czwartek, 28 maja 2020

Całopalenie - Robert Marasco


Tytuł: Całopalenie (tytuł oryginału: Burnt Offerings)
Autor: Robert Marasco
Wydawnictwo: Vesper
Data wydania: 22.04.2020r.
Liczba stron: 324



Co czyha w starym domu…

„Całopalenie” Marasco to mroczna, duszna, pełna grozy opowieść o powolnym odradzaniu się zła kosztem niewinnych istnień ludzkich, których jedyną przewiną było pozwolenie na schwytanie się w pułapkę. Ową pułapką jest stary dom i otaczająca go posiadłość. Za starymi murami na przestrzeni lat (wieków?) rozegrał się niejeden koszmar na jawie – wszystko wskazuje na to, że znów się on powtórzy…

Historia jest na początku niewinna. Rodzina Rolfe'ów mieszka na zatłoczonym Brooklynie ledwo wiążąc koniec z końcem. Każdemu z członków trzyosobowej rodziny (czteroosobowej jeśli liczyć starą ciotkę Bena, Elizabeth) przydałby się jakiś dłuższy moment wytchnienia. Okazją ku niemu może być wakacyjny wyjazd. I to tym bardziej, że nadarza się sposobność taniego wynajęcia pewnej posiadłości położonej w północnej części stanu…


Rodzeństwo Allardyce’ów wynajmujące dom jest co najmniej dziwne… To starsi ludzie, brat i siostra. Ona jest odpychająca i antypatyczna, on porusza się na wózku inwalidzkim. Niby są mili i uprzejmi, ale… od początku czuć, że coś tutaj nie gra. Wrażenie to pogłębia stan posiadłości (której bliżej jest do ruiny niż do lokum, które można zamieszkać), a także pewien haczyk w całej umowie. Owym haczykiem jest konieczność zajęcia się przez Rolfe'ów ponad osiemdziesięcioletnią nestorką rodu, która zajmuje co prawda tylko dwa pokoje i nie wymaga wiele uwagi, ale… zostawienie jej przez własne dzieci na całe lato jest co najmniej dziwne. Mimo to Rolfe'owie zgadzają się na ten warunek – Marian jest już „kupiona” całą posiadłością i nie wyobraża sobie żeby mieli z niej zrezygnować. Ben nie ma więc zbyt wiele do powiedzenia i zgadza się na zaproponowane przez Allardyce’ów warunki…


Z początku wszystko jest super. Lato, piękna pogoda, mnóstwo przestrzeni, spokój, cały dom dla czwórki osób… No, piątki – nie zapominajmy bowiem o nestorce rodu Allardyce’ów. Starsza pani jednak ani razu nie pojawia się własną osobą wśród nowych domowników. Zostawiane jej przez Marian jedzenie najczęściej pozostaje nietknięte na tacy, a zza drzwi jej sypialni słychać dziwne odgłosy… Z biegiem czasu nowi lokatorzy zaczynają mieć dziwne wypadki, halucynacje, niepokojące myśli, a Marian – która od początku zapałała do domu miłością – zdaje się być głucha na wszystko wokół, a jedyne co ją interesuje, to powolne porządkowanie, odświeżanie i restaurowanie domu. Posiadłość rzeczywiście pięknieje z dnia na dzień – tylko czy rzeczywiście jest to wyłączna zasługa Marian? Czy nie ma to aby związku z coraz gorszym samopoczuciem pozostałych domowników? O co tutaj chodzi?...

„Całopalenie” można śmiało określić jako niepokojący, duszny, mroczny horror, w którym atmosfera gęstnieje z każdym kolejnym rozdziałem zmierzając do nieuchronnego – i bynajmniej nie pozytywnego – zakończenia. Klimat powieści jest pełen nienazwanej grozy, co przy kameralnej oprawie sprawia, że efekt jest naprawdę dobry. To w zasadzie powinno wystarczyć za rekomendację – której też tej pozycji udzielam – jednak… Trzeba też uczciwie wspomnieć o minusach tej lektury.


Pierwszym i naczelnym minusem „Całopalenia” jest jego ogromna toporność i sztuczność… Nie wiem czy to kwestia tłumaczenia (książkę wydano w Polsce po raz pierwszy), czy narracja rzeczywiście jest tak ciężka w oryginale, ale nie czyta się tego całkiem komfortowo. Fabuła także nie przystaje już do obecnych czasów, próżno bowiem szukać na kartach powieści jakichkolwiek oznak współczesności. Ilustratorowi także się ode mnie dostanie – zamieszczone w książce obrazki są równie toporne jak treść… A samej treści i rozwoju wydarzeń można się łatwo domyślić i przewidzieć tym samym zakończenie na długo przed skończeniem książki.


„Całopalenie” zgodnie z opisem stawiane jest w jednym rzędzie z „Egzorcystą” i z „Dzieckiem Rosemary”. Książka należy według opisu do kanonu tzw. „złotego okresu horroru” z lat 70-tych ubiegłego stulecia. Jest to książka dobra, ale szczerze mówiąc ciężko mi pojąć stawianie jej w jednym rzędzie z dwoma wyżej wymienionymi tytułami. Jak dla mnie to zdecydowanie nie ta liga co „Egzorcysta” i „Dziecko Rosemary”. Sama osoba autora też do końca mnie przekonuje, albowiem Robert Marasco – przy całym dla niego szacunku – to przykład artysty, który odniósł jeden, góra dwa prawdziwe sukcesy. Jednym z nich jest słynna broadwayowa sztuka „Child’s Play”, drugim – właśnie „Całopalenie”. Czy powieść ta to rzeczywiście aż taki sukces? Kiedyś (w 1973 roku) być może tak. Dzisiaj… już raczej nie. Co nie zmienia faktu, że każdy miłośnik horroru powinien tę pozycję przeczytać.

Książka zrecenzowana dzięki uprzejmości Księgarni taniaksiazka.pl


#całopalenie #robertmarasco #klasykahorroru #horror #BurntOfferings






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz