Tytuł: Zatruty ogród (tytuł oryginału: The Poison Garden)
Autor: Alex Marwood
Wydawnictwo: Albatros
Data wydania: 15.04.2020r.
Liczba stron: 384
Sekta nie zapomina.
„Zatruty ogród” zaczyna się jak u Hitchcocka – od trzęsienia
ziemi ;) Za takowe bowiem należy uznać zbiorowe samobójstwo stu członków
odizolowanej od świata sekty czekającej na apokalipsę. Zgodnie z obowiązującą u
Hitchcocka zasadą potem napięcie powinno tylko wzrastać… W „Zatrutym ogrodzie”
do pewnego stopnia tak się dzieje, jednak… od Alex Marwood chyba nie
oczekiwaliśmy tego, co ostatecznie tutaj dostajemy. I w pewnym stopniu wydaje
mi się, że od tej akurat autorki należałoby chyba oczekiwać nieco więcej.
Głównymi bohaterkami książki są kobiety. Romy to jedna z
ocalałych. Sekta nie zdołała odebrać jej życia, za co dziewczyna powinna być
wdzięczna. Jednak ewidentny zespół stresu pourazowego oraz ciągły lęk o swoje
nienarodzone dziecko sprawiają, że Romy nie bardzo jest w stanie docenić swoją
drugą szansę od losu.
Kolejna bohaterka to Sarah – przepełniona smutkiem
pracownica szkoły, do której zgłasza się opieka społeczna, albowiem jej zbiegła
do sekty (i uznana za martwą) siostra pozostawiła po sobie nastoletnich synów,
nad którymi ktoś musi przejąć opiekę. Sarah jest ich najbliższą krewną. Eden i
Ilo są jednak nieco dziwni… Czy to aby na pewno tylko niegroźni nastolatkowie?
W toku czytania na jaw wychodzi wiele faktów i powiązań,
które nieuchronnie kierują ku sobie kroki głównych bohaterek. Fabuła jednak nie
jest wcale taka oczywista, albowiem dając odpowiedzi na część pytań tworzy przy
okazji kolejne… Zwłaszcza te dotyczące złowieszczej sekty. Czy jej przywódcy
rzeczywiście nie żyją? A może śledzą z ukrycia poczynania ocalałych i szykują
im niewyobrażalnie okrutną zemstę? Warto poznać odpowiedzi na te pytania!
Warstwa psychologiczna książki jest świetna – to muszę
przyznać. Dobrze skonstruowane postacie, głębia ich charakterów, ścigająca
wszystkich razem i każdego z osobna przeszłość – to wszystko tutaj jest. Sporo
dobrego robi także książce ciężki, mroczny i pełen poczucia zagrożenia klimat
powieści. Momentami jest on tak gęsty, że można by go kroić nożem (!). To
zdecydowanie najmocniejsze punkty książki.
Gdzie więc minusy? Wspomniałem bowiem, że po Alex Marwood
należałoby oczekiwać więcej… No cóż… Przede wszystkim można się tutaj doczepić
tego, że w książce w zasadzie brak jest jakichś spektakularnych zwrotów akcji.
Twistów fabularnych po prostu się tu nie uświadczy… Można więc śmiało powiedzieć,
że thrillera w thrillerze jest tutaj nieco za mało. Fabuła przypomina raczej
trwanie w nieustannym poczucie zagrożenia i oczekiwania na to, że ktoś złapie
głównych bohaterów za gardła – oraz na to, czy się to temu komuś uda lub nie…
To zdecydowanie coś innego niż to, do czego Marwood przyzwyczaiła nas w
fenomenalnym "Najmroczniejszym sekrecie", czy też w „Zabójcy z sąsiedztwa”.
Tak więc książka z sposób nieuchronny budzi kontrowersje,
nie jest to bowiem coś stricte w stylu Marwood. „Zatruty ogród”, z racji poruszanej tematyki,
przypomina raczej coś w stylu powieści Mariette Lindstein. Od razu przy tej
okazji zaświeca się też w głowie alarmowa lampka z pytaniem, czy aby Marwood nie
kopiuje w jakimś stopniu Lindstein… Szczerze? W jakimś stopniu to niestety JEST
powtórzenie… Czy jednak dało się tego uniknąć? Nie sądzę. Wchodząc na temat
sekt pewne schematy trzeba niestety powielić.
Zdeklarowani fani Alex Marwood (do których się zaliczam)
mogą mieć problem z tą książką. Pytanie zasadnicze dotyczy w związku z tym tego,
do jakiego stopnia przyzwyczailiśmy się do dotychczasowego stylu pisarki. Jeśli
przywiązanie to jest mocne – „Zatruty ogród” może się Wam nie spodobać… Jeśli
jednak jesteście choć trochę otwarci na nowe pomysły kogoś, kogo pisarski styl
wydawałoby się znacie na wylot, wtedy ta książka ma u Was szansę.
Osobiście polecam sprawdzić w praktyce, która z powyższych
opcji okaże się Wam bliższa :)
Dziękuję Wydawnictwu Albatros za egzemplarz recenzencki.
#zatrutyogród #alexmarwood #thepoisongarden #sekta #albatros
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz