Tytuł: Gałęziste
Autor: Artur Urbanowicz
Wydawnictwo: Vesper
Data wydania: 13.11.2019r.
Liczba stron: 458
Co się czai w lesie...?
Im dalej w las - tym więcej drzew. Tak mówi przysłowie. Jednakże przysłowie nie bierze pod uwagę tego, co jest wprawdzie oczywiste, ale często umyka: w lesie bywa strasznie... W lesie łatwo zabłądzić... W lesie może coś na człowieka czyhać... Polować... I niekoniecznie musi być to dziki zwierz. Może to być coś znacznie gorszego i może się okazać, że z tym "CZYMŚ" szalenie trudno jest walczyć. A co dopiero... wygrać... Przed nami "Gałęziste" - znakomity przykład (i dowód!) na to, że rodzima literatura grozy ma się dobrze i to pomimo faktu, że nie jest o niej jakoś specjalnie głośno. Głośno jednak być powinno. I to nie tylko o rodzimych powieściach z tego gatunku, ale także o jednym autorze - ów pan zwie się Artur Urbanowicz.
Przyznam szczerze, że podchodziłem do tej lektury z pewną dozą optymizmu i rezerwy zarazem,a optymizm był bardzo ostrożny. Horror (tudzież literatura grozy) w polskim wydaniu nie jest czymś, co gości na co dzień w najpopularniejszych wydawniczych mediach i/lub rozreklamowanych wydarzeniach, nawet przy okazji książkowych premier. Z jakością książek tego gatunku także bywa(ło) nad Wisłą różnie... Stąd optymizm co prawda był, ale ostrożny. No cóż... okazało się, że (w tym przynajmniej wypadku) niepotrzebnie :) "Gałęziste" ma co prawda kilka mankamentów, ale jako zwarta, spójna historia robi wrażenie i spełnia swoje zadanie: STRASZY! Końcowy clifhanger z kolei jest w stanie wbić w fotel, a to tylko podbija wartość całej książki - i to wybitnie in plus!
Rzecz dotyczy z pozoru niewinnej wycieczki warszawskiej pary na Suwalszczyznę. Ot - urlop na łonie przyrody. A i w celu naprawy tego i owego w związku dwojga ludzi, Tomek i Karolina przeżywają bowiem coś na kształt kryzysu. Jeśli przypatrzeć się przyczynom - w sumie nic dziwnego... Oboje młodzi, nabuzowani młodzieńczą energią... STOP! To opis Tomka - młodego chłopaka, który lubi się (za)bawić i (co tu kryć) ma swoje potrzeby... ;) Karolina jednak, jako praktykująca katoliczka, jest chwilami wybitnie ortodoksyjna ("siebie dam po ślubie"...). Dzielą ich też kwestie wyżej wspomnianej wiary, Tomek bowiem jest zdeklarowanym ateistą. Jak widać - łatwo nie jest... Wspólny urlop z dala od zgiełku wielkiego miasta ma pomóc obojgu naprawić to i owo.
Na miejscu okazuje się, że rezerwacja domku z przyczyn (z pozoru) niezależnych od wynajmujących nie jest możliwa. Gospodarze kierują młodych w ostatniej chwili, poniekąd zastępczo, do zaprzyjaźnionych ludzi w innej wiosce. W nowym miejscu Tomek i Karolina poznają nowych gospodarzy: ponętną Natalię (która wpada w oko Tomkowi) i jej stetryczałą babcię. Babcia wybitnie odstrasza... I w tym miejscu pojawia się pierwszy zgrzyt i lampka ostrzegawcza: gospodarze mają w domu nieboszczyka! Dziadek Natalii zmarł i jeszcze nie został pochowany. Jego doczesne szczątki wciąż znajdują się w domu... Dlaczego zatem rodzina Prusów zgodziła się przyjąć młodych pod swój dach - czy to nie dziwne?...
Od tego momentu Artur Urbanowicz stopniowo zagęszcza ("zagałęzia" ;) ) atmosferę, która staje się zauważalnie pełna wyczuwalnego napięcia. Zarówno Tomek jak i Karolina zaczynają mieć dziwne wizje, sny... Droga w lesie podczas ich samochodowych wypadów raz prowadzi ich prosto, raz jak gdyby znika... Las zdaje się ich otaczać, napierać na nich, a z każdym kolejnym dniem jest coraz gorzej. Zarówno Karolinę jak i Tomka (który wobec wdzięków Natalii nie pozostaje obojętny) prześladuje obraz mrocznej postaci, która po otwarciu oczu ma w ich miejscu żółte, ZŁE gadzie ślepia... Co się dzieje? I czy ma to wszystko jakiś związek z odstraszającym cmentarzyskiem Jaćwingów leżącym nieopodal wioski w której goszczą Tomek i Karolina?
MAM W TYM MIEJSCU NIE LADA ZAGWOZDKĘ... Aż rwę się do spoilerowania, a jednocześnie nie o spoiler mi w tej recenzji chodzi. A bez jakiegoś małego spoilera trudno będzie uchwycić sedno tej opowieści... Cóż - spróbujmy!
Sednem "Gałęzistego" jest odwieczny strach wzbudzany przez las, dzicz i wszystko to, czego jako ucywilizowany gatunek boimy się we wszelkiego rodzaju głuszy (zwłaszcza po ciemku). Artur Urbanowicz znalazł sposób na to, ażeby ten strach uwypuklić i nadać mu formę namacalnej grozy, którą po mistrzowsku powiązano z tępionymi przez Krzyżaków ludami i... z pogańską mitologią :) Co do owego tępionego krzyżackim mieczem ludu zdradzę, że chodzi o pogańskich Jaćwingów - okazuje się, że mają się całkiem dobrze i - choć ostrożnie oraz po cichu - wciąż praktykują swą wiarę i obrzędy. Co do mitologii z kolei... nie powiem nic więcej :) Zdradzenie czegokolwiek więcej w tej materii byłoby spoilerem zbyt wielkim. Sami spróbujcie zgadnąć ;) A nuż powiążecie jedno z drugim i zgadniecie w czym rzecz? :)
Artur Urbanowicz bardzo fajnie prowadzi narrację książki i jest w stanie bardzo dobrze uśpić czujność czytelnika. W momencie w którym nie spodziewamy się niczego złego - BACH! O to między innymi w tego rodzaju literaturze chodzi :) Wielkie brawa za osiągnięty efekt! Las i na pół dzikie okolice też robią swoje; głusza = zagrożenie i bardzo dobrze wysunięto w "Gałęzistym" ten pierwotny lęk na pierwszy plan. Jest się momentami czego bać!
Cała książka przypominała mi trochę (z racji leśnych możliwości zabłądzenia) "Dziewczynę, która kochała Toma Gordona" Stephena Kinga. Możecie traktować to jako zawoalowany spoiler - nie musicie; ja nic nie sugeruję ;) Wskazuję tylko na pewne podobieństwa jeśli chodzi o powieściowy klimat. Skoro przy tym jesteśmy, to zastanawiam się na ile Artur Urbanowicz inspirował się Kingiem i jego w/w książką jeśli chodzi o klimat i styl prowadzenia narracji... Ciekawe pytanie. Ja (być może trafnie) inspirację dostrzegam.
Minusy... Niestety - są. Na szczęście nie jest ich wiele. Główny i naczelny z nich to do bólu chwilami irytujące dialogi pomiędzy Tomkiem i Karoliną. Naprawdę? Musiały być chwilami tak płytkie, błahe, a przez to irytujące?... Niestety, to mi się w książce nie podobało. Podchodzę jednak do tej kwestii dość (jak na siebie) łagodnie, bo jestem w stanie dostrzec, że w pewnych momentach ta błahość i wzbudzana u czytelnika przy czytaniu dialogów w/w dwójki irytacja była celowa, a prowadzić miała do uśpienia czujności przed tym, co za chwilę w książce nastąpi. Tak więc... ok; minus jest, ale w tabeli plusów i minusów jest on do wybaczenia. Z innych mankamentach do wymienienia są jeszcze nieścisłości fabularne, ale autor sam się z nimi rozprawia i sam się w nich w posłowiu tłumaczy. I to jest uczciwe, bardzo fajne podejście do czytelnika. Dzięki za to :)
Na uwagę zasługuje w "Gałęzistym" znakomita znajomość topografii i geografii Suwalszczyzny. Sam owych rejonów co prawda nie znam, ale na pierwszy rzut oka książkowe opisy są spójne, szczegółowe, a przez to wiarygodne - a jeśli pogrzebie się trochę w sieci (to dla znudzonych ;) ), to okazuje się, że autor odwalił kawał dobrej roboty jeśli chodzi o realizm osadzenia fabuły w rzeczywistych lokacjach. Brawo!
"Gałęziste" - podsumowując WIELKIE, WIELKIE BRAWA ZA TĘ KSIĄŻKĘ DLA ARTURA URBANOWICZA! Nie spotkałem się w rodzimej literaturze z tak dobrym połączeniem grozy, horroru, mitologii słowiańskiej, pogańskich i (rzekomo) wymarłych ludów z realizmem odniesionym do rzeczywiście istniejących zakątków Polski oraz z pierwotnym lękiem jaki budzą w człowieku nieujarzmione i dzikie leśne ostępy. Ta lektura na długo zapadnie mi w pamięć. Wielkie dzięki dla autora za ten książkowy dowód na to, że rodzima literatura grozy ma coś do powiedzenia szerszemu odbiorcy :)
Książka zrecenzowana dzięki uprzejmości Księgarni taniaksiazka.pl
Więcej o książce:
https://www.taniaksiazka.pl/galeziste-artur-urbanowicz-p-1313433.html
#galeziste #artururbanowicz #taniaksiazka #horror #groza #suwalszczyzna #poganie #jacwingowie #demonyslowianskie
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz