piątek, 26 czerwca 2020

WYWIAD Z ANDRZEJEM PILIPIUKIEM!!! :) :)


Z OKAZJI PREMIERY "UPIORA W RUDERZE" - NIESPODZIANKA! COŚ NA PÓŁCE MIAŁO WIELKĄ PRZYJEMNOŚĆ PRZEPROWADZIĆ MAŁY WYWIAD Z AUTOREM - ANDRZEJEM PILIPIUKIEM! :)


Pan Andrzej odpowie na pytania dotyczące nowej książki, opowie o swoim funkcjonowaniu w warunkach pandemii, zdradzi co nieco na temat swoich marzeń, a także uchyli rąbka tajemnicy na temat tego, czym nas literacko w najbliższej przyszłości zaskoczy. A na deser dowiemy się czegoś na temat przyszłorocznych - oby hucznych! - obchodów Dni Jakuba Wędrowycza w Wojsławicach! ZAPRASZAM! :)



COŚ NA PÓŁCE: Od kilku dni możemy już kupować „Upiora w ruderze”. Czy chciałby Pan w jakiś sposób zachęcić czytelników do sięgnięcia po tę książkę?

ANDRZEJ PILIPIUK: Gatunkowo to jest horror. Ale na wesoło. Jeśli ktoś pragnie chwili odprężenia przy lekturze, szuka historii o duchach, ale takiej, przy której chciałby się raczej śmiać niż bać, to jest pozycja dla niego. Nie jest to czysta rozrywka – osadziłem fabułę opowiadań w konkretnych epokach historycznych – pokazując ich realia i uwarunkowania. Można zatem czytać to dla rozrywki, ale także siąść i chwilę pomyśleć…


CNP: Czy premiera kolejnej książki to jakieś nowe lub inne emocje niż w przypadku Pana starszych książek? A może to za każdym razem wciąż te same uczucia?

AP: Zawsze jest to przyjemny finał kilkumiesięcznej pracy. Po latach kolejna książka nie robi już takiego wrażenia, jest traktowana raczej jak kolejny szczebel długiej drabiny prowadzącej gdzieś w górę. Z drugiej strony – piszę rzeczy na tyle różnorodne, że nie popadam w rutynę. Każda kolejna książka to pewnego rodzaju przygoda, także dla autora.


CNP: Po (świetnej!) lekturze „Upiora w ruderze” nurtuje mnie jedna rzecz… Czy zdradzi Pan, co się stało z hrabiowskimi skarbami, których muzealnik nie zdołał sobie przywłaszczyć?

AP: To dobre pytanie – niestety przypuszczam, że uwłaszczyła się na nich milicja. Znam z autopsji podobną historię.


CNP: Do „Upiora…” wracając – dlaczego nie nawiązał Pan w żaden sposób do historycznych wydarzeń z naszej dziewiętnastowiecznej historii? W książce znajdziemy nazistów, komunistów, bezmyślnego kolektywizatora, a więc, przekrojowo patrząc, mamy w książce historie wyłącznie z wieku dwudziestego (poza prologiem i epilogiem rzecz jasna). Nie kusiło Pana nawiązanie chociażby do powstań narodowych z dziewiętnastego wieku?

AP: Kusiło, tak trochę. Rozpisywałem sobie różne fabuły, ale ostatecznie do realizacji poszły tylko pomysły najbardziej udane. Te orbitujące w klimatach carskiej Rosji nie porwały mnie aż tak jak nabijanie się z hitlerowców, enkawudzistów i komuchów. Patrząc od strony czysto konstrukcyjnej, zbiorek opowiadań powinien zamykać się w zgrabną całość. Tymczasem w zasadzie w każdym opowiadaniu mamy nowych głównych bohaterów. Żeby to mocniej „pospinać”, dłużej towarzyszą nam bohaterowie drugoplanowi – duchy trzech dziewczyn, zwłaszcza najmłodszej, i stary kamerdyner Nepomucen. Nie bez znaczenia są wątki poboczne, powracające jak echo w kolejnych tekstach. Przykładem może być pośmiertna kariera złodzieja Kukuły – legenda tym silniejsza, im mniej żyjących świadków…  


CNP: W „Upiorze w ruderze” wnikliwy i wierny czytelnik Pana twórczości odnajdzie z pewnością – przynajmniej pod kątem humorystycznym – klimat nieco zbliżony do opowieści o Jakubie Wędrowyczu. Czy Jakub w najbliższym czasie powróci?

AP: Jubileuszowy, dziesiąty, tom przygód egzorcysty powoli na deskach kreślarskich. Przypuszczam, że ukaże się pod koniec przyszłego roku lub na początku dwa tysiące dwudziestego drugiego. Dowiemy się z niego, czym był Stomatologiczny Batalion Karny, będzie wyprawa po kamień fizjologiczny, tradycyjnie Bardaki dostaną łomot... Dwadzieścia – dwadzieścia pięć krótkich opowiadań. Tę formę czytelnicy lubią najbardziej.


CNP: Ostatnio wszyscy funkcjonujemy w warunkach pandemii. Czy koronawirus wpłynął w jakiś sposób na Pana twórczość? Odcisnął  na niej swoje piętno?

AP: Spadło tempo pracy – niestety szkoły były zamknięte, a dzieci w domu to trochę kula u nogi. Dokończyłem ostatnie teksty, zrobiłem redakcję, napisałem około jednej czwartej kolejnego zbioru opowiadań. Zakładałem, że na koniec czerwca będę na ukończeniu kolejnego maszynopisu – niestety figa. Reszta w zasadzie się nie zmieniła, i tak głównie siedzę w domu i pracuję. W marcu i na początku kwietnia, gdy nie wiedzieliśmy tak do końca, jakie rozmiary przybierze epidemia, było trochę nerwów. W tej chwili widać, że to nie dżuma, choć oczywiście nie wolno tego lekceważyć. Będziemy się bujali z tym draństwem jeszcze kilka miesięcy, zachoruje drugie tyle Polaków, ale liczba zgonów zapewne nie przekroczy pięciu tysięcy. Jest to doświadczenie dla naszego pokolenia na swój sposób nowe, choć dla naszych dziadków i rodziców nie. Pamiętają epidemię choroby Heinego-Medina w końcu lat pięćdziesiątych. Jej efektem było trwałe kalectwo dwudziestu tysięcy dzieci. Młodsi pamiętają grypę Hong-Kong, która zabiła pięćdziesiąt tysięcy Polaków. Korciło mnie, żeby napisać opowiadanie, w którym Robert Storm przybywa do Wenecji w przeddzień epidemii, bo jest na tropie zaginionej kompozycji Vivaldiego i nie chce odpuścić… Może kiedyś to napiszę, ale jeszcze nie teraz.  


CNP: W jednym z ostatnich wywiadów wspomniał Pan, że Pana pomysłem numer jeden na życie była archeologia. Ponieważ nie wypalił, zrealizował Pan pomysł numer trzy, którym było (i jest) pisanie. Czy zdradzi Pan, co było numerem dwa?

AP: Weterynaria. Ale najchętniej byłbym bogatym milionerem – sybarytą leżącym pod palmą, na hamaku z drinkiem w szklance. Pomysły dyktowałbym sekretarce, ona zlecałaby ich stworzenie. Miałbym dzięki temu swoje fabuły napisane przez ulubionych pisarzy i nawet bym się nie przyznawał do ich współautorstwa.  


CNP: Czy istnieje jakaś koncepcja na książkę lub opowiadanie, która za Panem chodzi, nie daje o sobie zapomnieć, ale nie została jeszcze jako pomysł zrealizowana?

AP: Ciągle dumam nad kontynuacją „Oka Jelenia”. W zasadzie nie ma to być kontynuacja tylko historia równoległa – ma się dziać w tym samym czasie co główny sześcioksiąg. Bohaterowie podejrzewali, że mechaniczna łasica kontroluje jeszcze co najmniej jedną grupę poszukiwaczy.  Wcześniej czy później trzeba będzie o tym napisać


CNP: Którego swojego bohatera lubi Pan najbardziej? I dlaczego?

AP: Fajnie wyszedł mi Robert Storm, czytelnicy też go polubili. Jestem tak trochę regionalistą, grzebię w historii moich rodzinnych Wojsławic, szukam starych zdjęć, próbuję odnaleźć dawne opisy miejscowości we wspomnieniach z czasów powstań narodowych. On działa trochę podobnie, choć szuka artefaktów ciekawych dla czytelnika, i to szuka znacznie skuteczniej niż ja. Poza tym to trochę wariat – jak ja. Doktor Paweł Skórzewski jest inny – ma bardziej ścisły umysł. Podchodzi do rzeczywistości chłodno, analitycznie. Myślę, że czeka nas jeszcze niejedna przygoda z tymi bohaterami. Jakuba ludzie lubią, bo fajnie robi zadymę, nie popuszcza i nie da sobie napluć w kaszę. Jest też nieustanym przypomnieniem, że nie ma na nas mocnych i że Polak potrafi nadupczyć każdemu wrogowi.


CNP: Czy któregoś ze swoich bohaterów lub którejś ze swoich książek Pan nie lubi lub uważa Pan, że można było wykreować tę postać lub historię nieco lepiej?

AP: W zasadzie nie mam tego problemu. Oczywiście po pewnym czasie nachodzi człowieka myśl, że w zasadzie wszystko powinno być napisane inaczej, lepiej… Ale nie zamierzam poprawiać tego, co już się ukazało.


CNP: Co i kogo czyta na co dzień Andrzej Pilipiuk?

AP: W tej chwili siedzę nad najnowszą powieścią Stefana Dardy. Bardzo zacna lektura – jeśli ktoś naprawdę lubi się bać – szczerze polecam książkę „Jedna krew”. 


CNP: Tegoroczne Dni Jakuba Wędrowycza niestety się nie odbędą (wiadomo – pandemia). W przyszłym roku przypada z kolei dwudziesta rocznica wydania „Kronik Jakuba Wędrowycza”. Czy w związku z tym możemy spodziewać się za rok hucznego świętowania, również w wakacje w Wojsławicach? Wszak okrągła rocznica zobowiązuje ;)

AP: Myślę, że koniecznie trzeba to uczcić… W tym roku planowaliśmy świętować dwadzieścia pięć lat postaci Jakuba (de facto w „Norweskim Dzienniku” pojawił się wcześniej, ale w sierpniu dziewięćdziesiątego piątego roku napisałem pierwsze cztery opowiadania o tym dziadu. Chcemy odsłonić pomnik Semena – mamy już zebrane datki od czytelników, rzeźbiarz pracuje.


CNP: Pana książki ukazują się nie tylko w Polsce, ale także na zagranicznych rynkach wydawniczych. Czy z któregoś przekładu jest Pan szczególnie zadowolony? Którą książkę Andrzeja Pilipiuka najchętniej czyta się za granicą?

AP: Pojedyncze opowiadania ukazały się po rosyjsku i litewsku. Książki o Jakubie i kuzynkach Kruszewskich były przekładane na czeski. Pierwszy tom kronik Jakuba ukazał się też po ukraińsku. Przekłady po czesku podczytywałem sobie – myślę, że są bardzo dobre. Oddają klimat i ducha mojej prozy.


CNP: Największe marzenie Andrzeja Pilipiuka to…?

AP: Pokój i dobrobyt na świecie. A jak się nie uda – zbudować własne małe muzeum w Wojsławicach. Pokazać historię naszej gminy, wyeksponować zgromadzoną kolekcję. Samych narzędzi szewskich mam ponad czterysta sztuk.  Ponadto marzy mi się wyprawa do północnego Sudanu – szlakiem zasypanych przez piaski królestw chrześcijańskiej Nubii.


CNP: Którą ze swoich książek poleciłby Pan w szczególności?

AP: To zależy, czego kto szuka. Moja twórczość jest jak pudełko czekoladek i każdy znajdzie coś dla siebie. Na wesoło – przygody Wędrowycza. Nabijanie się z komuny – cykl o wampirach z warszawskiej Pragi. Bardziej historyczno-fantastyczna – „Oko Jelenia”, „Operacja dzień wskrzeszenia”. Dla kobiet – cykl o kuzynkach. Fantastyka na poważnie – cykl „Światy Pilipiuka”. Mam i rzeczy dla bardziej wytrawnych poszukiwaczy. Wydałem dwa albumy regionalistyczne o Wojsławicach. Jestem współautorem podręcznika szkolnego „Przeszłość dla przyszłości” – przy czym nie jest to taki zwykły podręcznik, a historia alternatywna – udaje książkę szkolną ze świata, w którym Polska w pięknym stylu wygrała II wojnę światową. Na ludzi spragnionych felietonów podróżniczych o Skandynawii wzbogaconych o przemyślenia polityczno-historyczne czeka „Raport z północy” – choć ostrzegam w wielu miejscach piszę o sprawach poważnych, smutnych i tragicznych, nie jest to łatwa ani przyjemna lektura.   


CNP: I ostatnie pytanie – czym Andrzej Pilipiuk zaskoczy nas literacko w najbliższej i w tej nieco bardziej odległej przyszłości?

AP: Piszę z językiem na brodzie dwunasty zbiór opowiadań „na poważnie”. Jak wspomniałem, na deskach kreślarskich jubileuszowy, dziesiąty, tom przygód nieustraszonego egzorcysty z Wojsławic. Parę innych pomysłów kołata się po głowie


CNP: Dziękuję pięknie za rozmowę.


#upiórwruderze #andrzejpilipiuk #fabrykasłów #fantastyka #duchy







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz