Tytuł: Salvator
Autor: Tomasz Kozłowski
Wydawnictwo: Psychoskok
Data wydania: 16.01.2020r.
Liczba stron: 74
PRZEDPREMIEROWO
Kubistyczne tajemnice.
„Salvator” – z pozoru krótka nowela, która od a do z pełna jest jednak treści. A treścią tą są kubistyczne wariacje na temat zarówno malarstwa (którego w książce nie brak), ale także na temat opisanych na kolejnych stronach ludzkich historii, które – podobnie jak ma się rzecz w kubizmie – nacechowane są w dużym stopniu odrzuceniem zwykłych reguł rządzących ludzkim życiem.
Nowela fabularnie rozwijana jest dwutorowo – akcja książki rozgrywa się z jednej strony współcześnie, z drugiej zaś strony w przeszłości sięgającej stu lat wstecz. Wątki współczesne to głównie wstęp, a także początkowe, wprowadzające w opowieść rozdziały oraz epilog. Główną (a przy tym lwią) część książki stanowią retrospektywne wspomnienia z początków rodzenia się we Francji kubizmu, i to one są główną osią fabularną książki. A owa oś, poza wartościami z przyczyn oczywistych malarskimi, pełna będzie tajemnic i budzących obawy umiejętności pewnego malarza, który kilkoma pociągnięciami pędzla jest w stanie uzdrawiać… Lecz jeśli dane płótno zostanie zniszczone…
Od początku jednak. Głównym bohaterem książki jest Jacek Frontenierski, dziennikarz pracujący w redakcji „De Arte” – pisma poświęconemu sztuce. Akcja rozpoczyna się w 2012 roku wraz z otrzymaniem przez redakcję zaproszenia do Francji na obchody 100-lecia powstania kubizmu. Jacek zostaje wytypowany jako akredytowany dziennikarz na owo wydarzenie. Korzystając z okazji Jacek odwiedza we Francji dawno nie widzianego krewnego, Floriana Beterawskiego. Cztery lata później staruszek umiera, a Jacek zostaje zaproszony do Francji na odczytanie testamentu. Wujek pozostawia mu w spadku szachy, zamknięte w piwnicy obrazy oraz kilka pamiętników, które w pośmiertnym liście poleca Jackowi przeczytać w pierwszej kolejności.
Wydaje się to wszystko niewinne i całkiem zwyczajne. Wszystko to jednak do czasu gdy Frontenierski odkrywa, że przetrzymywane w piwnicy płótna są… puste. To skłania go do lektury pamiętników (od których oczywiście nie zaczął). Z nich zaś wyłania się obraz francuskiej bohemy z początków XX wieku, w których to czasach kubizm dopiero się rodził, a pewien mało znany malarz otrzymał od jeszcze mniej znanej Cyganki przepowiednię, iż stanie się za sprawą pędzla i płótna panem życia i śmierci swych bliźnich…
„Salvator” w zasadzie od tego właśnie miejsca zaczyna nabierać tempa, a wraz z nim fabularnych rumieńców, odbiegając z każdą kolejną stroną coraz dalej od racjonalności na rzecz literackich doznań z pogranicza snu i jawy, fikcji i prawdy oraz w kierunku doświadczeń wybitnie pozazmysłowych, urągających wręcz zdrowemu rozsądkowi. I w tym zdecydowanie tkwi największa siła tej książki. Tomasz Kozłowski w bardzo ciekawy operuje słowem sprawiając, że cała treść oraz fabuła są bardzo plastyczne, żywo oddziałujące na wyobraźnię. Sposób narracji sprawia, że książka – pomimo małej objętości – jest odmierzona we właściwych proporcjach; po prostu nie potrzeba tutaj więcej słów, niż zostało ich użytych. Brawo :)
W „Salvatorze” na szczególną uwagę zasługuje fantastyczne odmalowanie świata francuskiej bohemy z początków XX wieku. Wszystkie dotyczące tamtego okresu opisy są niezmiernie interesujące, żywe, a przy tym sprawiające, że czytelnik autentycznie czuje się jakby siedział we francuskiej kawiarni w oparach wina i absyntu, otoczony i pochłonięty wręcz atmosferą sztuki, która nierzadko właśnie w takich urokliwych miejscach rodziła się na oczach współczesnych. Wielkie słowa uznania z mojej strony za ten efekt :)
Nowela nie jest długa, to prawda. Jednak czasem takie właśnie krótkie utwory mają nieraz bardzo ciekawy przekaz oraz zajmującą treść. Tak właśnie sprawy się mają w przypadku „Salvatora”. Kubistyczne początki, atmosfera francuskiej bohemy, puste stuletnie płótna, życie i śmierć ludzi zależna od jednego człowieka, spadek obarczony tajemnicą, o której wiedza trafia w ręce jednego człowieka… Stron tylko kilkadziesiąt, a treści mnóstwo! Do tego wszystkiego lektura jest zajmująca, nacechowana świetnym warsztatem literackim i mistrzostwem jeśli chodzi o operowanie słowem. Czy można chcieć od książki czegoś więcej? :)
Gorąco polecam! I to tym bardziej, że Coś Na Półce miało przyjemność objąć książkę patronatem medialnym :)
Też mam za sobą tę lekturę i uważam, że jest godna uwagi :)
OdpowiedzUsuń