Tytuł: Demony Leningradu
Cykl: Demony (tom 1)
Autor: Adam Przechrzta
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Data wydania: 08.04.2019r.
Liczba stron: 432
Historia wprost z Matuszki Rosiji.
Fantastyka w wydaniu komunistyczno-kanibalistycznym ;) Adam Przechrzta zabiera nas w podróż do oblężonego przez Niemców w czasie II Wojny Światowej Leningradu. Lecz nie tylko – odwiedzimy także nie tak bardzo od linii frontu odległą Moskwę. Centralną postacią opowieści jest major Razumowski oraz sekta, którą ma za zadanie rozpracować i zlikwidować. Wszak wszelkie ideologie odchodzące od tej jedynie słusznej są w ZSRR niedopuszczalne. Problem jednak w tym, że przeciwnik jest świetnie zorganizowany i dobrze zakamuflowany, a Razumowski odkrywa w trakcie śledztwa coraz więcej trupów na swojej drodze…
Ciekawa opowieść, chociaż momentami chyba przekombinowana. Adam Przechrzta świadomie podjął ryzyko napisania niniejszej powieści (otwierającej zresztą pewien szerszy cykl literacki). Ryzyko to sprowadza się do konieczności pogodzenia ze sobą realiów II Wojny Światowej ukazanych z perspektywy Sowietów z wątkiem potężnej sekty, która swym charakterem nie tylko odstępuje od wartości komunistycznych, ale także zahacza ideologicznie i sprawczo o wątki nadprzyrodzone. Ryzykowna próba… Względnie udana, aczkolwiek nie w każdym elemencie.
Major Razumowski to interesująca postać. Niby komunista, trybik w machinie miażdżącego wszelki opór reżimu, karierowicz, a jednak człowiek mający pewne własne zasady, które przydają mu pewnych cech prawdziwego człowieczeństwa. Nie jestem pewien, czy major wzbudzi sympatię wszystkich czytelników, lecz z pewnością nie sposób odmówić autorowi ciekawego pomysłu na tę postać.
Główny wątek fabularny – prócz majaczących na horyzoncie Niemców i wojennej grozy na leningradzkich i moskiewskich ulicach – to sekta kanibali. Zwą samych siebie „Doskonałymi”. Na ich trop naprowadzają informacje o handlu ludzkim mięsem (!), jednak w toku wydarzeń cała sprawa staje się coraz bardziej skomplikowana. Doskonali wierzą, że spożywanie „ludziny” oraz poddanie się i zwalczenie przez członków sekty specyficznej, celowo wywoływanej choroby, może ich obdarzyć długowiecznością oraz konieczną do przejęcia władzy nad ludzkością mocy. Co gorsza, członkowie sekty – która jest wynaturzeniem nie tylko jak na sowieckie „standardy” – ukrywają się na wysokich stanowiskach w sowieckich strukturach władzy, co nie ułatwia ani śledztwa, ani zwalczenia problemu jaki stanowią. Im bardziej Razumowski zbliża się do sedna sprawy, tym na drodze pojawia się na dokładkę coraz więcej trupów. Co więcej zaś, przy zwłokach odnajduje także powiązane z nim samym wskazówki i nawiązania do własnej osoby - zupełnie jakby ktoś celowo ni to naprowadzał go na trop, ni to łączył w niezrozumiały początkowo sposób z całą sprawą.
Im bardziej brnie się przez kolejne strony, tym jest ciekawiej. Sowiecka rzeczywistość jest ciężka sama w sobie; ciągłe zagrożenie ze strony Niemców dodaje jej tylko mroku, otrzymujemy więc w efekcie niesamowite tło fabularne całej historii. Klimat opowieści jest niesamowity. Dlatego trochę szkoda pewnych niekonsekwencji i sztucznie wyglądających zabiegów dokonanych przez autora…
Zarzut wobec książki nr 1 = niekonsekwencja w prowadzeniu akcji polegająca na nie kończeniu i nie rozwijaniu wątków i narracyjnym skakaniu pomiędzy różnymi lokacjami (Leningrad – Moskwa)… Ciężko się przez to momentami książkę czyta, można się pogubić i chwilami można się zirytować tym, że jedne wątki są zaczynane, podczas gdy wcześniejsze są jakby porzucane w połowie… Pojmuję cel autora (ukazanie skali problemu jaki stanowią Doskonali i wskazanie na to, że macki sekty sięgnęły sowieckiej stolicy), jednak według mnie nie do końca fajnie to wszystko wyszło. Trochę to skakanie pomiędzy lokacjami zgrzyta… Można poza tym doznać małej konsternacji, nie wiadomo bowiem chwilami co jest fabularnie ważniejsze: śledztwo, kolejne morderstwa, czy same mordercze poczynania kanibali. Tak to przynajmniej ja osobiście postrzegam… Moje zdanie może być odosobnione i – być może – kolejne odsłony cyklu Adama Przechrzty zatrą w mej pamięci te niekonsekwencje (a może nawet je przekonująco uzasadnią), ale na chwilę obecną to o czym wyżej napisałem nie za bardzo mi się (niestety) podoba…
Opowieść ma w sobie potencjał i to potencjał naprawdę spory. Mam – jak już napisałem – na dzień dzisiejszy parę zastrzeżeń do całej historii i do sposobu jej opowiadania, aczkolwiek jestem w stanie dać temu wszystkiemu kredyt zaufania w oczekiwaniu na lekturę kolejnej części.
Dziękuję Fabryce Słów za egzemplarz recenzencki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz