prawda o fabrykach śmierci, które pochłonęły w XX wieku miliony ludzkich istnień, ma oblicze nie tylko hitlerowskie, ale także stalinowskie. Pamiętajmy o tym.

Ważna książka, która być może powiela pewne schematy, ale jest mimo to szalenie istotna jako pewne świadectwo - nawet jeśli to świadectwo jest częściowo literacką fikcją. Miliony ludzkich dramatów XX wieku w żadnym wypadku nie wykluczają, że taka historia jak ta z książki mogła się rzeczywiście wydarzyć. Miejmy to w pamięci - i doceńmy opisany w książce przykład tego, czego nie wolno ludzkości powtórzyć.

Książka zrecenzowana dzięki uprzejmości Księgarni taniaksiazka.pl


Więcej o książce:
https://www.taniaksiazka.pl/ksiazka/podroz-cilki-heather-morris

#podróżcilki #heathermorris #taniaksiążka #workuta #łagry









piątek, 21 lutego 2020

Niesamowite budowle - Michał Gaszyński


Tytuł: Niesamowite budowle
Autor: Michał Gaszyński
Wydawnictwo: Insignis
Data wydania: 27.11.2019r.
Liczba stron: 136



Zbudowane ludzką ręką.

"Niesamowite budowle" to fantastyczny, niesamowity album, którego autor zabierze nas w niejeden zakątek świata, a gdy już to zrobi - niejedno nam pokaże. Tytuł książki sugeruje, że będziemy mieć do czynienia z budowlami i jest to prawda, jednak te konstrukcje to coś dużo więcej. To dziedzictwo ludzkiej cywilizacji, prowadzące nas od starożytności aż po współczesność, przez wszystkie ery rozwoju ludzkości, których swoistymi symbolami są właśnie owe konstrukcje. Jesteście gotowi na tę niezapomnianą podróż?


Nieco ponad 130 stron tej książki niech nie będzie złudne i zwodnicze - to wcale nie mało, a wręcz bardzo dużo! Zwłaszcza dzięki dużemu formatowi całego albumu. Wbrew pozorom informacji zamieszczono tutaj multum - w opisach, obok ilustracji, w objaśnieniach. Książka jest istną kopalnią wiedzy.


Budowle omawiane są z podziałem na kontynenty. Pomysł sensowny, choć sprawia, że jeśli liczyliście na jakąś chronologiczną podróż po dziełach ludzkich rąk i po owocach budowlanej myśli technicznej, to może spotkać Was zawód.


Tak czy inaczej podróż czekająca czytelnika jest po prostu niesamowita. Budowle Majów, Inków, Azteków, Koloseum, Wielki Mur Chiński, Stonehange, Wyspa Wielkanocna, Akropol, piramidy - któż nie zna tych budowli? A to architektoniczne wytwory tylko i wyłącznie starożytności! Wszystkie ery rozwoju cywilizacji oferują i zostawiają po sobie jakieś pamiętne budowle, a wszystkie najważniejsze znajdziemy na kolejnych stronach.


Bardzo fajnym uzupełnieniem książki jest rozszerzenie jej tematyki o... kosmos :) W albumie umieszczono pokaźnych rozmiarów ilustrację Międzynarodowej Stacji Kosmicznej, którą opatrzono wyczerpującym i obszernym komentarzem.


Komentarze są właściwie - obok świetnych ilustracji - wizytówką tej lektury. Autor przytacza w nich nie tylko informacje techniczne dotyczące danych budowli, ale także niejednokrotnie ich historię i znaczenie: kulturowe, prestiżowe, środowiskowe i każde inne, o którym warto wspomnieć.

Książka robi ogromne wrażenie. Tego typu lektury powinny zapadać w pamięć, odpowiednio prezentować się na półce i zawierać w sobie treści, do których ma się ochotę wracać. "Niesamowite budowle" ponad wszelką wątpliwość spełniają te kryteria :)

Gorąco polecam!

Dziękuję Wydawnictwu Insignis za egzemplarz recenzencki.

#niesamowitebudowle #michałgaszyński #insignis #architektura #budowle