środa, 28 października 2020

Orkiestra bezbronnych - Chigozie Obioma


 Tytuł: Orkiestra bezbronnych (tytuł oryginału: An Orchestra of Minorities)
Autor: Chigozie Obioma
Wydawnictwo: Albatros
Data wydania: 30.09.2020
Liczba stron: 480


Afrykańska „Odyseja”.

„Orkiestra bezbronnych” to przepiękna współczesna wersja homerowej „Odysei”, która jest jednocześnie skłaniającą ku refleksji opowieścią o przeznaczeniu i o determinacji, która przeciwstawia się fatum oraz krzywdzącym wyrokom losu. Chigozie Obioma utrzymał narrację w duchu mitologii afrykańskiego ludu Igbo (wywodzący się z owej mitologii opiekuńczy duch Chi jest narratorem książki) – zabieg ten nadaje powieści szalenie ciekawego wymiaru, który przepełniony jest nigeryjskim folklorem i zastanawiająco rzadko uchwyconym we współczesnej literaturze prawdziwym duchem Czarnego Lądu. Zasłużona nominacja do Bookera za 2019 rok.

Tłem opowieści jest duże nigeryjskie miasto. Na jego tle rozgrywa się miłosna historia Ndali i Chinoso – dziewczyny z bogatego rodu i chłopaka z fermy kur. Chinoso poznaje Ndalę na moście, z którego dziewczyna zamierza oddać samobójczy skok. Chłopak odwodzi ją od tego, a w niedługim odstępie czasu młodzi się w sobie zakochują. Niestety na przeszkodzie ich miłości stoi społeczna przepaść – przecież ktoś pochodzący ze społecznych wyżyn nie spędzi reszty życia na fermie drobiu… Chinoso rozumie istotę owych przeszkód, postanawia więc zagrać va banque: sprzedaje fermę i dzięki pomocy znajomego leci na Cypr aby odbyć studia i wrócić do Ndali jako człowiek wykształcony, który zapewni jej stabilną przyszłość. Niestety ów znajomy nie był wobec Chinoso uczciwy – na Cyprze na chłopaka nie czeka ani mieszkanie, ani opłacone studia… Czy Chinoso będzie w stanie wrócić do Nigerii do swej ukochanej?


Historia tych dwojga i motyw pełnej niebezpieczeństw oraz trudności podróży powrotnej do domu to aż nadto wyraźne nawiązanie do homerowej „Odysei”. Detale się oczywiście różnią, ale dla „Orkiestry bezbronnych” to dobrze, lektura jest bowiem wyjątkowa, oryginalna i zdecydowanie wyróżnia się na tle podobnych do niej historii. Dzieje się tak głównie za sprawą nadania książce unikalnego charakteru oraz dzięki nasyceniu jej treści ludowymi wierzeniami związanymi z mitologią ludu Igbo.

Owa mitologia jest sama w sobie niesamowicie zajmująca i ciekawa. Przewodnikiem po jej meandrach i zawiłościach jest dla czytelnika narrator powieści – opiekuńczy duch Chi. Chi jest rodzajem anioła stróża, który przez wieki wędruje po ciałach swych gospodarzy zbierając wiedzę oraz doświadczenie. Każdemu człowiekowi któremu towarzyszy stara się podpowiadać właściwe rozwiązania i decyzje, te jednak człowiek każdorazowo podejmuje sam. Wszak jesteśmy kowalami własnego losu, nieprawdaż? To jedno z pytań stawianych w powieści względem każdego z nas.


Motyw losu i fatum jest sam w sobie jednym z najważniejszych motywów przewodnich powieści. Obioma stawia ważne pytania o to, czy nasz los jest z góry przesądzony, czy też jesteśmy w stanie sami nim kierować. Autor zastanawia się także nad fatum i nad jego rolą w ludzkim życiu, przeciwstawiając mu ludzką determinację oraz siłę charakteru. Która z tych sił jest mocniejsza? Czy któraś zdobywa w ogóle przewagę w walce o ludzki los? A może tkwią one w stanie względnej równowagi, która w zależności od indywidualnego przypadku oraz od detali wychyla się raz w jedną, raz w drugą stronę? Ciekawy temat do przemyśleń.

„Orkiestrę bezbronnych” śmiało można nazwać powieścią wybitną. Nominacja do Bookera za 2019 rok była w tym przypadku jak najbardziej zasłużona. Oby było jak najwięcej takich lektur: mądrych, pięknych, urzekających regionalnym folklorem i głębią fabularnego tła, które czerpiąc z klasycznych konwencji jest w stanie oddać nie tylko realia mało znanych regionów świata, ale także ich tradycje.


Polecam!

Dziękuję Wydawnictwu Albatros za egzemplarz recenzencki.

#OrkiestraBezbronnych #ChigozieObioma #Albatros #Booker2019 #Igbo #MitologiaIgbo #Nigeria #WspółczesnaOdyseja #AnOrchestraOfMinorities







SybirPunk vol. 3 - Michał Gołkowski


 Tytuł: SybirPunk vol. 3
Cykl: SybirPunk (tom 3)
Autor: Michał Gołkowski
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Data wydana: 28.10.2020
Liczba stron: 632


!!! PREMIERA !!!

Legio Patria Nostra!

„SybirPunk” już dawno temu podbił serca całej rzeszy czytelników Michała Gołkowskiego, a co za tym idzie premiera trzeciego tomu tej historii była mocno oczekiwana. Wzbudza też ona niemałe emocje. Problem jest tylko jeden – bo nie wiadomo, czy raczej trzeba się cieszyć (bo trzeci tom już jest!), czy może jednak trzeba raczej rozpaczać (bo to już koniec…). Neosybirska trylogia dobiega końca wśród huku wystrzałów, w ogniu spektakularnych eksplozji i w zgiełku zagłuszającej wszystko strzelaniny. Czy cokolwiek pozostanie na swoim miejscu kiedy opadnie kurz?

Nasz przyjaciel Sasza K. nawarzył sobie niezłego piwa. Dziewięć na dziesięć spotykanych przezeń osób chce posłać mu kulkę w łeb, a on sam jest ranny, bez kasy i pozbawiony jakichkolwiek optymistycznych perspektyw. Nikt jednak nie jest w stanie odebrać Saszy nadziei – ta umiera zawsze ostatnia! A dopóki Chudy żyje, dopóty nie da się zagiąć. Legio Patria Nostra!


A uściślając - co konkretnie słychać w półświatku Chudego? No cóż – dzieje się! Po wybuchu zakładu na Baryszewie NeoSybirsk ogarnia coś na kształt wojny domowej. Zamieszki szaleją na ulicach, a powszechny brak produkowanej przez Baryszewo syntadrenaliny powoduje, że poziom agresji na ulicach niebezpiecznie eskaluje z godziny na godzinę. Na Chudego na domiar złego wystawiono zlecenie, chłopak musi się więc ukrywać. Nie leży to jednak na dłuższą metę w jego naturze. Co robi więc Chudy? Ano załatwia sobie fałszywą tożsamość i rusza w miasto skrzyknąć tych, którzy jeszcze pozostali przy życiu. Cel? Uniknąć likwidacji ze strony Walery, Zarnickiego, Chińczyków, Akułowa… Można by tak wymieniać prawie bez końca, aczkolwiek docelowo Chudy zamierza dokonać czegoś grubszego: zniszczyć NovaTek i zabić przepotężnego Akułowa (!). Niewykonalne? Nawet jeśli wygląda to na mission impossiible, to Saszka na pewno tak łatwo się nie podda! Nie podda się zaś zwłaszcza w obliczu faktu, że na horyzoncie zaczynają majaczyć – jak ująłby to Mykoła - jakiekolwiek statystyczne szanse na jego przeżycie. Skąd one się nagle wzięły? Otóż stąd, że ojciec jego ukochanej Olgi (umoczonej w tym wszystkim tak na marginesie po uszy), legendarny wódz podziemia neosybirskiego półświatka, sam Majcher we własnej osobie, podaje Chudemu pomocną dłoń. Dla ratowania córki Geresow aka Majcher poważy się na wszystko, w tym na… ponowne zjednoczenie neosybirskiego półświatka pod jednym dowództwem. Starcie neosybirskich ludzi ulicy z NovaTekiem zapowiada się niesamowicie!!!


Książka jest iście epickim zapisem karkołomnej jazdy bez trzymanki w wykonaniu Chudego i jego ekipy – i nie chodzi tu tylko o zmotoryzowaną jazdę przez zaśnieżone ulice NeoSybirska. Krew, pot i łzy to za mało żeby opisać wszystko to, co będzie się tutaj działo; obywatel Khudovec natknie się na swojej drodze na liczne pułapki, strzelaniny, doświadczy zdrady z najmniej spodziewanej strony, ale dla równowagi spotka też ludzi, których dawno nie widział i uzyska nieoczekiwaną pomoc z najmniej spodziewanej strony. Warto sprawdzić o czym konkretnie mowa!


Kiedy ostatnio zamieniłem dwa słowa z Michałem Gołkowskim spytał mnie, czy „Sybir wszedł mi mocno”. Oj, wszedł! :) A po lekturze trzeciej części mogę jeszcze śmiało powiedzieć, że nie tylko wszedł, ale i nadal mocno trzyma! :) Za takie właśnie książki ludzie Cię kochają Michale!


Neosybirska trylogia ma się ku końcowi, a zatem można się pokusić o jej małe podsumowania. Na pewno warto więc z tej okazji podkreślić, że zestaw tych trzech książek to lektury wyjątkowe, na chama wczepiające się w wyobraźnię i za nic nie chcące jej opuścić. Szalenie przemawiająca do wyobraźni, futurystyczna wizja przyszłości i paleta ostrych, wyrazistych postaci to wizytówka „SybirPunka”. Wobec żadnego z głównych i pobocznych bohaterów nie sposób pozostać tutaj obojętnym, począwszy od naszego ukochanego Saszy, poprzez przykutego do wózka Kulasa, bardziej cyborga niż człowieka Mykołę, nie wylewającego za kołnierz zamordystycznego oligarchę Daniłowa, na zakutym w pancerz psychopacie Trzydziestymczwartym i jego ekipie (Kołowrót + Muromiec = JEST MOC!) skończywszy. Całe to miasto i jego szemranej reputacji mieszkańcy zapadają człowiekowi w pamięć i bardzo długo nie chcą z niej wyjść; są w tym tak samo uparci jak Chudy w walce o przeżycie :)


A co do samego Chudego… Już przy okazji pierwszego tomu pisałem, że to trochę taki twardziel o miękkim sercu. Zdolny kombinator, potrafiący zjednywać sobie ludzi zabijaka, który kocha syna i cholernie za nim tęskni, ale za nic nie powie tego na głos – ot, cały Sasza. Opis książki twierdzi na jego temat mniej więcej tyle, że jest bohaterem o którego nie prosiliśmy, ale na którego zasługujemy. Dużo w tym prawdy, ja dodam jednak od siebie jeszcze tyle, że jest to bohater, z którym szalenie łatwo można się utożsamić. Dzieje się tak dlatego, że Chudy jest tak naprawdę produktem realiów w których żyje – to życie i NeoSybirsk zmuszają go do prowadzenia szemranych biznesów, to jego własne miasto każe mu kosić wrogów (inaczej oni skoszą jego) i nieustannie walczyć o przeżycie za pomocą tego, co ma akurat do dyspozycji. Czy to nie brzmi Wam znajomo? Czy nie przypomina Wam trochę rzeczywistości, w której wszyscy dziś w tym kraju żyjemy? Gdyby cofnąć o kilkadziesiąt lat futurystyczno-cybernetyczną konwencję tej trylogii i cofnąć wymyślony przez autora stan technologiczny o tyle samo lat, to zostaje z tego wszystkiego historia niezłego kombinatora, który rzucony jest na głęboką wodę przez państwo, które ma go gdzieś – i albo nauczy się pływać, albo nie. Czy to nie brzmi upiornie znajomo? Przemyślcie to sobie w wolnej chwili i zadajcie sobie pytanie, czy Chudy nie ma aby po trosze oblicza każdego z nas wszystkich, wszyscy bowiem musimy żyć tu, gdzie żyjemy i radzić sobie z tymi samymi absurdami dnia codziennego. Przemyślcie to sobie w wolnej chwili ;)


Łezka się kręci w oku na myśl o tym, że to już koniec tej opowieści… Na szczęście jest nadzieja! – w świeżym jak gorące bułeczki wywiadzie dla Zoji Hawryło Michał stwierdził, że zbyt mocno pokochał NeoSybirsk i w związku z tym raczej jeszcze kiedyś do niego zajrzymy (!). Oby prędko – będziemy tęsknić! :)

Dziękuję Fabryce Słów za egzemplarz recenzencki.

#SybirPunk3 #SybirPunk #MichałGołkowski #Saszka #Chudy #NeoSybirsk #FabrykaSłów

Wcześniejsze części:
https://cosnapolce.blogspot.com/2020/03/sybirpunk-vol1-micha-gokowski.html
https://cosnapolce.blogspot.com/2020/07/sybirpunk-vol2-micha-gokowski.html







Długa noc w Paryżu - Dov Alfon


 Tytuł: Długa noc w Paryżu (tytuł oryginału: A Long Night in Paris)
Autor: Dov Alfon
Wydawnictwo: Czarna Owca
Data wydania: 30.09.2020
Liczba stron: 464


Na krawędzi kryzysu.

„Długa noc w Paryżu” to pisarski debiut byłego pracownika izraelskiego wywiadu, a obecnie wziętego dziennikarza. Biorąc pod uwagę byłą profesję autora nie dziwi fakt, że dostajemy do rąk powieść szpiegowską. Opowiadać ona będzie o tajemniczych porwaniach, niewyjaśnionych zgonach, a we wszystko to będzie zamieszany izraelski wywiad, paryska policja i… chińscy komandosi (!).


Historia rozpoczyna się wraz z wylądowaniem na paryskim lotnisku Charlesa de Gaulle’a pewnego samolotu. Jego pasażerem jest izraelski technik, który tuż po wylądowaniu maszyny znika wraz z tajemniczą kobietą w czerwieni. Komisarz Leger z paryskiej policji próbuje dociec, co się właściwie stało. Sprawy nie ułatwia fakt, że niedługo później z pokoju hotelowego zostaje porwany kolejny izraelski pasażer feralnego lotu. W międzyczasie na terenie miasta zaczynają ginąć ludzie, a w sprawę zamieszani są chińscy komandosi oraz izrealski pułkownik Zeev Abadi, szef Sekcji Specjalnej Jednostki 8200, który… również podróżował wspomnianym na wstępie lotem. Sytuacja robi się niebezpieczna na gruncie dyplomatycznym, albowiem Izrael w obliczu zaistniałej sytuacji stawia na nogi jedną służbę wywiadowczą za drugą…


Dov Alfon zalicza debiut udany, choć nie pozbawiony wad. „Długa noc w Paryżu” rozgrywa się na przestrzeni 24 godzin, więc można by się spodziewać porządnego tempa akcji, ta jednak czasami toczy się w iście ślimaczym tempie (a przynajmniej nie jest to tempo, które należałoby przyjąć dla 400-stronicowej powieści, której czas akcji zamyka się w ramach jednej doby). Doświadczenia wywiadowcze autora z całą pewnością przełożyły się na treść książki i to widać – zwłaszcza w ilości skomplikowanych, technicznych opisów oraz w ustępach dotyczących zakulisowych rozgrywek wywiadowczych. Za to duży plus dla autora.

Zaletą książki jest także z całą pewnością połączenie kilku wciągających wątków – mamy tu kryzys dyplomatyczny, szpiegostwo cybernetyczne, międzynarodową grę wywiadów i ciekawą intrygę z trupami w tle. Na czoło wysuwa się zaś pytanie, kto za tym wszystkim stoi, a w jej rozwiązaniu nie pomagają bynajmniej polityczne intrygi, wiodące na manowce wątki i pleniąca się na każdym kroku korupcja. 


Wyszło to wszystko poprawnie, aczkolwiek nie rewelacyjnie. Pamiętajmy jednak, że Dov Alfon dopiero rozpoczyna przygodę z pisaniem książek – jak na pierwszy raz było nieźle.

Dziękuję Wydawnictwu Czarna Owca za egzemplarz recenzencki.

#DługaNocwParyżu #DonAlfon #CzarnaOwca







Upadek. Historia prałata Henryka Jankowskiego - Krzysztof Brożek, Monika Góra


 Tytuł: Upadek. Historia prałata Henryka Jankowskiego
Autor: Krzysztof Brożek, Monika Góra
Wydawnictwo: Czarna Owca
Data wydania: 30.09.2020
Liczba stron: 512


Prałat upadły.

Kapelan "Solidarności" przez szereg lat uchodził za legendę, której statusu nie godzi się podważać - nawet w obliczu wzbudzanych jeszcze za życia kontrowersji. Prałat Jankowski z parafii św. Brygidy doczekał się honorowych obywatelstw miast, pomników, a następnie pomniki owe zostały zrzucone z cokołów przez tych samych ludzi, którzy wprowadzili na nie jego podobiznę. Dlaczego tak się stało?

Niniejsza książka jest owocem dziennikarskiego śledztwa Krzysztofa Brożka i Moniki Góra. Autorzy próbują prześledzić historię życia księdza, który będąc gorszym od innych wspiął się na wyżyny zarówno w sferze duchowej, jak również politycznej i biznesowej. W książce nie pominięto także kwestii gorszących i godnych potępienia, które przyczyniły się do upadku legendy prałata.


Ksiądz Henryk Jankowski był z pozoru niewyróżniającym się szczególnie duchownym, który potrafił otaczać się ludźmi, dzięki którym możliwe było jego ciągłe wspinanie się w górę. Dzięki przebywaniu w środowisku "Solidarności" Jankowski zyskał status jej kapelana, a osobista zażyłość z Wałęsą otworzyła mu wiele drzwi - przede wszystkim w wolnej już Polsce. Jankowski stworzył prywatne imperium biznesowo-polityczne, a zajmowana przezeń parafia św. Brygidy przez lata opływała w dostatki. 

Sposób bycia prałata i jego prywatne poczynania były przez lata przyczynkiem do powstawania i narastania kontrowersji. Wszak zbytkowne życie i wręcz afiszowanie się nim stoi w jawnej sprzeczności z naukami Chrystusa. A Jankowski zdecydowanie preferował zbytek (posiadał nawet własne wina ze swą podobizną). Jego wypowiedzi wiele razy budziły niesmak, zdumienie, a nawet gniew, kładąc się cieniem na szeregu zasług oddanych przez Jankowskiego sprawie "Solidarności". W efekcie wizerunek prałata w zasadzie od zawsze był niejednoznaczny.


Wszystko to jednak można było Jankowskiemu wybaczyć z uwagi na przeszłe zasługi. Pewnego aspektu jego prywatnego życia nie sposób jednak było przemilczeć i zignorować, a mowa o wątku pedofilskim. Prałat publicznie przejawiał aż nazbyt widoczną sympatię w stosunku do młodych chłopców - ministrantów i nie tylko. Na terenie parafii widywano publikacje pornograficzne, a sam Jankowski przyznał nawet, że zdarza mu się spać w jednym łóżku z chłopcem, albowiem postępująca choroba sprawia, że źle czuje się w łożu sam (!). Niedopuszczalne obrzydliwości podobnego rodzaju przyczyniły się do upadku legendy prałata.

Potępienie dotykało Jankowskiego już za życia, jednak jego wybuch nastąpił już po śmierci prałata. Przyczyniły się do tego relacje świadków oraz publikacja "Gazety Wyborczej". W efekcie wizerunek prałata runął - tak jak i jego pomnik...

Problem z oceną Jankowskiego jest taki, że wszystko to są tak naprawdę sprawy nie do końca do zweryfikowania. Fakt pojawiania się po latach świadków czy też ofiar rodzić może pytania o autentyczność tych relacji oraz o ich ewentualne motywacje (w tym materialne). Wydaje się jednak, że zbieżność świadectw pokrzywdzonych nie jest w świetle sposobu bycia Jankowskiego przypadkowa. To przykre – tak właśnie upadają mity i legendy.


W całej tej historii warto także moim zdaniem zaznaczyć jedno: warto o tym wszystkim mówić. Nawet jeśli opisywane obrzydliwości dotyczą kogoś zasłużonego, to fakt oddania owych zasług nie może przesłaniać prawdy o człowieku. Nie można w imię zasług tej prawdy przemilczać. Przesłanie niniejszej książki doskonale oddaje tę myśl.

Dziękuję Wydawnictwu Czarna Owca za egzemplarz recenzencki.

#Upadek #KapelanSolidarności #HenrykJankowski #CzarnaOwca







wtorek, 27 października 2020

Wypalenie. Jak wyrwać się z błędnego koła stresu - Emily Nagoski, Amelia Nagoski


 Tytuł: Wypalenie. Jak wyrwać się z błędnego koła stresu (tytuł oryginału: Burnout: The Secret of to Unlocking the Stress Cycle)
Autor: Emily Nagoski, Amelia Nagoski 
Wydawnictwo: Czarna Owca
Data wydania: 30.09.2020
Liczba stron: 256


W pułapce stresu.

Stres jest w stanie zniszczyć codzienność każdego z nas - życie w jego cieniu systematycznie wysysa siły, chęci, pewność siebie, torpeduje wszelkie życiowe aktywności, a w konsekwencji prowadzi do wewnętrznego wypalenia. Temu właśnie stanowi wypaleniu poświęcona jest niniejsza książka, której autorki próbują odnaleźć remedium na omawiamy problem.

"Wypalenie" dedykowane jest przede wszystkim kobietom. Lektura skupia się na analizie tego, co doprowadza w dzisiejszych czasach płeć piękną do stanu psychicznego wypalenia spowodowanego stresem. Życie samo w sobie nie jest w dzisiejszych czasach łatwe - ciągła gonitwa, niezwalniający pęd, nierzadko wyścig szczurów, konieczność pogodzenia życia prywatnego z zawodowym, pękający w szwach terminarz codziennych zajęć... Autorki nie bez racji wskazują, że w przypadku kobiet należy jeszcze do tego dołożyć presję oczekiwań ukierunkowaną na pogodzenie sukcesu zawodowego ze spełnieniem się w tradycyjnie kobietom przypisywanych rolach matek, żon oraz perfekcyjnych pań domu. Wszystko to razem wzięte aż nadto wystarcza do tego, aby się ugiąć pod ciężarem codzienności.


Według Emily i Amelii Nagoski głównym wrogiem codzienności jest stres. Rozumowanie to nie jest pozbawione logiki (niestety). Niebezpieczne jest to zaś o tyle, że prowadzi do wewnętrznego wypalenia, które w swej istocie jest szalenie destrukcyjne. Jakie na to wszystko może być remedium?

Niniejsza książka oprócz aspektów czysto opisowych jest także swoistym planem na to, jak wdrożyć w życie plan pozwalający na zminimalizowanie stresu, na poradzenie sobie ze związanymi z nim emocjami, a docelowo na czerpanie więcej radości z życia. Brzmi pięknie, tylko czy to jest w ogóle możliwe?

Podstawą i pierwszym krokiem na drodze do opanowania sytuacji jest zdaniem autorek pozwolenie reakcji stresowej na pełne wybrzmienie. Bez wybrzmienia - a w konsekwencji wyciszenia - echa stresu niemożliwe jest osiągnięcie jakiegokolwiek stanu relaksu i odprężenia (do niego bowiem zmierzamy). Ważne jest także zwalczenie prób deprecjonowania samego siebie oraz zaniżania własnej wartości. Problemem nie jest bowiem to, że na co dzień za mało się staramy (to akurat nieprawda), lecz czynniki zewnętrzne, które warunkują nasze funkcjonowanie oraz postrzeganie samych siebie. Celem powinno być w związku z tym zaakceptowanie samego siebie, jak najczęstszy odpoczynek, budowanie wartościowych relacji z innymi ludźmi oraz wypracowanie sposobów na radzenie sobie z frustracją, która w niemały sposób przyczynia się do generowania stresu.


Jak to wszystko osiągnąć? Emily i Amelii Nagoski przedstawiają na łamach książki szereg ćwiczeń i schematów działania, które umożliwiają modyfikowanie powyższych, stresogennych parametrów. Wszystkie one składają się na pewną całościową strategię działania, która konsekwentnie realizowana może przynieść powolne, ale pożądane i zauważalne efekty. 

Czy niniejsza książka jest złotą receptą na sukces? Nie. Nic nie działa zawsze według tego samego schematu. Autorki nam go przedstawiają, jednak jeśli pragniemy sukcesu i redukcji poziomu codziennego wypalenia, to musimy ten schemat zaadoptować do indywidualnych potrzeb. Ważna jest także cierpliwość, konsekwencja i wsparcie naszego otoczenia. Nikt bowiem nie żyje w próżni - warto o tym pamiętać. Aczkolwiek lektura ta - bardzo wartościowa w swym meritum - może być cenna jako pewien pierwszy krok w dobrą stronę.

Dziękuję Wydawnictwu Czarna Owca za egzemplarz recenzencki.

#Wypalenie #EmilyNagoski #AmeliaNagoski #CzarnaOwca #Stres







piątek, 23 października 2020

SybirPunk vol.3 - wkrótce premiera!

Oj, będzie czytane!!! :) Czy Chudy wygrzebie się jakoś ze swoich neosybirskich tarapatów? Premiera już 28.10.2020!

Fabryka Słów  - dziękuję! 

#SybirPunk #Chudy #NeoSybirsk #MichałGołkowski #FabrykaSłów



Pandemia. Raport z frontu - Paweł Kapusta


 Tytuł: Pandemia. Raport z frontu
Autor: Paweł Kapusta
Wydawnictwo: Insignis
Data wydania: 02.09.2020
Liczba stron: 264


Zapis pandemii...

Reportaż Pawła Kapusty nie jest lekturą łatwą i przyjemną - zwłaszcza w obliczu tego, co dzieje się wokół nas w skrajnie nasilonej od kilku tygodni formie... Sam autor być może sam nie przypuszczał, że druga fala pandemii będzie w skutkach tak tragiczna. Niniejsza książka miała być zapisem tego, co działo się w naszym kraju wiosną i latem bieżącego roku. Wszyscy bylibyśmy dużo bardziej zadowoleni, gdyby był to z dzisiejszej perspektywy patrząc jedynie zapis kronikarski, dokonany po tym, gdy najgorsze już minęło. Niestety tak nie jest.

Paweł Kapusta ukazuje pandemiczną rzeczywistość widzianą oczami wszystkich tych, którzy walczyli dotąd na pierwszej linii walki z wirusem. Mowa tu oczywiście o lekarzach, pielęgniarkach, ratownikach medycznych oraz o całym personelu służby zdrowia. Lecz nie tylko na nich skupia się autor książki.

Pandemię przedstawiono w książce także z perspektywy zwykłych ludzi oraz przedstawicieli innych profesji niż wspomniana już medyczna. Śledzimy więc minione wydarzenia widziane przez listonoszy, pracowników zakładów pogrzebowych, sklepikarzy, czy nauczycieli. Ważna jest także ukazana w książce perspektywa pacjenta - bycie nim w czasach pandemii to chyba najgorsza opcja z możliwych.


Lektura nie jest łatwa, przedstawia bowiem to, przed czym każdy z nas chciałby uciec. Nie jestem także pewien, czy "Pandemia. Raport z frontu" znajdzie dziś wielu czytelników - wszak książka jest o tym, o czym już słuchać nie chcemy, a i tak słyszymy śledząc codzienne komunikaty upoważnionych do ich przekazywania służb. W dobie pandemii ostatnim czego można chcieć, to czytanie reportaży na jej temat... 

Należy jednak w tym wszystkim docenić ogrom pracy włożonej przez Kapustę w powstanie tej książki. Ta lektura jest prawdziwa, szczera i w żaden sposób nieprzerysowana. Jak każdy dobry reportaż skupia się ona na opowieściach poszczególnych ludzi - Paweł Kapusta po prostu pozwala im wszystkim mówić: lekarzom, pielęgniarkom, nauczycielom, sklepikarzom. Książka jest dzięki temu rzeczywiście autentyczna. A realnego wymiaru dodaje jej także relacja samego autora, który w sierpniu przeszedł zakażenie koronawirusem.

Bardzo wartościowym elementem lektury są załączone do niej wywiady. Autor porozmawiał na potrzeby książki z byłym już ministrem Szumowskim, z profesorem Krzysztofem Simonem, z profesorem Witoldem Orłowskim oraz z profesorem Marcinem Królem. Nazwiska te są nieobce każdemu, kto śledzi telewizję i Internet. Warto sprawdzić co ci panowie mają do powiedzenia również na łamach tej książki.


Chciałbym aby niniejsza książka była w bardzo bliskiej przyszłości jedynie pewnym kronikarskim zapisem minionego koszmaru. Życzyłbym sobie, żeby rzeczywistość każdego z nas wróciła do normy. Wtedy przyjdzie właściwy czas na tego typu lektury. Dziś można po nie co prawda także sięgnąć, ale... rzeczywistość wystarcza nam dziś chyba aż nadto.

Dziękuję Wydawnictwu Insignis za egzemplarz recenzencki.

#Pandemia #RaportZFrontu #PawełKapusta #Insignis #Koronawirus 







Tron Tyrana - Sebastien de Castell


 Tytuł: Tron Tyrana (tytuł oryginału: Tyrant's Throne)
Cykl: Wielkie Płaszcze (tom 4)
Autor: Sebastien de Castell
Wydawnictwo: Insignis
Data wydania: 02.09.2020
Liczba stron: 656


Płaszcz i szpada po raz czwarty.

Sebastien de Castell kończy "Tronem Tyrana" cykl "Wielkie Płaszcze" - końca dobiega fantastyczna przygoda, w której wszyscy jako czytelnicy braliśmy udział na przestrzeni ostatnich trzech lat z okładem. Finał ten jest epicki i pełen rozmachu, godzien całego cyklu. Nie zabraknie tutaj ani walki, ani wartkiej akcji, ani wielkich emocji.


W finalnym tomie "Wielkich Płaszczy" tron Trystii znów jest w niebezpieczeństwie. Po latach zmagań i poświęceń Falcio val Mond, Pierwszy Kantor Wielkich Płaszczy, jest bliski realizacji marzenia swojego zmarłego króla i obsadzenia na tronie jego córki Aline, by raz na zawsze przywrócić praworządność w Tristii. Jednak, jak to w przypadku Wielkich Płaszczy bywa, sprawy się komplikują. W sąsiednim kraju enigmatyczny nowy przywódca Avares jednoczy barbarzyńskie armie, od dawna nękające granice Tristii. Co gorsza, ponoć ma nowego sojusznika: Trin, która dwukrotnie próbowała zabić Aline, by zdobyć tron Tristii dla siebie. Mając za sobą armie Avaresa, dowodzone przez żądnego krwi wojownika, Trin będzie nie do powstrzymania. 


"Ostrze zdrajcy", "Cień rycerza" i "Krew świętego" znalazły w "Tronie Tyrana" godne zakończenie. De Castell zgrabnie spiął ze sobą wszystkie wątki i poprowadził nas ku finałowi, który zaiste godzien jest całego cyklu. Nie zawsze zdarza się, że tom finalny jakiejś opowieści zamyka wszystkie wątki, a do tego zachwyca epickością i poprowadzeniem fabuły. Autorowi "Tronu Tyrana" się to udało.

Bardzo fajne jest końcowe mrugnięcie okiem de Castella, który nie wyklucza... powrotu do tej historii :) Być może będziemy więc jeszcze kiedyś mieć okazję zawitać do świata Wielkich Płaszczy - nie wiem jak Wy, ale ja jestem na takie spotkanie jak najbardziej chętny :)


Polecam!

Dziękuję Wydawnictwu Insignis za egzemplarz recenzencki.

#TronTyrana #SebastienDeCastell #Insignis #WielkiePłaszcze







czwartek, 22 października 2020

Poławiacze dusz - Hanni Münzer

Tytuł: Poławiacze dusz (tytuł oryginału: Die Seelenfischer)
Cykl: Rybak dusz (tom 1)
Autor: Hanni Münzer 
Wydawnictwo: Insignis
Data wydania: 02.09.2020
Liczba stron: 384


Tajemnice Kościoła.

"Poławiacze dusz" to pierwsza część dłuższej opowieści, którą autorka książki zaplanowała wstępnie na aż cztery części. Będzie to opowieść o tajemnicach i o sekretach z przeszłości, które Kościół oraz jezuici za wszelką cenę chcą zatrzymać w mrokach ludzkiej niepamięci. Pachnie to trochę Danem Brownem, prawda? :)

Opis książki jest co najmniej zachęcający: "W trakcie prac remontowych w willi norymberskiego przedsiębiorcy znaleziono skarb znany z rodzinnych legend. Pod nieobecność gospodarza zajmuje się nim jego brat, biskup Bambergu, ale wkrótce zostaje zamordowany w tajemniczych okolicznościach. Tymczasem w Rzymie śmiertelnie chory generał jezuitów powierza misję związaną z równie sensacyjnym odkryciem sprzed lat młodemu zakonnikowi Lukasowi, bratankowi zamordowanego biskupa… Generałowi nie jest jednak dane umrzeć śmiercią naturalną. Kiedy policja ujawnia ciało, podejrzenie pada na Lukasa, ostatniego rozmówcę denata."


Lektura jest tajemnicza i pełna sekretów. Podszyte są one sporą dawką emocji, dotyczą bowiem sekretów chrześcijaństwa, co do których wielu chciałoby, ażeby pozostałe one sekretami już na zawsze. Stąd właśnie te dziwne zgony... Kto jednak tak naprawdę za nimi stoi?

Wszystko to dosyć mocno trąci Danem Brownem... Nie wiem, czy ta inspiracja rzeczywiście była u autorki świadoma, ale wiem jedno: ten temat jest już dość mocno oklepany. Nie twierdzę, że nie można w jego ramach wymyślić czegoś nowego, ale na pewno nie jest to łatwe. Czy Munzer to się udało? Póki co szczególnie odkrywcze to wszystko nie jest, ale... można chyba spróbować dać tej historii jeszcze trochę kredytu zaufania przed tomem numer dwa.


Jeśli coś w "Poławiaczach dusz" irytuje, to jest tym czymś wciskany nieco na siłę wątek miłosny... Nieszczególnie pasuje on moim zdaniem do całej tej historii. I nie chodzi wcale o to, że dotyczy on młodego zakonnika i jego dawnej, wielkiej miłości - romans nie klei mi się tutaj po prostu z tajemnicami i sekretami sprzed wieków, na których w przyjętej przez autorce konwencji opiera się potęga Kościoła...

Tom pierwszy budzi ciekawość, czyta się przyjemnie, ale jakoś szczególnie nie zaskakuje. Zobaczymy, co przyniesie kolejna odsłona cyklu :)


Dziękuję Wydawnictwu Insignis za egzemplarz recenzencki.

#PoławiaczeDusz #HanniMunzer #Insignis #RybakDusz







środa, 21 października 2020

Rozmowy z seryjnymi mordercami. Najgorsi na świecie - Christopher Berry-Dee


 Tytuł: Rozmowy z seryjnymi mordercami. Najgorsi na świecie (tytuł oryginału: Talking with Serial Killers: World's Most Evil. Journey deeper into the darkest of minds)
Autor: Christopher Berry-Dee 
Wydawnictwo: Czarna Owca
Data wydania: 30.09.2020
Liczba stron: 304


Mrok szalonych umysłów.

Christopher Berry-Dee raz jeszcze zabiera nas w podróż do mrocznych zakamarków umysłów psychopatów, którzy odebrali niejedno ludzkie życie. To już czwarta taka książkowa podróż - dotychczas mieliśmy dzięki autorowi okazję czytać "Rozmowy z seryjnymi mordercami""Rozmowy z psychopatami..." oraz "Rozmowy z seryjnymi morderczyniami...". Tym razem Berry-Dee zaprasza nas na spotkanie z najgorszymi mordercami z najgorszych... Czy rzeczywiście najgorsze mordercze kreatury zdołały uchować się w analizach autora aż do czwartej książki poświęconej tej tematyce?

Treść książek autora jest nieodmiennie ciekawa, ale muszę przyznać, że czwarta kolejna pozycja o tej samej tematyce już na starcie budzi uczucie pewnego znużenia. Impulsem budzącym ciekawość była w tym wypadku zapowiedź, że oto będziemy mieć do czynienia z najgorszymi potworami z najgorszych. 

Owych potworów opisano w książce pięcioro. Dużo? Mało? Wydaje się to być troszeczkę niewiele... Jednak przyznać trzeba, że opisywane wyczyny tej piątki są w stanie zrobić na czytelniku wrażenie. Dobór nazwisk może być kwestią dyskusyjną w kontekście tego, czy są to rzeczywiście "najgorsi z najgorszych", ale potworami o chorej wyobraźni byli oni z całą pewnością.

Kim są bohaterowie książki? John Wayne Michael Gacy - seryjny morderca już od 14 roku życia, brutalnie traktowany w dzieciństwie przez ojca. Kenneth Alessio Bianchi - "Dusiciel ze Wzgórz", sadysta seksualny. William George Heirens - samotnik zafascynowany doświadczeniami chemicznymi. John David Guise Canna - seryjny gwałciciel bazujący niczym Ted Bundy na uroku i wdzięku osobistym. Patricia Wright - niewiasta ta nie jest seryjnym mordercą i dobór tego akurat nazwiska dziwi w książce chyba najbardziej... Autora moim zdaniem przy tym konkretnym wyborze nie tłumaczy niestety nawet bardzo interesujący aspekt skomplikowania sprawy Wright.

Berry-Dee z zawodu jest (jak już kiedyś pisałem) kryminologiem śledczym. Dodaje to jego opracowaniom autentyczności oraz unikalnego spojrzenia na opisywaną tematykę pod kątem psychologicznym. To nie są zwykłe opisy zbrodni, morderstw oraz ich przyczyn. To opisy wzbogacone o wydobyte na wierzch motywy, inspiracje i zanalizowane przez fachowca pobudki oraz mroczne instynkty, które pchają ku zbrodni. W przypadku opisywanej książki umiejętności te chyba wreszcie rozwinęły się u autora w pełni, mając bowiem tylko pięć przypadków do opisania miejsca na rozważania i pola do popisu miał on aż nadto.

Każdy z profilów mordercy jest fachowo przedstawiony i rozłożony na czynniki pierwsze. Nie należy tego co prawda traktować jako prawdę objawioną i schemat, którego za każdym razem należy się w sposób powtarzalny spodziewać (każdy morderca jest bowiem jednak trochę inny), jednakowoż pewne pojęcie o mechanizmach rządzących umysłem mordercy już to daje. I muszę powiedzieć, że... robi to wrażenie.

Lektura jest ciekawa i zajmująca, jednak... to chyba dobrze, że na horyzoncie nie widać kolejnych książek autora o podobnej tematyce. Cztery podobne do siebie pozycje chyba wystarczą. Nie chciałbym czegoś autorowi ujmować, jednak czasem co za dużo to niezdrowo - a seryjnych morderców Berry-Dee opisał już chyba na każdy możliwy sposób.

Dziękuję Wydawnictwu Czarna Owca za egzemplarz recenzencki.

#RozmowyzSeryjnymiMordercami #ChristopherBerryDee #NajgorsiZNajgorszych #SeryjniMordercy #CzarnaOwca







"Pisanie po ścianie" - premiera 04.11.2020


Osobiste refleksje autorki na temat tego, co w życiu najważniejsze. Wyrosły z przyglądania się życiu, jego zagadkom i tajemnicom. Czasami zmuszają do myślenia, niejednokrotnie wzruszą, a nieraz rozbawią. Autorka przyznaje, że pisanie jest dla niej opowiadaniem zdziwienia nad wszystkim, co ją otacza. „Nic tu nie jest tak oczywiste, jak się pozornie zdaje. I wszystko jest godne uwagi, nawet to, co najbardziej błahe”.

"Pisanie po ścianie" - premiera nakładem Wydawnictwa Psychoskok 04.11.2020







piątek, 16 października 2020

Kraina Lovecrafta - Matt Ruff


 Tytuł: Kraina Lovecrafta (tytuł oryginału: Lovecraft Country)
Autor: Matt Ruff
Wydawnictwo: W.A.B.
Data wydania: 02.09.2020
Liczba stron: 480


Rasizm i potwory.

Odświeżone nieco za sprawą serialu HBO "Lovecraft Country" Matta Ruffa doczekało się (po czterech latach od amerykańskiej premiery) polskiego wydania. Wiadomość jest znakomita, aczkolwiek - przewrotnie na sprawę patrząc - najbardziej ucieszą się z niej nie fani Lovecrafta, lecz czytelnicy ceniący sobie realizm historyczno-społeczny, to jego bowiem jest w książce najwięcej. Mowa oczywiście o obowiązującej w USA w latach 50-tych XX wieku segregacji rasowej i o wszystkich związanych z nią ponurych konsekwencjach. Samej lovecraftowskiej grozy jest w "Krainie Lovecrafta" zaskakująco mało (w porównaniu do oczekiwań), ale i jej na szczęście nie zabraknie.

Czego możemy dowiedzieć się o książce jeszcze przed rozpoczęciem lektury? Wydawca zdradza nam mniej więcej tyle: "Chicago, 1954 rok. Dwudziestodwuletni były żołnierz, Atticus Turner, wyrusza do Nowej Anglii, by odnaleźć swego zaginionego ojca. Towarzyszą mu wuj George, wydawca Przewodnika Bezpiecznego Murzyna, oraz Letycja, przyjaciółka z dzieciństwa. Podczas podróży do rezydencji pana Braithwhite’a, spadkobiercy posiadłości, która swego czasu należała do jednego z przodków Atticusa, natrafiają zarówno na realistyczne zagrożenia białej Ameryki, jak i złowrogie duchy, które wydają się pochodzić prosto z fantastycznych powieści."


Powyższy opis wydawcy zdradza co nieco z fabularnych torów książki, lecz nie oddaje tak do końca istoty sprawy i nie zdradza najważniejszego przesłania tej lektury. Wszystko to, co w trakcie lektury się pojawi (potwory, magia, loże masońskie) jest bowiem jedynie pretekstem do ukazania przez Ruffa stosunków społecznych panujących w Stanach Zjednoczonych przed erą Martina Luthera Kinga. Rasizm i segregacja rasowa były w latach 50-tych na porządku dziennym w USA, zwłaszcza na terenie południowych stanów. Zjawiska te potrafiły przybierać naprawdę obrzydliwe i poniżające formy, od oddzielenia miejsc dla białych i czarnoskórych w autobusach, aż po osobne wychodki (dla czarnoskórych przeznaczano rzecz jasna te podlejsze). "Kraina Lovecrafta" jest wielką metaforą tamtych czasów i pretekstem do zadumy nad prawem wszystkich ludzi do równego traktowania. Nie jest to co prawda powiedziane w książce wprost, ale tak naprawdę właśnie do tego sprowadzać się mogą książkowe wnioski. Masońsko-magiczna otoczka jest tylko pretekstem do ich wyciągnięcia i zauważenia.

Wniosek ten brzmieć może zaskakująco, zwłaszcza w obliczu faktu, że tytuł książki wprost nawiązuje do nazwiska jednego z największych twórców literatury grozy wszech czasów. Serial HBO (o którym przy okazji tej książki także skreślę kilka słów) tylko to skojarzenie potęguje, a tak naprawdę odnieść je można tylko do części fabuły, która nie jest bynajmniej głównym przesłaniem całej lektury.


Rzecz jasna wątki paranormalne, magiczne i masońskie w książce się pojawią. Są one ważnym (lecz nie najważniejszym) elementem fabuły, dzięki któremu łatwiej się ona rozwija i jest w efekcie bardziej atrakcyjna dla czytelnika. I trudno żeby było inaczej - wszak Howard Phillips Lovecraft i jego mitologia Ctulhu (żeby tylko o niej wspomnieć) są popularne po dziś dzień i nawet w XXI wieku autor ten ma sporą rzeszę zagorzałych fanów. W "Krainie Lovecrafta" pojawią się w związku z tym potwory żywcem wyjęte ze wspomnianej mitologii Ctulhu, masońskie loże pragnące zawładnąć światem, tajne stowarzyszenia pragnące przy udziale magii i krwawych ofiar otworzyć bramy Raju, a na dokładkę wszyscy weźmiemy także udział w podróżach między wymiarami. Cały Lovecraft :)

Być może zastanawiacie się o czym też bzdurzę twierdząc, że książka jest bardziej o rasizmie niż o twórczości Lovecrafta. Możecie się oburzać, ale moim zdaniem właśnie tak się sprawy mają. Osoba i użyte w tytule nazwisko Lovecrafta są dla tej opowieści jedynie pewnym spoiwem, które łączy w całość wszystkie elementy książkowej układanki Matta Ruffa. Lovecraft był bowiem (co przyznają wszyscy jego biografowie, a także jemu współcześni) skrajnym rasistą. Czy w związku z tym istniał lepszy pomysł na to, żeby napisać książkę o USA lat 50-tych XX wieku niż nawiązanie do postaci Lovecrafta? Przy jednoczesnym wpleceniu w fabułę mnóstwa nawiązań do jego twórczości? Moim zdaniem nie. Ten pomysł był strzałem w dziesiątkę :) 


Poza tymi wszystkimi rozważaniami o rasizmie i o Lovecrafcie niniejsza książka to przede wszystkim opowieść o harcie ducha, o poszukiwaniu siebie oraz o wolności i nadziei na lepsze jutro. W "Krainie Lovecrafta" łączą się ze sobą fantastyka, wielka przygoda oraz wątki obyczajowe, dając w efekcie całkiem udaną mieszankę osadzoną fabularnie w erze segregacji rasowej i uśmiechniętych blondynek patrzących na nas z plakatów w stylu pin-up girls. Matt Ruff zyskał tą książką moją uwagę jako autor - na Waszą podejrzewam, że też zasłuży.

Na koniec będzie jeszcze słów kilka o serialu. HBO zabrało się za ekranizację książki z prawdziwym rozmachem i choć serial jeszcze się nie zakończył, to można śmiało powiedzieć, że idealna ekranizacja to jednak nie jest. Wyolbrzymia ona pewne elementy książki i pomniejsza rolę elementów pozostałych, ale tak to właśnie bywa w przypadku ekranizacji: uwypuklają one to, co się sprzedaje. W tym konkretnym przypadku sprzedają się flaki, magia, krew i seks. Nie oznacza to wprawdzie, że HBO spartaczyło robotę - bynajmniej ;) Twierdzę jednak, że serial książce nierówny i ja osobiście wybieram jednak książkę (którą raz jeszcze polecam!).

Książka zrecenzowana dzięki uprzejmości Księgarni taniaksiazka.pl


#KrainaLovecrafta #LovecraftCountry #HPLovecraft #SegregacjaRasowa #Rasizm #MattRuff #TaniaKsiążka #bloggujezTK







Wstrząsy wtórne - Marko Kloos


 Tytuł: Wstrząsy wtórne (tytuł oryginału: Aftershocks)
Cykl: Wojny palladowe (tom 1)
Autor: Marko Kloos
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Data wydania: 02.10.2020
Liczba stron: 376


Echa wojny.

Marko Kloos szerszej publice znany był dotąd przede wszystkim ze znakomitego cyklu "Frontlines". Militarne science-fiction to coś, w czym Kloos czuje się jak ryba w wodzie i choć "Wstrząsy wtórne" to opowieść zgoła odmienna, to jednak echa tego kosmicznego (dosłownie i w przenośni) kunsztu autora czuć także tutaj. Przed nami pierwszy tom kolejnej międzygwiezdnej opowieści, która zapowiada się znakomicie - czas więc koniecznie odwiedzić nową galaktykę, a konkretnie planetarny system Gaja!

We "Wstrząsach wtórnych" trafiamy do powojennego świata, w którym od początku uderza czytelnika rozmach wykreowanego uniwersum oraz mnogość wątków fabularnych, w których od samego początku czuje się, że rozwinie się to w stronę krwawej, bezlitosnej jatki. Trudno żeby było inaczej skoro zwycięzców poprzedniej wojny jest wielu, a przegrany jeden i przegrany ten jest przez zwycięzców nie tylko przyciśnięty do ziemi butem reparacji wojennych, ale także nieustannie upokarzany... 


Analogia do XX-wiecznej historii Niemiec i ich wyczynów wojennych nasuwa się sama. Pokonana w międzyplanetarnej wojnie Gretia sama ową wojnę rozpętała i doprowadziła rękami swych szwadronów śmierci do strat ludzkich sięgających setek tysięcy istnień. Po wszystkim zaś została sprowadzona przez zwycięski Sojusz do roli okupowanej planety, która zmuszona jest dźwigać nie tylko ciężar własnej odbudowy, ale także konsekwencje w postaci reparacji wojennych płaconych triumfatorom. Porównania do wyczynów oraz do losu Niemiec po IWŚ i po IIWŚ nasuwają się same.

Historia "Wojen palladowych" rozpoczyna się w chwili, gdy od zakończenia wojny minęło już kilka lat. Sytuacja polityczna jest względnie stabilna: Gretia jest okupowana, zdemilitaryzowana i całkowicie podporządkowana obcym rządom. Krótko mówiąc Gretię złamano. Czy jednak aby na pewno? Po kilku latach spokoju okupowanym terytorium wstrząsa seria aktów terroru, których cel wydaje się być oczywisty, a jest nim zburzenie kruchej równowagi jaką daje panujący od kilku lat pokój. Tylko kto za tym wszystkim stoi? Czyżby jakieś podziemie Gretii dążące do ogólnoplanetarnego powstania? A może sytuacje próbuje zdestabilizować ktoś z zewnątrz, komu nowa wojna będzie na rękę? Wszak Gretia, choć pokonana i podnosząca się dopiero ze zniszczeń wojennych, to wciąż planeta obfita w surowce, a tych w galaktyce nikomu nigdy dosyć...


W takich oto warunkach poznajemy kilku głównych bohaterów, których losy toczą się z pozoru w całkowitym oderwaniu od każdej innej kluczowej postaci, a jednak oczywiste jest to, że kiedyś ich drogi się przetną. Z kim będziemy mieć do czynienia?

Już na pierwszych stronach poznajemy Adena Robertsona, zwolnionego po latach więzienia majora gretyjskiej Czarnej Gwardii, który ma na rękach krew tysięcy istnień ludzkich (a przynajmniej tak to postrzegają zwycięzcy tamtej brutalnej wojny). Robertson zostaje zwolniony z zakładu penitencjarnego i próbuje odnaleźć się w nowej rzeczywistości żywiąc nadzieję, że już nigdy nie będzie musiał ubrudzić sobie rąk. Próżna to nadzieja...


Kolejna kluczowa postać to Idina, sierżant okupacyjnych wojsk, która z całego serca nienawidzi Gretii i Gretyjczyków. Oddział pani sierżant zostaje z zaskoczenia zaatakowany i wybity do nogi. Napastnicy są świetnie wyszkoleni i znakomicie wyposażeni. Czyżby były to zakonspirowane oddziały gretiańskiego podziemia, które postanowiło wyjść z ukrycia i chwycić za broń?

W kolejnych rozdziałach poznamy także Solveig, córkę byłego prezesa Ragnar Industries - prężnego przedsiębiorstwa zajmującego się gospodarowaniem gretiańskimi surowcami naturalnymi. Jej ojca usunięto z firmy po przegranej przez Gretię wojnie, Solveig mogła jednak po latach objąć jego stanowisko z uwagi na fakt, iż traktat zakazujący Gratyjczykom sprawowania tak ważnych funkcji nie obejmował osób, które w chwili jego podpisania nie były pełnoletnie. Ta furtka pozwala Solveig zająć w firmie miejsce należne jej ojcu. 


Ostatnią z najważniejszych postaci w książce jest komandor Dunstan - dowódca patrolowego statku Minotaur, którego zadaniem było patrolowanie wrakowiska ze skonfiskowanymi jednostkami pokonanej gretyjskiej floty. Sprzymierzeńcy od lat toczyli spory o to, co zrobić z owymi okrętami (w tym z potężnym gretyjskim Mjolnirem, który w trakcie wojny unieszkodliwił na zawsze całą rzeszę sojuszniczych jednostek). Spory te zostają uciszone brutalnym aktem terroru - pod nosem Minotaura ktoś wysadza całe wrakowisko i niszczy prawie wszystkie gretyjskie statki. Atakuje przy tym Minotaura bawiąc się z nim w kotka i myszkę - zakamuflowany napastnik jest naprawdę znakomitą i szybką jednostką. Tylko do kogo może ona ona należeć? To kluczowe pytanie - od odpowiedzi na nie może zależeć los panującego od kilku lat pokoju...


"Wstrząsy wtórne" to pierwszy tom dłuższej opowieści i... to widać. Poznajemy tu dopiero nową galaktykę i jej realia. Nie oznacza to jednak, że książka jest tylko jakimś nudnawym wstępem do czegoś naprawdę interesującego - nic z tych rzeczy! Znajdziecie tu wszystko to, za co rzesze czytelników uwielbiają dobre science-fiction: szybkie jednostki kosmicznej floty, starcia na lądzie i w międzyplanetarnej przestrzeni, a wszystko to w błysku wystrzałów rozświetlających zupełnie nową galaktykę! Nowe uniwersum Kloosa jest szalenie interesujące, a fabuła (choć dopiero zarysowano w niej sedno tej opowieści) wciąga z całą mocą i dosłownie nie pozwala odłożyć książki. Przygotujcie się na zarwane noce!

Gorąco polecam i niecierpliwie czekam na tom drugi :)

Dziękuję za egzemplarz recenzencki niezawodnej Fabryce Słów :)

#WstrząsyWtórne #Aftershocks #WojnyPalladowe #MarkoKloos #FabrykaSłów







czwartek, 15 października 2020

Dracul - Dacre Stoker, J. D. Barker


 Tytuł: Dracul
Autor: Dacre Stoker, J. D. Barker
Wydawnictwo: Czarna Owca
Data wydania: 02.09.2020
Liczba stron: 544


Prequel klasyki.

Być może "Dracul" jest z pewnego punku widzenia patrząc swoistym porwaniem się na świętość i dorabianiem do niej ideologii, ale jedno trzeba autorom przyznać - ta fikcja robi wrażenie i mimo wszystko stanowi całkiem niezły prequel do klasycznego "Draculi" Brama Stokera. Duch samego Stokera poniekąd unosi się nad tą książką i to nie tylko za sprawą jej współautora, Dacre Stokera (który jest jego potomkiem), ale głownie za sprawą znakomitego J.D. Barkera, który potrafił nadać temu thrillerowi prawdziwie gotycką duszę, a ta idealnie wręcz pasuje do klasycznej, znanej wszystkim historii.

Akcja książki rozgrywa się w młodości Brama Stokera, a on sam jest jedynym z jej głównych bohaterów. Fabuła sięga aż do czasów, w których Stoker był dzieckiem. Kluczowe jest tutaj wspomnienie jego opiekunki, niejakiej Ellen Crone. Przez wiele nocy czuwała ona przy łóżku małego Brama, jednak dziwnym trafem w okolicy w tym samym czasie doszło do serii niewyjaśnionych zgonów. Bram i jego siostra, Matylda, uświadamiają sobie, że Ellen może mieć z tym wszystkim coś wspólnego. Związek zbrodni z opiekunką wcale nie jest mały... 


Ellen znika jednak z życia rodzeństwa Stokerów. I to na wiele lat. Sprawa nie wyjaśnia się zatem ani łatwo, ani szybko. Matylda wpada jednak na trop dawnej opiekunki i donosi o tym Bramowi. Wszystko wskazuje na to, że wraz z ponownym pojawieniem się Ellen zaczynają się powtarzać dawne zbrodnie sprzed lat. Tkwi w tym wszystkim jakaś straszna tajemnica, która zaprowadzi Brama do pewnej starej wieży, uzbrojonego jedynie w krzyż, strzelbę i wodę święconą... Dobór akcesoriów przypadkowy? Bynajmniej... A nasuwające się z owym ekwipunkiem skojarzenia są niestety przerażająco trafne.

Muszę przyznać, że bardzo sceptycznie podchodziłem do tej lektury... Pomysł nawiązania do dzieła życia Brama Stokera, a także koncepcja jego prequela, w którym postać Stokera jest jednym z bohaterów wydawał mi się być fatalny i z daleka cuchnący tanią szmirą. Niniejszym odszczekuję to i odwołuję wszystkie pierwotne obiekcje! :)


Lektura wciąga i zdecydowanie wpisuje się w wampiryczną konwencję klasycznego "Draculi". Zaskakujące jest tutaj zwłaszcza to, że - jak się okazuje - thriller gotycki może być bardzo ciekawym wstępem do klasycznego horroru, który jest jednym z fundamentów horroru pojmowanego jako odrębny gatunek literacki. Obydwie historie są ze sobą mocno związane i ze zdumieniem przyznać muszę, że "Dracul" osiąga swój cel, a jest nim próba wykazania kim tak naprawdę był Dracula i jak to się stało, że Bram Stoker zaczął w ogóle spisywać tę historię. Wszystko to oczywiście fikcja literacka, ale jest to fikcja tak misterna i tak wiarygodna, że śmiało można przymknąć na ową fikcyjność oko. Ostatecznie bowiem w każdej książce liczy się dobra historia, a "Dracul" z całą pewnością taką właśnie historią jest.


Nie wiem na ile ta książka to dzieło Dacre Stokera, a na ile J.D. Barkera, ale podejrzewam, że ten drugi wykonał tu jednak większą część roboty. Sądzę tak dlatego, że jest tu zbyt wiele znaków charakterystycznych Barkera, aby móc sądzić inaczej: sposób budowania historii, jej konstrukcja (listy, wspomnienia, narracje trzecioosobowe) i niebanalne, nieoczywiste zakończenie. Jak dla mnie czuć w tym wszystkim Barkera na kilometr - co oczywiście znakomicie robi całej książce :)

Wniosek z tego wszystkiego taki, że czasem warto jednak powrócić do czegoś, co uznawane jest powszechnie za klasykę i trochę jednak w tej klasyce pogrzebać, a nawet dopisać do niej własną część całej historii. "Dracul" bardzo fajnie uzupełnia, a z drugiej strony wprowadza w "Draculę" Stokera. Tak więc dla fanów mocnych wrażeń z transylwańskimi krwiopijcami w rolach głównych książka ta powinna być pozycją absolutnie obowiązkową.


Polecam!

Książka zrecenzowana dzięki uprzejmości Księgarni taniaksiazka.pl


#Dracul #DacreStoker #JDBarker #TaniaKsiążka #bloggujezTK