wtorek, 15 sierpnia 2017

Mroczna Wieża - czym innym książki, czym innym film


W miniony weekend każdy fan Stephena Kinga doczekał się tego, na co czekał latami - premiery kinowej "Mrocznej Wieży". Ok, nie każdy fan na to czekał ;) ... Wieżę można bowiem albo tylko kochać, albo tylko nienawidzić - a nie wszyscy ją kochają... Jednak to wielkie wydarzenie. Wieża to coś, co w zamyśle samego Kinga jest zwieńczeniem jego twórczości. Jego opus magnum. Choćby tylko dlatego sprawa zasługuje na to, żeby się nad nią pochylić.

Zacznijmy więc od książek :) ... Kocham ten cykl! To, co będę za chwilę pisał, na pewno nie będzie więc obiektywne - tak do końca. Trudno ;) ... "Mroczna Wieża" to coś, co jest lepsze nawet od "Władcy Pierścieni", a Tolkiena przez dłuuugie długie lata stawiałem na piedestale na miejscu nr 1. Ale kilka lat temu to się zmieniło - dokładnie w chwili, kiedy wziąłem do ręki "Rolanda" . Zakochałem się w tym cyklu z miejsca :) ... Dlaczego? Bo tam jest wszystko :) ... Inne światy, coś z samego "Władcy...", legendy arturiańskie, westernowy klimat (Roland to wypisz wymaluj Clint Eastwood z dawnych filmów Sergia Leone; sam King pisał kiedyś, że to był jego wzorzec), skakanie w czasie i przestrzeni rodem z filmowej trylogii "Powrót do przyszłości" (tam mieliśmy samochodowy wehikuł czasu - tutaj mamy drzwi między światami, kamienne kręgi i portale), multum nawiązań do współczesności ("Gwiezdne Wojny", Harry Potter")... i do innych książek Kinga :) (by tylko "Bastion" i moje ukochane "Miasteczko Salem" wymienić). I to jest coś, co powala na kolana. Wbija w fotel. Można Kingowi zarzucać, że pisał to wszystko bez ładu i składu, prawie że na kolanie, że wymyślał i dorabiał ideologię tego świata jak mu pasowało... ok. Ale całość jednakowoż wyszła :) ... I to nie byle jak według mnie. Wyszła bardzo dobrze :)

W skrócie - w centrum wszystkiego stoi Mroczna Wieża. Gdzieś na krańcu świata. I grozi jej wielkie niebezpieczeństwo. Jeśli runie... zginą wszystkie światy, a tych jest nieskończenie wiele. Ktoś to wszystko musi powstrzymać... tym kimś jest Roland - ostatni rewolwerowiec, stróż prawa i porządku, strażnik Wieży, przeklęty podróżnik w czasie i przestrzeni. Człowiek złamany po trosze przeszłością, która ciąży mu już od najmłodszych lat... (przeszłość Rolanda przedstawiono w "Czarnoksiężniku i krysztale", a częściowo również w "Wietrze przez dziurkę od klucza"). Od lat wędruje ku Wieży ścigając Człowieka w czerni. Nie może jednak wędrować i walczyć sam - po konfrontacji z Człowiekiem w czerni powołuje kolejnych towarzyszy swej wędrówki ("Powołanie trójki"). Wraz z nimi przemierza Świat Pośredni, uzupełniając ka-tet rewolwerowców o Jake'a, chłopca z naszego świata ("Ziemie jałowe"). Toczą wiele bitew ("Wilki z Calla"), przeskakują między światami ("Pieśń Susannah"), by w końcu... osiągnąć cel ("Mroczna Wieża"). Cel okupiony krwią... cierpieniem... tak, także łzami. Choć bowiem rewolwerowiec nie płacze, takie uczucia są mu bowiem z reguły obce, nie rozumie ich... to jednak płakać może za niego czytelnik. A jest nad czym... tym bardziej, że "ka"... jest kołem. A podróże w czasie i przestrzeni... sama Wieża i dotarcie do niej nie muszą oznaczać ich końca. Ten kto czytał cykl - wie o czym mówię...

Zdaję sobie sprawę, że powyższe podsumowanie 8 tomów (7,5?) jest obrazoburcze, okrojone straszliwie i nie powinno mieć racji bytu... Stąd linki do moich recenzji wszystkich tomów w akapicie powyżej. Wybaczcie te skróty... To wszystko co piszę ma dotyczyć i książek i filmu - przejdźmy zatem do tego ostatniego.

Film... wiem, budzi skrajne emocje. Czy jednak mógł zostać nakręcony inaczej? I to przy tym, uszczuplonym zresztą, budżecie? Czy dało się nakręcić coś, co było by zrozumiałe dla nie znających książek widzów, i to tak, żeby coś pojęli? Według mnie nie. Film bazuje głównie na tomach pierwszym, trzecim i siódmym. I to jest dobre rozwiązanie. Reżyser wziął z sagi to, co można było sklecić w jakąś logiczną całość i przedstawić jako dosyć czytelny obraz na ekranie. A przy tym, miejmy nadzieję, wstęp do innych, na chwilę obecną do zaplanowanych jeszcze dwóch, filmów (co zależy od wyników kasowych pierwszego, więc... lećcie do kina!). Ci, którzy liczyli na wierną adaptację pierwszego tomu... taaak, są zawiedzeni. Pamiętajmy jednak, że to jest przede wszystkim filmowa wariacja na temat alternatywnej podróży Rolanda! :) No i, jak już pisałem, musiało to wyglądać jako jakaś zrozumiała dla laika tematu całość... Czy gdybyście, znając cały cykl, poszli do kina na adaptację "Rolanda", to, powiedzcie sami, czy stawiając się na miejscu kogoś, kto Wieży nie zna... to czy cokolwiek byście zrozumieli? Albo inaczej - czy gdybyście za kilka lat poszli, po tej pierwszej ekranizacji, na filmową wersję tomu drugiego (potem trzeciego, czwartego, etc)- było by to dla Was, wciąż załóżmy nie czytających laików, zrozumiałe? Mając w pamięci wrażenia z wiernej adaptacji pierwszego tomu? Bardzo bardzo bardzo wątpię. A w zasadzie mówię wprost: nie. A zatem to musiało wyglądać na ekranie tak, jak wyglądało...

Roland, Jake, Człowiek w czerni - to główne tryby tej kinowej machiny. Matthew McConaughey tworzy show nie z tej ziemi! :) Warto było obsadzić go w tej roli! Jednak i jego, według mnie, przyćmił... Jake. Chłopak z castingu, a udźwignął cały film. To on jest tu główną postacią. I fajnie to wyszło. Dał chłopak radę. Roland... już dawno przebolałem, że gra go Idris Elba. Przekonałem się do tego aktora w tej roli w zasadzie po tym, jak sam King publicznie powiedział, że to jest ok. Skoro Mistrz to widzi - ok, dajmy temu szansę. Elba poza tym jest na ekranie naprawdę dobry. I oceniłbym tę postać wyżej, gdyby nie... odarcie jej z książkowego nimbu celu, niezłomności... filmowy Roland ma ewidentny stres pourazowy po wojnie i nie chodzi mu o Wieżę, lecz o zemstę (przy okazji - nie podobało mi się strasznie zastąpienie przyjaciół Rolanda pod Jericho Hill jego ojcem - to akurat ni w ząb mi nie pasuje...). I to jest słabe niestety... gdzieś ulotnił się trochę rolandowy duch... Idris nadrabia to całą resztą, ale... to nie było potrzebne.

Film technicznie jest ok - lecz ma braki. Ewidentnie przez cięcia budżetowe w ostatniej chwili. Jak bowiem inaczej wyjaśnić choćby to, że na rysunkach z wizji Jake'a Wieżę podtrzymują promienie, a w filmie, w dalszej części ekranowego show, ich nie ma? I Łamacze atakują nie promienie, lecz bezpośrednio Wieżę? Cięcia... one są ewidentne. Skopana jest też końcówka... i to akurat mówię obiektywnie... Po zastanowieniu... może i musiała taka być, żeby, po pierwsze, zostawić furtkę twórcom do kontynuowania historii w nowych filmach, a po drugie... żeby film był zamknięty jako jakaś całość, w razie gdyby kolejne filmy nie powstały (która to okoliczność, miejmy nadzieję, nie będzie mieć miejsca). Zastrzeżenia można by mieć też co do długości filmu. Około półtorej godziny... to może się wydawać mało. Ale z drugiej strony... tu ukłon w stronę moich początkowych refleksji o filmie... być może to też dobre wyjście, bo osnowę świata podano w pigułce, po skleceniu kilku części sagi w jedną całość, a dłuższy czas ekranowy... to mogłoby, w teorii, nużyć niezaznajomionego z tematem widza. Więc, ok - chciałbym dłuższego filmu, ale nie jest to zarzut dyskwalifikujący.

Szalenie mi się gęba rozszerzyła w uśmiechu przy mrugnięciach okiem z ekranu do fanów innych książek Kinga :) Autko rodem z "Christine", ruiny parku zabaw w Świecie Pośrednim nawiązujące do Pennywise'a i "To" :) ... Ooooch, to mi się szalenie podobało! :) Oby później było tego więcej. I oby... było jakieś "później". Planowany jest serial na bazie tomu czwartego - super. To chyba jest już nawet klepnięte. Martwiłbym się tylko o dalsze losy następnych kinowych filmów... Jeśli ludzie zmieszają to, co od kilku dni widzą na ekranie, z błotem... może być ciężko. Oby tak się nie stało... Dlatego zastanówcie się, zanim to, co zobaczycie / zobaczyliście, zmieszacie z rzeczonym błotem... I przemyślcie proszę, jeśli jesteście "na nie", to, o czym tutaj napisałem. Według mnie naprawdę nie dało się tego nakręcić inaczej... Zakładam, że czytaliście książki, a zatem wiecie - świetnie wiecie - jaki tygiel pełen chaosu zaserwował w książkach King... Ok, dla fanów to jest zrozumiałe. Ale dla przypadkowego widza nie... Kinowe ekranizacje... one są też dla tych, którzy książek nie znają. Tak działa współczesna machina komercji... I trzeba się z tym pogodzić.

Mam nadzieję, ze tych kilka słów przypadło Wam do gustu ;) Wpadajcie na bloga, jeśli macie ochotę. King - i Wieża ;) - zajmują tu od zawsze szczególne miejsce :)

Pozdrawiam!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz