poniedziałek, 4 czerwca 2018

"Trzeba długo iść, żeby dojść do siebie" - Annabelle Copenhay


Tytuł: Trzeba długo iść, żeby dojść do siebie
Autor: Annabelle Copenhay
Wydawnictwo: Psychoskok
Data wydania: 27.07.2017r.
Liczba stron: 162


Rzecz oparta na faktach.

Nie miałem jeszcze w rękach, przyznam szczerze, książki traktującej o bulimii i anoreksji oraz o problemach z nimi związanych. Przy okazji jest to kolejna książka po trosze autobiograficzna - Annabelle Copenhay to pseudonim artystyczny autorki, która niniejszą książką przelała na papier autentyczne doświadczenia z walki z własnymi wewnętrznymi demonami...

Mimo pewnego chaosu fabularnego (niestety, bądźmy szczerzy, to wada tej pozycji - sporo tutaj chaosu w fabule...) z książki wyłania się obraz tego, co z człowiekiem może uczynić jego wewnętrzny problem. Bohaterka zmaga się z zaburzeniami odżywiania, nie akceptuje siebie, nie potrafi zapanować nad własnym "ja" i, pchana przez skrajne emocje w jedną bądź w drugą stronę, gubi się w swoim problemie coraz bardziej. Dochodzi do momentu, w którym wymaga hospitalizacji... Na domiar złego diagnoza wydobywa na światło dzienne kolejną część składową problemu głównej bohaterki, którą są zaburzenia osobowości typu borderline. Okazuje się, że problem jest szalenie złożony... A jedna jego część składowa napędza w negatywny sposób pozostałe - i błędne koło bez wyjścia kręci się coraz szybciej w szalonym pędzie ku destrukcji...

Książka to, w skrócie mówiąc, opowieść o tym, że walka o samego siebie nie jest bynajmniej łatwa. W tym temacie jest dokładnie tak, jak podpowiada już sam tytuł: "Trzeba długo iść, żeby dojść do siebie". Jeśli jednak nie wyruszy się w tę drogę, to donikąd się nie dojdzie... To też ważny wniosek płynący z tej lektury. Podobnie jak wniosek drugi, zgodnie z którym szalenie istotne jest próbować zrozumieć samego siebie i określić to, co jest nam potrzebne w walce o nas samych. Bez tego ani rusz. Istotna jest też konsekwencja i trzymanie się tego, co pomaga - jeśli coś / ktoś pomaga, to trzeba się tego czegoś / kogoś trzymać. A przynajmniej warto spróbować - konsekwencja w trzymaniu się tego co dobre to już pewna szansa na to, że nie zrobi się kroku w tył. A brak kroku w tył to już mała szansa (przynajmniej w teorii) na zrobienie kroku do przodu.

"Trzeba długo iść..." jest - trochę tak w tle, historia głównej bohaterki jest bowiem najważniejsza - również gorzką refleksją o tym, że problemy i złe rzeczy nie dzieją się tylko w tzw. "złych domach", pełnych niedobrych emocji i patologii... Złe rzeczy dzieją się także w tzw. domach "dobrych". Z takiego własnie "dobrego" domu pochodzi główna bohaterka, tam zaś na porządku dziennym mamy przemoc psychiczną, chwilami niemalże fizyczną, na dokładkę zaś systematyczne burzenie w człowieku jego własnej wartości i brak zrozumienia wykluczający jakąkolwiek akceptację i wykluczający, tak szalenie każdemu potrzebne, poczucie autentycznego bezpieczeństwa... Główna bohaterka tego w domu nie ma, a szalenie tego potrzebuje... Smutne... A jednak tak bardzo prawdziwe... złe rzeczy, jak widać, dzieją się wszędzie - nawet tam, gdzie każdy jest uśmiechięty, szczęśliwy, a wszystko jest, pozornie, w najlepszym porządku.

Jeszcze jednym bardzo ciekawym wnioskiem po lekturze jest mała refleksja na temat tego, ile może dać - niezależnie od rodzaju problemu - pewien wewnętrzny, duchowy spokój, i jak bardzo jest on w stanie pomóc w przezwyciężeniu codziennych problemów. Zwykle trochę o tym zapominamy, a jednak spokój ducha to coś, czego wagi nie sposób przecenić.

Książka szalenie ciekawa i pouczająca... Polecam :)

Dziękuję Wydawnictwu Psychoskok za egzemplarz recenzencki.

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz